Takiej dziwnej pary przyjaciół nawet po pijaku bym nie wymyśliła. Co to niewyspanie robi z ludzi…
Dzień szósty, 194 słowa
Głos
Sawyer ma bardzo barwny głos i chyba sam lubi jego dźwięk, skoro tak dużo mówi. Często przerywa, przesadnie coś podkreśla, parska śmiechem, szybko wyrzuca z siebie sylaby, jakby chciał, żeby słuchacze (w tym on sam) mogli podziwiać jak największe bogactwo dźwięków.
Dla Aarona Sawyer jest przede wszystkim głosem. Woli go słuchać, niż na niego patrzeć, boi się trochę widoku tego potężnego olbrzyma sięgającego niemal do nieba. Ale wygodne leżenie w kołysce i chłonięcie całym umysłem kolejnych słów, to zupełnie co innego. To jak poznawanie innego świata, pobudzanie coraz większej ciekawości.
Mama i Charlie mówią jakoś inaczej. Ich głosy są spokojniejsze, ale pod rozszczebiotanym płaszczykiem pobrzmiewa nutka strachu i Aaron to wyczuwa. Dlatego kiedy sam się czegoś boi, głośnym krzykiem domaga się Sawyera. Zazwyczaj dostaje, czego chce, przecież obóz jest mały, a olbrzymi Południowiec uwielbia wrzeszczeć na ludzi za to, że hałasują.
Kiedy za jakieś dwadzieścia lat Aaron zahaczy się się na parę miesięcy w jakimś barze w Los Angeles i będzie pewnego wieczoru (może to będzie wtorek?) nalewał whisky do kieliszka Jamesa Forda, prawdopodobnie nie spodoba mu się ten złośliwy uśmieszek, zaniepokoi pewność siebie, zirytuje treść słów. Ale to dopiero za jakieś dwadzieścia lat.