Niekiedy nawet z umiarkowanym sukcesem...
(I'm sorry, but for some reason I find myself entirely unable to write about comics in English. I'd think it may have something to do with the state the remains of my brain are in after certain of them, but all my entries on the matter seem to indicate it's a trend regardless of whether I liked them or not.)
Ponad rok temu
pisałam o moim teoretycznym przekonaniu, że muszą istnieć dobre komiksy superbohaterowe. Od tamtej pory kontynuowałam (i będę kontynuować?) próby wsparcia teorii dowodami. Jak na razie mogę potwierdzić, że ogromna większość dzieł, z którymi się zapoznałam, istotnie skłania do głębokich pytań egzystencjalnych, z których najczęstszym jest „Dlaczego ja sobie to robię?”. Cóż, głównie dlatego, że - odwrotnie niż w przypadku Hawkeye 2012-2015, po którym stwierdziłam „dalej nie warto; może być już tylko gorzej” - tym razem szłam głównie za jedną postacią w nadziei trafienia wreszcie na cokolwiek dobrego. Układ notki jest w kolejności iścia, niewykluczone więc, że widać w nim postępującą desperację...
Nadal odmawiam określania poniższego recenzjami. Odmawiam także deklaracji, jakoby poniższe było pisane na trzeźwo, bo niezależnie od tego, co wykazałaby analiza toksykologiczna, było niezaprzeczalnie pisane pod wpływem wyliczonych tu produktów przemysłu mocno rozrywkowego. Jeśli czytanie w którymś momencie wywoła reakcję „yyy... co?”, gratulacje, zaczynacie wchodzić w klimat.
CAPTAIN AMERICA
2005-2011
powyrywane tu i ówdzie w sumie dwadzieścia parę zeszytów
napisał: Ed Brubaker
narysowali: m.in. Chris Samnee, Jackson Butch Guice, Steve Epting, Luke Ross... (David Aja w jednym zeszycie! chociaż jakoś słabszy niż całkiem na swoim...)
treść: Pójdę na łatwiznę i przekleję własny komć u Owcy, której poszłam chlipać w runo. Jeśli spotkaliście ją z obsmarkanym, już wiecie kogo winić.
„Fabuła to co najmniej w połowie walenie po mordach, a reszta dialogi wyjaśniające, kogo i za co dzisiaj walimy. Plus toksyczne stężenie mwahahania, czasami przybierającego 'wysublimowaną' formę Wykładu O Naturze Wszechświata Pojmowalnego Tylko Dla Uberlorda (tego wszechświata pojmowalnego, ale wykładu w sumie też). (...) Do tego Brubaker ma zero pomysłu na villainów, w te i we wte tylko jeździ Red Skullem, który wraca i wraca jak grzyb na ścianie. Tak, we współczesnej Ameryce, bo czemu nie. A potem jego córeczka. Poparzona na czerwono i w mundurku po tatusiu. Ratunku. Na Gułag napaliłam się jak suchy las od butelki. Przecież to scenariusz, który sam się pisze, nie? Jakieś akcje z wrednymi strażnikami, ratowanie współwięźniów spod padniętych kłód na wyrębie, żywot o czarnym chlebie i brudnej wodzie, może nawet ucieczka przez tajgę i tydzień survivalu w ruskiej zimie, sam mniód. Ahahaha... Nie. Według Brubakera w postsowieckim mamrze to jak w Alcatraz, tylko mniej wody i więcej zaśnieżonego lasu. Cały storyarc to są ustawki na arenie z coraz bardziej wydziwaczonymi przeciwnikami (na początku niedźwiedź mutant, na końcu z-zadu-wzięty cyklop z laserowym wzrokiem) i skorumpowany naczelnik na okrasę. I to wszystko, serio. Jak chcę prawdziwy gułag z tajgą w akcji, mogę se iść i napisać fanfika...”
grafika: Spandex. Albo latex. W każdym razie coś z x, bo gumowe i naciągnięte aż świeci. A sylwetki gumowe i nadmuchiwane, więc wszystko pasuje. Ewentualnie ciosane z granitu toporem. Na szczęście postacie od pomników postaci daje się odróżnić po tym, że te ostatnie są jednokolorowe i stoją na cokołach. Wysoce prawdopodobna jest też możliwość, że spandex jest tylko złudzeniem optycznym, a zawodowe mundurki superbohaterskie nie są nakładane, tylko malowane, jeśli sądzić po tym, że nie mają grubości, a wyłącznie kolor.
