Nie udało mi się nagrać nikogo z kim mogłabym spędzić czas przed i po koncercie MUCCa. Trochę się obawiałam, ale raz się żyje. A naprawdę chcę ich zobaczyć i uslyszeć. Moim celem było tak spędzić sam koncert, aby to co będzie się działo przed i po nim nie miało znaczenia. Aby występ zespołu zdominował wspomnienia z wyjazdu.
Udało mi się, ale sytuacja tak się ułożyła, że wcale nie musiałam maskować w pamięci samotnych chwil.
Bo oto czekając na polskiego busa w Warszawie zauważyłam dziewczynę. Wyglądała mi jakoś na fankę, a gdy zobaczyłam na jej torbie wielki napis MUCC wiedziałam. Było co prawda na przystanku jeszcze parę osób, które też wydawały się jechać do Krakowa w tym samym celu, ale po krótkim zbieraniu odwagi podeszłam do pierwszej upatrzonej - Gatt. I udało się! Razem jechałyśmy busem, na dworcu w Krakowie spotkałyśmy znajomą Gatt - Anatę, a potem pod klubem jeszcze jej dwie znajome, przemoczone i zmarznięte, mimo to w świetnych humorach. Dziewczynom bowiem było dane usłyszeć próbę zespołu.
Razem oczekiwałyśmy na wejście, dzięki nim weszłam do klubu w trzeciej piątce po VIPach. Spokojnie wybrałam gadżet w sklepiku - po dość długim namyślę zdecydowałam się na torbę z nadrukiem nazwy zespołu.
Pod sceną zajęłam miejsce z Anatą po prawej stronie naprzeciw Miyi. Dziewczyny były fankami zespołu, nie to co ja, znająca trzy albumy i wizerunek z biletu. Za to teraz wiem, że wokalistą jest Tatsurou, na gitarze gra Miya, na basie Yukke, a za perskusją chowa się Satochi ;-) Gdy przyszłyśmy wcześniej wydawało mi się, że jest niewiele osób, ale jednak ostatecznie sala wyglądała na pełną.
Koncert zaczął się punktualnie o 19.30 i wraz z bisem trwał chyba 2 godziny. A tak w ogóle to nazwa tej trasy to F#CK THE PAST, F#CK THE FUTURE, zaś w Polsce muzycy grali ostatni, finałowy koncert. Zespół wyglądał jak zwykle inaczej niż na bilecie. Tatsurou miał krótkie włosy, w których bardziej mi się podobał niż w długich, Miya zaś bez zarostu wystąpił w kapeluszu. Yukke z blond czupryną, a Satochi? chyba bez zmian.
MUCC zagrali podczas koncertu (setlista za
asianmusic.pl):
1. The End of the World
2. Suiren
3. Ender Ender
4. D.f.D - Dreamer from Darnkess
5. G.G
6. WateR
7. 369-Miroku-
8. Ageha
9. Ms. Fear
10. Tell me
11. Pure Black
12. Kyouran Kyousho -21st Century Baby-
13. Nirwana
14. Fuzz
15. Hallelujah
16. Houkou
17. Mr. Liar
I na bis:
18. Saishuu Ressha
19. Ranchuu
20. Mad Yack
21. Tonight
Nie ma co ukrywać, że znajomo brzmiały tylko niektóre, z dwóch ostatnich albumów MUCCa, ale to nie był problem.
Bardzo spodobało mi się rozpoczęcie. Pewnie dlatego, że spodobał mi się pierwszy utwór. Pomyślałam sobie, że świetnie się zaczyna. Może jak zwykle nie skakałam i nie mahałam rękami, ale powiedzmy, że bujałam się w rytm muzyki, co już jest niezwykłe ;-) Do tańca poderwało mnie "Pure Black". Stojąc przy ścianie, dokąd zepchnął mnie jeden typ, podrygiwałam zasłuchana w dobiegające dźwięki.
Żywiołowy koncert, i to nie tylko wśród zgromadzonej widowni skaczącej przy każdej okazji. Patrząc na Tatsurou na scenie, pełnym energii, aż ulewającej się. Mogłabym napisać, że dawno nie widziałam tak poruszającego się muzyka, ale czy widziałam w ogóle. Czysta radość z muzyki.
Chciałabym tak jak kiedyś odnaleźć w pamięci każdą piosenkę i myśli, które mi przyniosła. Ale nie da się. Nie stałam oglądałam jak zwykle, nie notowałam myśli i wrażeń. Mogę tylko napisać, że było naprawdę fajnie. Wcale nie tak głośno jak się obawiałam. Choć niestety były momenty, że tylko patrząc na wokalistę widziałam, że śpiewa do mikrofonu. A najgorsze było, że przed koncertem zaczęła mnie boleć głowa. Więc co jakiś czas, spuszczałam głowę, zamykałam oczy i słuchałam.
W oczekiwaniu na bis miała zabrzmieć śpiewana przez fanów piosenka - Yasashi Uso, której tekst rozdano przed koncertem na kartkach. Niestety cienko wyszło, ale techniczny miał się z czego pośmiać ;-)
Gdy zespół wyszedł w koszulkach z trasy zaczęły się rozmowy każdego z muzyków w publicznością. Tatsurou uczył japońskiego, Miya powiedział, że cieszy się z możliwości zagrania w Polsce, Yukke opowiadział jak to wiele koni mamy w Krakowie, a Satochi wygłosił parę kwestii po polsku m.in. Dobry wieczór, witamy, dziekujemy. Rozbrzmiało i Kochamy was.
Podczas jednej z ostanich piosenek wokalista poprosił wszystkich aby usiedli. Jakoże dla mnie nie było miejsca na podłodze, mogłam rozejrzeć się po sali. A potem na sygnał wszyscy wyskoczyli w górę ;-)
Smutno było kiedy się skończyło. Może nie czułam takiego zawodu jak wtedy gdy dobiegł końca występ Miyaviego w Krakowie, ale i tak, MUCC mógłby jeszcze grać...
Potem zostałam z dziewczynami na afterparty - z komputera przez rzutnik leciały j-rockowe teledyski. Był i Horizon Miyaviego, był i Jesus i Vanilla Gackto. Po północy zamówiłam taksówkę i pojechałyśmy na dworzec. I z powrotem do Warszawy.
Po wejściu do mieszkania w Wołominie, ogarnęłam się szybko i położyłam się spać. Nie ma jak urlop po koncercie ;-)