Ten fikaton ma na mnie dziwny wpływ. Wróciłam o 22 i napisałam to. Wybaczcie. I uwaga, to nie jest wcale crack!
autor:
le_mrufandom: Battlestar Galactica
postaci: Lee, Hera, OCs
ilość słów: 412
ostrzeżenia: futurefik, dziwność
CIEKAWE CZASY
Am I the witness or am I the crime,
A victim of history or just a sign of the times?
- Wujku Apollo?
Do gabinetu Lee wśliznął się promień światła z korytarza, a za nim dziecięca sylwetka. Lee nałożył okulary i z ich pomocą rozpoznał starszą latorośl Hery, z warkoczykami i zielonymi, trawiastymi smugami na kolanach i łokciach.
- Wujku Apollo? Opowie nam wujek historię?
Za starszą latoroślą czaiła się młodsza, chłopiec ze słomkowym kapeluszem, który miął właśnie w dłoniach.
- Którą historię? - zapytał Lee, odkładając pióro i odpychając się od wielkiego, sosnowego biurka, które dostał „za zasługi dla całej społeczności”.
- No, tę o znalezieniu Ziemi. Wujek opowiada ją najlepiej. Lepiej od dziadków.
O rany. Postawienie w jednym szeregu z dziadkami sprawiło, że Lee poczuł się nagle bardzo staro, tak staro, że natychmiast stracił zapał do procesu, do którego właśnie opisywał precedens.
- Opowiadałem już o tym - powiedział, przyciągając z trudem dwa kolejne krzesła. Dziewczynka rzuciła się mu pomóc. - Na pewno chcecie jeszcze o tym samym? Mam inne historie.
- Ale ta jest najlepsza - odezwał się chłopiec, siadając obok siostry.
Ta się akurat dobrze kończy, pomyślał Lee. Względnie dobrze.
Odchrząknął, klepnął się w kolano i już chciał zacząć, kiedy do gabinetu zajrzała Hera.
- Tu jesteście. A kto pomoże mi zrobić zastawę? Czemu przeszkadzacie wujkowi?
- Nie, nie przeszkadzają. Niech posiedzą chwilę. Opowiem im i wtedy ci pomogą, co?
Hera wahała się przez chwilę. Była zdecydowaną, silną i ładną kobietą, która na wszystko, co ma, zapracowała własnymi rękami. Między innymi dlatego po śmierci Billa Juniora Lee przeniósł się właśnie do niej. Nie chciał mieszkać sam w pustym domu, wolał z Agathonami.
- Dobrze - powiedziała w końcu. - Ale nie męczcie wujka za bardzo. Pracuje nad czymś.
- Nic się nie stało. Chętnie od tego odetchnę. - Lee machnął ręką. Hera uśmiechnęła się do niego uśmiechem Karla i wyszła. - No to jak, od czego zaczynamy?
- Od początku!
- Nie, nie, to by zabrało za dużo czasu.
- Od Mgławicy!
- Już lepiej. Może być od Mgławicy. Widzicie, znaleźliśmy Ziemię, kiedy Kara Thrace, która…
I urwał. Była zdrajcą i mesjaszem zarazem, miał powiedzieć, ale przecież to miał być bryk dla dzieci. Nie mógł przekazać im tej części historii, w której Kara paliła się jasno i zgasła szybko. Nie mógł im opowiedzieć o gorączce tamtych dni, o pocie i krwi, o lekceważonych rozkazach, o kompromisach, o braku precedensów i reguł, o zimnie próżni i wyciu wysiadających silników, o płonącym paliwie rakietowym, o krótkich dniach i za długich nocach, o tym, jak czuł wielkie uczucia, mówił małe słowa i nigdy nie wybaczył.
- …która była odważną i piękną kobietą - podjął - i najbardziej szalonym człowiekiem, którego kiedykolwiek znałem, odkryła, jak można nas ocalić.