W cieniu dawnego szaleństwa [2/2]

Apr 30, 2015 01:11

Fandom: Władca Pierścieni / Hobbit
Postacie: Boromir, Gimli, Fili & Kili
Status: AU, Thorin i jego siostrzeńcy nie zginęli w bitwie Pięciu Armi, zaś Boromir przeżył potyczkę pod Amon Hen, lecz został uprowadzony wraz z hobbitami do Isengardu. Aragorn jest królem Gondoru, namiestnikiem zaś nadal Denethor Saruman zbratał się z orkami i włada niezależnym Isengardem (choć w samej historii jest tylko wspomniany). Między Wolnymi Ludami, a Mordorem panuje pokój.
Uwagi: Boromir musi radzić sobie ciążącymi mu sercu wydarzeniami spod Amon Hen, tą chwilą, gdy uległ szaleństwu i pierścieniowi. W Erebor zaprzyjaźnia się z krewniakami Gimliego, którzy także borykają się z przeszłością oraz nie zawsze akceptowaną przyjaźnią z pewnymi elfami. Ogólnie mówiąc przyjaźń Boromira z krasnoludami.
Uwagi #2: teraz także na AO3

Minęło ponad rok od wizyty Boromira w Ereborze. Przez cały czas utrzymywał stały kontakt z Gimlim i książętami, a widok czarnego kruka na parapecie jego okna stał się przyjemną normą. Pisali do siebie niemal o wszystkim - od ważnych, poufnych informacji po osobiste dylematy, kończąc na zabawnych anegdotkach z życia. Listy umilały mu życie pełne stresu i presji, gdy nagle cały świat próbował go ożenić. Nigdy nie sądził, że możliwość koczowania w ruinach Osgiliathu będzie zbawienną formą ucieczki od matrymonialnego szaleństwa. Był pierworodnym synem namiestnika, lecz wojna skutecznie opóźniała jego potencjalne małżeństwo. Teraz zaś nie widział sensu tej nagonki na jego osobę - w końcu Gondor miał króla, a królowa zaszła w ciążę. Boromir zaś miał młodszego brata, który zawsze mógł przejąć za niego obowiązki królewskiego doradcy. Nigdy nie pragnął wziąć żony, nigdy nie kochał też żadnego mężczyzny. Lubił swoją wolność od jakichkolwiek romantycznych związków, bo od zawsze wiedział, że został stworzony dla walki, nie małżeństwa. Dlatego specjalnie wręcz przeprawiał się przez rzekę do obozu orków, aby uniknąć niespodziewanych ambasadorów - szlachetne rody z córkami na wydaniu dzień w dzień przesyłały swe propozycje dogodnego małżeństwa. Dowódcą orków był Gothmog, który nie krył swego rozbawienia ilekroć widział go w swoim obozie. Zawarty pokój wbrew logice utrzymał się i funkcjonował pomyślnie. Orkowie i ludzie nie walczyli ze sobą i widać niedola namiestnikowego syna była wystarczająco ciekawa dla mordorskich żołnierzy, aby udzielić mu azylu na parę godzin.
Jednak zbliżało się letnie święto w Gondorze, z okazji którego królewska para wydała wielką ucztę. Boromir robił co mógł, aby nie dać usidlić się żadnej matronie podsuwającej mu pod nos młodocianą córkę. Szczęśliwie Gimli oraz krasnoludzcy książęta byli cudowną wymówką, aby unikać wszelkich niechcianych ludzi. Nikt nie protestował, kiedy znaleźli się na otwartej przestrzeni, na jednym z placów treningowych. Boromir i Fili gorliwie wiwatowali swym braciom w pojedynku łuczniczym, do którego przystąpiło także kilku innych gości - Legolas oraz jego przyjaciółka Tauriel, którym kibicował Gimli wraz z Lady Eowyn. Nawet Eomer oraz Theodred dołączyli do nich, gdy w końcu zmęczył ich gwar przyjęcia.
Przyjacielski pojedynek trwał do późnego popołudnia, a śmiech niósł się głośno po opustoszałym placu. Zwykle beznamiętny Faramir zaproponował Eowynie, że nauczy ją władać łukiem - Boromir z przyjemnością obserwował brata i siostrzenicę króla Rohanu, gdy w oczywisty sposób cieszyli się swoją wzajemną obecnością. Choć jeszcze bardziej bawił go Eomer z niezadowoloną miną, gdy braterski instynkt wyraźnie brał górę ponad rozsądkiem marszałka, a Theodred nie szczędził mu kąśliwych uwag. Na moment wzruszenie ścisnęło gardło Boromira, gdy mógł tak po prostu patrzeć na swoją rodzinę i przyjaciół, bezpiecznych od złowrogiego Cienia. Dla tego uczucia było warto cierpieć.
