No i w końcu coś z Supernatural, mojej miłości od jakiegoś pół roku :) Miałam zamiar zacząć innym tekstem... ale cóż, wyszło jak wyszło. Angstowo, Sam budzi się w środku nocy, na środku autostrady, w środku wielkiego nigdzie. Impala stoi, Dean milczy. Obrazek z życia braciaków, trochę opisów nawyków, trochę ironii, trochę patosu, trochę traum łowcy.
Za pomoc w radzeniu sobie z niespodziewanymi szumami i chybotaniem dziękuję
fabberline ;)
Tytuł oryginału: Running on Empty
Autorka:
roque_clasique Link do oryginału:
roque-clasique.livejournal.com/21500.html#cutid1Zgoda na tłumaczenie: jest
Tłumacz: mitamot
W środku nocy, w drodze donikąd
Budzi go cisza.
Sam od dziecka miał problemy z zasypianiem, leżał w łóżku, gapiąc się w jakąś plamę na swoim obecnym suficie, czekając aż jego twarz się zrelaksuje, zmuszając się do regularnego oddychania: cztery wdechy, osiem wydechów. Cztery wdechy. Osiem wydechów. Naśladował pracę płuc Deana: Deana, który zawsze był blisko, zawsze zasypiał, zanim jego głowa dotknęła poduszki; miarowy świst powietrza wydobywający się z jego płuc uspokajał Sama bardziej niż mogłaby jakakolwiek kołysanka. Sam, zanim się wyprowadził z miasteczka uniwersyteckiego, miał pojedynczy pokój na swoim drugim roku w Stanford i musiał się zamienić w połowie pierwszego semestru. Kiedy był sam w pokoju, było zbyt cicho, nawet gdy włączał wiatrak. Potrzebował kogoś oddychającego obok niego, przypominającego mu jak ma oddychać samemu.
To dlatego, myśli, zawsze najlepiej sypia w Impali: warkot silnika nigdy się nie zmieniał, nigdy nie tracił rytmu i Sam nigdy nie zrywał się spięty, nasłuchując, czy aby na pewno ten ktoś w łóżku naprzeciwko niego wciąż żyje. Siedzenie pasażera nie jest zbyt wygodne, nie, odkąd Sam wyrósł ponad sześć stóp*, ale jest wciąż najlepszym łóżkiem, jakie zna, z otaczającym go warkotem drogi uciekającej pod stopami, znajomym mruczeniem silnika.
Więc to właśnie ta nagła cisza wyrywa go ze snu - napięte mięśnie i świadomość, że coś jest nie tak.
Dean siedzi obok niego, obie ręce opiera o kierownicę, ale samochód się nie porusza. Sam mruga, uświadamiając sobie, że stoją na zakręcie autostrady i kiedy się budził, poczuł jak Impala silnie szarpie z piskiem, ale to wspomnienie powoli zamienia się w tylko mgliste wrażenie światła i dźwięku.
- Dean? - pyta niepewnie.
Ten rzuca na niego okiem, starając się uśmiechnąć.
- Hej. Um. Śpij dalej.
- Gdzie jesteśmy? - dopytuje się, odklejając język od podniebienia, podciągając się i rozglądając uważnie dookoła.
- Droga 93 - wyjaśnia Dean. - Już prawie za Vermont.
- Okej - zaczyna Sam powoli. - Czemu się zatrzymałeś? Wszystko z tobą w porządku?
- Taa - odpowiada, stukając palcami prawej ręki po kierownicy. Sam widzi, że lewa dłoń spoczywa na kolanie, łokieć jest przyciśnięty blisko ciała, jakby Dean starał się nie poruszać za bardzo i czuje, jak fala poczucia winy, gryzącego jak kwas, podnosi się mu do gardła.
- Hej, bolą cię ramiona? Chcesz, żebym poprowadził?
- Nie - zaprzecza Dean, mięśnie żuchwy spinają się. - Wszystko ze mną dobrze. Śpij dalej, Sam.
- Stary - mówi Sam, zaczynając się irytować. - Jest - szarpie się z klapką komórki - jest czwarta rano. Stoimy na środku autostrady. Właśnie się obudziłem, więc możesz mi powiedzieć, co do cholery, tutaj robimy.
Dean zaciska usta, wygląda jakby miał zaraz wybuchnąć, ale potem wzdycha.
- Nie mamy paliwa.
Sam mruga.
- Co?
