To nie będzie wielki wpis o całym sezonie, a tylko o finale.
Nie jestem zaskoczona śmiercią Billa. A może jestem trochę zawiedziona. Bo to było łatwe rozwiązanie. Nie musieli sobie poradzić z statutory rape, nie musieli nam pokazać, ja rozwinął się kościół Billa, czy ten tłum to było jednorazowe wydarzenie. Nie musieli sobie też poradzić z wierzeniami Barb, rozwiażać sytuacji między nią a Billem. Bardzo mnie zawiodło, że Barb nie ochrzciła się. Bill przekazał jej pristhood, ale umierał, potrzebował pocieszenia w wierze. To było bardzo łatwe rozwiązanie, obchodzące wszystkie problemy.
Nie powiem, wzruszyłam się na końcu, kiedy okazało się, że żony nadal są razem, a Barb jest kapłanką. Ale mam świadomość, ze to jest sielankowy obrazek, bajeczka. Niewiele nam pokazali. Bo ja wspominałam Bill umierał i naprawdę w prosty sposób można by podważyć to przekazanie pristhood. I naprawdę nie wierzę, że Nikki by się z tym tak proso pogodziła.
Finał mi się podobał, ale jestem zawiedziona, bo po 5 sezonach poruszania różnych ciężkich tematów poszli na łatwiznę.
PS. Ma ktoś ikonki z Carą Lynn?