Z czasem Eowyn i Faramir postanowili wrócić na ucztę, zapewne by móc później przetańczyć całą noc, a Eomer podążył za nimi z braterskim zacięciem. Theodred puścił oko ku najstarszemu synowi namiestnika, wyraźnie ubawiony zaistniałą sytuacją. W końcu znał Faramira o wiele lepiej niż jego młodszy kuzyn, toteż cieszył się szczęściem bliskich mu ludzi. Jeśli kogoś dziwiło nagłe zniknięcie Tauriel i Kiliego czy Legolasa i Gimliego, nikt nie rzekł ani słowa.
Na placu pozostał tylko on i Fili. I żaden z nich nie wyglądał, jakby chciał wracać na głośną zabawę, gdzie czyhały na nich dumne matki z całym tabunem córek na wydaniu. Boromira nagle uderzyła ironia sytuacji: obaj byli doświadczonymi wojownikami, którzy poświęcili swoje lata młodości dla dobra królestwa i rodziny, którzy przeżyli straszne wojny, by teraz, gdy w końcu nastał pokój, ukrywać się przed potencjalnym małżeństwem.
- Nigdy nie chciałem mieć żony - wyznał Boromir, gdy w końcu przestał się śmiać.
Fili spojrzał na niego uważnie. Zmarszczył brwi w skupieniu, jakby próbując odpowiednio dobrać słowa, a Boromir już wiedział gdzie ich rozmowa będzie zmierzać.
- Nie mam kochanka, jeśli o to chciałeś zapytać.
- Och. Bo się zastanawiałem z bratem, czy dlatego tak łatwo ci przychodzi akceptacja dziwnej przyjaźni Gimliego z Legolasem - krasnolud wzruszył ramionami. - Z tego co wiem, ludzie niezbyt są przychylni takim osobom. Gdy byłem młodszy i podróżowałem jako najemnik, często spotykałem się z nienawiścią ludzi wobec tych, hm... kochających inaczej. To co mówili, to jedno, ale to, że byli gotów pobić bezbronnego zawsze mnie przerażało...
- Nie wiem, jak ludzie z północy lub zachodu patrzą na takie sprawy - Boromir przyznał po chwili namysłu. - Tu, w Gondorze miłość tych osób nie jest istotą problemu, chodzi o brak korzyści dla królestwa.
- Chyba... nie do końca rozumiem - wyznał krasnolud. Boromir obracał w dłoniach pusty puchar po winie.
- Ponoć kiedyś ludzie zawierali małżeństwa z tymi, których kochali, nie dla materialnej czy politycznej korzyści - wyjaśnił. - Jednak od kiedy Mordor stał się stałym zagrożeniem, Gondor zawsze potrzebował nowych żołnierzy do obrony swych ziem. A żeby mieć żołnierzy, wpierw ktoś musi ich spłodzić i urodzić. Z czasem wszystkie związki inne niż kobiety i mężczyzny stały się źle widziane w oczach władców z czysto materialnych powodów. Ale to nie znaczy, że dzisiaj nie ma mężczyzn kochających mężczyzn lub kobiet kochających kobiet, albo, że czeka ich śmierć za taki wybór. Po prostu ludzie o tym nie mówią otwarcie. Rozumiem, że wśród krasnoludów jest inaczej?
Poważna mina krasnoludzkiego księcia nabrała łagodności.
- Wśród moich pobratymców nie ma takich uprzedzeń. Albo się kogoś kocha, albo nie i tyle.
- Chyba, że to elf?
Fili zaśmiał się, a Boromir dołączył do niego.
- Powiedzmy, że nasz ród i elfy z Mrocznego Lasu mają długą, nieprzyjemną historię ze sobą. Jeśli mogę spytać... to ktoś jest bliski twemu sercu?
Syn namiestnika zamyślił się nie zwracając uwagi na źle skrywaną ciekawość w oczach swego towarzysza.
