Zamówiony przez
37_percent fanfik na winie - co się nawinie, to do fanfika.
Postaci należą do w/w (oprócz bonusowych występów gościnnych, które znajdźcie sobie sami ;p)
Piosenka, a raczej to, co z niej zostało, pochodzi z disneyowskich "Zaplątanych".
Anthony Thistle stracił panowanie nad sytuacją.
Nie był zresztą do końca pewny, czy w ogóle choć przez chwilę panował nad tym, co działo się wokół niego. Nie wiedział nawet, gdzie się znajduje - ani, co gorsza, jak się stąd wydostać. Miał natomiast niezachwianą pewność, że ostatnią rzeczą, o jakiej marzył, było patrzenie, jak jego bliżsi i dalsi znajomi stopniowo zmieniają się ze zrównoważonych dżentelmenów w nieobliczalnych obwiesiów. Sam Anthony siedział nienaturalnie prosto na kanapie pośrodku pomieszczenia, niczym nieruchoma oś normalności, wokół której chaos wirował we wszystkich kierunkach. Pod jego nogami przetaczały się wolne elektrony butelek opróżnionych z wysokoprocentowej zawartości; ci, którzy je opróżnili, poruszali się po pokoju z równie liberalnym podejściem do stron świata.
Jedna z tych osób zawinęła właśnie w stronę Anthony’ego i zacumowała na tej części kanapy, która nie lepiła się jeszcze od trunków rozlewanych na nią przez przepływających obok gości. Jednakże ponieważ część tej części była już zajęta przez Anthony’ego, zamroczony z lekka Henri du Lapin wylądował z głową na kolanach chłopaka, który natychmiast podjął cokolwiek gwałtowną próbę wydostania się spod konstabla. Henri tylko zachrapał niewyraźnie.
- Nic s tego, braciszszszku… - wymruczał Hermes, z niejakim rozbawieniem obserwując wysiłki Anthony’ego - Pan Fiz… Sziz… Thistle nie podda szię tfemu uuurokowi.
Pozostali zgromadzeni wybuchli gromkim śmiechem, przeplatanym pojedynczymi czknięciami. Na tym poziomie upojenia alkoholowego niewiele rzeczy było w stanie ich nie rozbawić.
- Aleszsz panowie… Zobaczcie szłowieka w szłowieku… - Napomniał Inigo, z trudem ogniskując spojrzenie na Henrim, rozkosznie wtulonym w podołek pokonanego Anthony’ego - Nikt s was nigdy nie gonił za maszeniem?
- Jaaa… to żem kiedy… gonił… - wzrok Hermesa zamglił się na to wspomnienie, choć mogła to być również wina zbyt dużej ilości martini. Z zadziwiającym poczuciem równowagi du Lapin-Blanc wskoczył na najbliższy stół i zaintonował:
Do aniołka mi daleko;
Zaglądam damom w dekolt
I bywa, że się param kradzieżami…
Choć mnie gonią listem gończym
I w więzieniu mogę skończyć,
Marzę tylko, by składać origami!
Henri zachrapał głośniej i uniósł nieco głowę; najwyraźniej nie znał brata od tej strony. Hermes, niezrażony, kontynuował:
Jak zawezmę się i wezmę do zginania,
Tańczą mi karteczki jak im gram!
Chociaż nie przestrzegam prawa,
Złożę słonia i żurawia!
Głęboko w sercu tam, marzenie mam!
- Marzenie mam! Marzenie mam! - zawtórowali Noam i Thomas, niepewnie dając się ponieść euforycznej pieśni.
- Żaden ze mnie niegodziwy, podły drań! - darł się Hermes.
Choć z policją miałem spięcia,
Wolę siatki i zagięcia!
Jak chyba każdy z was - marzenie mam!
Unieruchomiony na kanapie Anthony kątem oka obserwował, jak Nikita przytupuje do rytmu, tylko czekając, by też wspiąć się na stół i bełkotliwie dołączyć do Hermesa:
Bąble, blizny, poparzenia,
Trefny palnik Bunsena…
Przeczucie mam, że życie skończę marnie…
Czując alchemiczny zew,
Przepaliłem sobie brew,
Tymczasem zawsze chciałem mieć kwiaciarnię!
I w kwiaciarni takiej bym układał sobie
Bukiety dla pięknych młodych dam!
Zanim spali mi pół pyska,
Sprawdzę się jako florysta!
W serduszku na dnie tam
Marzenie mam!
- Marzenie mam! Marzenie mam! - Zapiał Noam, już całkiem otwarcie wywijając kankana na sąsiednim stole.
- Chcę otworzyć własny bukieciarski kram!
Zdarza mi się coś wysadzić,
Ale kwiaty pragnę sadzić,
Bo tak jak każdy z was
Marzenie mam!
