Dziś nawciągałam się już nowego teledysku U-Kiss do DORADORA, więc mogę wstawić nową część opowiadania. (bo do B.A.P zostało jeszcze około 5 minut.
W ogóle cieszy mnie to, że U-Kissy tak ładnie dopasowują się do mojego opka. :3
Robią się bardziej baaaad/hot/evil/perv~ i wszystko inne co głupia Hiiś usiłowała przelać do opka, a pomysły bywały czasem bez podstaw. XD
Do tego czekam na holyland (wychodzi już w sobotę).
Tą część przyjemnie mi się dzisiaj czytało. :3
Jest trochę humoru.
Tajemnicy.
Agresywnych wstawek.
Mam nadzieję, że wam również będzie się podobać. ^^
Część 8
Xander przeskoczył przez szkolne ogrodzenie tak, jak zrobił to chwilę przed nim KiSeop i razem szli już ścieżką prowadzącą do centrum miasta.
-To on cię tak dręczy?- Zapytał rozplątując jeden ze sterczących na głowie kucyków. Brunet potwierdził skinieniem głowy.- Mam go zabić?
- A masz za co?- Odpowiedział z nutką ironi.- Uważał bym na niego. Coś za łatwo poszło...
- Całowanie się? Łatwy jest?- Zaśmiał się Xander podążając krok za nim niemal w podskokach. Tą część dnia uważał za wyjątkowo udaną. Do kozy trafił 4 razy, co nie przeszkodziło mu zamalować toalety, rozsypać pinesek po całym korytarzu, czy zarobić trochę grosza od naiwnych uczniaków. Lekcji nie odrobił, ale to KiBumowi się oberwało, bo w porę podmienił zeszyty i najważniejsza część dnia... Dręczenie DongHo szło mu dziś wręcz znakomicie. Bez tego dzień nie miałby większego sensu.
Bycie uczniem działało niesamowicie relaksująco. Człowiek mógł zapomnieć trochę o pracy, by chociaż na chwilę stać się beztroskim, niesfornym smarkaczem, płatającym w koło figle.
KiSeop spojrzał na niego ze skrzywioną miną.
- O samo załapanie kontaktu mi chodziło.- Westchnął, ubolewając nad niezrozumieniem ulzzangów, przez resztę świata, w dzisiejszych czasach.
-Kontakt to ty z nim miałeś bardzo konkretny, z tego co widziałem. Ostro sobie zaszaleliście.
-Praktycznie do niczego nie doszło.- Uświadomił go.- Buziak, czy dwa nic nie znaczy. Już ja z Kevsem jesteśmy w stanie zrobić więcej.
-Z Kevinem to co innego. Czyli aż tak źle było?
-Weź już nie wypytuj jak psiapsiuła na ploteczkach. -Jęknął unosząc ręce do góry.- Tak, CAŁOWAŁEM się Z FACETEM. FAJNIE BYŁO, ale mogło być lepiej, gdybyś mi nie przerywał. Wystarczy ci tej spowiedzi?
-A faceci lepiej całują, tak przy okazji?- Drążył dalej Xander, za co oberwał po łbie. Nie poddając się jednak, zmienił trochę temat.-A gdyby truciznę ci dał, też byś wypił?
-Kto wie, może?- Zażartował KiSeop.- Z resztą lepszy nie jesteś. Sam wychlałeś połowę z miną żula na pustyni.- Wskazał puszkę trzymaną nadal w rękach 'bodygarda'. - Jeżeli byłaby w tym trucizna, wąchali byśmy kwiatki od spodu razem, cieszysz się?
-Jak diabli.- Stwierdził wzdrygając się na myśl, że umieraliby jak para z tandetnego dramatu.
KiSeop wyciągnął z kieszeni klucze do samochodu. Wyglądały inaczej niż poprzednie. Nie umknęło to uwadze starszego chłopaka.
-Nowe? Dasz się przejechać? Które to?
Brunet wskazał samochód stojący przed nimi.
