Może spojrzeć na to z drugiej strony - fajnie, że podobał Ci się jeden sezon. To w końcu typowe fanowe doświadczenie, po latach myśleć "w porównaniu do X, tamto jednak było dobre", co nie? :) Założę się, że Doctor Who też tak miewa. A jakiś czas temu mówiłam komuś, że SPN należy do dzieł typu "Kiedy to będzie wreszcie dobre?" "Już było". And don't even start me on PotC...
o feministyczny przekaz Jeśli szukasz pod tym kątem, to jest jeszcze "Agent Carter". Dla mnie "feministyczny" niekoniecznie byłby zachętą, ale słyszałam o tym dobre opinie także pod kątem jakości. Ale osobiście nie sprawdziłam (bo oczywiście to kolejna rzecz, z którą mi zeszło), więc sprzedaję jak kupiłam.
Robi wrażenie, jak jest tak pospisywane i sklasyfikowane. To jakie musi robić ta pełna rozpiska, co ją sobie wyobrażam, że przecież gdzieś muszą mieć w czeluściach dowodzeniowo-projektowych studia, tam gdzie się mediów nie wpuszcza. :D
To musi działać spajająco i jeśli tylko zapowiadane rzeczy się później wyjaśniają Na ogół tak (plus spora część foreshadowingu jest widoczna dopiero wstecznie - jakieś jedno słowo albo gest nabierają specjalnego znaczenia w świetle późniejszych zdarzeń), ale raczej nie jestem właściwym adresem do pytania o kanon i jego dziurawość jako całość, bo sporo nie znam i nawet mi nie zależy... To trochę dziwne uczucie, btw. :D
To jest fascynujące, ta wielość historii jednej postaci i możliwość ciągłego przekształcania "kanonu". Z jednej strony fascynujące (Marvel jako całość - MCU i resztę - odbiera się jak w innych universach fandom - jakbyś weszła w archiwum ficowe albo fanartowe, a tam z każdej strony inny styl i AU na AU pogania AU), a z drugiej to często okropnie frustrujące, bo wszelka spójność idzie się bujać. I nie idzie o to, że jedna postać ma dwadzieścia wyglądów z dwunastoma wariantami każdy i czterdzieści wzajemnie wykluczających życiorysów - to jest po prostu ten aspekt AU - ale o to, że przy takim podejściu fabuły... no, trudno w ogóle nazwać fabułami, bo prowadzą znikąd donikąd. Alternatywy wyglądowo-życiorysowe byłyby fajne, gdyby były ODRĘBNE i konsekwentne. Tymczasem nigdy nie wiesz, gdzie się coś kończy i zaczyna, i czy X masz czytać jako kompatybilny z Y, i o co chodzi w tej scenie, która się odwołuje do czegoś, czego nie znasz albo dawno zapomniałaś... Tak jakby pojedyncze sceny były istotniejsze od dłuższej intrygi z ekspozycją, rozwiązaniem i takimi tam. Jak kiedyś mówiłam: w tym gatunku chyba po prostu chodzi o postacie i tylko postacie. MCU jest pod tym względem i tak względnie "normalne", w porównaniu do Marvelowych komiksów. Te ostatnie próbowałam odreagować opisać tutaj i oprócz paskudnej grafiki najbardziej męcząca dla mnie była właśnie ta sieczka w miejscu fabuł.
Zawsze lepiej dostać fajny sezon serialu niż nic, więc tak, już się mentalnie przestawiam z narzekania na nowy sezon do ignorowania go i cieszenia z pierwszego. Nie lubię tego przejścia z lubienia serialu do lubienia konkretnych kawałków serialu, ale fakt, prędzej czy później zawsze to się pojawia.
A jakiś czas temu mówiłam komuś, że SPN należy do dzieł typu "Kiedy to będzie wreszcie dobre?" "Już było". Z różnych zasłyszeń stworzyłam sobie wrażenie, że szczyt "fajności" przypada na czwarty i piąty sezon, ale teraz zwątpiłam :D
Jeśli szukasz pod tym kątem, to jest jeszcze "Agent Carter". Dla mnie "feministyczny" niekoniecznie byłby zachętą, ale słyszałam o tym dobre opinie także pod kątem jakości. Dzięki, sprawdzę. Na razie Hayley Atwell kojarzę z fanowskich typów na Trzynastą Doktor.
