Nov 02, 2013 23:04
Wychodzę powoli na prostą. Gdybym tylko miała lepszą pracę mogłabym powiedzieć, że moje życie ostatnio jest jednym wielkim pasmem sukcesów, które są efektem podejmowania przeze mnie właściwych decyzji. Matka namawia mnie do rzucenia Subwaya i zostania korepetytorem. Ostatnio udowodniłam sobie, że potrafię mówić po angielsku do starych, strasznych ludzi, czemu miałoby mi nie wyjść z małymi ludźmi?
Bo nie.
Najchętniej usiadłabym naprzeciwko kogoś i powtarzała cały czas "jestem zakochana, to takie wspaniałe". A potem zastanawiałabym się czemu ten zbiór ułomności jest dla mnie atrakcyjny. Ostatecznie pewnie doszłabym do wniosku, że wcale nie jest i to tylko wina mojej potrzeby bliskości, którą akurat On teraz zaspokaja.
Jakoś od miesiąca planuję wyjazd do Krakowa, powiedziałam o tym rodzicom dopiero przedwczoraj (i kto tu się boi?). Teraz matka nie daje mi spokoju, twierdząc, że to głupota jechać za takim smarkaczem na drugą stronę kraju. Proszę o argumenty, słyszę jedynie "kiedyś zrozumiesz, że mam rację" i "doskonale wiesz czemu".
Czuję się tak, jakby ktoś mnie natarł kredą, a potem ubrał w strój z papieru do ksero. Chujowa pogoda + chujowa praca.
choroba,
love