-Bardzo podobny do poprzedniego.- Zarechotał Xander niemal upadając z radości na ziemię. Trudno było powiedzieć, żeby wskazany pojazd był cztero kołowy. Jedno chyba gdzieś się zapodziało. Wgnieciony przez pobliską latarnie dach nadawał nowy, odlotowy styl, a ukruszona, zarysowana karoseria dodawała nieco pikanterii. -Nie wsiadamy?- Zdziwił się widząc, że chłopak obchodzi samochód dookoła.
-Przecież nie mówiłem o tamtym, tylko o tym. - Otworzył drzwi zgrabnego, czerwonego Lamborghini Murcielago LP640 Versace 2007, co wprawiło starszego w osłupienie.
-M... Mogę poprowadzić?!
- Może w snach.- Zakpił pamiętając losy pięknego Audi.- A napewno nie w tym życiu chyba, że jakiś naiwniak da ci taką możliwość.
*
Kevin siedział zamyślony przy barze.
Pub znacznie bardziej przypominał klub. Stoliki stały teraz tylko w rogach sali. Oddzielone niskimi słupkami, połączonymi czerwonym sznurem, jako obszar V.I.P. Odsłaniając, jak się okazało, szeroki parkiet, idealnie nadający się do tańca. Na podeście obok pianina stanęła teraz pokaźna konsola dla DJ'a.
Obok zamontowano dwie wyższe platformy, na których miały stanąć wynajęte przez właściciela tancerki. Chłopak śmiał się, że zamiast wykosztowywać się mogli postawić tam KiSeopa, jednak nawet nie był pewien, czy ten pojawi się wieczorem w pubie.
Nie zabrakło kolorowych świateł rozmieszczonych po całej sali i automatów tworzących dym dla nadania bardziej klubowej atmosfery.
Niewielki zestaw tradycyjnych alkoholi, na ściance od wewnętrznej strony baru, wzbogacony został o kolorowe jak tęcza płyny wyskokowe i dodatki do drinków.
-To należy do ciebie.- Powiedział DongHo siadając obok niego. Przesunął po blacie stosik banknotów.
Nie było ich zbyt wiele, ale Kevin nie spodziewał się więcej po roli sprzątacza. Sprawnymi palcami schował je w wewnętrznej kieszeni mundurka szkolnego, tym samym mając pewność, że przez jakiś czas będą bezpieczne.
-Ja już chyba będę się zbierał.- Westchnął.- Wpadnę do domu po coś do przebrania i wrócę wieczorem.
-Mnie nie będzie.- Skrzywił się DongHo.- Jestem nieletni i ojciec strasznie się pluje, że nie wspomnę o mamie. - Nadął policzki w akcie niezadowolenia.- Gdybym tylko miał o te dwa lata więcej...
Kevin uśmiechnął się, kładąc dłoń na włosach młodszego. Potargał je delikatnie mówiąc:
-Rodzice wiedzą co dobre dla dziecka. Przynajmniej się wyśpisz, a za dwa lata razem poimprezujemy, obiecuję.
Otwierał drzwi do klatki schodowej wieżowca, w którym mieszkał, kiedy ktoś odchrząknął za jego plecami. Obrócił się widząc wysokiego, przefarbowanego na rudo chłopaka. Spotkał go już wcześniej, dlatego zaskoczeniem było widzieć go w takim miejscu.
-Nie spodziewałem się, że cię tu spotkam.- Powiedział jakby czytał Kevinowi w myślach.- Co za zbieg okoliczności, mieszkam tuż obok.- Machnął dłonią w bliżej nieokreślonym kierunku. Kevin nie bardzo wiedział co ma odpowiedzieć. Po prostu uśmiechnął się lekko. -Przemyślałeś moją propozycję? Może porozmawiamy w środku?- Zapytał wysoki chłopak wskazując klatkę schodową.
-Um... Na chwilę możesz wpaść, ale nie jest tam zbyt czysto.- Ostrzegł idąc przodem. Zmarszczył nos zastanawiając się, czy dobrze robi. Nie znał go, więc nie wiedział czego może się po nim spodziewać. KiSeop z pewnością nie byłby zadowolony gdyby dowiedział się, że jego przyjaciel sprowadza obcych do mieszkania. Jednak nie był już dzieckiem, gdyby coś miało się stać, przecież poradziłby sobie!