 - Nigdy nie zakochałem się w żadnej kobiecie ani żadnym mężczyźnie. Kocham wielu ludzi, lecz nikogo nie pożądam. Jeśli to ma jakiś sens.
Uśmiech księcia emanował radością.
- Wielu krasnoludów tak właśnie czuje. Włączając w to mnie.
- I mimo to chcą ci na siłę znaleźć żonę? - Boromir przyjrzał się mu, lecz Fili wzruszył niedbale ramionami.
- Ciebie też próbują zmusić. Taki los dziedziców potężnych rodów. Chociaż mój wujek się wywinął, ale wtedy była inna sytuacja. Nie było Ereboru, a moja mama zapewniła nowych dziedziców krwi Durina.
- Ja mam zakochanego brata, sądzisz, że się w końcu ode mnie odczepią z tym całym zakładaniem rodziny?
- Faramir musiałby szybko zajść w ciążę - Fili poklepał ze współczuciem człowieka po plecach - a lady Eowyn nie wygląda na kobietę, która planuje w najbliższym czasie urodzić dziecko.
- Może to lepiej. Nie chciałbym, aby Eomer zabił mi brata.

***
Minęły kolejne miesiące, nim Boromir znów znalazł się w Erebor. Przybył w sprawie błahej, którą mógłby załatwić byle posłaniec, lecz chętnie skorzystał z pretekstu, aby odwiedzić swych krasnoludzkich znajomych. Aragorn przyjął jego prośbę z wyrozumiałością, Denethor tylko zmierzył go surowym spojrzeniem, zaś Faramir był zbyt zajęty nadchodzącym ślubem z Eowyn, by wydać osąd nad jego samolubną zachciankę, aby wydostać się z Minas Tirith chociaż na miesiąc.
Gimli jak zwykle czekał na niego nim przekroczył granice krasnoludzkiego królestwa, tym razem w towarzystwie najmłodszego siostrzeńca króla. To, co miało być pretekstem jego przyjazdu zostało ustalone w niecałą godzinę i tego samego dnia kruk poleciał do Gondoru z odpowiedzią dla ludzkiego króla. Następne dni Boromir spędzał ze swoimi przyjaciółmi, to na wspólnych wieczerzach z członkami ich rodziny, ta na przyjacielskich pojedynkach,  to na polowaniu w pobliżu granic Mrocznego Lasu.  Jeśli w tym czasie Gimli i Kili znikali nagle w pobliskim lesie, cóż... Boromir i Fili nie mieli nic do powiedzenia na ten temat. Tak samo jak nikt nie komentował, że do samego rana potrafili pić i rozmawiać w jednej z królewskich komnat. Nawet jeśli ich śmiech musiał zakłócać nocny spokój.
A przynajmniej nikt się nie skarżył, póki któreś nocy niespodziewanie odwiedził ich król. Thorin wyglądał, jakby nie spał od dawna, a bezsenność zamieniła się w irytację. Zmierzył ich oceniającym spojrzeniem, które najdłuższej spoczęło na człowieku. Boromir z precyzją godną doświadczonego żołnierza powstał ze swego wygodnego miejsca. Zgodnie z etykietą, którą żadna ilość alkoholu nie umiała wypłukać z jego pamięci, skłonił głowę przed królem.
- Wasza wysokość - rzekł na przywitanie, ignorując stłumiony śmiech Kiliego, gdy było jasnym, że Thorin sięgał mu ledwo do ramienia.
- Co tu robisz o tej porze? - ostry ton króla szybko przywrócił do porządku obecnych, lecz nim Boromir zdążył odpowiedzieć, młodsi krasnoludowie podjęli się próby załagodzenia sytuacji.
- Zasiedzieliśmy się wuju, to wszystko - Fili wyjaśnił spokojnie, odgarniając z czoła kosmyk niesfornych włosów. Gimli przytaknął mu z pełną stanowczością.
- Dawno się w końcu nie widzieliśmy, to nadrabiamy zaległości.
Mina Thorina wyraźnie mówiła, jak bardzo jest niezadowolony z zaistniałej sytuacji.
- Jeśli tak bardzo chcesz spędzać czas z przyjacielem, to przestań znikać w tym przeklętym lesie, Gimli!
Kili, tak samo jak jego kuzyn, nieoczekiwanie spłonął brzydkim rumieńcem.
