cd. z październikowych podróży. Wybrałyśmy się z dziewczynami do Łodzi na maraton. Tym razem PKP dało nam popalić.
Najpierw nasz pociąg został odwołany z powodów technicznych. Trzeba było widzieć miny ludzi gdy na ten komunikat wybuchnęłyśmy śmiechem xP Ihaaa 2 godz na Centralnej xP Na szczęście następny pociąg przyjechał za 20 min, ale jechał tylko do stacji Łódź Widzew. Czekając na pociąg do Fabrycznej w głośniku usłyszałyśmy, że ów przyjedzie spóźniony 30 min! Hurray! Zapuszciłyśmy się więc gdzies w Łódź, wsiadłyśmy w tramwaj (miły pan na przystanku nas pokierował:)), potem kilkunasto minutowy spacerek i... jesteśmy w kinie. Ok. Budynek Domu Kultury ma chyba 6 pięter i milion pięćset sto dziewięćset korytarzy. Ale ok, w końcu znalazłyśmy i kupiłyśmy bilety.
Maraton skończył się o 5, po 6 miałyśmy pociąg. Dzięki Bogu gdy dotarłyśmy na dworzec pociąg stał już na stacji. Za chwilę miało się okazać, że nie ma się z czego cieszyć, bo po kilku minutach od startu coś bęcło BUM i stoimy O.O. Przyszedł konduktor i powiadomił nas, że musimy iść na stację, bo ten raczej prędko się nie ruszy. My oczywiście w śmiech:P
Po przejściu pół kilometra przez śnieg do kolan na naszą ulubioną stację Łódź Widzew xP czekałyśmy na kolejny pociąg kilkadziesiąt minut. Do Warszawy dotarłyśmy ok 8.30, a i tak dobrze, że w ogóle:P
Kochajmy PKP!!
Edit: A z pagalkami odkryłyśmy, że to podejrzane, że zawsze jak
ululek z nami nie jeździ, to nam się coś dziwnego przytrafia:P Przyznaj się Ulek, że maczasz w tym palce:P