Bo trzeba tabelkę pisać, a ja muszę walczyć ze swoim wstrętem do pewnych pairingów. Więc ma kochana
katty_blake się ucieszy. Mam nadzieję *_*
[Doszłam do wniosku, że moja reakcja na prezent nie była odpowiednia, przeczytałam to jeszcze raz, mam second thoughts i niech to będzie zadośćuczynieniem. Bo końcówka była naprawdę cudowna :*]
Fandom: Supernatural
Ilość słów: 923
Spojlery: jeżeli już, to te z 5x04
Ostrzeżenia: to dla Kat, dlatego... Dean/Castiel *sigh*; narracja drugoosobowa; śladowa zawartość prompta xD
Kiedyś jeszcze miałeś nadzieję na wyjście z tej chorej sytuacji. Wierzyłeś, że pokonanie Szatana siłą trzech ludzi i byłego anioła jest planem do wykonania. Kiedy przestałeś w to wierzyć? Czy wizja Zachariasza jednak dotarła do ciebie w pewien sposób?
Oczywiście, że nie.
Nazywasz się Dean Winchester i przecież zawsze wiedziałeś wszystko lepiej.
Póki świata nie zaatakował demoniczny wirus, a Sam wciąż był twoim bratem, myślałeś, że masz jeszcze dużo czasu. Że możesz międzyczasie pojechać na polowanie, by poczuć się jak za dawnych czasów. Zauważyłeś jednak w końcu, że te polowania nie są jak kiedyś, mimo że bardzo byś tego chciał?
Castiel zwracał twoją uwagę na te sprawy, jednak pozostawałeś obojętny. Teraz już wiesz, że odkładanie czegoś na później wcale nie załatwia problemu, prawda?
***
W pokoju panuje półmrok, ty tymczasem czekasz na Castiela, który, masz nadzieję, przyniesie w końcu dobre wieści. Masz dosyć całego apokaliptycznego zamętu, który zaczął się rok temu. Starasz się pilnować Sama, sam wszystko wykonujesz z przesadną troską i, czyżby, przestrachem? Głęboko w duszy wiesz, że kiedyś Sam się złamie, a ty nie będziesz miał szans. Więc dziko próbujesz uchronić brata przed byciem naczyniem dla największego surwysyna jakiego mogłeś kiedykolwiek spotkać.
Podchodzisz do okna i uchylasz je, bo to ciężkie powietrze jest nie do wytrzymania. Kiedy się odwracasz, Castiel stoi przed tobą. Jego twarz ma niepocieszony wyraz. Wiesz, że chce powiedzieć, że mu przykro. Sam znikł i nie ma po nim śladu, i nawet nikłe anielskie sztuczki Castiela nie pomagają odszukać twojego brata. Przestaje cię to dziwić, jednak czujesz nieprzyjemne ukłucie w piersi. Starasz się odepchnąć od siebie to niemiłe uczucie, jednak w tej chwili czujesz się pokonany.
Kiedy Castiel całuje cię na pocieszenie, po twoim policzku spływa łza wściekłej bezsilności.
Noce spędzasz z Castielem, zapominając. O Apokalipsie, o Samie, o Szatanie. W nocy najważniejszy jesteś ty i anioł u twojego boku. Jeszcze nie widzisz ironii w tej sytuacji, ale wkrótce staniesz się zgorzkniały na tyle, by się z tego śmiać.
Mieszkasz teraz niedaleko Bobby’ego, by móc do niego często wpadać. Starszy łowca usilnie wypiera się, że potrzebuje twojej pomocy, ty jednak nie dajesz za wygraną. Nie mówisz nic, kiedy Bobby próbuje pozbierać książki z podłogi. Zabronił ci sobie pomagać, więc robisz to, gdy już da za wygraną i zajmie się czymś innym. Ponury humor łowcy jednak udziela się też tobie. Chciałbyś się obudzić, jednak wciąż tkwisz w szarym świecie zmierzającym ku upadkowi.
Kiedy wracasz do pokoju hotelowego Castiel już czeka tam na ciebie. Dziś denerwuje cię jego nieogolona twarz i pognieciony płaszcz. Nieskazitelny niegdyś anioł zszedł na ziemię, by cię wspierać, a jednak teraz masz go dosyć i chętnie zrzuciłbyś całą winę na niego, gdybyś tylko umiał.