plusy dodatnie
+ kompozycje paru planów ogólnych
+ pomysły z potencjałem... (Gułag, grr)
minusy ujemne
- ...spaprane wykonaniem (Gułag, grr)
- spandex
- wszystko co „przyszło z kosmosu”
- stężenie uberlordowości na centymetr kwadratowy kadru; serio, czasem jest po trzech na stronę albo scenę
- „rozwój postaci to jakiś filmowy wymysł”, czyli zero psychologicznej różnicy między preWS!Buckym a postWS!Buckym, jeśli nie liczyć okazjonalnych smętów półgębkiem o poczuciu winy
- Jego Mokra Nadętość Namor w ciasnych majtkach, arystokracja jego mać... Nie mam pojęcia za co Bucky go lubi. Może go skrycie bawi...
- ...czy to wszystko w ogóle ma gdzieś początek i koniec?
PLANET HULK
2015
5 zeszytów (całość)
napisali: Sam Humphries, Greg Pak
narysowali: Marc Laming, Takeshi Miyazawa
treść: ...„Mój T-Rex jest więksiejszy i bardziej zembaty niż wszystkie Hulki!” Chyba o to chodziło. A, i jeszcze trochę o „Oddajcie Bucka!”.
grafika: Buck i Steve wyglądają jak dwa Thorgale rozmiaru XXL. Kreska próbuje iść w stronę europejskiej, ale błądzi i pyta o drogę. Mogło być gorzej...
plusy dodatnie
+ niektóre okładki, w tym Skottie Young w alternatywnych
minusy ujemne
- zostałam podle oszukana przez fandom co do ilości Bucka
- happy enda niet, Steve też został oszukany
WINTER SOLDIER
2012-2013
19 zeszytów (całość)
napisali: Ed Brubaker, Jason LaTour
narysowali: Jackson Butch Guice, Michael Lark, Nic Klein
treść: Całość z grubsza dzieli się na trzy części, także graficznie. Początek robi wrażenie roboczego odrzutu z serii CA, jest nawet dyżurny uberlord. Dalej już nieco lepiej, druga część jest bardziej osobista niż ogólnoświatowa, a w trzeciej znowu robi się uberlordowo, ale tym razem z wyraźnymi pretensjami do wysublimowania, właśnie tego opisanego wyżej. Po jak najszybszym zapomnieniu 'filozoficznej' pseudogłębi zostaje jedyne, dla czego warto było czytać, czyli solidna okazja do chlipnięcia nad Buckiem.
grafika: Pójdę na łatwiznę i... no, wiecie.
„W ogóle mam wrażenie, że amerykańscy komiksiarze strasznie nie umią w ludzi. Anatomię już sobie kiedyś omówiłyśmy, ale irytujące jest też okropne ograniczenie wizualnych klisz - to robi wrażenie, jakby przeciętny grafik nie kapnął się, że skończyły się lata sześćdziesiąte. Bucky wygląda jak Stewarto-Newmano-Bond, Natasha jak Bardot-fatale, rysy, włosy, cywilne ubrania, wszystko.”
(Tak, to z tej serii jest kadr z miodowym misiem. ^^)
plusy dodatnie
+ rozegranie relacji Bucky/Natasha lepsze niż w większości fanfików, kto by się spodziewał... Co prawda wciąż wolałabym nieco mniej jednostronne. Bucky ma klasyczne objawy syndromu „Jak ona pięknie pluje”.
+ Bucky w ostatnich zeszytach (wbrew okładkom :P) w Jedynie Słusznej wersji wizualnej, choć wciąż w niespecjalnej kresce
+ ta ostatnia strona, chlip...
minusy ujemne
- zakończenie typu „No dobra, nie wiem jak to rozwiązać, więc wcisnę kilka stron mętnej gadki o Zrozumieniu Istoty Wszechświata i będę udawał, że to uzasadnia Tę Ostatnią Stronę”
- goryle z karabinami... Nie ochroniarze-goryle, goryle-goryle. Zmutowane. W tym gatunku „mutant” to drugi dyżurny wytrych obok „przyszło z kosmosu”.
