Pod klub pojechałam oczywiście metrem. Bardzo lubię te pomocne ludki w kasie, które nie dość że sprzedadzą ci najwłaściwszy bilet to jeszcze dokładnie wytłumaczą jak jechać :D więc dotarłam bez problemów.
Już chwilę przed właściwą stacją włączył mi się stresor. Taka niepewność, co ja tam pod tym klubem zastanę i w ogóle. Tym bardziej, że jechałam sama to czułam się co najmniej dziko Oo
Ludzi już było całkiem sporo, w sumie dokładnie to 165, bo ja dostałam 166 numerek, ale za bardzo z niego nie skorzystałam, bo ku mojej wielkiej radości namierzyłam
kyotaku z jej znajomymi, którzy mnie przygarnęli - i od razu było mi mniej samotnie a cała impreza nabrała kolorów ^^ a konkretnie to koczowanie. Z godziny na godzinę przybywało ludzi. Rozmaitych, jak to bywa przy takich okazjach.
Poznałam Caz z UK ST. Chwilę pogadałyśmy, wpisałam się do książki pamiątkowej dla bando i strasznie mi się miło zrobiło jak na tylniej okładce, pod podziękowaniami i namiarami na UK ST zobaczyłam też adres m.in. naszego ST :D
Mam nadzieję, że któryś z chłopaków choć pokusi się o przejrzenie tego, bo wtedy jest szansa, że moje dwa wpisy rzucą się w oczy, bo są krótkie i wyraźne XDD
Przed 15 przyjechał bus z przyczepką ze sprzętem Diru. Potem odjechał, by trochę może po 15 wrócić. Tym razem przywiózł chłopaków. Miałam miejscówkę w pewnej odległości od bocznego wejścia, ale na tyle farta, że wstałam w idealnym momencie by zobaczyć głowę każdego z bando: Die, Shin, Tot, Lider i Kyo.
Już po chwili poszła fama, że chłopaki wyglądają na w dobrych humorach, bo pouśmiechani byli, łącznie z Kyo.
Kolejną atrakcją, która poruszyła i rozbawiła kolejkę był pan policjant spisujący Dirowy bus i wlepiający mandat xDD chyba troszkę nie był pewny dlaczego wywołał takie poruszenie, a ludzie go fotografują :D
W tym czasie też Kyotaku przy naszym dzielnym dopingu xP zajęła się przygotowaniem flagi PL z napisem Porando w krzakach i pod spodem już po naszemu Polska.
Że część osób planowała iść na balkon to było komu zaopiekować się flagą i zadbać o jej dobrą miejscówkę *^^*
Później wreszcie dotarła Est z Alex. Odrobinę później Kyote z Jimmi i Martą. Strasznie lubię to uczucie kiedy możesz wyściskać kogoś za kim zdarzyłeś się stęsknić, choćby nawet wcale tego czasu tak dużo nie upłynęło od ostatniego spotkania *^^*
Trzeba było zorganizować jakoś przekazanie giftów dla bando, a najlepiej to przekazać komuś z Dirowego staffu. Ochroniarz (notabene Polak co wyhaczyła Alex xDD) za bardzo nam nie mógł pomóc. Caz też nie miała pewności czy im uda się coś więcej wykombinować. I wtedy Kyotaku mi pokazuje, że idzie ich nowa tłumaczka. No to my po gifty i za nią! Przesympatyczna osoba. W ogóle fanką Dirowego staffu też mogę zostać, bo oni tacy fajni są. No i laska bez problemu wzięła od nas rzeczy, jeszcze podziękowała i po kłaniała się parę razy xDD
W końcu dotarła jeszcze Arv i w sumie powoli już zaczęło się konkretne wyczekiwanie, ludzie już powstawali itp. Dobrze to było zorganizowane, ochroniarz bardzo kategorycznie rzekł, że nikt ma się nie pchać, że ma być na spokojnie i naprawdę tak się udało.
Jak dla mnie to trochę labiryntowy ten klub jest, bo niby wiedziałam, że żeby być pod sceną to trzeba na dół lecieć, ale wcale na ten dół prosta droga nie wiodła. W końcu jednak trafiłam, no i co tu dużo kryć - ludzi już było sporo. 3-4rząd, mniej-więcej pod Die’m, za jakąś jak na moje oczywiście za dużą Niemką i obok Die’owego fanboya z różową dmuchaną gitara XDD a po chwili koło mnie stanęła laska, która w Stodole też obok stała i choć zasadniczo sympatyczna to włosy coś a’la afro to tragedia!
