A/N: Tekst napisany na potrzeby 7 fikatonu na
multifandom_pl. I z tego tekstu też jestem dumna :)
Ostrzeżenia: nie jeść podczas czytania. Spojlery raczej do całości, ale można je olać (należy wiedzieć jednakoż, kim jest Cass), oraz CRACK, FLUFF i ABSURD. Ostrzegałam.
Gorsze niż Apokalipsa
Nie było dobrze.
A te cholerne anioły nie odbierały nigdy telefonów. I nie było ich, kiedy naprawdę ich potrzebowali. Sam wymamrotał jeszcze parę przekleństw pod nosem i poszedł po piwo do lodówki. Kiedy wrócił z kuchni, na kanapie siedział Castiel. W końcu. Od rana Sam martwił się, że to koniec, aż w końcu ten napuszony palant ze skrzydłami się nad nimi ulitował i raczył się pojawić. Z pretensją w głosie, oczywiście.
- Sam? Możesz mi to wytłumaczyć? - powiedział anioł i wyrwał Samowi piwo z ręki. Tym razem Sam nie protestował. Każdy w takiej sytuacji byłby zestresowany.
- Przykro mi, ale… Nie mam dobrej odpowiedzi.
Siedzieli przez chwilę w milczeniu podczas gdy za oknem zagrzmiało złowieszczo, jak w starych filmach, gdzie zbliżające się burze zwiastują zazwyczaj coś bardzo, bardzo niedobrego. Coś jak Apokalipsa.
Castiel, jakby czytając w myślach Sama - kto powiedział, że anioły tego nie potrafią? - stwierdził smutno:
- To jest gorsze niż Apokalipsa. Spójrz na niego.
Sam spojrzał.
Dean wciąż darł poduszkę na strzępy tak, że pierze fruwało w powietrzu.
I miauczał.
*
Musiał to przyznać: nawet jak na kota, Dean wyglądał uroczo.
Miał puchate futerko, które się świeciło, jakby właśnie wziął kąpiel i spiczaste uszy. Wciąż zamiatał z zadowoleniem ogonem w powietrzu i wpatrywał się w Castiela dużymi, zielonymi oczami, od czasu do czasu pomiaukując.
Jednym słowem, wyglądał jak futrzasta kulka miłości.
- Nie martw się Dean, wyciągniemy cię z tego - powiedział Sam, głaszcząc Deana po grzbiecie.
Dean miauknął. Castiel podniósł się z krzesła i poszedł do kuchni, rzucając przez ramię:
- Idę po coś do jedzenia - spojrzał na Deana. - Co on je?
Sam, który trochę się zdziwił tym, że anioły mogą być głodne - do tej pory nie widział, by Castiel coś jadł, ale może to tylko wynik stresu - odparł:
- Pewnie Whiskas. Sprawdź w lodówce. Kupiłem dziś rano.
Castiel zniknął w kuchni, a Sam poszedł zadzwonić po Bobby’ego. Może on będzie wiedział, co zrobić z człowiekiem zamienionym w kota. I, co najważniejsze, jak go… odczarować. Kiedy tak stał przed motelem, po raz dwudziesty wybierając numer do Bobby’ego, który wciąż nie odbierał, usłyszał wściekły krzyk Castiela. Wszystkie lampy na parkingu wybuchły, zewsząd posypały się iskry.
- Co się stało? - Krzyknął Sam, wbiegając do pokoju motelowego. Miał szczerą nadzieję, że to nie były demony. Demony, które przyszły po bezbronnego Deana, który był kotem i jedyną bronią, którą mógł się teraz posługiwać, były jego czterocentymetrowe pazurki.
Castiel stał nad łóżkiem, mierząc wściekłym wzrokiem Deana, który leżał zadowolony na poduszce w chmurze pierza.
- Co się stało? - powtórzył Sam. Żadnych demonów. Nic się nie dzieje. Więc o co, do cholery, chodziło?
- Twój brat zeżarł mojego hamburgera - oświadczył anioł tonem, który sugerował, że Dean zaraz może zostać przerobiony na miazgę albo co najmniej sprowadzi na siebie gniew boży.
- Miau?! - zapiszczał Dean.
Ale Castiel nie udusił Deana.
Bo kiedy obudził się następnego ranka, Sam zniknął. Zamiast niego na łóżku siedziały dwa koty i wpatrywały się w anioła wyczekująco.
Castiel zaklął. Podejrzewał, że Sam to ten większy.