1. Dla Sahary
saharaamFriday Night Lights
Don Billingsley, Brian „Chavo” Chaves, Mike Winchell, Ivory Christian, James „Boobie” Miles
Piłka, katar, Don po awanturze z ojcem, ogólne rozładowywanie emocji.
1482 słowa. Drabble razy 15 i chyba pierwszy polski tekst do FNL. Tak jakoś... wyszło.
Wybacz Sah, wyszedł mi fick o Milesie. I o statkach. W Teksasie XDDDD
To z winy próby doczytania "Wyspy skarbów", no.
Mielizna
Samochód podskoczył na wyboju. Z ust Dona wyrwało się przekleństwo, które zlało się z rytmem silnika. Don wcisnął hamulec; spod kół wyprysnął piasek.
Zgasił silnik.
Wysiadł z samochodu, wrzucając kluczyki do kieszeni. Brian zasalutował mu z pobliskiego murka.
- Kłopoty na okręcie, co? - stwierdził Chavo.
- Statek tonie, kapitanie - odparł, zatrzaskując drzwiczki. - Szczury uciekają.
Ruchem głowy Brian wskazał miejsce obok siebie.
- Wskakuj do szalupy - mruknął, wyciągając w jego stronę puszkę z colą. Don przysiadł na murku obok niego.
Okołostatkowe pogadanki stosowali już w dzieciństwie, gdy w kącie szatni, w przerwach między treningami poczytywali „Wyspę skarbów”. Don musiał uczciwie przyznać, że była to jedna z niewielu nadobowiązkowych książek, jakie przeczytał w wypełnionym footballem życiu (głównie dlatego, że ostatnie co kojarzyło mu się z boiskiem, to ocean) i gdyby nie Chavo, byłoby ich pewnie znacznie mniej. Chavo chciał wtedy zostać kapitanem. Don piratem. W końcu umówili się, że kiedyś uciekną z Odessy, kupią statek i będą ograbiać lotniskowce.
Z biegiem czasu ze statku zrobiły się dwa samochody; choć Brian wciąż nazywał swój „Yellow submarine” a na tematy morskie wchodzili zawsze, gdy ostatnim, o czym chcieli rozmawiać był football.
- Co tym razem? - spytał w końcu Brian, przerywając ciszę.
- To co zwykle. Dwa piwa, flaszka, pogadanka o synu nieudaczniku i pieprzonym życiu. - Don roześmiał się nerwowo. - Wrócę zbierać go z zarzyganej podłogi. To już prawie jak rodzinna tradycja.
Brian milczał. Z doświadczenia wiedział, że ostatnie czego chce Don to współczucie. W końcu klepnął przyjaciela w ramię, wskazując znacząco na puszkę z colą.
- Stary... Marny byłby z ciebie psycholog. W takich chwilach daje się człowiekowi whisky i colta z jedną kulą.
Chavo filozoficznie wzniósł oczy ku niebu.
- Jestem tylko szalupą ratowniczą na wielkim oceanie życia.
- Bycie poetą też nie jest twoim powołaniem.
Chavo potrząsnął puszką i wzruszył ramionami.
- Dlatego zostanę prawnikiem.
- Uwielbiam cię, stary.
- Wiem.
*
- Oho, Titanic nadciąga. Czy jest góra lodowa na horyzoncie?
- Nie ma takiej góry, która staranowałaby ten Titanic, Chavo.
- To może kiedyś ustrzeli go jakiś U-boot.
Boobie biegł, ze swoim nieśmiertelnym walkmanem na uszach, w nieśmiertelnych czarnych Nike’ach i tradycyjnie bez koszulki, bo za jego świecącą od potu klatą oglądała się połowa dziewcząt w Odessie. Don już dawno doszedł do wniosku, że wielkie jak ocean ego Milesa nie mieści się w jego czarnym ciele i po prostu musi wyciekać na zewnątrz.
- I zboczył z wód neutralnych. - Brian odstawił puszkę na murek. James Miles przystanął i oparł dłonie na kolanach, łapiąc oddech.
- Cześć, księżniczki. Może ruszycie tyłki z murka, zanim wam się cegły odcisną?
- Też nam miło, Boobie.
Miles całkowicie zignorował wypowiedź.
- Słuchajcie, panienki. Boisko przy Chelsea Street. Za godzinę. Boobie Miles będzie dawał wszystkim dokoła w dupę. Kto się nie cyka, niech się stawia. A ty Billingsley wyglądasz na takiego, któremu przyda się rozładowanie nerwów.
Dla dodania wydźwięku swoim słowom, James uderzył pięścią o otwartą dłoń. Don ostentacyjnie rozsiadł się wygodniej na murku, opierając się o ramię Chavesa.
- Chyba nie skorzystamy, Boobie.