Miałam jednak świadomość, że jak tylko zaczną grać to sytuacja tego kto przede mną, kto za mną a kto po bokach bardzo szybko się pozmienia, więc raczej się nie przejmowałam bardzo.
Trochę się naczekaliśmy w tym ścisku na bando. Jeszcze coś ze sprzętem poprawiali, lekki strach padł jak widziałam, że to znów coś z gitarą Die’a. Na szczęścei - nic poważnego to nie było.
Aż w końcu w sumie jakoś tak nagle - Sa Bir. No i jazda się zaczęła.
DIR EN GREY
THE UNWAVERING FACT OF TOMORROW
03/08/2010 Koko, London
WOAH, VIOLENT and HARDCORE EXTREME gig!
Setlist:
SE. SABIR
01. Red soil
02. Agitated screams of maggots
03. THE FATAL BELIEVER
04. Hageshisa to kono mune no naka de karamitsuita shakunetsu no yami
05. Stuck man
06. Gaika chinmoku ga nemuru koro
07. Inconvenient ideal
INWARD SCREAM
08. Dozing green
09. Rotting root
10. Shokubeni
11. OBSCURE
INWARD SCREAM
12. Bugaboo
13. Reiketsu nariseba
14. Vinushka
ENCORE:
E1. The Final
E2. Zan
E3. RASETSUKOKU
Tłum i ścisk to była istna masakra! Jakoś zaraz na początku już zaliczyłam zerwane ramiączko w bluzce xDD zasadniczo przez cały live falowałam sobie pomiędzy Die’m a Kyo z przewaga Kyo oraz coś między 3 a 5 rzędem od barierek. Ale to było amazing! I idealnie się wpasowało w moje ostanie zachwyty nad wokalistą *^^* bo Kyo wygląda obłędnie, a do tego jeszcze brzmiał obłędnie!
Bo naprawdę wokalnie było świetnie! I po mimo tego całego moshu, zgniatania i w sumie walki o przetrwanie w tym crowdzie, nie miałam problemów, żeby zwyczajnie zapatrzyć się na niego i zasłuchać. Plus dodatkowy - jedno porządne wyciągniecie szyi nad tłum i nie dość, że widok na całą scenę to jeszcze jaki dopływ świeżego powietrza ^^ chwała za klimę!
Patrzę sobie teraz na tą setliste i zastanawiam się, co z tego pamiętam. Całkiem nieźle same utwory. Na Agitkach pod koniec cholernie było mi trudno cośkolwiek się razem z publiką drzeć, bo zwyczajnie już siły nie miałam. Hageshisa live jest OSOM! I ją wyśpiewywałam na pewno :D na Stuck Man’ie bardzo fajnie się liczyło razem z Kyo i w tym miejscu ukłon w Twoja stronę Nazgulu, bo niezmiennie jak słyszę ten utwór to mi się z Toba kojarzy i z Twoim snem xDD Inconvenient ideal teoretycznie miał być odpoczynkiem - w końcu najwolniejszy/najlżejszy utwór na tym raibu i nawet trochę się to udało, ale tylko na początku. Bo szaleństwo tłumu nie zna granic!