- Proszę o wybaczenie waszą wysokość - wtrącił się Boromir, odwracając uwagę od niebezpiecznego tematu związków z elfami. Ukłonił się raz jeszcze, nawet mocniej niż poprzednio, aby załagodzić sytuację. - Nie było moim zamiarem nadużywać niczyjej gościny. Tak jak rzekł książę Fili, zwyczajnie straciliśmy poczucie czasu zajęci rozmową.
- Raczej piciem - król warknął złowrogo, lecz jego pierwotna złość wyraźnie się ulotniła. - I o czym tak ciekawym rozmawialiście w środku nocy?
- Rozmawialiśmy o Sma... - Kili nie zdążył dokończyć, gdy łokieć brata go uciszył, a Fili bez zająknięcia mówił dalej - O smakowitych daniach Bombura!
Na ułamek sekundy bracia zmierzyli się wzrokiem, którego nikt poza nimi nie umiał odczytać. Kili energicznie zaczął potakiwać, że przecież o tym właśnie chciał powiedzieć. Mina Thorina wyraźnie mówiła, że jedzenie, jakkolwiek smaczne, nie było dobrą wymówką dla ich zachowania. Zwłaszcza na spoufalanie się z człowiekiem przy zbyt dużej ilości wina i o tak późnej porze. Jego siostra Dis tolerowała to iracjonalne zachowanie, uważając iż jej dzieci zasługują na odrobinę relaksu w dobrym towarzystwie. Jednak Thorin musiał zadbać o dobre imię rodziny, skoro jego siostrzeńcy noc w noc łamali wszelkie zasady etykiety dworskiej.
- Chyba czas wracać do swoich komnat, nie uważacie?
- Tak jest, wasza wysokość - odpowiedzieli zgodnym chórem i po szybkim, oficjalnym pożegnaniu, Kili, Gimli, Boromir i Thorin opuścili komnatę dziedzica tronu. Pokoje młodszych krasnoludów były w pobliżu, zaś część przeznaczona dla gości znajdowała się parę korytarzy dalej. Pomimo wypitego alkoholu, Boromir nie miał problemów z poprawnym funkcjonowaniem. Żołnierska precyzja była widoczna w każdym jego ruchu.
- Odprowadzę cię synu Denethora, abyś przypadkiem nie pomylił komnat - król znienacka oznajmił, nawet nie spoglądając za siebie na młodszych mężczyzn. Kili wzdrygnął się na słowa wuja i ukradkiem nachylił się do swego ludzkiego przyjaciela.
- To jego lepszy humor... - mruknął, a Boromir wolałby nie zobaczyć tego gorszego... Ale w końcu nie na darmo był synem Denethora i starszym bratem Faramira. Od kiedy Aragorn został królem, jednym z jego stałych obowiązków było balansowanie trójki tak silnych indywidualności. Jeden nie do końca szczęśliwy król krasnoludów nie robił na nim takiego wrażenia jak prawdziwie wściekły Faramir lub rozczarowany ojciec. Oczywiście, alkohol we krwi mógł coś mieć wspólnego z jego optymizmem.
Droga w towarzystwie króla była przepełniona nieprzyjemną ciszą. Thorin nie okazał mu otwartej wrogości, wręcz starał się nie poświęcać człowiekowi większej uwagi, a mimo to Boromir czuł wiszący mu nad głową osąd krasnoluda. Nie wiedział dokładnie w jakiej sprawie, ale był pewny, że ich nocne, notoryczne rozmowy drażniły władcę. Jego żołnierska, doświadczona natura wiedziała, iż starcie z królem to tylko kwestia czasu.
Gdy znaleźli się przed gościnną komnatą, Thorin nakazał mu gestem wejść do środka i bez zaproszenia podążył za nim.
- Moi siostrzeńcy i Gimli bardzo cię polubili... - zauważył nonszalacko, lecz Boromir widział jego zwątpienie.
- Z Gimlim związany jestem wspólnymi przeżyciami niebezpiecznej wyprawy, a więzi takie są silniejsze niż zwykła przyjaźń - odpowiedział zgodnie z prawdą, wyzywająco patrząc w oczy Thorina. - Książęta zaś okazali się równie miłym towarzystwem, co Gimli, więc rad jestem z ich przyjaźni. I mam nadzieję, że uczucie jest wzajemne.
