Fic: Sierpniowe słońce (Dean/Castiel, PG)

Jun 08, 2014 22:21

Title: Sierpniowe słońce
Author: Gloria
Fandom: Supernatural
Paring: Dean/Castiel
Rating: PG
Words: 1603
A/N: Tytułem alternatywnym tego tekstu jest "zbyt dużo fluffa we fluffie". Nie przyjmuję zarzyganych tęczą dywanów ani nie ponoszę kosztów ich czyszczenia. Owszem, rozpoczynam coroczne przedwakacyjne czyszczenie dysku ze staroci.


- Naprawdę nie sądzę, aby to był dobry pomysł.

- Chryste, Cas, rozmiatasz demony za pomocą dłoni, a boisz się odrobiny wody?

- To nie jest odrobina wody, Dean. I nie masz racji, mówiąc, że się jej boję - Castiel ściągnął brwi. - Po prostu nie odczuwam potrzeby bliższego kontaktu.

Sierpniowe słońce wisiało wysoko na nieskazitelnie błękitnym niebie, mieniąc się w tafli jeziora oraz odbijając od ciemnej karoserii stojącej nieopodal Impali. Upał lał się z góry nieubłaganie, bez wątpienia stwarzając to popołudnie najgorętszym ze wszystkich dni tego lata. Woda w jeziorze była jednak przyjemnie chłodna, idealna wręcz na spędzenie w niej reszty wolnego czasu, jaki zyskali dzięki interwencji Rufusa podczas ich ostatniego polowania.

- Castiel, błagam. Obiecuję, że będzie fajnie. - Dean uderzył otwartymi dłońmi w taflę wody, rozpryskując ją na boki niczym pięcioletnie dziecko w wannie. Castiel jedynie skrzywił się lekko i pokręcił głową.

- Nie, Dean. Tu jest mi dobrze.

Tak, genialnie - wypluło coś cynicznie w umyśle Deana. Castiel siedział na niewielkim, choć utrzymanym w dobrym stanie pomoście, ubrany w bawełnianą, czarną koszulkę Led Zeppelinu i dżinsy. Pot lał się strumieniami z jego czoła, przyklejając ubrania do ciała, a upał wywoływał na jego policzkach niezdrowe wypieki. Dean w ostatniej chwili zdołał ugryźć się w język, aby nie wyśmiać jego zawziętości. Jeżeli naprawdę miał namówić go do kąpieli, lepiej zrobić to w przyjazny, spokojny sposób…

- Cas, jeżeli za chwilę stamtąd nie zleziesz i nie wejdziesz do wody, osobiście cię do niej wrzucę.

…lub starym, sprawdzonym sposobem Winchesterów - groźbą.

Castiel otworzył usta, chcąc zapewne ponownie odmówić, jednak zamknął je na widok napiętej miny Deana. Siedział przez moment w bezruchu, po czym westchnął i powoli wstał. Dean wyszczerzył się szeroko, obserwując, jak mężczyzna ściąga z siebie koszulkę, odkłada ją na brzeg pomostu i zaczyna mocować się z paskiem spodni. Po chwili stał już jedynie w swoich ciemnobłękitnych bokserkach, niepewnie spoglądając na taflę radośnie pobłyskującej w jego kierunku wody.

Dean podpłynął pod pomost i podciągając się lekko, chwycił jego kostkę.

- To jak będzie? - zapytał, spoglądając w górę na zdenerwowaną twarz mężczyzny. - Wchodzisz po dobroci, czy mam ci pomóc?

Cas przełknął ślinę.

- Wejdę sam. Ale możesz mi pomóc.

Dean jedynie uśmiechnął się, puszczając pomost i odsuwając się nieco, aby zrobić miejsce dla Castiela. Mężczyzna najpierw usiadł, przez co ręka Deana przesunęła się na jego łydkę, a druga dotknęła ostrożnie kolana. Po chwili wahania i nerwowych podrygów, Cas zdobył się w końcu na ostrożne zsunięcie z drewnianego podestu wprost w ramiona łowcy i chłodnej, nieco mętnej wody.

Zaskoczenie jakie pojawiło się na twarzy Castiela mogłoby niezwykle rozbawić Deana, gdyby tylko nie jednocześnie wbijające się w jego ciało z nadludzką siłą palce.

- Dean, Dean, ja nie sięgam dna.

- To dosyć głębokie jezioro - przyznał, próbując poruszyć się i dać jakiś znak, że ramiona mogą mu się jeszcze kiedyś w życiu przydać. Castiel zdawał się jednak kompletnie nie zauważać jego wysiłków ucieczki od bolesnego uścisku, nadal wpatrując się z przerażeniem w wodę.

- Dean, nie mówiłeś, że jest głębokie - zaznaczył z wyraźnym wyrzutem w głosie.