To jakie musi robić ta pełna rozpiska, co ją sobie wyobrażam, że przecież gdzieś muszą mieć w czeluściach dowodzeniowo-projektowych studia, tam gdzie się mediów nie wpuszcza. :D
Zakodowana, w sejfie i podpisana "spalić przed przeczytaniem ;)
plus spora część foreshadowingu jest widoczna dopiero wstecznie - jakieś jedno słowo albo gest nabierają specjalnego znaczenia w świetle późniejszych zdarzeń Lubię ten efekt :)
sporo nie znam i nawet mi nie zależy... To trochę dziwne uczucie, btw. :D
Chciałam napisać, że je znam, bo rozszerzone uniwersum Doktora Who mnie interesuje na podobnym poziomie, ale też nie traktuję tego jako część kanonu. Więc może to trochę co innego. A może nie.
Tymczasem nigdy nie wiesz, gdzie się coś kończy i zaczyna, i czy X masz czytać jako kompatybilny z Y, i o co chodzi w tej scenie, która się odwołuje do czegoś, czego nie znasz albo dawno zapomniałaś... Tak jakby pojedyncze sceny były istotniejsze od dłuższej intrygi z ekspozycją, rozwiązaniem i takimi tam. Wydaje mi się, że w tym przypadku na barkach widza/fana leży więcej niż "zwykle". Sporo sobie trzeba samemu posklejać, poukładać i dbać jakoś o funkcjonowanie tego świata w głowie, zwłaszcza, jeśli się nie ogląda wszystkiego. Jak do tego dodamy uzupełnienia treściowe i wyjaśniające świat, to się z tego robi koszmarna ilość roboty :D
Lubię ten efekt :) Pomijając to, że szanujący się fan potrafi go zobaczyć tam, gdzie autor kanonu byłby zaskoczony dowiadując się, że coś wsadził... XD Ale ja też lubię. :)
Chciałam napisać, że je znam, bo rozszerzone uniwersum Doktora Who mnie interesuje na podobnym poziomie, ale też nie traktuję tego jako część kanonu. W DW kanon to byłby sam serial, oficjalne sezony, tak? A rozszerzone uniwersum w takim razie obejmuje jakieś nowelizacje, gry, komiksy, co tam jeszcze? W Marvelu raczej to wszystko byłoby kanonem... Yyy, zaraz. *wraca* Hej, wygląda na to, że Marvelopowieści istnieją, i nie jako 'graphic novels'. Nie wiem ile są warte, ale coś może mówić już to, że co druga to YA... Kwestię książek pomijając, jakoś sobie nie przypominam w fandomie wielu (jakichkolwiek?) dyskusji na tle "czy to jest kanon, czy nie", co najwyżej ktoś pyta/prosi o wskazanie, czy/gdzie się coś zdarzyło w kanonie. Nie zauważyłam, aby któryś kanon lokalny był uważany za kanoniczniejszy, choć niektóre są bardziej popularne. W fandomie Marvelowym chyba nie funkcjonuje podział kanon vs expanded universe, raczej tylko kanon vs fanworks. Choć myślę, że i tu gdzieniegdzie podział może się zacierać, gdy rysownik z oficjalnej stajni produkuje coś na zamówienie fana albo sam z siebie, dla zabawy.
się z tego robi koszmarna ilość roboty :D Keep calm and go to/do fanwork! XD
Pomijając to, że szanujący się fan potrafi go zobaczyć tam, gdzie autor kanonu byłby zaskoczony dowiadując się, że coś wsadził... XD :D
W DW kanon to byłby sam serial, oficjalne sezony, tak? Tak. Do rozszerzonego uniwersum należy wszystko, co wyszło z etykietką BBC, czyli sporo powieści, słuchowisk, komiksów i co tam jeszcze, i taka TARDIS wiki (https://tardis.fandom.com/wiki/Doctor_Who_Wiki ) traktuje je tak, jakby były częścią kanonu. Dla mnie to taki sam fanfik jak taki z AO3, polski fandom też nie traktuje tego jako część kanonu, i światowy, mam wrażenie, podobnie. Mały ułamek widzów sięga po cokolwiek poza serial i też jakość tych rzeczy jest bardzo różna.
Domyślam się, że Tardis to jedyna właściwa nazwa dla wiki większej w środku! :D
Lata temu, na długo przed jakimikolwiek fanprodukcjami, czytywałam powieści StarWarsowe. Z dzisiejszej perspektywy uważam je za coś w rodzaju oficjalnych fanfików.
