Yaaaah! The monsters are alive!!!
Egyptian mythology, Dean R. Koontz, Graham Masterton, Frank Herbert, Chucky, Alien belong to their ownerz.
Na pierwszym stołku siedzi Xenomorph. To taki kosmiczny byt bez oczu i uszu, ale za to z dwoma parami szczęk, oczywiście nie mowa tu o szczękach Spilberga, bo to nie rekin, bo rekin ma oczy i jedną parę no i potrafi oddychać pod wodę, a Xenomorph potrafi oddychać wszędzie. Chociaż to nie jest takie pewne, bo nie znalazł się w pobliżu mojego psa po zjedzeniu buritos, może dlatego że nie daję mojemu psu buritos z wyżej wymienionego powodu. No więc ten Xenomorph nie ma krwi tylko kwas, ale nie taki cytrynowy, co się go pije, chociaż nikt jeszcze nie próbował pić krwi Xenomorpha, no bo i po co, niesmaczna i Xenomorph by się nie zgodził, chyba że transfuzja. I ten Xenomorph wyskakuje z klatki piersiowej, tzn. nie z własnej, tylko czyjejś, ponieważ tak się rodzi. To wszystko z grubsza przedstawia się tak, że Xenomorph jest na początku jajkiem, potem takim natwarzowym bzykiem, potem takim wyskakiwaczem z klatki no i potem rośnie sobie zdrowo. Chodzi po ścianach i po sufitach. Nikt nie wie skąd pochodzi, chyba że dziś nam to powie. Powie pan nam, panie Xenomorphie?
Xenomorph - Ssss, jestem ssamicą...
- No cóż, wężopodobny zębaty monster. Następny potwór to Rangda, starożytne jawajskie bóstwo. Ponoć straciła męża, bo nazywają ją Wdowia Wiedźma, tzn. nie musiała go stracić, mogła tak się po prostu nazwać, chociaż bez sensu, bo to niefajna nazwa no i ta wiedźma też nie pasuje, bo wiedźma to ta co ją palą na stosie księża, a księża dopiero niedawno uznali że Ziemia jest okrągła, więc nie mają czasu nikogo palić. Morduje martwych już ludzi, chociaż już nie żyją, chyba że to żywe trupy, ale zombie to ludzie którzy nawtykają się jakiejś tam ryby z Haiti, ale wtedy żyją i Rangda nie może ich zabić. Do zabijania nieżywych ludzi używa lejków, ale nie żadnych takich kuchennych ani lelków kozodojów, tylko takich szarych, też nieżywych. Czasami może zabić żywego, ale tylko w hipnozie, czy kapłana w transie, a jak ich już obu dorwie, tzn. nie musi obu, bo wystarczy jeden, albo gość w hipnozie albo kapłan, to sobie go rozszarpuje szponami, wrzuca do brzucha albo gdzieś nadziewa, ale nie do ciasta czy czekolady, tylko na jakieś pale. Wtedy człowiek traci duszę i nie może pójść do nieba. Powie pani coś?
Rangda - Śmiertelniku, już nie żyjesz.
- Przecież żyję, musiała się pani pomylić. Następnie siedzi na krześle Rayden, japoński shintoiński demon. To że japoński, to proszę nie mylić z Pokemonem, bo teraz Japonia się wszystkim kojarzy z Pokemonem. Rayden to demon burzy, więc jak grzmoci, to znaczy że jest blisko, ale nie wtedy gdy ktoś grzmoci z armaty czy na perkusji, albo mój pies po buritos, tylko jak grzmoci piorun i błyskawica. Wtedy wszyscy muszą spać na brzuchu, bo Rayden wchodzi w ciało przez pępek. No więc jak jest burza, to wszystkie Pokemony odwracają się pupą do nieba. Rayden nie pokazuje twarzy, ale jest niepiękny, proszę nie mylić z Chritopherem Lambertem, no i w ogóle z żadnym Mortal Kombat, bo ten film to bzdura i przedstawia jakiegoś charytatywnego bożka, a Rayden jest zły i wchodzi przez pępek. Ponoć nieprzyjemne. Rayden należy do Czarnych Kami, shintoińskich złych bożków, czyli demonów, wraz z Tengu dziobastym, tzn. ma takiego dzioba na czole i wysadza elektrownie; Rindżinem, gościem od ognia; Kappą wylewającym cały czas świętą wodę z głowy, co go osłabia i głupio robi, bo nie powinien się kłaniać bez pokrywki i Itachim od ostrzy. Pewnie mieszkają razem i się kłócą i wtedy Rayden wkurza się i robi się burza, a Pokemony, tzn. Japończycy, rzucają się na łóżku. Powie pan coś, Rayden?