Mieszkanie, do którego go zaprosił nie było zbyt duże. Mieścił się w nim zaledwie jeden pokój, łazienka, kuchnia i niewielki korytarz łączący ze sobą pomieszczenia.
Rzeczy też nie posiadał zbyt wiele. Tylko te najpotrzebniejsze i kilka droższych drobiazgów, które dostał od bruneta w 'ramach przyjaźni'.
-Mieszkasz sam?- Spytał rudowłosy siadając na, zajmującym pół pokoju, materacu.
-Z przyjacielem.- Skłamał czując, że zadane pytanie brzmiało dość dziwnie. Kłamstwa w tym wydaniu nie były zbyt trudne, bo w łazience koło lustra wisiały dwie szczoteczki, ręczników zawsze było o jeden więcej. W kuchni stały kubki oznaczone imionami jego i jego 'współlokatora', a ubrania znajdujące się w pokoju nie należały tylko do niego, o czym świadczyły zarówno rozmiary jak i zapachy różniących się od siebie perfum. KiSeop często go odwiedzał, żeby nie czuł się samotny, dlatego czasem coś zostawiał, żeby nie musieć wracać po to do siebie.- Jeszcze myślę nad twoją propozycją.- Stwierdził chcąc zmienić temat. - Może napijesz się czegoś? Kawy herbaty? Neistety w tym momencie nic więcej nie jestem w stanie zaoferować.
- Woda w zupełności wystarczy. Ładnie się tu urządziliście. Prosty, styl nie wymagający zbędnych dodatków. Do tego piękny właściciel stawiający, w całej tej kompozycji kropkę nad i.- Kolejne dziwne formułowanie rzucanych słów, które sprawiły, że Kevin miał dziwne przeczucia. Nie lubił wplatania w zdania tego typu komplementów. Chłopak zauważył niepokojący wzrok, co szybko sprostował. - Nasz klub szczyci się wyrafinowanym gustem. Szukamy pięknych twarzy, a ty takową posiadasz.
-Co tak właściwie miałbym tam robić?- Spytał nalewając, do dwóch ustawionych na niskim stoliku szklanek, wodę mineralną.
-Być hostem.- Stwierdził krótko sięgając po szklankę.- To taki kelner, wystarczy tylko nalewać napoje, podawać drobne przekąski. Służyć co jakiś czas rozmową...
W kieszeni Kevina zawibrował telefon. Przeprosił na chwilę wysokiego chłopaka i przeszedł do kuchni, aby móc odebrać.
Rozmowa trwała krótko. Dzwonił DongHo wyjaśniający, że zapomniał o dopłacie za nadgodziny, co wyprostować miał następnego dnia przed zajęciami.
W tym czasie AJ korzystając z nieuwagi właściciela przesypał drobinki białego proszku do szklanki stojącej nadal na stoliku. Niemal natychmiast zniknęły w niej, pozostawiając płyn przejrzysty jak wcześniej.
-Praca lekka, jednocześnie niosąca za sobą duży zarobek. Sądzę, że poradziłbyś sobie z tym bez problemu.- Zachęcał dalej, dokładnie obserwując, jak woda znika w różowych, delikatnie skrojonych ustach blondyna.
*
Wieczór zbliżał się wielkimi krokami. Przypominał o tym migający wyświetlacz telefonu. To Kevin wydzwaniał kolejny raz z rzędu pewnie, żeby przypomnieć o dzisiejszej imprezie. Męczył go nią już od jakiegoś czasu. To dlatego, że brunet nigdy nie miał choćby 20 minut więcej dla przyjaciela.
W końcu nie można się było dziwić. Życie młodego mafiozy nie należało do zbyt luźnych. Wolał za długo z nim nie przebywać, żeby przypadkiem nie stała mu się krzywda.
Szedł do wyznaczonego przez ojca miejsca, na dużym podniebnym parkingu.