Thorin przeszył go złym wzrokiem, zaciskając usta w cienką linię. Boromir nie spuścił wzroku. Przez kilka minut mierzyli się spojrzeniem, aż niespodziewanie król odwrócił się od niego, przechadzając się po komnacie, jakby ta wymagała jego inspekcji. Gondorczyk pozostał na środku pokoju, przybierając naturalną dla niego postawę żołnierza. Nie miał przy sobie dużej ilości dobytku, a wszystko leżało w odpowiednich dla siebie miejscach. Nawet ślady po stałej obecności jego krasnoludzkich znajomych były minimalne - na stole stała szachownica z pionkami zastygłymi w połowie gry, obok której czekały cztery kielichy do napełnienia i pusty dzbanek po winie. Władca mruknął coś pod nosem, lecz Boromir uznał, że stan komnaty musiał mu odpowiadać, skoro w końcu przestał go ignorować.
- Moi siostrzeńcy twierdzą, że wiele rzeczy... rozumiesz lepiej niż inni. Wiem, że mówili ci o mnie - spojrzenie Thorina było najdziwniejszym, jakie kiedykolwiek widział. Miało w sobie surowość władcy, jak i płochość kogoś, kto spodziewa się bolesnego ciosu. - Powiedzieli ci o... o mojej chorobie?
Na ułamek sekundy zawładnęła nim myśl, aby skłamać. Jeśli nie dla dobra braci, to dla samego króla. Ale gondorska krew gardziła kłamstwem, toteż Boromir odpowiedział zgodnie z prawdą.
- Tak wasza wysokość, powiedzieli.
Szlachetna twarz Thorina wykrzywiła się w grymasie złości, który szybko został zastąpiony gorzkim zmęczeniem.
- Więc wiesz, co uczyniłem. I co teraz myślisz o władcy Ereboru, człowieku?
- Opuściłeś bezpieczną górę, gdy walka rozgorzała na dobre. Pokonałeś swoją słabość, czyż nie? - Boromir postąpił krok ku Thorinowi, który odwrócił się od niego plecami. - Pokonałeś zło, które owładnęło twoje serce i umysł.
- Pokonałem? Zabiłbym swego przyjaciela i towarzysza trudów, gdyby nie interwencja moich siostrzeńców. Co ty możesz wiedzieć, co znaczy mieć serce owładnięte pożądaniem jednej rzeczy?
Oczy Thorina lśniły czystym, palącym gniewem. Były to oczy osoby dotkniętej przez szaleństwo i wstyd. Boromir potrafił to rozpoznać, bo tak wszak wyglądały jego własne. Jego i Frodo.
Przez ułamek sekundy zastanawiał się, czy dlatego Fili i Kili byli tak bardzo zainteresowani jego osobą. Czy widzieli w nim to, co widzieli w swym wuju? Czy sądzili, że może pomóc mu w czymś, co tylko ktoś żyjący w cieniu dawnego szaleństwa mógł zrozumieć?
Gdyby rozmawiali za dnia, być może nigdy by nie powiedział prawdy. Ale wokół nadal panowała nocna cisza, w żyłach płonął alkohol, a w pełna desperacji twarz króla Ereboru za bardzo wyglądała jak jego własna. Amon Hen rzucał na niego długi cień nawet po tych paru latach, a mimo to Boromir miał bliskich przyjaciół, którzy mu nie tylko wybaczyli zdradę, lecz także pomogli zaakceptować własną słabość. Thorin, Król Spod Góry, borykał się z poczuciem winy dłużej, niż Boromir w ogóle żył.
- Wpierw nie zauważasz tego pożądania, choć co jakiś czas twój umysł nawiedza zdradliwa myśl, aby ulec. Ale myślisz sobie, jestem silniejszy niż inni.  Mogę przestać w każdej chwili, powtarzasz sobie. I nawet wierzysz w swoją silną wolę. Przez jakiś czas. I nim się spostrzeżesz, już nie umiesz myśleć o niczym innym. I choć walczysz, nie ma nikogo wokół ciebie, kto by to mógł zrozumieć, więc nie rozmawiasz o tym z nikim. W końcu zawsze dawałeś sobie radę sam, dasz sobie i teraz...
Powoli, jakby we śnie, Thorin odwrócił się ku człowiekowi, mrugając oczyma, jakby dopiero go zauważył, lecz nie umiał poznać. Zaskoczenie na twarzy króla było widoczne z daleka.  Boromir przełknął ślinę, czując, jak jego gardło ścisnęło się pod napływem emocji, lecz wiedział, że nie może przerwać swej opowieści, bo drugi raz nie zdobędzie się na odwagę.