- Gdyby było płytsze, nie moglibyśmy w nim swobodnie pływać - stwierdził spokojnie, porzucając nadzieje na wyrwanie się z morderczego zatrzasku i zamiast tego opiekuńczo objął talię Castiela jednym ramieniem, drugim pomagając sobie utrzymać ich obu na powierzchni. - Cas, co się z tobą dzieje? Przecież sam powiedziałeś, że nie boisz się wody.

Castiel posłał mu dziwne spojrzenie, po chwili ponownie opuszczając je kontrolnie na jezioro i mamrocząc coś niewyraźnie pod nosem. Na prośbę Deana, aby powtórzył, westchnął z rezygnacją i syknął niewiele głośniej, lecz wystarczająco wyraźnie, aby można było wyłapać sens słów:

- Ja nie umiem pływać.

W pierwszym odruchu Dean chciał jeszcze raz poprosić go o powtórzenie, bo jak to „Cas nie umiał pływać”? Po chwili jednak odpowiednie klapki zaskoczyły w końcu w jego mózgu.

Oh.

Cas nie umiał pływać.

Właściwie, dlaczego miałby umieć? Przez ponad dwa tysiące lat był cholernym aniołem pańskim. W jego codziennym rozkładzie zajęć, między usuwaniem z powierzchni ziemi miasteczek a wyciąganiem łowców z piekła, nie leżały raczej zajęcia nauki pływania. Dean również nie potrafił wyobrazić sobie Gabriela jako kogoś cierpliwie uczącego pływać małego, ubranego w niebieskie, dmuchane rękawki Castiela w jednej z sadzawek w niebie któregoś z ich braci.

Gabriel dużo bardziej pasował mu na tego, który bezceremonialnie strąca wystraszonego Casa z chmurki, aby biedak szybciej opanował latanie.

Będąc nagle dużo bardziej świadomym obaw Castiela przed wejściem do jeziora, Dean zacisnął mocniej oplatające talię mężczyzny ramię, przyciągając go jak najbliżej siebie, po czym zaczął powoli płynąć, praktycznie holując go za sobą.

- Dean, co robisz? - zapytał szybko Castiel, nie próbując jednak wyrywać się z bezpiecznego uścisku, czy rozluźnić nadal wbijających się w ramiona mężczyzny palców.

- Szukam gruntu.

Po krótkiej chwili dosyć powolnego przez dodatkowy bagaż przemierzania jeziora, Dean w końcu wyczuł pod stopami miękką strukturę piasku i mchów, tworzących dno. Woda sięgała mu jedynie trochę powyżej pępka, co dawało idealną wysokość na pierwszą w życiu Castiela lekcję pływania.

- Okej, tutaj możesz stanąć - oznajmił, po czym uśmiechnął się pogodnie, próbując dodać otuchy nadal niepewnemu przyjacielowi.

Castiel puścił w końcu ściskane przez cały ten czas ramiona Deana, samodzielnie stając na ziemi.

- Dziękuję - wymamrotał po chwili. Jego dłonie, jakby bez większej kontroli umysłu, delikatnie dotknęły tafli wody i ostrożnie poruszyły się po jej powierzchni.

- Uspokoiłeś się?

- Tak.

- Dobra, to teraz spróbuj się położyć.

Głowa Castiela poderwała się gwałtownie, a jego niebieskie oczy przeszyły Deana na wylot.

- Położyć się? - sapnął zaskoczony, odsuwając się nieznacznie w tył, gdy Dean wyciągnął rękę i spróbował chwycić jego własną. - Dlaczego miałbym się położyć?

- Bo pierwszym krokiem nauki pływania jest opanowanie unoszenia się na wodzie - oznajmił mężczyzna, łapiąc w końcu rękę Castiela i przyciągając go bliżej siebie, w stronę głębszej wody. - Nie rób takiej miny. To łatwiejsze niż ci się zdaje - dodał, widząc jak na twarzy towarzysza pojawia się ten sam wyraz jak niegdyś w trakcie spotkania z Chastity. - Po prostu spróbuj się odprężyć i zwyczajnie połóż na wodzie.

Castiel jednak ani drgnął. Przeciwnie, zamiast podążyć za nim, odwzajemnił ucisk na ręce Deana, upewniając go, że trochę anielskiej mocy jednak w nim pozostało.

Tym razem to Dean westchnął, zatrzymując się i odwracając do spłoszonego mężczyzny.

- Ufasz mi? - zapytał spokojnie, znajdując spojrzenie niebieskich oczu.

