Obejrzałam House’a
I to był bardzo, bardzo zły odcinek.
Już nawet nie chodzi o powrót Trzynastki i Thauba, których nie lubię i że ja chcę „czystą” starą ekipę i nie obchodzi mnie, że scenarzyści chcą jakiejś nowości. Ani o to, że jak już wyrzucali kogoś ze starej ekipy, to miał to być Forman.
Ani o to, żebym kochała Cameron (bo jej nie kocham).
Chodzi o to jak ja wywalili. Miałam constans headdesk na rozmowie Cameron z House’em na końcu. Naprawdę nei mogła zostawić Chase’a za to, że go zabił? To byłby przynajmniej jakis powód. Konstrukcja „House zabił Dubalę, bo przeciągną Chase’a na złą stronę mocy” jest chyba najsłabszym pomysłem, jaki widziałam w tym serialu. Z resztą sam pomysł, z zakładem House’a z zamym sobą, że zatrzyma w drużynie wszystkie osoby też do najbardziej prawdopodobnych (ani House’owych) nie należał.
Ale cóż, tak to jest jak scenarzyści komediowi zabierają się za obyczajówkę. Wiedziałam, że nic dobrego z tego nie wyniknie.
Poza tym w końcu skończyłam „Ławę przysięgłych” Grushama, która mnie bardzo, bardzo rozczarowała. Dla mnie była po prostu nudna. W dodatku styl słaby, zdania jakieś takie suche, kwadratowe, mało literackie. Jakbym czytała protokół a nie książkę.
Ale to tylko jedna ksiażka, prawda? Postanowiłam więc jednak Grishama tak całkiem nie skreślać i dać mu koleją szansę, skoro
pellamerethiel pożyczyła mi też „Rainmakera”. Jadąc na karate, które się nie odbyło przeczytałam pierwszy rozdział. Zdecydowanie będę czytać dalej. Pierwszoosobowa narracje zdecydowanie wychodzi mu na dobre. Nareszcie czuję, że czytam książkę.
Dodatek dla wszystkich studentek prawa, które czasem cierpią na swoim kierunku (tak jak ja przez ostatnich kilka dni):
Dochodzę do wniosku, że studia prawnicze to nic innego jak trzy lata niepotrzebnego stresu*. Wiele godzin zmarnowaliśmy na wyszukiwanie informacji, które nigdy i do niczego nie będą nam potrzebne**. Musieliśmy słuchać wykładów, które od razu zapadały w niepamięć. Uczyliśmy się na przykładowych procesach, które dziś mogłyby mieć zupełnie inny przebieg***. Gdybym przez te trzy lata poświęcał pięćdziesiąt godzi tygodniowo na naukę u dobrego adwokata, to teraz sam byłbym dobrym adwokatem. Tymczasem jestem znerwicowanym studentem trzeciego roku, obawiającym się zetknięcia z jakimikolwiek rzeczywistymi problemami prawnymi i przerażonym perspektywą czekającego mnie niedługo egzaminu kwalifikacyjnego do palestry.
Już mi się podoba
*dude, ciesz się że tylko trzy, niektórzy maja pięć
** a słyszałeś kiedyś o historii państwa i prawa polskiego?
***ale przynajmniej macie gwarancję, że 90% prawa nie zdezaktualizuje się zanim skończycie studia.
Prawniczy bonus:
Co myśli prawnik francuski mówiąc "W poprzednim systemie to mieliśmy takie a takie prawo"?
Feudalizm.