- Dobrze nam tu razem, w samotności - dodał Chavo tonem wyraźnie mówiącym, że obecność Milesa i jakiejkolwiek części jego ego jest w okolicy niewskazana. Murzyn wzruszył ramionami i zebrał się do odejścia.
- Księżniczki... - Boobie zatrzymał się w pół kroku. - Czy wy jesteście gejami?
- Jasne, stary. - Twarz Briana rozszerzył uśmiech. - Dlatego gramy w football.
- Uwielbiam, jak leci na mnie dwunastu chłopa w ochraniaczach cięższych niż zawodnik.
- Jest sadomasochistą - wyjaśnił Chavo, wskazując podbródkiem na Dona. W odpowiedzi Don uraczył go najszerszym ze swoich uśmiechów.
Mina Milesa wyrażała absolutne zniesmaczenie. A potem włączył walkmana.
- Do zobaczenia na boisku, księżniczki. Jak już się sobą nacieszycie.
Brwi Briana powędrowały do góry.
Don był niemal pewny, że na pierwszym przedsezonowym spotkaniu, cała drużyna będzie na nich patrzeć jak na dwie żyrafy w zoo. Miles cieszył się subtelnością toczącego głazu i takim samym wyczuciem ironii.
*
Kiedy Don zaparkował samochód koło zwykłego, szkolnego boiska, zobaczył Ivory’ego promieniującego jak zwykle spokojem statuy wolności. Skinął nieznacznie głową na ich widok.
- Czołem wielkoludzie.
Na murawie za płotem Boobie Miles ćwiczył skłony (oczywiście bez koszulki), a w pewnej odległości od niego stał wyraźnie niezadowolony z towarzystwa Mike Winchell.
- O, jednak znudziło wam się gruchanie? - rzucił Miles na ich widok. Mike posłał im pytające spojrzenie, które Don zbył uśmiechem wyrażającym co myśli o sposobie działania mózgu Jamesa i jest w tym jakiś paragraf o graniu bez kasku.
- No. - Boobie podskoczył. - To jesteśmy wszyscy.
- Zaraz... - Chaves rozłożył ręce. - Trening? Chcesz trenować w pięć osób?
- A co, nie dacie mi rady, księżniczki?
Ivory uniósł jedną brew. Boobie wydobył z torby piłkę footballową i podrzucił ją kilka razy tuż przed nosem Dona.
- Zasada jest prosta. Pieprzymy swoje pozycje. Kto ma piłkę, ten ma władzę. Kto dobiegnie z nią do linii boiska, rządzi. I nie liczcie, że to będziecie wy.
Chavo przewrócił oczami. Don ukrył śmiech pod przykrywką nagłego ataku kaszlu. Przeziębiony Mike zatęsknił za swoim łóżkiem. Przyklęknął, zawiązując porządnie sznurowadła.
- Też was w to wciągnął - mruknął, wyraźnie przez nos. - Bo mnie prawie siłą wywlekł z domu.
- Na to wygląda. - Chavo zerknął na podskoki czołowej gwiazdy Mojo Permian Panthers. - Boobie jest nadpobudliwy, o ile nie wyżyje się na boisku.
- On zawsze jest nadpobudliwy - poprawił go Don.
- Ktoś mu powiedział, żeby odstawił kawę?
- Panowie. - Don przekręcił czapkę daszkiem do tyłu. - To będzie trudne zadanie. Ale pierwszemu, kto dziś wsmaruje buźkę Milesa w trawnik, stawiam piwo.
- Dwa - mruknął Ivory. Don wzruszył ramionami.
- Okej, i dorzucam pepsi.
Kącik ust Ivory’ego drgnął w próbie uśmiechu.
- Popatrz. Prawie umiesz, jak się postarasz.
Ivory był maszyną do gry. Wysoki, postawny i milczący, zawsze wyglądał jak pozbawiony mięśni twarzy.
Boobie kojarzył się Donowi z czołgiem. Parł do przodu, taranując wszystko na swojej drodze i świecił na prawo i lewo swoją lufą.
Donnie z całą siłą pojął słuszność swojego skojarzenia, gdy Boobie ściął go z nóg i wsmarował w murawę. Zapłonął też nagłą miłością do brakujących ochraniaczy. Piłka potoczyła się po trawie.
- Nie no, Billingsley, i ty jesteś runningbackiem? Chyba tylko w snach tatusia.
Za plecami Milesa Chavo wyglądał jakby miał zamiar zatłuc go czymś ciężkim. Don usiadł na trawie, posyłając przyjacielowi ostrzegawcze spojrzenie.
- Gracie jak baby! Powinniście być cheerleaderkami.
- Bo ty, Miles, wystarczysz przecież za całą drużynę - warknął Chavo, podając Donowi rękę. - My robimy za sztuczny tłok.
- Ja zdobywam punkty, wy osłaniacie mi tyłek, taka prawda.
