Po bardzo długim czasie zajrzałam do publicznej biblioteki. Byłam naiwna sądząc, że znajdę to czego szukam [saga "Zmierzchu" Stephenie Meyer]. W dodatku wnętrza po niedawnym remoncie są wręcz odpychające, kliniczne zimne i ziejące chłodem. Tylko weszłam, rozejrzałam się i miałam ochotę zwiewać. Minęło dobrych kilka lat odkąd odwiedziłam ostatnio to miejsce. To nie tak, że nic nie czytałam przez ten czas. Może nie za dużo, ale czytałam. Brat na spółkę z bratową kupują całkiem ciekawe książki, a swego czasu kupowałam kolekcje GW.
Kurcze, gdyby kierowniczka biblioteki nas odwiedziła, to spytałabym ją o sagę "Zmierzchu", bo przecież nie będę specjalnie o to wydzwaniać. Niektóre znajomości spotykam za rzadko albo nie w czasie^^. A po studiach, kiedy stosy literatury prawniczej mnie nie prześladują, coraz częściej spoglądam na półki z książkami. W gruncie rzeczy lubię czytać.
O co biega z tym dokształcaniem? Ano znalazłam ciekawą książkę Jerzego Płażewskiego pt. "Historia filmu dla każdego". Jedyny egzemplarz z tej zapchlonej biblioteczyny jest drugim wydaniem poprawionym, sięgający do połowy lat siedemdziesiątych. Z miejsca przeczytałam krótki rozdzialik poświęcony Indiom. Autor przyznaje, że nie jest zwolennikiem tej kinematografii oraz podkreśla, że nie można jej oceniać z zacięciem europocentrycznym. Za to pozytywnie wypowiada się o Satyajicie Ray'u. Czytam powoli i uważnie, gdyż to nie tylko świetna lektura, ale też źródło pożądanej przeze mnie wiedzy. Zawsze pasjonowałam się kinem, uwielbiam polskie filmy przedwojenne. A czytając dowiaduję się jak wiele nie wiem...
Dalej płaczę z powodu "Stokrotek...nietopży pjoducenci, bżytcy, fój.
I jeszcze jedno znalazłam w ej bibliotece. Ten sam autor wydał także "Język filmu", może terminologia filmowa będzie dla mnie bardziej jasna i oczywista niż dotychczas. W "Historii..." Płażewski czasami wyjaśnia niektóre terminy i to w spoósb czytelny i jasny. Nigdy nie będę krytykiem filmowym, zwłaszcza że brak mi krytycznego spojrzenia na film. Zazwyczaj to jest podoba się - nawet się podoba - nie podoba wcale. To ostatnie występuje u mnie niezmiernie rzadko. Gubię się gdy ludzie dyskutują o jakości montażu, pod jakim kątem kręcona jest scena itp. Zauważyłam za to, że wiele filmów odbieram na poziomie podświadomości, emocji. Jeżeli wczuwam się w sytuację i nastrój bohatera, film spełnił swoje zadanie. Dlatego uważam, że takie łyknięcie teorii dobrze mi zrobi i poszerzy horyzonty.
Dalej płaczę z powodu Stokrotek...nietopży pjodócienci, bżytcy, fój.