- ostatnie okładki :P
BUCKY BARNES: THE WINTER SOLDIER
2014-2015
11 zeszytów (całość)
napisał: Ales Kot
narysowali: Marco Rudy, Langdon Foss
treść: Przepraszam, czy ktoś widział mój mózg? Taki poobijany, wygląda na zagubiony. Nie? OK... Co? A, treść. No więc jestem pewna, że to jakąś miało. Rzeczy wybuchały. To musi znaczyć, że jest fabuła, nie? W każdym razie zaczyna się jak zielone alieny ubrane w prześcieradła chcą zmienić Bucka w mrównika, potem jest tak samo tylko bardziej i z niebieskimi alienami w prześcieradłach zamiast zielonych, a na końcu jest bardzo znacząca scena sadzania mrównika na huśtawce. To znaczy po scenie było widać, że jest znacząca, więc musiała być znacząca. Jeśli chodzi o przesłanie, to z przesłania wiemy, że zaawansowana cywilizacja jest zaawansowana, gdy pozbywa się przemysłu na rzecz ziółek i telepatii. Mam silne wrażenie, że scenarzysta też miał kontakt z jakimiś ziółkami, ale możliwe, że niesłusznie go posądzam, może on tak ma normalnie.
grafika: Wiodący artysta (Rudy) wyszedł z założenia, że albo kompozycja, albo czytelność, po czym wybrał to pierwsze, w wyniku czego często trzeba się ratować streszczeniami na początkach zeszytów, gdzie litościwie wykładają kto, co i komu w poprzednim. Do tego widać, że Rudy jeszcze nie spotkał koloru, którego by nie polubił, najchętniej w ilościach wiadrowych. Moja wybredność zapisuje jednak ogólny efekt na liście nieco lepszych, mimo okazjonalnych zgrzytów. Głównie za te gry kompozycyjne i kolorystykę; ludzie wyglądają jak amerykańska komiksowa przeciętna w rzadkich porywach do ładnych. Nie dotyczy kolegi Fossa, który powinien był zostać przy bazgraniu w pustych miejscach między matmą i angielskim.
plusy dodatnie
+ parę dialogów
+ Buck w wersji Jedynie Słusznej i miejscami nawet trochę ładny
+ dość zaprzyjaźnialna partnerka (zawodowa) Bucka
+ no, jednak grafika, trochę
+ niektóre okładki
minusy ujemne
- ta druga grafika
- te pozostałe okładki
- Loki
- Bucky + Smerfetka, pardon, królowa niebieskich alienów, czyli Najmniej Przekonujący Ship Kanoniczny Ever. Przebija nawet Whedonową Czarną Wdowę wierzchem na Hulku; ci przynajmniej znali się dłużej niż pięć minut, a zielone pasuje do rudego...
- Loki
- to jest jednak szczególne osiągnięcie, wsadzić postać w tytuł i na prawie każdą okładkę, po czym nie dać jej kompletnie nic do roboty... No dobrze, kompletnie nic po czwartym zeszycie.
- Namor
- LOKI!!!
BLACK WIDOW
2010-2011
8 zeszytów (całość)
napisali: Marjorie Liu, Duane Swierczynski
narysowali: Daniel Acuña, Manuel Garcia
treść: Dwie części z osobnymi twórcami, co czuć. Oba osobistoporachunkowe raczej niż ogólnoświatowe. Seria została przerwana bez zakończenia (obie części są domknięte, na moje oko miała dojść jeszcze trzecia) i coś mówi fakt, że niespecjalnie mnie to obchodzi...
grafika: Acuña - o, ten tak jakby umie w ludzi. Paskudni są niektórzy, bo tak zamierzył, a nie wszyscy, bo inaczej nie potrafił. Choć nawet ten nie potrafi pozbyć się klimatu '60, także w wystroju wnętrz. Poza tym ma styl o typie urody określanej na ogół jako interesująca: zredukowane detale, mocny kontur i kolor kładziony połyskliwie jak u Świerzego (wiem, teraz to pojechałam). Mimo wszystko jednak efektem jest świadomy styl, zamiast wypadku przy pracy. Mnie się podoba, dla wielu innych może być za mało tradycyjne.
Garcia - wracamy do „komiksowej” kreski, przeciętnie koślawej. Niech się ktoś zlituje i mu powie, że dopuszczalne jest więcej rodzajów kompozycji niż orientowanie perspektywy względem biustu, bo to często kręgosłupołomne zadanie i widać, że się chłop bardzo męczy, szczególnie, gdy w kadrze jest więcej niż jeden biust. :)
(Nie, to akurat Acuña. Tutaj na rozbieraniu bohaterki zafiksowana jest scenarzystka, szczęściem grafik ratuje sytuację, realizując jej pomysły w sposób artystyczny zamiast efekciarskiego. To tylko w drugim duecie jest odwrotnie.)