- I trzeba nas czterdziestu czterech, by ochronić twoje wybujałe ego. Nadajesz footballowi nowe znaczenie.
Miles uniósł ręce w geście wołania o pomstę do nieba. A potem chwycił piłkę i rzucił w nią Mike’a, który poczuł jak to jest dostać z tego kawałka skóry prosto w żołądek.
- Grajcie. I nie jak cioty, Billingsley, Winchell jest dwa razy mniejszy od ciebie, a pewnie i on zabrałby ci piłkę. A ty co, Chaves. Mocny w gębie, zostań komentatorem. Winchell przez ten swój katar, nie zauważyłby nawet pędzącego w jego stronę stada Carter Cowboys.
Mike łypnął groźnie znad chusteczki.
- ... A co dopiero jednej małej piłki... - ciągnął niezrażony. - Billingsley, przyklej się do tej piłki jak ślimak do płota. Wyobraź sobie, że to twój ukochany kotek, a Ivory to wygłodniały buldog, no, Ivory, wyglądaj groźnie; i bij, zabij gnoja!
W odpowiedzi na twarzy Ivory’ego pojawiło się coś na kształt uśmiechu.
Boobie złapał piłkę.
- A teraz panienki, pokażcie, że umiecie choć biegać.
Gdyby Don miał powiedzieć, dlaczego gra w football, bez namysłu powiedziałby: ojciec. Jako syn byłej gwiazdy Permian Panthers nie miał właściwie zbyt wielkiego wyboru, zwłaszcza gdy Charles od lat próbował przelewać na syna przerwane kontuzją ambicje sportowe.
Czasem Don żałował, że nie spełnił rzuconej kiedyś Brianowi obietnicy; zaciągnie się do marynarki wojennej i zamiast z piłką będzie biegał z mopem po pokładzie.
Po głębszym zastanowieniu dochodził jednak do wniosku, że nie umiałby żyć bez emocji panujących na boisku.
Jakimkolwiek boisku.
Don obejrzał się za siebie i natychmiast pociągnął Briana za ramię.
- Jezu, z drogi! - krzyknął. - Mike, padnij!
Ivory biegł niczym taran. Wpadł w plecy Milesa, złapał upadająca piłkę i ruszył dalej, nim Boobie zdążył uderzyć w ziemię z głuchym jękiem.
Po wszystkim, gdy Christian zatrzymał się triumfalnie za linią, Don ściągnął czapkę i gwizdnął z podziwem.
- Ivory! Sześciopak! - wrzasnął, robiąc czapką młynek nad głową. - Człowieku! Kocham jak wykazujesz entuzjazm!
Christian stojący z uniesioną w górze piłką naprawdę wyglądał jak statua wolności.
*
- No i przybiliśmy do portu.
Don zatrzymał samochód przy chodniku przed domem Chavo.
- Myślisz, że ile zajmie Milesowi dojście do siebie?
- Stary. Jego ego wpadło na rafę.
Brian westchnął.
- Czyli góra ze dwa dni...
Chaves otworzył drzwi i wystawił nogi na zewnątrz. Don przekręcił kluczyk w stacyjce.
- Wracam zawinąć do portu. Zbierać wrak z mielizny.
- Wiatru w żagle. I, stary... Nie daj się zatopić.
Don rozłożył ręce.
- Hej, czy ja wyglądam na pierwszą z brzegu szalupę?
- Nie. Raczej jak przeciekający tankowiec.
- Dzięki...
*
Otworzył drzwi i niemal na palcach wszedł do domu. W progu kuchni potknął się o leżącą butelkę. Stłumił przekleństwo. Po tym jak Don wyszedł, trzaskając drzwiami, Charles musiał malowniczo osiągać dno.
Chwycił butelkę i zdeptaną puszkę.
- Zalany w trupa na umrzyka skrzyni - mruknął, wrzucając je do kosza i ruszając na dalsze poszukiwania. - Jo, ho, ho i butelka rumu.
Dla niewtajemniczonych ;)
Boobie Miles
http://i106.photobucket.com/albums/m259/skajuska/FNL/boobiemiles.jpgIvory kamienna twarz
http://i106.photobucket.com/albums/m259/skajuska/FNL/ivorykamiennatwarz.jpgNike
http://i106.photobucket.com/albums/m259/skajuska/FNL/niemiertelneczarnenike.jpgChavo
http://i106.photobucket.com/albums/m259/skajuska/FNL/chavo.jpgDon i Mike [z lufą]
http://i106.photobucket.com/albums/m259/skajuska/FNL/Donimike2.jpgChavo, Mike, Don
http://i106.photobucket.com/albums/m259/skajuska/FNL/koniec.jpgBillingsley senior zalany w trzy dupy na masce samochodu syna
http://i106.photobucket.com/albums/m259/skajuska/FNL/Charlesbillingsley.jpg