- Sen nie przynosi ulgi, żadne jedzenie nie syci, gdy w głowie pulsuje tylko jednak myśl - muszę zdobyć to, nim ktoś inny odbierze mój skarb... I zanim możesz się spostrzec, przyjaciel wydaje się wrogiem. I myślisz sobie, muszę go zabić, bo nosi coś, co powinno być moje. Więc podnosisz na niego rękę i jesteś gotów złamać mu kark własnymi rękoma, ale kiedy przypadek, małe potknięcie, nagle wyrywa cię z szału, zdajesz sobie sprawę z tego co uczyniłeś, lecz żadne słowa przeprosin nie mogą cofnąć już czasu. Bo przyjaciel ucieka przed tobą, jakbyś był samym Morgothem... a potem musisz przyznać się do swej zdrady przed najbliższymi, przed tymi, którzy ci ufali jak własnemu bratu. I nawet jeśli zapewniają cię, że to nie twoja wina - wiesz, że to nieprawda. Bo żadne szaleństwo nie usprawiedliwia zdrady. Więc lata mijają, ale przebaczenie innych nie uwalnia cię od poczucia winy ani od strachu, że znów zrobisz coś strasznego. Ale tym razem przypadek może cię nie uratować.
- Ty...
- Tak, wasza wysokość. Wiem doskonale, co znaczy ulec szaleństwu. I podnieść rękę na przyjaciela, którego obiecało się chronić.
- Pierścień...? - Boromir wyraźnie skrzywił się na ciche pytanie króla.
- Nie jest to coś, czym się człowiek może chwalić.
- Przynajmniej ty uległeś potężniejszej woli aniżeli własnej chciwości. Przez tyle lat sądziłem, że jestem inny, lepszy niż mój dziadek, a ledwo znalazłem się w środku góry, już byłem oszalały na punkcie arkastonu.
Thorin z trudem osunął się na ziemię. Łzy same napłynęły mu do oczu, ale pierwszy raz od tak dawna nie próbował ich ukryć. Boromir siadł obok pobladłego krasnoluda, ignorując dworską etykietę i nieprzyjemne wrażenie, jakby sylwetka król nagle zmalała.
Siedzieli okryci półmrokiem komnaty i ciszą, którą przerwał gorzki śmiech człowieka. Thorin posłał mu zaskoczone spojrzenie, ale pozbawione wcześniejszej wrogości.
- Bagginsowie - Boromir wyjaśnił cicho. - To musi być jakaś cecha rodzinna, czy coś, skoro przyciągają do siebie takich jak my...
Usta Thorina drgnęły w nieśmiałym uśmiechu. Boromir miał okazję widzieć króla Ereboru parę razy na przestrzeni kilku lat, ale pierwszy raz widział go uśmiechniętego. Wyglądał na zmęczonego, z twarzą pobladlą i zaczerwienionymi oczyma, lecz zniknęła jego codzienna surowość i chłód. Nic dziwnego, że jego siostrzeńcy tak bardzo tęsknili za Thorinem Dębową Tarczą, którego zastąpił niedostępny Król Spod Góry.
Hobbici mieli tą niezwykłą właściwość, że wyruszali na niebezpieczną wyprawę, ratowali świat i przy okazji stawali się przyjaciółmi jednakowo elfów, ludzi i krasnoludów. Łatwo było opowiadać sobie zarówno o wygłupach Tooka, jak i poświęceniu Bagginsa. Thorin mówił niewiele, ale słuchał z uwagą relacji człowieka, zaczynając od spotkania w Rivendell, o grozie Morii, o wizycie w królestwie Leśnych Elfów, kończąc na próbie odebrania pierścienia. Ilekroć elfy były wspomniane, Thorin marszczył nos i ściągał brwi w jawnej niechęci. I był też pełen wzruszenia na wieść, że to jego niegdysiejszy dar dla Bilba uratował życie Frodo podczas walki z trollem - Boromir wiedział, że Gimli o tym doniósł zaraz po powrocie do domu, lecz nie omieszkał wspomnieć jeszcze raz pośredniej zasługi króla. Doskonale rozumiał radość i siłę, jaką dawała taka wiedza.