- Nie. Mamy. Paliwa. Tej czarnej, śmierdzącej rzeczy, która sprawia, że samochód działa? Tego. Nie mamy.
- Okej - mówi Sam. - Czekaj. Co?
- Jezu, Sam. Najwyraźniej odeszli od uczenia angielskiego w college’u, co?
- Nie. - Sam potrząsa głową. - Przepraszam. Łapię. Ja tylko… - Jest tylko tak cholernie zmęczony tym gównem. - Po prostu nie do końca rozumiem, jak to się stało. Nie byłeś… jak właściwie ty nie… - przerywa, bo wszystko, co chce powiedzieć brzmi jak zarzut. Który, dobrze, byłby właściwie całkiem na miejscu… no ale serio? Impala wydawała jeden fałszywy dźwięk, a Dean już lamentował nad jej silnikiem czy rozkładał się pod jej ciałem, grzebiąc… grzebiąc w jakiejś cholernej rzeczy, w której się grzebie, kiedy twój samochód wydaje dziwne dźwięki. „Nie ma paliwa” nie należało do przypadłości Impali w słowniku Deana.
- Jak...? - zaczyna ponownie.
- Nie byłem… byłem… nie myślałem o tym - tłumaczy Dean i Sam widzi jego frustrację, nawet w ciemnościach rozjaśnionych jedynie światłem już prawie okrągłego księżyca. - Zamyśliłem się na pięć pieprzonych sekund i…
I nagle Sam nie chce wiedzieć, nie jest w stanie słuchać, o czym jego brat myślał, ponieważ może to sobie wystarczająco dobrze wyobrazić: mógł myśleć o byciu przemoczonym wodą z brudnej przystani albo o trzasku pękającej kości i ogniu rozchodzącym się z pocisku utkwionym w ramieniu, albo o uczuciu swoich własnych palców zawiniętych wokół lufy broni, wycelowanej w czyjąś głowę, kogoś proszącego, żeby to zrobił, żeby strzelał, skończył to, zanim się zacznie…
- Hej - mówi Sam, wyciągając rękę - w ostatniej sekundzie traci odwagę i palce przesuwają się po tablicy rozdzielczej zamiast po ramieniu brata, a potem opadają bezwładnie na kolano. - Wszystko w porządku. Możemy po kogoś zadzwonić. Możemy…
- Jest czwarta rano, Sam - przerwa mu Dean, w jego głosie brzmi rezygnacja. - Utknęliśmy tu do siódmej. Równie dobrze możesz sobie zapaść panownie w cholerną drzemkę.
- Nie - protestuje. - Nie możemy stać na środku autostrady, ktoś może przejeżdżać, może w nas uderzyć… to niebezpieczne.
- Biorę to na siebie - mówi Dean. - Po prostu… po prostu idź spać, ok?
Sam otwiera usta, żeby się sprzeciwić, ale wtedy Dean cicho wzdycha, jakby nieświadomie, i Sam widzi, jak bardzo zmęczony jest jego brat - linie bólu wyryte w kącikach ust, wargi białe na krawędziach. I Sam wie, że to nie jest coś, w czym może pomóc. Wie, że może tylko wszystko pogorszyć.
Więc mówi „w porządku” i odwraca się tyłem do brata, przyciskając czoło do chłodnej szyby. Nie ma mowy, żeby zasnął. Nie tak, nie z Deanem, z jego napięciem i bólem tuż obok, nie z tym ciężkim uczuciem przygniatającym jego pierś, jakby płuca były napełnione smołą… Nie ma mowy, żeby zasnął.
To jego ostatnia myśl, zanim jego oczy się zamykają i poddaje się miarowemu unoszeniu się i opadaniu dostosowanemu do oddechu Deana siedzącego obok. Równo i czysto, tak jak bicie serca Sama.
* stopa - jednostka długości, równa 30,5 cm; 6 stóp = 183 cm. „Ponad” sześć stóp jest tu konieczne, bo Sam, a właściwie aktor grający Sammy’ego ma jakieś 193 cm.
* jak Dean nie zwrócił uwagi przez tak długi czas, że kończy mu się paliwo, nie wiem. Może po prostu zamyślony przez te pięć sekund przejechał stację, a potem jechał dalej, licząc, że trafi na kolejną? I wahadełko pokazujące ilość paliwa pewnie było mniej rzucające się w oczy niż dzisiejsze, błyszczące kontrolki…