IM IN UR SANDBOX, WRITIN NEW DRABBLEZ

Jul 24, 2009 10:24


...Bo nie mogłyśmy dzisiaj zasnąć w nocy z marianek i gadałyśmy przez GG, aż nie zachciało nam się spać. Spędziłyśmy ten czas bardzo kreatywnie - me naskrobało kolejne trzy (!) drable do naszego Piaskownicowego Uniwersum. A oto one:

Tytuł: Od nowa
Rating: PG
Pairing: Komamura/Tousen
Czas i miejsce w Sandbox Society: krótko po tym, jak Tousen z Komamurą zaczynają znów spać ze sobą ;)
Uwagi: Tousen po walce z Aizenem został oszczędzony - ale pozbawiony rangi i praktycznie całej mocy. Wszelki nadmiar reiatsu został mu sztucznie zablokowany, tak że w Gotei nie będzie już raczej nigdy.



Od nowa

Nigdy już nie założy białego płaszcza.

Jeden z nich, zapasowy, wisi tutaj nadal - obok rzędu płaszczy Komamury, zupełnie różny rozmiarem i kształtem. Tousen dotyka po kolei znajomych ubrań, przesuwając dłońmi po rękawach i bokach. Jest coś niezmiernie uspokajającego w tym, że pamięta ich zapach i fakturę, szorstkość materiału, który nosi się zawsze na inny strój ("Czarny" przypomina sobie Tousen bezużyteczne słowo - "czarny"). To, że w szafie nadal, po tylu miesiącach, wisi jeszcze jego własny płaszcz, budzi w Kaname dziwne uczucia, wdzięczność pomieszaną z lękiem, nadzieją, żalem i wstydem.
Dotyka rękawa opuszkami palców - i stoi chwilę bez ruchu, po czym zamyka przesuwane drzwi i wraca, mierząc ostrożnie kroki, do stojącego w drugim krańcu pokoju łóżka. Jest niskie i bardzo szerokie; pościel po stronie, gdzie śpi Komamura, jest już od paru godzin złożona i nakryta kapą. Kaname przesuwa dłońmi po wezgłowiu mebla, prześcieradle, poszwach, wreszcie siada obok dużej poduszki, która spokojnie mogłaby służyć mu za kołdrę.

Jeszcze nie czuje się tu pewnie - zapomniał zbyt wiele rzeczy; za wiele rzeczy zaniedbał. Ale w domu, w pokojach pełnych zapachu Saijina czuje się lepiej - lepiej niż kiedykolwiek w Las Noches.

Tytuł: Jutro
Rating: PG-13
Pairing: Komamura/Tousen
Ostrzeżenia: mpreg, szpital i inne medyczne rzeczy, fluff (trochę)
Czas i miejsce akcji: Narodziny Susumu ;)
Dedykowane: marianek , która służy mi konsultacjami we wszystkich "lekarskich" sprawach. Ewentualne prośby o poradę prosimy kierować na adres Mariańskiej Szkoły Rodzenia XD



Jutro

Siedzi tam - i nawet przez ścianę, przez mnóstwo innych woni czuje zapach strachu. Trudno mu wysiedzieć na miejscu. Jego słuch zdaje się być bardziej niż zwykle wyczulony - i słyszy naraz wiele różnych głosów, szum i terkot maszyn, brzęk narzędzi odkładanych na tacę i branych do ręki z powrotem. Nie widzi na razie nic - nic, a przynajmniej: nic ważnego, gdyż to, co w tej chwili jest ważne, rozgrywa się za zasłoną drzwi i parawanów - i zdaje się trwać wieczność.
Siedzenia są dla niego i tak za małe, więc w końcu wstaje; nie krąży jednak po korytarzu, tylko zamiera w jednym miejscu, z dłonią przyciśniętą do ściany, starając się utrzymać równowagę i spokój. Czuje ból - i nogi lekko się pod nim uginają - przeciągający się, niepodobny do niczego i przez ostrą woń leków przebija się nagle zapach krwi i boi się ("Boli. - Boli. - Boli. ") jak nigdy przedtem.
Za moment jednak reiatsu - tamto reiatsu - rozdwaja się w dziwny sposób i Saijin słyszy nowy głos. Potrząsa głową jak obudzony z koszmarnego snu.

Ślady pazurów zostają jeszcze na ścianie kilka lat. Susumu mija je czasem, drepcząc wraz z którymś z rodziców na badania.
- Czy ja będę kiedyś taki duży? - mówi kiedyś, stając na krześle i przykładając rączkę do pięciu długich linii.
- Zobaczymy - uśmiecha się Kaname. - Wszystko jest możliwe.