Świt nieubłagalnie zbliżał się, choć wewnątrz góry łatwo było udawać, że noc nadal trwała, a poufne, osobiste, boleśnie prawdziwe słowa i jeszcze prawdziwsze emocje były dobrze skryte między nimi i nikim więcej. Być może przygody dzielnych hobbitów przejdą kiedyś do historii, obrosną w legendy, które zawsze zakończą się pomyślnym i żyli długo i szczęśliwie, lecz niektórzy z bohaterów do końca życia będą kroczyć w cieniu dawnego szaleństwa. Ale nikt nie powiedział, że to musi być samotna droga.
Rozmowa trwała jeszcze przez wiele godzin, nawet gdy już zabrakło łez, a gniew i poczucie winy na moment zostało zastąpione ulgą płynącą ze zrozumienia. Ich historie nie były zupełnie takie same, lecz znaleźli między sobą wystarczająco dużo podobieństw aby móc czuć się jakoś związanym ze sobą. Obaj byli w końcu zarówno władcami, jak i wojownikami, bohaterami i tymi, co upadli.
W końcu rozmowę przerwało nieśmiałe pukanie do drzwi - Fili, Kili i Gimli niepewnie weszli do środka. Nawet nie próbowali ukryć swego zaskoczenia na widok Thorina, lecz żaden nie śmiał komentować jego zaczerwienionych oczu czy wyraźnego braku snu na pobladłej, zmęczonej twarzy. Król od razu przybrał groźną minę godną stanowczego władcy w obliczu nadchodzącej wojny. Boromir był całkowicie pewny, że krasnolud wolałby zginąć, aniżeli przyznać się do jakiegokolwiek emocjonalnego rozchwiania. Fili błysnął zębami w szerokim uśmiechu, gdy zdał sobie sprawę, że jego krewniak w końcu mógł z kimś porozmawiać o swym dawnym szaleństwie i przy okazji znaleźć choć odrobinę zrozumienia oraz ulgi. Kili zaś zaśmiał się głośno.
- Przez chwilę już się martwiłem, że będziemy musieli cię szukać po całym Ereborze, skoro wujek postanowił cię zaprowadzić do pokoju osobiście.
- Czy mój drogi siostrzeniec coś próbuje insynuować?
Fili i Kili uśmiechnęli się szeroko.
- To nie my się zgubiliśmy w Shire... - razem rzekli melodyjnym głosem, na dźwięk którego usta Thorina wygięły się w grymasie - ... i to dwa razy!
Król Spod Góry z miną pełnej godności przetrwał salwę śmiechu, by zaraz wymówić się obowiązkami i umknąć z nagle zapełnionej komnaty. Na ułamek sekundy jego spojrzenie zatrzymało się na człowieku, który skinął mu głową ze zrozumieniem. Co zostało powiedziane między nimi tam właśnie pozostanie. Spięta linia pleców Thorina wyraźnie się rozluźniła i nim ktoś mógł zaprotestować, już go nie było. Jego popłoch nie uszedł niczyjej uwadze. Tym bardziej jego ulga wymalowana w oczach.
Pozostałe krasnoludy patrzyły przeciągle na Gondorczyka, a kiedy było jasnym, że ten nie zamierza komentować w żaden sposób bliskiego spotkania z królem na moment zapadła cisza. Krasnoludowie wymienili się spojrzeniami i Boromir wiedział, że coś ważnego kryje się za ich zachowaniem. Fili w końcu odchrząknął.
- Czy mówiliśmy ci kiedyś, jak bardzo chcieliśmy, abyś poznał naszego wuja...?
A potem Fili uśmiechnął się szeroko, Gimli zaśmiał gromko, a Kili żywo gestykulował opowiadając o miesiącach subtelnych wzmianek o Boromirze, drobnych aluzji tu i tam, nagleń i planowania, które niespodziewanie zaowocowało w najmniej oczekiwaneń chwili. Bo według zapewnień krasnoluda, sądzili, że miną lata, nim przełamią upór i dumę wuja.
Krasnoludowie emanowali prawdziwym zadowoleniem z siebie. Boromir nawet nie miał sił dziwić się tym obrotem sytuacji ani gniewać na nich za szalony pomysł zmuszenia Thorina do rozmowy o dawnej utracie kontroli nad sobą. On sam nie byłby szczęśliwy z tego powodu, gdyby wiedział o planie braci... jednocześnie rozumiał czemu tak bardzo im na tym zależało. Z ciężkim sercem jednak musiał wstrzymać ich przedwczesną euforię.