Czekała tam grupa mężczyzn, okładająca jednego z nich pięściami i niewybrednymi kopnięciami. Schwytany osobnik wyrywał się, jednak nieunikniony cios metalową rurą, prędko go unieruchomił.
-Patrzcie, patrzcie, jaką śliczną laseczkę przysłał nam pan Lee.- Powiedział pofarbowany na jaskrawy blond, właściciel metalowego prętu, obracając się do niego. KiSeop nie ukrywał na twarzy zgorszenia, słysząc to kolejny raz w tym tygodniu. - Szukasz wrażeń? Szybki numerek i te sprawy? Nie boisz się, że tacy silni i groźni mężczyźni skrzywdzili by cię w mgnieniu oka, nie pozostawiając ani jednego chłodnego miejsca na twoim ciele?- Parszywy uśmieszek zagościł na twarzy blondyna.
-Daruj sobie. Nie przylazłem tu, żeby się z wami pieścić.- Wycedził odpychając go na bok.
-Doprawdy?- Pięść jednego z nich przeleciał obok jego twarzy. Wyczuł, że nie wyjdzie bez zadrapania, dlatego wolał uprzedzić podchodzącego do niego mężczyznę, zadając kopnięcie w klatkę piersiową.
Reszta zachowywała się jak zwierzęta. Szybko wyczuli smaczne mięsko, otaczając go z każdej strony.
Zadawane przez niego ciosy okazały się nie być na tyle skuteczne co ostatnim razem. Stróżka krwi pociekła z rozciętej wargi, kiedy pochylił się czując ból w obitych przez pięści żebrach. Nie przeszkadzało to jednak w wyciągnięciu zgrabnego colta, którym postrzelił dwóch z napastników.
Szybko jednak okazało się, że naboju starczyło tylko na 3 wystrzały, z czego jeden był chybiony.
Nagły cios w plecy, który nadszedł z góry, rzucił go z impetem na ziemię. Przed uszkodzeniem głowy uchroniła go wysunięta ręka, teraz będąca cała zadrapana od betonowego podjazdu.
Blondyn złapał go za włosy obracając plecami do ziemi.
-Widzisz skarbie. Takie niewinne panienki nie powinny wchodzić między stado głodnych wilków.- Stwierdził siadając na nim okrakiem.- Spodziewałem się, że pan Lee przyprowadzi mi kogoś znacznie sprawniejszego, ale twoja buźka jest nienajgorsza więc chyba się nie obrażę. - Pochylił się tak mocno, że ich twarze niemal stykały się ze sobą. W tym czasie usłyszeć można było odgłos rozpinanej metalowej klamry od paska.- Daj mi poczuć chociaż część z twoich przyciągających atutów.- Zatrzymał się na chwilę. Wyciągnął z płaszcza KiSeopa wibrujący telefon, uważnie na niego spoglądając.- Kevin- Poinformował krótko, a na twarzy znowu zagościł perfidny uśmieszek.- To chyba nim zajmuje się teraz jeden z naszych ludzi. Czyżby spłoszone zwierzątko chciało wołać o pomoc swoją bezradną niunię?- Zapytał nie szczędząc ironii w głosie.- Chcesz usłyszeć jego skomlenie? Może przy okazji dasz mu posłuchać, jak dobrze się bawisz.- Stwierdził podając mu telefon.
-Chyba nie czuję się najlepiej...- Wymamrotał głos po drugiej stronie.
*
KiBum biegł tak szybko, jak tylko potrafił. Wystarczył jeden sygnał od zaniepokojonego KiSeopa i krótka wzmianka zawierająca imię 'Kevin', żeby nogi poniosły go w wyznaczone miejsce.
Samym szefem zajął się już Xander, których kręcił się od dłuższego czasu, gdzieś w okolicy wyznaczonego parkingu, dlatego KiBum skupił się na niepokojącej wiadomości blondyna.
W mieszkaniu nie było nikogo. Nie było też oznak na to, żeby wydarzyło się coś niepokojącego. Ubrania były poskładanie, naczynia pochowane do szafek, buty równo poukładane w korytarzu.