Rzecz wkurwiające: publika, która nie umie się całkowicie przymknąć na Inward Scream! Albo na solo w Shokubeni. Dobrze, że nie darł się nikt koło mnie, bo wtedy z pewnością bym zrobiła użytek ze swojego łokcia! Bardzo nie fajne ==’ a oba Inwardy robiły wrażenie. No i Shokubeni *____*
Ale OBSCURE. OBSCURE to była dla mnie miazga. Tłum po prostu jak w jakimś amoku. Niesamowite wrażenia! Tym bardziej, że ku ogromnej naszej uciesze Lider się ruszył! I przyszedł na Die’ową stronę, Die czmychną na jego, a do Kaoru dołączył Toshiya. Jakże było miło sobie tych dwóch panów wreszcie porządnie koncertowo oblookać *^^* na którymś utworze też Lider przyszedł na naszą stronę, kiedy Die akurat stał przy krawędzi i mogłam sobie popatrzeć na obu gitarzystów razem :D a nie za często się teraz to zdarza, więc enjoy tym większy :DDD
Reiketsu nariseba i kolejna miazga! Oraz okazja do podziwiania wytatuowanych pleców Kyo. Swoją drogą naprawdę nieźle sobie to obmyślił, bo nie dość, że zaspokaja ciekawość fanów, sam może się dumnie chwalić nowym dziełem, to jeszcze świetnie się to wpasowuje w ten utwór ^^
Vinushka. Prawie 10 minut czystej przyjemności w rozmaitym tempie. I głową pomachać można i pozachwycać się po prostu bando. Ale jak się utwór skończył to miałam zonka wręcz, że jak to tak? Oni już schodzą ze sceny? To już pora na encore? Ale jak? Wtf? O.o Sądziłam, że bycie w takim moshu bardziej mnie wykończy, więc naprawdę się zdziwiłam, że main set tak szybko dobiegł końca, a ja się tak dobrze trzymam! Choć nie powiem, skandowanie ‘encore’ z dość dużym trudem mi przychodziło.
Chłopaki dość szybko do nas wyszli ponownie. Odnoszę wrażenie, że OBSCURE i The Final to już takie sztandarowe utwory grane w EU. U kogoś na fejsbooku czytałam wymianę zdań na temat Final, że ciągle go grają, bo zachodniej publice najlepiej wychodzi jego śpiewanie i musi zacząć gorzej to może i oni odpuszczę w końcu ten song xDD Cóż, pewnie jakaś racja w tym jest, bo i tym razem to był popis śpiewu na wiele głosów i ponoć ładnie dawaliśmy radę. Piszę ponoć, bo tam w dole to nie słyszałam efektu naszego własnego darcia się, ale ludki z góry mówiły, że ładnie dawaliśmy radę :) no i -ZAN- Nie mogę pojąć dlaczego ludzie nie wyskakiwali na nim w górę? Przecież tam to tak idealnie pasuje! Eh, samej ciężko było tego dokonać, bo ściśniecie z każdej strony bardzo to utrudniało… ale poza tym to utwór koncertowo jest GENIALNY! A to co było najsmutniejsze to słowa Kyo zaraz po jego skończeniu: ‘Last song!’ i ryk tłumu: ‘Noooo!’ Tyle naszego, co żeśmy sobie pokrzyczeli.
RASETSUKOKU. Lepszego endingu wymarzyć sobie nie można! Ten utwór jest stworzony do live’ów. Szaleństwo totalne, a do tego chłopaki też pięknie skaczą na nim po scenie i zasadniczo naprawdę czujesz, że bawicie się razem, a nie tłum to jedno a bando na scenie drugie. Kapitalne uczucie!
A potem się skończyło. Ale ładnie się skończyło. Chłopaki długo zostali na scenie i dzielili się swoim stuffem ;) tradycyjnie złapałam/znalazłam nic, zostałam oblana wodą z Die’owej butelki i chyba Shinowej też, i ogólnie ładnie było *^^* zresztą, sami popatrzcie :D
Click to view
Wytaczając się z tłumu, spotkałam Arv i razem poszłyśmy się nawodnić przy barze, a potem po nasze rzeczy i łudziłam się jeszcze, że może jakiś stuff sobie zakupię, ale… sold out. Oni chyba w ogóle za wiele mercha nie wzięli ze sobą. What a pity ==’ ale tym samym zdążyłyśmy zahaczyć o toilet, a ja przebrać mokre ciuchy, bo strasznie szybko z klubu nasz wygonili O.o
Próbowałyśmy się znaleźć z resztą ludzi i udało nam się ^^ Dołączyłyśmy do Kyotaku i reszty w towarzystwie naszej flagi i ustawiliśmy się w pobliżu back wyjścia, ale po drugiej stronie ulicy, tak że jak bando wychodziło to byliśmy na wprost nich. I jak wyszli to zaczęliśmy klaskać śpiewając 'Polska biało-czerwoni' xDD Kaoru, Shin i Tot mignęli tak szybko, że trudno coś rzecz, ale potem szedł Kyo, który ewidentnie bardzo starał się ukryć swój uśmiech na twarzy :D a potem szedł Die, który się do nas uśmiechnął i pomachał :D
Naprawdę uważam, że ogólnie pożegnanie bando było godne.