:)

Tytuł: Spotkanie
Rating: G/PG
Pairing: Shunsui/Ukitake
Ostrzeżenia: post-mpreg XD
Czas i miejsce akcji: jakieś trzy lata po narodzinach bliźniaków
Drabl zainspirowany tym artem by Boss (więc i jej dedykowany ^^)



Spotkanie

Jest wcześnie rano, gdy Shunsui otwiera portal; na dworzu nie zdążyło się jeszcze zrobić duszno. Piasek pod jego stopami jest chłodny i lekko wilgotny. Ukitake idzie tuż za nim, trzymając drzemiącego jeszcze Rena.
- Jaaaaaaakie wielkie! - krzyczy z zachwytem Yuu i wbiega na pustą jeszcze o tej porze plażę. Od razu rusza w stronę wody. Zatrzymuje się jednak, słysząc głos Kyouraku.
- ...Pływać? - pyta mały z nadzieją. Shunsui zerka na idącego wolno w ich stronę Ukitake.
- Nie ma mowy - odpowiada jasnowłosy mężczyzna. - Dziesięć stopni za zimno. Rozchorowalibyście mi się.
- Pomoczymy chociaż końcówki - mówi Shunsui, biorąc od Ukitake wybudzonego i trącego oczy synka i stawiając go na piasku. - Raz-dwa!
Yuu, zachwycony, zdejmuje szybko sandały. Ren, ciągle rozespany, idzie w ślady swego brata bliźniaka.
- ...No dobrze - ustępuje Jyuushirou. Shunsui rysuje na piasku linię startową i ustawia przy niej maluchy.
- Do biegu..! - intonuje. Ren natychmiast przestaje ziewać. Po chwili cała trójka biegnie już w stronę morza.
Jyushirou idzie za nimi wolniejszym krokiem. Uśmiecha się, patrząc jak bliźniaki prawie jednocześnie docierają do celu i brodzą po kolana w wodzie, nawołując tatę. Shunsui udaje bardzo zziajanego i wyczerpanego biegiem:
- Was jest dwóch, a ja tylko jeden - mówi, rozkładając dramatycznie dłonie. - To teraz szukamy ładnych kamieni!
Jyuushiro zsuwa sandały i wchodzi do wody, słysząc i jednocześnie nie słysząc czynionego przez synów i Kyouraku hałasu. Woda wita go jak starego przyjaciela: fale obmywają mu stopy, szum morza rozbrzmiewa w głowie jak głos, pozdrawiający, powtarzający z sympatią jego imię. Jyuushirou przypomina sobie siebie sprzed czterech lat, stojącego po pas w wodzie, czującego dotyk kolejnych drobnych fali i ruchy mających narodzić się niedługo dzieci.
- Tata, zobacz, ja mam najpiękniejszy, prawda?! - woła Ren, doskakując do niego i pokazując znaleziony właśnie okrągławy i dość niepozorny kamyk.
- Tak - zgadza się Jyuushirou. - Najpiękniejszy.

(*kłania się, mając nadzieję, że się podobało*)

Ach, i jeszcze omake (dziejące się niedługo przed obecną bitwą - rozgrywającą się w sztucznym mieście):


Omake

- ...Nie będziemy chyba przenosić z Karakury każdej cholernej rzeczy - mamrocze zirytowany Renji, patrząc na stojacy przed nim budynek.
- Będziemy - odpowiada chłodno Byakuya Kuchiki. - Rozkaz kapitana Yamamoto jest wyraźny.
- Też mi coś - mruczy Renji, bardziej do siebie niż do kogo innego. - "Marisk...",  "Marinsk"..., "Marianska..." Co to w ogóle znaczy?!!



From scratch

He will never wear a white coat again.

One of them - the spare one - still hangs there, next to the row of Komamura's coats, completely different in the shape and size. Tousen is touching the familiar pieces of clothing, moving his hands along the sleeves and sides. There's something incredibly calming in the fact he remembers their smell and texture, the roughness of the fabric, worn always over other clothes ("...Black" Tousen recalls the useless word, "black"). Finding his own coat here, after so many months, awakes in Tousen a mixture of feelings; gratitude and fear, hope and regret and a deep, burning shame.

He's touching one of the sleeves with his fingertips and stands still for a moment; then he closes the wardrobe's door and goes back - carefully counting his steps - to the bed standing in the opposite side of the room. The bed is low, and very, very wide; the bedclothes on Komamura's half have been folded and covered with the bedspread for several hours. Kaname moves his hands along the headboard and the sheet and finally seats by the huge pillow, large enough to be his duvet.

He doesn't feel confident here, not yet. He's forgotten too many things, destroyed too much. But in this house, in the rooms filled with Saijin's scent, he feels better than he had in Las Noches.

Ever.



Tomorrow

He's sitting there and even through the wall, through many different scents, he can smell the pain and fear. His ears seem to be even more acute than usual and he's hearing simultaneously lots of voices, the hum and clatter of machines, the clang of surgical instruments - put on the tray and taken from there again. But he isn't seeing anything - "anything" or at least "anything important" - because everything important at this moment is happening behind the doors and screens and seems to take forever.

The seats are too small for him, anyway, so he's finally standing up. Although he's not circling the hospital corridor, instead he's freezing in one place, his hand pressed to the wall, trying to uphold his usual calm. And then he's sensing the pain (his legs are giving way a bit); stretching and stretching, not similar to anything else; the smell of blood is piercing through the sharp scent of medicaments and he's scared ("Hurts. Hurts. Hurts.") more than ever before.
But in the next moment the reiatsu - that reiatsu - is dividing in a strange way and Saijin can hear a new voice. He shakes his head, like someone just woken up from a very bad dream.

The claws' marks stay on the wall for a few years. Susumu passes them sometimes, toddling to a doctor with one of his parents.
"Am I gonna be this tall?" he asks once, standing on the chair and trying to reach to five long lines.
"We'll see." Smiles Kaname. "Everything is possible."

Feel free to point out any mistakes :)

sandbox fic, sandbox society, au, shunuki, komamura/tousen, susumu, bleach

Previous post Next post
Up