Nie możesz się powstrzymać od tego dziecięcego pytania, czy wszystko będzie dobrze. Castiel uśmiecha się, jednak jego oczy pozostają smutne. Przytula cię i mówi do ucha, że przecież dobro zawsze zwycięża i że świat musi wrócić do normy. Kiedy zaczynasz rozpinać jego koszulę, modlisz się, żeby miał rację.
***
Minęło tyle czasu, że ani się spostrzegłeś, a wylądowałeś w świecie z wizji Zachariasza. Castiel jedynie próbuje uchronić cię od popadnięcia w paranoję, byś pewnego dnia zwyczajnie wszystkich nie rozstrzelał. Obóz ludzi, który przetrwali zamienia się w ruinę, ty jednak nie masz zamiaru nigdzie się przenosić.
Jesteś wiecznie rozdrażniony, Chuck przestał się do ciebie odzywać jakiś miesiąc temu. Stałeś się postrachem, obozowym szaleńcem, na którego przestaje mieć wpływ nawet były anioł.
Stałeś się ponurą parodią siebie i nawet nie wiesz, kiedy dokładnie to nastąpiło.
Zacząłeś się kłócić z jedyną osobą, która pozostała przy tobie bez względu na wszystko. Nieprzyjemnie utarczki z Castielem pojawiały się coraz częściej i stawały się coraz brutalniejsze. Bywało, że obaj chodziliście z podbitymi oczami przez tydzień, nie odzywając się do siebie.
Nie umiałeś tego zmienić.
Wiedziałeś jednak, że każda wasza kłótnia kończy się satysfakcjonującym rozejmem. Po milczeniu i wściekłych spojrzeniach następowały nieudolne uśmiechy i schadzki na strychu.
A kiedy leżałeś na Castielu siniaki bolały w zupełnie inny sposób. Dotykaliście swoich ran i w pewien chory sposób stawaliście się sobie jeszcze bliżsi. Dlatego kłótnie, choć częste, najwyraźniej były ci potrzebne, więc nie ustawały.
Ta kłótnia nie zapowiadała szczęśliwego finału. Dzień spędzony na uciekaniu przed zarażonymi i zdobywanie zapasów na kolejny miesiąc nie nastroił cię pozytywnie do życia. Miałeś ochotę kogoś zabić i mieć Apokalipsę z głowy.
Tym razem to Castiel pierwszy posuwa się do rękoczynu, ty zaś nie pozostajesz mu dłużny. Masz wrażenie, że pękły ci żebra, ale może to tylko ból, jaki sprawia ciągłe krzyczenie. Castiel ociera krew z wargi i wpatruje w ciebie z nienawiścią.
Mówisz mu, że jest kłamcą. Że nawet on, najporządniejszy z nich wszystkich, jest podłym kłamcą i że nie możesz znieść jego fałszywej twarzy.
Chwilę później czujesz pięść roztrzaskującą ci policzek. Nie przejmujesz się tym, złość pompuje w twoich żyłach więcej adrenaliny, niż mógłbyś przypuszczać.
Krzyczysz, że świat miał wrócić do porządku. Że wszystko miało być dobrze.
Castiel śmieje się gorzko i stwierdza, że naprawdę wierzył, że tak będzie. Po chwili zaś dodaje, że był niezwykle naiwny.
Czy dopiero wtedy zrozumiałeś absurd swego istnienia?
Najwyraźniej. Postanowiłeś więc odpuścić i absolutnie zatracić się w tym pozbawionym nadziei świecie.
Castiel smakował żalem i złością, jego zarost kłuł niemiłosiernie, a ręce próbowały cię odepchnąć. Ostatecznie Cas ci ulega, jak zawsze, i daje ponieść się trwającej chwili. Znowu potykacie się o swoje nogi i w efekcie lądujecie na łóżku.
Dociera do ciebie, że tak naprawdę, to tylko Castiel przy tobie pozostał. Na czas szczęścia i tej cholernej Apokalipsy, w zdrowiu i chorobie. Uśmiechasz się do siebie.
Zapomnisz o świecie w ten wieczór, ale przynajmniej nie zrobisz tego sam.