[M] Trzy momenty, w których Steven Hyde nie był swoim ojcem (i jeden, w którym był)

Feb 18, 2011 20:30

A/N: Miniaturka do That 70's Show, na punkcie którego mam ostatnio mniejszą lub większą fazę. Krótkie spostrzeżenie na temat zachowania jednego z moich ulubionych bohaterów (chociaż oni tam wszyscy są moimi ulubionymi, ale powiedzmy, że ten bardziej od innych), z jednym z moich ulubionych tematów w tle. Do 8.16, My Fairy King.



Trzy momenty, w których Steven Hyde nie był swoim ojcem (i jeden, w którym był)

1.

- Pewnie, Steven, wyjdź, trzaśnij drzwiami! Zostaw mnie, samolubny gnoju! Dokładnie to samo zrobił twój ojciec, słyszysz? Jesteś taki sam jak on! - krzyczała zawsze Edna i Hyde przez długi czas myślał, że jego matka ma rację, a on faktycznie ucieknie z Point Place przy pierwszej nadarzającej się okazji. Steven Hyde - żywy dowód na to, że uwarunkowanie genetyczne jest równie nieuchronne, co śmierć i podatki.

A jednak został (Widzisz? Nie jestem moim ojcem!), a Edna odeszła, więc może jednak się myliła - może Hyde jest kimś więcej niż tylko wypadkową błędów swoich rodziców?

2.

- Dobrej drogi - mówi jej obojętnie. Nie patrzy, jak Jackie wstaje z kanapy i prawie wybiega z domu, zapłakana. Najpierw ten cholerny list, a teraz ten cyrk, ale nie, Hyde’a to nie rusza, jest zen, stary, kompletnie zen. I tak byli razem dłużej niż się spodziewał. Z właściwą sobie wiarą w ludzi Hyde czekał na koniec swojego związku z Jackie już od jakiegoś czasu. Świadomie, nieświadomie, cholera wie - w każdym razie sam się dziwił, jak bardzo się nie dziwi.

I znowu Hyde zostaje (Widzisz? Nie jestem taki jak Bud!) - na swoim krześle, w piwnicy Formanów, w Point Place, generalnie w tym samym miejscu, w którym jest od lat - a Jackie trzaska drzwiami i odchodzi, więc może jednak Edna się myliła - może Hyde wcale nie musi iść w ślady faceta, o którym przez całe życie myślał, że jest jego ojcem?

3.

- I co, Hyde, nie masz mi nic do powiedzenia? Nie odwracaj się, kiedy do ciebie mówię, słyszysz? Hyde! Cholera jasna, nie waż się wyjść przez te drzwi…! - wrzeszczy Sam i Hyde staje w progu, sparaliżowany. Odwraca się powoli w jej stronę, spokojnie, jakby od niechcenia, całkowicie zen, stary, zupełnie zen.

- Okej.

Siada z powrotem na swoim krześle i wbija wzrok w ekran telewizora (lecą Aniołki Charliego, więc jest przynajmniej na czym oko zawiesić). Sam patrzy na niego z niedowierzaniem, otwiera i zamyka usta jak ryba wyjęta z wody, po czym odwraca się na pięcie i idzie na górę, trzaskając drzwiami od piwnicy z całej siły. Hyde nic nie mówi, ale też nie wychodzi (Widzisz? Nie jestem taki jak Bud!).

I ostatecznie to Sam go zostawia, więc może jednak Edna się myliła - może Hyde naprawdę ma szansę być kimś lepszym niż ona i Bud razem wzięci?

4.

(- Steven, proszę cię, poczekaj, daj mi wytłuma… - Hyde wybiega z hotelu, nie oglądając się za siebie. Trzęsie się z wściekłości - serio, stary, tylko z wściekłości - i ledwo trafia kluczykiem do stacyjki. Po chwili udaje mu się zapalić silnik, a El Camino rusza z cichym pomrukiem. Hyde nie będzie palił gumy i odjeżdżał z piskiem opon, nie warto.

Maca drżącą ręką radio, pieprzone pokrętło… Potrzebuje muzyki, potrzebuje rocka, potrzebuje grzmotu perkusji i przeszywającego mózg dźwięku elektrycznych gitar, czegoś, co zagłuszy jego własne myśli. Wszystko, żeby tylko nie słyszeć, jak Edna w jego głowie śmieje się złośliwie:

- Widzisz? Jesteś zupełnie taki sam jak on).

Fin.

forma: miniaturka, fanfiction: that 70's show

Previous post Next post
Up