Rayden - Kij ci w tyłek. Zaleję ci miasto.
- I tak mieszkam w Wenecji. No cóż, przechodzimy do...chmm...tu pisze że siedzi tu morficzny stwór. A więc stwór ten nie ma kształtu i potrafi się kształtkować dowolnie jak chce. Gdy się nie kształtkuje, ma postać gluta i mówi, że jest bogiem, chociaż nie ma boga gluta, chyba że jest, no bo w końcu nikt nie widział Boga, chociaż wszyscy podejrzewają że jest kobietą. Morficzny stwór lubi zabijać całe populacje ryb, chomików,
dinozaurów...różnych stworzonek mniejszych, większych, ale ważne żeby były w grupie i żeby napisały o nim książkę, tzn. dinozaury nie napisały i ryby pewnie też nie, chyba, że po rybiemu, ale ludzie umieją pisać, więc może napiszą, gdy dorwie ich w grupie. Morficzny stwór potrafi obsługiwać komputer, tzn. nie umie grać w Tomb Raidera ani naciskać klawiatury, czy tam kształtkować się w kształcie, ale tak umie pomajstrować przy przewodach, że komputer sam działa. Jest jednak chorowity na bakterię ropną, tzn. nie na ropę trupią ani jakiś tam Ebola, tylko na bakteryjkę krótkożywotną naropną, służącą do czyszczenia morza z ropy naftowej. Zostawia, stwór nie bakteria, po sobie stosy zsiniałych trupów i idzie kształtkować dalej. Nikt nie jest doskonały. Powie pan coś?
Stwór - Spadaj, pojedynczy ludziu.
- Tak, racja, mój bliźniak syjamski umarł niestety przy porodzie, straszne. Nie zagłębiajmy się jednak w tragedie rodzinne. Następnie przedstawiam starożytno egipskiego boga Seta. Set robi to co Rayden, ale oprócz tego zajmuje się pustynią i zabijaniem brata. Tzn. raz go zabił, brata Ozyrysa, ale brat odżył, posklejała go żona i urodzili syna , a ten syn sprzątnął Seta z zemsty. Z tego, co wiem, Set może być teraz z nami wyłącznie w wyniku archeologicznej niekompetencji, przełamania jakiejś klątwy i innych grobowych rzeczy, chodzi oczywiście o grób Seta, w którym Set leżał w śpiączce klątwiastej. Set ma twarz niezidentyfikowanego zwierza, ni to szakala ni to czegoś innego. Jego święte zwierzę to również niezidentyfikowany pies, nie mylić z niezidentyfikowanym obiektem latającym, chociaż niektórzy twierdzą, że bogowie to kosmici, ale bez głowy zwierzęcia, chociaż w kosmosie mogą istnieć takie formy, a Set byłby specjalistą od obcych cywilizacji albo lekarzem pokładowym wespół z komandorem Anubisem. Set lubi niebieski i czarny i może spotkał w kosmosie Xenomorpha? Spotkałeś, Secie?
Set - O co ci w ogóle chodzi?
- Nie spotkał, pech. Następnym wytworem jest laleczka Chucky, miejsce w którym osiadł seryjny morderca Charles Lee Ray, kiedy go zabił policmajster, pewnie by uniknąć Rangdy, która po śmierci wrzuciłaby go do
brzucha lub nadziała. Chucky ma maleńkie nóżki i maleńkie rączki z plastiku, ale nie z takiego wybuchowego, ale za to łatwopalnego, no i to ubranie, bezguście, ogólnie prezentuje się laleczkowato. Osiadł w sobie po wypowiedzeniu magicznej formułki, chociaż owa formułka nie powinna działać, bo pomieszał w niej bóstwa, tak że nie sposób odróżnić który jest który, ale to pewnie ze stresu, bo strzelał do niego policmajster. Chucky zabija każdego kto się nawinie, czasem z powodem, czasem bez, pewnie z frustracji, kiedy się pomieszało bogów, nie można było liczyć na porządne czary typu Wiedźmin, chociaż i czary nie pomogły Żebrusiowi, który nie potrafi grać rycerzy. Poza tym nikt nie chce powiedzieć Chuckiemu formułki i on dalej miesza tych bogów, a oni się coraz bardziej wkurzają i Chucky dalej ma maleńkie rączki i nóżki, czego mieć nie chce, chociaż bez nich byłoby mu trudniej. Ciekawe są powiązania ze znanym karateckim aktorem po operacji zmarszczek, Chuckiem Norrisem. Sprawa przedstawia się tak, że prawdziwe imię Chucka to Carlos Ray, a Carlos to Charles, czyli Charles Ray, ale zmienił na Chuck, a Norris to nazwisko policmajstra, który wpakował Chuckiego w laleczkę. Chucky, czy znasz Chucka?