- Wiesz, że tak - odparł bez wahania Castiel i Dean poczuł, jak coś w jego żołądku zaciska się nagle, wysyłając lekki dreszcz po grzbiecie bez względu na to, że temperatura tego dnia przekraczała prawie skalę termometrów. To nie tak, że spodziewał się innej odpowiedzi - Castiel wiele razy udowodnił już, jak bardzo mu ufa, chociażby godząc się dla niego zbuntować przeciw całym niebiosom czy nawet zginąć. Jednak ta pewność i czysta wiara w jego głosie zadziwiały. Może nawet lekko przerażały.

To nie był jednak ani czas, ani miejsce na roztrząsanie takich rzeczy.

- Dobrze - odezwał się po nieco za długiej, aby mogła być uznana za nieznaczącą, ciszy. Odchrząknął, próbując dodać sobie odwagi i otrząsnąć się z nagłego zawieszenia. - Więc chwyć mnie za szyję.

Castiel posłusznie objął ramionami szyję Deana, gdy ten pochylił się ostrożnie i zanurzył ręce w wodzie. Jedna z nich znalazła swoje miejsce na plecach Casa; druga po wewnętrznej stronie jego nóg, na zgięciu kolan.

Dzięki otaczającej ich wodzie uniesienie Castiela nie było procesem ani trudnym, ani męczącym. Cas wydał z siebie krótki dźwięk zaskoczenia, nie wyrywając się jednak. Dean przez chwilę jedynie trzymał go tak, uśmiechając się głupkowato, póki nie oberwało mu się jednym ze sławniejszych potępiających spojrzeń, jakie mężczyzna podłapał od Sama.

- Okej, już - mruknął, po czym schylił się, powoli kładąc go na powierzchni wody. - Rozprostuj nogi i nie garb się. Po prostu złap poziom. I, na rany Chrystusa, nie bądź taki spięty.

Castiel zaciskał palce na każdym centymetrze skóry rąk Deana, jaki tylko zdołał złapać, jakby były one ostatnią rzeczą, która utrzymuje go od zapadnięcia się w wielką, nieznaną otchłań.

- Dean, Dean!

Dean pochylił się nad nagle niezwykle ruchliwym przyjacielem.

- Powiedziałeś, że mi ufasz.

Castiel posłał mu spojrzenie, którego Dean nie potrafił rozszyfrować, po czym odetchnął i pozwolił mu ułożyć się na powierzchni wody.

Dean powoli wysuwał ramiona spod ciała Casa, cały czas będąc jednak blisko i nieustannie zapewniając go o tym, dodając otuchy.

I, o mój boże, niech ktoś tylko powie, że Castiel nie był wtedy piękny, leżąc na tafli mieniącej się wody jeziora, lekko zdenerwowany i prawie całkowicie nagi. Dean z lekkim niepokojem zauważył, że wydaje się być nieco zbyt szczupły, bo z łatwością mógł policzyć wszystkie odznaczające się na jego jasnej skórze żebra. Cóż, systematyczne tracenie swoich mocy i zdolności nie może mieć w końcu dobrego wpływu na stan zdrowia…

Całkowicie puszczając Castiela i odsuwając się kawałek, Dean uśmiechnął się szeroko.

- Widzisz, Cas? - odezwał się, obserwując, jak słońce sprawia, że niebieskie oczy mężczyzny są prawie kompletnie błękitne. - Mówiłem, że to nie takie trudne.

Castiel również pozwolił swoim wargom wygiąć się w lekki uśmiech.

- Pływam - obwieścił z dumą, wpatrując się w bezchmurne niebo.

- Technicznie to to raczej nie jest jeszcze pływanie…

- Pływam - powtórzył, kompletnie ignorując wtrącenie Deana, na co ten jedynie parsknął krótkim śmiechem.

- Tak, pływasz, Cas - powiedział z najdelikatniejszą nutką sarkazmu, na jaką tylko było go stać.

Castiel zamilkł na chwilę, eksperymentalnie poruszając ramionami, po czym delikatnie przekręcił głowę, spoglądając na obserwującego jego poczynania Deana.

- Mógłbyś jednak nigdzie nie odchodzić, Dean?

Dean nieznacznie pokiwał głową.

- Nie mam zamiaru, Cas.

***

- Boże, Dean, nigdy więcej nie dam ci go nigdzie zabrać samemu. Nigdy!

Cas syknął z bólu, gdy dłoń Sama dotknęła jego czerwonych ramion, delikatnie rozsmarowując po nich zimny krem. Całe plecy piekły go niemiłosiernie. Zacisnął jednak zęby, próbując nie krzywić się zbytnio. Sam miał już wystarczająco amunicji, aby wykopać Deana tej nocy z domu i zmusić do spania na ciasnych siedzeniach Impali.

- Chryste, przecież nie zrobiłem tego specjalnie! - żąchnął się Dean, na własną rękę próbując poradzić sobie z tubką kremu. - Skąd miałem wiedzieć, że ten olejek nie był wodoodporny?!

supernatural, dean/cas, pg, fic

Previous post
Up