Czuł się kompletnie zdezorientowany. Usiadł na krześle w kuchni, kiedy zadzwonił telefon.
Przez chwilę słychać było łomot puszczanej w tle muzyki, co kompletnie przeszkadzało w zrozumieniu jakiegokolwiek słowa. Dopiero charakterystyczne domknięcie drzwi, w znanej mu ubikacji, znacznie ograniczyło dochodzące dźwięki.
-... Więc nie musisz się martwić KiBumie.- Usłyszał głos blondyna. Nie był niepokojący, może trochę zmęczony, ale nic poza tym.
-Co się stało? Gdzie jesteś?
-W klubie DongHo, przecież mówiłem. Nic mi nie jest. Seopi pewnie niepotrzebnie zaciągnął cię na poszukiwania? Miałem mdłości, ale to chyba dlatego, że zjadłem coś niedobrego. Pospałem chwilę i już mi lepiej.- Z głosu wynikało, że chłopak uśmiechnął się do siebie.
-W takim razie uważaj na siebie, ja będę za jakieś pół godziny, może szybciej jeżeli mi się uda.- Poinformował go czując, jak kamień spada mu z serca.
-Nie śpiesz się i przepraszam za kłopot. Dziękuję, że się martwiłeś.
*
Muzyka miksowana z pełną precyzją przez DJ'a, wybrzmiewała z głośników. Wprawiając tłumy tańczących na parkiecie, w narkotyczny trans.
-Tyle gwiazd jest na niebie, jednak to twój blask sprawił, że moje serce zabiło mocniej. -Eli czarował szatynkę w krótkiej czerwonej mini, siedzącą przy barze. Wlepiła w niego wielkie wymalowane oczy, a na twarzy zagościł figlarny uśmiech. Już wtedy widział, że jest lekko wstawiona, przez co z łatwością dała się uwieść na parkiet.
Taniec nie trwał jednak długo. Pobawił się chwilę, po czym po prostu zostawił ją w tłumie, gdy zgrabna Europejka zwabiła go swoimi wdziękami. Wymienili kilka gorących pocałunków, a ich ciała stykały się w erotycznym tańcu.
Zanim wrócił na miejsce, trafił między dwie jeszcze przed chwilą zajęte sobą farbowane bliźniaczki. Lubił patrzeć na takie numerki, a jeszcze bardziej, gdy czując zainteresowanie ze strony chłopaka wodziły dłońmi po jego ciele rozpalając wszystkie zmysły. To spotkanie pozbawiło go wierzchniej koszuli, pozostawiając go w podkoszulku.
Zamówił drinka Cointreau Teese. Nie pił dzisiaj wiele, co najwyżej Red Bulle przed samą imprezą. To przez to, że ciągle podchodziły do niego piękne kobiety, skutecznie odciągające go od alkoholu. Brał właśnie numer od barmanki, kiedy przysiadł się do niego AJ.
-Długo jeszcze będziesz tak podrywać panienki?- Spytał z ironicznym uśmiechem, widząc jak palec dziewczyny siedzącej z drugiej strony Eli'a, zsuwa się delikatnie po jego wyrzeźbionym ramieniu.
-Trzeba brać póki dają.- Stwierdził bez wahania.- Jakoś długo cię nie było.
-Interesy, wiesz przecież.- Schwycił w dłoń kieliszek stojącą przed Eli'em i pociągnął z niego spory łyk.- Ty też chyba miałeś coś do załatwienia, nie mylę się?
-Ta, zdobyłem to o co szef prosił.- Westchnął podpierając łokciem twarz. Jedyne co robił tego dnia, to przejmowanie drogiej broni palnej od jednego z przemytników. Co nie wymagało zbyt wiele precyzji, czy wysiłku. - Ale pewnie ty bawiłeś się ode mnie lepiej.
-Przyznam, że nienajgorzej.- Uśmieszek nie schodził mu z ust kiedy brał następny łyk zabarwionego na fioletowo trunku.
-Eli?- Powiedział ktoś nagle trącając chłopaka w ramie.