światowy, mam wrażenie, podobnie. Czy raczej (większa?) część światowego, ściśle biorąc? Bo rozumiem, że TardisWiki jest fantworem?
Mały ułamek widzów sięga po cokolwiek poza serial i też jakość tych rzeczy jest bardzo różna. A tak, to faktycznie typowe dla rozszerzonych uniwersów. Stare Warsy miały tak samo. Zresztą nic dziwnego, przy wielu autorach.
o feministyczny przekaz
Jeśli szukasz pod tym kątem, to jest jeszcze "Agent Carter". Dla mnie "feministyczny" niekoniecznie byłby zachętą, ale słyszałam o tym dobre opinie także pod kątem jakości. Ale osobiście nie sprawdziłam (bo oczywiście to kolejna rzecz, z którą mi zeszło), więc sprzedaję jak kupiłam.
Robi wrażenie, jak jest tak pospisywane i sklasyfikowane.
To jakie musi robić ta pełna rozpiska, co ją sobie wyobrażam, że przecież gdzieś muszą mieć w czeluściach dowodzeniowo-projektowych studia, tam gdzie się mediów nie wpuszcza. :D
To musi działać spajająco i jeśli tylko zapowiadane rzeczy się później wyjaśniają
Na ogół tak (plus spora część foreshadowingu jest widoczna dopiero wstecznie - jakieś jedno słowo albo gest nabierają specjalnego znaczenia w świetle późniejszych zdarzeń), ale raczej nie jestem właściwym adresem do pytania o kanon i jego dziurawość jako całość, bo sporo nie znam i nawet mi nie zależy... To trochę dziwne uczucie, btw. :D
To jest fascynujące, ta wielość historii jednej postaci i możliwość ciągłego przekształcania "kanonu".
Z jednej strony fascynujące (Marvel jako całość - MCU i resztę - odbiera się jak w innych universach fandom - jakbyś weszła w archiwum ficowe albo fanartowe, a tam z każdej strony inny styl i AU na AU pogania AU), a z drugiej to często okropnie frustrujące, bo wszelka spójność idzie się bujać. I nie idzie o to, że jedna postać ma dwadzieścia wyglądów z dwunastoma wariantami każdy i czterdzieści wzajemnie wykluczających życiorysów - to jest po prostu ten aspekt AU - ale o to, że przy takim podejściu fabuły... no, trudno w ogóle nazwać fabułami, bo prowadzą znikąd donikąd. Alternatywy wyglądowo-życiorysowe byłyby fajne, gdyby były ODRĘBNE i konsekwentne. Tymczasem nigdy nie wiesz, gdzie się coś kończy i zaczyna, i czy X masz czytać jako kompatybilny z Y, i o co chodzi w tej scenie, która się odwołuje do czegoś, czego nie znasz albo dawno zapomniałaś... Tak jakby pojedyncze sceny były istotniejsze od dłuższej intrygi z ekspozycją, rozwiązaniem i takimi tam. Jak kiedyś mówiłam: w tym gatunku chyba po prostu chodzi o postacie i tylko postacie. MCU jest pod tym względem i tak względnie "normalne", w porównaniu do Marvelowych komiksów. Te ostatnie próbowałam odreagować opisać tutaj i oprócz paskudnej grafiki najbardziej męcząca dla mnie była właśnie ta sieczka w miejscu fabuł.
Reply
A jakiś czas temu mówiłam komuś, że SPN należy do dzieł typu "Kiedy to będzie wreszcie dobre?" "Już było".
Z różnych zasłyszeń stworzyłam sobie wrażenie, że szczyt "fajności" przypada na czwarty i piąty sezon, ale teraz zwątpiłam :D
Jeśli szukasz pod tym kątem, to jest jeszcze "Agent Carter". Dla mnie "feministyczny" niekoniecznie byłby zachętą, ale słyszałam o tym dobre opinie także pod kątem jakości.
Dzięki, sprawdzę. Na razie Hayley Atwell kojarzę z fanowskich typów na Trzynastą Doktor.