Chucky - Fuck off.
- Dalej jesteś sfrustrowany, a to piękności szkodzi. Następnym potworem jest Mictantecutli, azteckie bóstwo, składające się z kości i kosteczek. Nazywają go Bezcielesnym, chociaż przecież ma ciało, składające się z kości, nazwa więc niefajna, bardziej pasuje Kościelec Nieśmiertelny, Szkieletor albo pieszczotliwie Gnatek, lekarz pokładowy u kapitana Kirka, który zamiast badać wszechświat lovelasuje oraz cierpi bohatersko. Gnatek Mictantecutli nie lubi zimna bo wtedy jeszcze bardziej kostnieje, a poza tym dochodzi do wietrzenia chemicznego i krasowania i Mictantecutli się nawadnia gdy ktoś obrzuci go lodem, chociaż bez sensu, bo kto by tam chciał rzucać w Gnatka lodem. Gnatek to nekromanta, potrafi wskrzeszać trupy, które pewnie wdzięczne, bo Rangda nie może ich już nadziać ani do brzucha oraz przywoływać zjawy i inne Kacperki. Poza tym Gnatek zamieszany jest w proces czarownic z Salem oraz spotkał się ponoć z Kaligulą, tzn. bucik, bo w czasach rzymskich oberwał w głowę butem i oszalał, i Gnatek mówił mu wtedy co ma biedaczek robić, bo sam już nie mógł. Gnatek zna się też na Tetzatlipokach, Dymiących Zwierciadłach, których kapłani oszukują, np. sprawa Małego Węża, który myślał i odkrył, że trują ludzi. Wiesz coś o tej sprawie, Mictantecutli?
Mictantecutli - Jeśli pomożesz mi zapanować nad światem, ożywię twojego brata.
- Nie ma potrzeby, był przyczepiony do mojej głowy, utrudniałby mi tylko życie. A więc przedstawiam wam następną i zarazem ostatnią postać, jaką jest baron Vladimir, ale nie Vlad Dracula Palownik, bo na pale to wbija Rangda albo do brzucha, Dracula mieszkał w Transylwanii, a baron na Giedi Prime, chociaż to taki sam syf, tylko że w Siedmiogrodzie był zamek, a na Giedi Prime różne śmierdzące fabryki, wieżyczki ogniowe, koszary i pełno innego śmiecia, które baron lubi. Baron to Harkonnen, ale nie Ahonen czy Immonen, bo oni nartami operują, a baron dryfem, chociaż pewnie na dryfach dobrze by skoczył, lepiej niż Adaś Stratos, który nie je już banana z bułką (fe). Vladimir jest chytra bestyja z dwoma bratankami oraz mentatem Piterem, który ma powiązania, bo tak się składa, że zagrał laleczkę Chucky w filmie i też jest chytra bestyja, tyle że chudsza. Baron lubi pieniądze, cynamon, młodych chłopców i syfiaty wystrój wnętrz i w ogóle sam jest syfiaty, bo nie używa Clerasilu ani Oxy na pryszcze, ale nie na pryszczycę, bo tę mają świnki, a baron nie świnka tylko co gorszego. Harkonnenowie nie lubią Atrydów i mówią ciągle "Atryda gotów" i oszukują, a bratankowie kopią pod sobą dołki i pod baronem, a baron pod wszystkimi innymi, a mentat oprócz tego chce odkręcić tych bogów, których pomieszał, więc Giedi Prime robi się jeszcze bardziej syfiata i robi się zamieszanie i nikt się nie dziwi, że chcą podbić Kaladan. Powiesz coś, baronie?
Baron - Zniszczmy Atrydów.
- No tak, tego się można było spodziewać. Doszliśmy do końca. Co robimy?
- Niszczymy Atrydów!
- Zabijamy martwych ludzi!
- Zabijamy ludzi w grupie!
- Wchodzimy przez pępek!
- Cząstkujemy brata!
- Wskrzeszamy trupy!
- Wychodzimy klatką!
Robi się kłótnia, prowadzący zostaje zabity przez Morficznego Stwora, który się ukształtkował w kształcie. Wszyscy są w swoim żywiole. Prawie wszyscy.
- Hej, czy ktoś mógłby wreszcie odmieszać tych bogów???!