- Nie chcę psuć radości, ale wiecie, że jedna rozmowa nie uleczy nagle wszystkich lat cierpienia?
- Ba! - Gimli poklepał go po ramieniu. - Dlatego liczymy na twoją pomoc. I pozwolę sobie zauważyć, że tobie to także wyjdzie na dobre.

***
Thorin nie zaszczycił ich na wspólnym śniadaniu, obiedzie ani wieczerzy. Nie, żeby kogoś to dziwiło. Król rzadko kiedy jadał w towarzystwie osób spoza rodziny. Przez cały dzień nikt go nie widział, gdyż zamknął się w swojej komnacie. Pod wieczór wszyscy zaczęli się martwić, że może jednak ich rozmowa pogorszyła sytuację. Noc minęła niespokojnie.
Jeśli następnego dnia Thorin zaszczycił ich swą obecnością na placu treningowym, gdzie lubili spędzać poranki, był to tylko zbieg okoliczności.
- Potrzebowałem zaczerpnąć świeżego powietrza - stwierdził, jakby to była najoczywistsza rzecz na świecie, która miała miejsce każdego ranka. Thorin nie wziął broni do ręki, gdy zaczęli wspólny trening, lecz obserwował ich zmagania ze swego miejsca. Boromir nie był pewny, czy wymuszona nieudolność Kiliego miała sprowokować Thorina do komentowania czy raczej dać mu pretekst na dołączenie do ich małej grupki - najważniejsze, że cel został osiągnięty, a Thorin szybko został wciągnięty w dyskusje nad zaletami i wadami toporów bitewnych i mieczy dwusiecznych.
Wieczorem król zasiadł ze wszystkimi do wieczerzy i choć nie odezwał się słowem, jego obecność wyraźnie ucieszyła wszystkie krasnoludy. W milczeniu pił wino, od czasu do czasu patrząc ukradkiem na swoich siostrzenców, siostrę i najbliższych kuzynów z czułością, o którą trudno było go posądzić. Boromir zaraz zatęsknił za surowym, lecz szlachetnym ojcem i ukochanym bratem. Listy z domu zapewniały go o ich zdrowiu i choć w Erebor czuł się nad wyraz dobrze, pragnął znów ujrzeć rodzinę.
Czas mijał szybko, aż przyszedł dzień wyjazdu. Gimli i Kili postanowili go odeskortować, przynajmniej do granic Mrocznego Lasu, a Boromir dyplomatycznie nie zamierzał komentować ich bezinteresownego poświęcenia. Surowa mina króla wyraźnie mówiła, co sądzi o ich wyprawie, lecz zamiast skarcić swych krewniaków, swą uwagę poświęcił Gondorczykowi.
Boromir nie umiał powiedzieć, kto był bardziej zaskoczony zachowaniem Thorina - jego siostra, szereg doradców czy sam władca, który stał sztywno przy bramie.
- Jesteśmy radzi z sojuszu z Gondorem - rzekł oficjalnie, choć po jego postawie Boromir podejrzewał, że władca czuje się niezręcznie z uwagą skupioną na nim. - Pamiętaj więc, Boromirze, synu Denethora, że jesteś tu mile widziany.
Gimli zaśmiał się gromko, przerywając tą niecodzienną scenę, a uśmiechy książąt emanowały wręcz namacalnym ciepłem. Dis zmierzyła ich uważnym spojrzeniem, zapowiadającym długą, rodzinną pogawędkę w stylu co się właściwie stało i czemu nikt mi tego nie powiedział wcześniej!
Gondorczyk skłonił głowę zgodnie z etykietą.
- Oby nasz sojusz służył nam wszystkim, wasza wysokość.
Thorin tylko przytaknął i już był w drodze do pałacu, zaś Boromir ze swymi towarzyszami ruszył konno przed siebie.

***
Jeśli okazjonalnie kruk z Ereboru przyniósł mu o jeden list więcej, Boromir nie narzekał. W końcu trudno było żyć samotnie w cieniu dawnego szaleństwa. I nawet jeśli nie istniało cudowne uleczenie, a nowe rozmowy nie zmazywały starych grzechów, cóż... nikt nie mógł ich winić za próbowanie.

kili, fanfiction, fili, lord of the rings, gimli, boromir, władca pierścieni

Previous post Next post
Up