To jakie musi robić ta pełna rozpiska, co ją sobie wyobrażam, że przecież gdzieś muszą mieć w czeluściach dowodzeniowo-projektowych studia, tam gdzie się mediów nie wpuszcza. :D
Zakodowana, w sejfie i podpisana "spalić przed przeczytaniem ;)
plus spora część foreshadowingu jest widoczna dopiero wstecznie - jakieś jedno słowo albo gest nabierają specjalnego znaczenia w świetle późniejszych zdarzeń
Lubię ten efekt :)
sporo nie znam i nawet mi nie zależy... To trochę dziwne uczucie, btw. :D
Chciałam napisać, że je znam, bo rozszerzone uniwersum Doktora Who mnie interesuje na podobnym poziomie, ale też nie traktuję tego jako część kanonu. Więc może to trochę co innego. A może nie.
Tymczasem nigdy nie wiesz, gdzie się coś kończy i zaczyna, i czy X masz czytać jako kompatybilny z Y, i o co chodzi w tej scenie, która się odwołuje do czegoś, czego nie znasz albo dawno zapomniałaś... Tak jakby pojedyncze sceny były istotniejsze od dłuższej intrygi z ekspozycją, rozwiązaniem i takimi tam.
Wydaje mi się, że w tym przypadku na barkach widza/fana leży więcej niż "zwykle". Sporo sobie trzeba samemu posklejać, poukładać i dbać jakoś o funkcjonowanie tego świata w głowie, zwłaszcza, jeśli się nie ogląda wszystkiego. Jak do tego dodamy uzupełnienia treściowe i wyjaśniające świat, to się z tego robi koszmarna ilość roboty :D
Reply
Pomijając to, że szanujący się fan potrafi go zobaczyć tam, gdzie autor kanonu byłby zaskoczony dowiadując się, że coś wsadził... XD Ale ja też lubię. :)
Chciałam napisać, że je znam, bo rozszerzone uniwersum Doktora Who mnie interesuje na podobnym poziomie, ale też nie traktuję tego jako część kanonu.
W DW kanon to byłby sam serial, oficjalne sezony, tak? A rozszerzone uniwersum w takim razie obejmuje jakieś nowelizacje, gry, komiksy, co tam jeszcze? W Marvelu raczej to wszystko byłoby kanonem... Yyy, zaraz. *wraca* Hej, wygląda na to, że Marvelopowieści istnieją, i nie jako 'graphic novels'. Nie wiem ile są warte, ale coś może mówić już to, że co druga to YA... Kwestię książek pomijając, jakoś sobie nie przypominam w fandomie wielu (jakichkolwiek?) dyskusji na tle "czy to jest kanon, czy nie", co najwyżej ktoś pyta/prosi o wskazanie, czy/gdzie się coś zdarzyło w kanonie. Nie zauważyłam, aby któryś kanon lokalny był uważany za kanoniczniejszy, choć niektóre są bardziej popularne. W fandomie Marvelowym chyba nie funkcjonuje podział kanon vs expanded universe, raczej tylko kanon vs fanworks. Choć myślę, że i tu gdzieniegdzie podział może się zacierać, gdy rysownik z oficjalnej stajni produkuje coś na zamówienie fana albo sam z siebie, dla zabawy.
się z tego robi koszmarna ilość roboty :D
Keep calm and go to/do fanwork! XD
Reply
:D
W DW kanon to byłby sam serial, oficjalne sezony, tak?
Tak. Do rozszerzonego uniwersum należy wszystko, co wyszło z etykietką BBC, czyli sporo powieści, słuchowisk, komiksów i co tam jeszcze, i taka TARDIS wiki (https://tardis.fandom.com/wiki/Doctor_Who_Wiki ) traktuje je tak, jakby były częścią kanonu. Dla mnie to taki sam fanfik jak taki z AO3, polski fandom też nie traktuje tego jako część kanonu, i światowy, mam wrażenie, podobnie. Mały ułamek widzów sięga po cokolwiek poza serial i też jakość tych rzeczy jest bardzo różna.
Reply
Lata temu, na długo przed jakimikolwiek fanprodukcjami, czytywałam powieści StarWarsowe. Z dzisiejszej perspektywy uważam je za coś w rodzaju oficjalnych fanfików.
światowy, mam wrażenie, podobnie.
Czy raczej (większa?) część światowego, ściśle biorąc? Bo rozumiem, że TardisWiki jest fantworem?
Mały ułamek widzów sięga po cokolwiek poza serial i też jakość tych rzeczy jest bardzo różna.
A tak, to faktycznie typowe dla rozszerzonych uniwersów. Stare Warsy miały tak samo. Zresztą nic dziwnego, przy wielu autorach.
TW: offtop
Trafiłam przed chwilą. :)
Reply
Leave a comment