M d7! (Cisco Kid was a friend of mine)

Jun 17, 2010 23:13

Więc jednak. A wciąż miałam nadzieję, że może to nieprawda. Niestety. Cholera jasna. Cholera, no.

A dzisiaj wyjątkowo jeden dzień w opisie, nie dwa, jak miało być, bo, come on! MEKSYK! I w ogóle mam ochotę podzielić się ze światem okrzykiem triumfu. No. Tak więc. Uwaga. Pod cutem jest niekoherentnie i kompletnie niemerytorycznie, ale chyba się nie dziwicie?

Francja-Meksyk (0:2) obiecałam solennie, że przy opisie nie będę używać historycznych porównań, nie przywołam ducha cesarza Maksymiliana i nade wszystko słowem nie wspomnę o strzelaniu do Francuzów z kradzionego CKMu przy jednoczesnym śpiewaniu Marsylianki... Słowem, obiecałam pohamować mściwe, rewolucyjne zapędy.
Dobra, dobra, do rzeczy, do rzeczy.
OMG MEKSYK ROZGROMIŁ FRANCJĘ!
(ani słowa o kradzionych CKMach)
MEKSYK ROZGROMIŁ FRANCJĘ!
To jedna z moich najbardziej wymarzonych sytuacji - MEKSYK WYGRYWAJĄCY Z FRANCJĄ. Seriously, guys. Nie mogłabym być w tej chwili szczęśliwsza. Właśnie skończyłam swój trzeci happy dance i jeszcze sporo przede mną, bo nauka chyba dzisiaj poszła się gonić. W końcu mamy chwilę niemal historyczną, no nie?
Z radości tej nie mogę wykrztusić z siebie niczego sensownego.
Chciałam napisać o Marquezie, że świetnie wygląda, że znów był kapitanem, o tym, że Perez był o niebo lepszy niż poprzednio, że strasznie szkoda mi Veli i mam nadzieję, że kontuzja nie jest poważna, że dos Santos był świetny, że Blanco trzyma formę, że pierwszy gol był przepiękny, że bałam się, że Hernandez się zawaha, że karny zasłużony, że nie cierpię Francji - co wszyscy doskonale wiedzą - że kibice meksykańscy dopisali, że byli niesamowici, że transparent meksykańskich kibiców skierowany do Henry'ego, jego ręki i siostry - tudzież ręki jego siostry - rozbawił mnie do łez, że musiało być naprawdę zimno, że rozkochała mnie w sobie meksykańska ławka rezerwowych, że, że, że.... sama już nie wiem, co chciałam napisać jeszcze.
Może tylko tyle, że jestem skaczącym, podrygującym i piszczącym kłębkiem szczęścia, którego nie stać w tej chwili na żadną składną wypowiedź.
I że o tabele 1/8 finału będę martwić się później, teraz nie mam siły.
Jestem wybitnie szczęśliwa i chętnie bym was wszystkich z tego szczęścia wycałowała.
Na koniec pozwólcie, że przypomnę - MEKSYK ROZGROMIŁ FRANCJĘ 2:0!

Bardziej z sensem niżej, bo pisane wcześniej, przed Francja-Meksyk.

Argentyna-Korea Pd (4:1) było bardzo miłym meczem. Bardzo dobrym. I pierwszy ustrzelony hattrick! Nie zgadzam się, że Korea nie zasłużyła sobie na gola - zasłużyła sobie bardzo, a Argentynie przydało się małe utarcie nosa, bo miała trochę dziurawą obronę. Also, szkoda samobója. Samobój zawsze jest czymś bardzo przykrym i zakładając, że nie przydarza się Niemcom albo Francji, z reguły właśnie mnie smuci, nie cieszy.
Mimo wszystko uważam, że Korea grała ładnie. Jak na swoje możliwości. Argentyna za bardzo nie zaskoczyła, bo spodziewałam się wysokiego wyniku na jej korzyść - może nie aż tak wysokiego, ale i tak bardzo, bardzo ładnie.
Miło się oglądało, zwłaszcza, że za oknem upał, a ja miałam powód wreszcie schować się w jakieś przyjemne miejsce, zamówić mrożoną kawę i na chwilę zapomnieć, jak bardzo dokuczają mi moje własne studia.
Ciekawe z kim przyjdzie Argentynie grać dalej (coś głęboko w mojej świadomości przypomina o dawny smutnym meczu Argentyna-Meksyk, ale uciszam to zdecydowanie).
Nic więcej nie mam do dodania, bo na temat składów i ustawień już zrzędziłam - jak nie tu, to z całą pewnością do Kaśki - a Argentyna nie zmienia się dynamicznie z meczu na mecz, więc pozostaje komentowanie tego, co na bieżąco. A na bieżąco też bez zmian. Świetna technika i świetny atak, trochę gorsza obrona, ale wciąż klasa. I przepiękny kolor koszulek.
Ach, tylko jedna uwaga. Romero ma zarówno świetne interwencje, jak i paskudne gnioty i oby tych drugich jak najmniej, bo przy niedociągnięciach w obronie błąd Romero może później kosztować Argentynę naprawdę sporo. Czego byśmy nie chcieli. Przynajmniej na razie.

Grecja-Nigeria (2:1) ni ziębi ni grzeje, bo właściwie nie mam za wiele powodów, by życzyć komuś źle, a komuś dobrze. Spodziewałam się zwycięstwa Nigerii, ale przykro mi nie jest.
Zachowanie Nigeryjczyka poniżej godności i poniżej wszelkiej krytyki, flagowy przykład głupoty i braku sportowego ducha (chociaż, jak słusznie zauważył przed sekundą czarny, pewnie nie byłabym tak stanowczo krytyczna, gdyby coś podobnego zrobił któryś z Włochów - choć, w sumie, Włosi są nieco bardziej subtelni, więc pewnie nie zrobiłby nic takiego). W każdym razie czerwona kartka się należała.
Bardzo długo bronili wyniku w osłabieniu, ale w końcu się nie udało i trach. Kilka ładnych akcji z jednej i z drugiej strony, było na co popatrzeć. Może żadne tam sportowe emocje - emocje zachowałam na inne mecze - ale nie nudziłam się.
Pewnie Nigeria nie wyjdzie z grupy. Nie no, zdarza się. Nie jest mi przykro. Ktoś w końcu musi odpaść. A obwiniać to się może Nigeryjczyk, który zobaczył kartkę, bo kto wie, czy gdyby nie grali do końca w jedenastkę, nie udałoby im się wyjść z tego wszystkiego lepiej.

Trzy razy Meksyk. Dos Santos wygląda jakby miał, bo ja wiem, z piętnaście lat? Wspominałam kiedyś, że ich kocham?







Idę sobie teraz trochę poszaleć, bo jutro z rozpędu wróci rzeczywistość i świadomość paskudnego egzaminu. A tymczasem radujmy się wszyscy i w ogóle, kochajmy, uprawiajmy hazard i pijmy alkohol. Czy jak tam szedł ten cytat.

pics!, mundial:argentyna, mundial:meksyk, mundial:reszta, mundial, squee!

Previous post Next post
Up