Henriemu najwyraźniej nieco się polepszyło; nadal sprawiał żałośnie wymiętoszone wrażenie, ale żwawo wymachiwał ręką w powietrzu, jakby usiłował dyrygować fałszującym chórem. Wszędzie wokół Anthony’ego litry alkoholu przerwały tamę dumy, wstydu i przyzwoitości i zalewały teraz pokój długo skrywanymi żądzami:
Ariel zawsze chciał być perukarzem,
Thomas chciałby w musicalu grać,
Sal makatki tka,
Jolion się na motylach zna,
Step to bzik Iniga,
Tariq kosze wyplata
A Doppel jednorożce zbiera… MIAŁ… ICH… DWAAAAAA!
Henri, całkiem już rześki, przeciągnął ostatni dźwięk nieprzyzwoicie długo i zdecydowanie za wysoko, a Anthony w tym czasie zaryzykował spojrzenie w odległy kąt pomieszczenia, gdzie szatańsko uśmiechnięty Doppelganger z cichym „dzyń” trącił się kieliszkami z podejrzanie wyglądającym rogatym młodzieńcem w różowym szaliku.
- No a ty, Anthony? Jakieś marzenia? - Mruknął Henri, dźwigając się nareszcie z jego kolan.
- O, nie, chłopaki. Nic z tego - Anthony odepchnął rozciągniętą w przymilnym uśmiechu twarz konstabla. - Nie przyłączę się.
Nie, żeby Doppel wyszczerzył się jakoś specjalnie… perswazyjnie. Anthony po prostu nagle stwierdził, że jednak nie ma serca psuć zabawy swoim starym, dobrym przyjaciołom. Niepewnym, acz czystym głosem, zaczął śpiewać to, co pierwsze przyszło mu do głowy:
Nie mam wielkich aspiracji,
Pragnę tylko wakacji,
Najlepiej gdzieś daleko i na stałe.
Mały domek pośród drzew,
Wokół słodki ptaków śpiew
- tam czułbym się naprawdę doskonale!
- Marzenie mam! Marzenie mam! - podjął natychmiast Henri, zrywając się na równe nogi.
Nie chcę już przez życie kroczyć całkiem sam!
Tak, samotność mi doskwiera,
Lecz na oku mam partnera… - zgiął się przed Anthonym w przesadzonym ukłonie i zanim chłopak zdążył zareagować, porwał go do tańca, nawet nie kończąc zwrotki.
- Jakie to słodkie - westchnął Ariel, wodząc za nimi rozanielonym wzrokiem. - Choć przydałoby się wprowadzić odrobinkę atmosfery, nie sądzicie?
Doppelganger podskoczył z uciechy i poczłapał do kąta. Przez ogólną wrzawę przebiło się rozpaczliwe gdakanie i po krótkiej chwili Doppel wyłonił się z cienia, dźwigając na plecach zaimprowizowane skrzydełka i rozsiewając wszędzie czarne pierze. Promieniował nieco zbyt wielkim entuzjazmem. Ariel obrzucił spłoszonym spojrzeniem naciągnięty łuk w jego rękach, ale powstrzymał się od pytań.
Henri nadal pląsał jak opętany, ciągnąc za sobą Anthony’ego. Chór konstabli pod batutą inspektora Navirgotta dawał z siebie wszystko, dzielnie wspierany przez resztę gości, z których każdy śpiewał w swoim indywidualnym tempie.
Marzenie mam!
Marzenie mam!
Marzenie mam! - wywrzaskiwali jeden przez drugiego.
Tak naprawdę każdy z nas jest taki sam…
- Jestem bandzior! - wyznał Hermes.
- Świr! - zawtórował mu Nikita.
- Sadysta! - zapiszczał Doppel.
- Niepoprawny bigamista! - świergotał Henri, mocno obejmując Anthony’ego, który już ostatecznie zrezygnował i postanowił poddać się biegowi wydarzeń.
- I w sercu na dnie tam…
MAAAA-RZEEEEE-NIEEE MAAAAAAAAAAM!
Ostatnia nuta wycisnęła wszystkim powietrze z płuc. Lapin i Anthony padli bez tchu na kanapę, Noam zeskoczył ze stołu i falował teraz na ramionach niewielkiego tłumu, a Doppelganger z widoczną satysfakcją wypuścił z łuku strzałę, która odbiła się rykoszetem i zakończyła numer donośnym tusz rozbitego okna.
- To było niezłe - wydyszał Henri z promiennym uśmiechem. - Musimy to kiedyś powtórzyć. Przy okazji, gdyby cię to interesowało, znam taki przytulny mały domek na uboczu…
- Pomarzyć dobra rzecz - prychnął Anthony. Ale też się uśmiechnął.