Obu grafikom zdarzają się wpadki typu 'continuity'. Znajdź różnice…
Wpadek jest więcej. A może to po prostu jakaś nieznana mi konwencja graficzna. Czy jest jakaś lista Obiektów Armatury Łazienkowej Niedopuszczalnych Do Rysowania Między G a PG-13 Włącznie? Bo męska toaleta by Garcia składa się z kabin i pustej ściany, w wyniku czego dwie postacie przychodzą do tej toalety, żeby stanąć pod tą ścianą i gapić się w okno (lustro?). :)
plusy dodatnie
+ Natasha
+ pomysł z szarym frajerem wciągniętym w superherosowe awantury
+ jaka fajna Pepper ^^
minusy ujemne
- Bucky płaski jak jeż na szosie, tylko w mniej interesujący sposób :P Do tego fabularnie potrzebny (prawie) mniej niż lodówka z kanapkami.
BLACK WIDOW
2014-2015
20 zeszytów (całość)
napisał: Nathan Edmondson
narysował: Phil Noto
treść: Jestem w szoku, to ma autentycznie dobre dialogi i niepapierowe postacie. O____O I nawet coś jakby na kształt spójnej fabuły. No, spójnawej, miejscami. I minimum uberlordowości, mimo ogólnoświatowej intrygi. Mwahahanie jest kwitowane kpiną wewnątrz uniwersum (śliczny przykład na kadrach poniżej) i przejawiają je głównie pomniejsze płotki na dole łańcucha villainowego. Całość mocno steruje w kierunku nurtu „zróbmy ten gatunek trochę mniej obciachowy”, w sposób osiągany niekiedy przez fragmenty MCU. A na końcu robi się dobre w nieprzyjemny i nie-rozrywkowy sposób.
grafika: Nareszcie coś, co mogłabym czytać „dla”, przynajmniej z początku. Bliżej końca kreska robi się cięższa, mniej „cyfrowa” (co niekoniecznie jest wadą samo w sobie), i nieco koślawieje (co już jest wadą), jakby grafik się spieszył.
(cicho tam, dobrego wolno dać więcej, kto bogatemu zabroni ^^)
plusy dodatnie
+ grafika!
+ okładki!
+ Natasha!!! chyba się trochę zakochałam... I dopiero teraz naprawdę mam powody do rozczarowania Scarlett Johansson; do tej pory to było tylko niezachwycenie.
+ miau >^.^<
+ wszystkie cameo Clinta, szczególnie pierwsze :))) Edmondson&Noto wyraźnie fanują Fraction&Aja-verse, co dodatkowo zarabia im punkty.
minusy ujemne
- Bucky ma za krótkie włosy (no co, jak tyle było dobrze, to mogę powybrzydzać ^^) oraz wciąż tę głupią maskę. Jak tutaj większość postaci wreszcie mi się podobała wizualnie, tak akurat on był wyjątkiem. Ech, podły losie... (Pozostali z niewiększości to Daredevil i Rumlow, który tutaj nie zostaje nazwany, zatem rozpoznajemy go po tym, że - jak Wielki Mistrz w Bitwie pod Grunwaldem - jest na obrazku zaznaczony krzyżykiem. :3 )
- te wszystkie nadprogramowe Daredevile i Punishery... jeden Bucky by wystarczył
Teraz trochę strach iść dalej... No nic, twardym trza być.
BLACK WIDOW
2016-
11 zeszytów (seria w toku)
napisali: Chris Samnee, Mark Waid
narysował: Chris Samnee
treść: O, to ma produkt fabułopodobny nieco lepszy od Edmondsonowego. Nie dlatego, żeby tak szalenie interesujący, ale że ma mniej dziur. Do tego detale wracają później i okazują się drobnymi twistami. Tylko prosiłabym o większe zdecydowanie w kwestii tego, kto tu ma być Najgłówniejszym Villainem... Pewnie ten, co dożyje najbliżej końca.
grafika: Wracamy do typowych, ale da się wytrzymać. Może po prostu już robię się odporna... Nawiasem, to właśnie Samnee dostarczył części akceptowalnych kawałków grafiki w CA.
plusy dodatnie
+ Bucky we właściwej wersji i nawet jest z niego użytek
+ niektóre okładki
minusy ujemne
- Natashę tutaj trudno lubić. Nie żeby gdziekolwiek indziej była święta, ale jeśli bardziej żal mi villainów niż heroiny, to coś tu nie gra.
WINTER SOLDIER: WINTER KILLS
2007
1 zeszyt (całość)
napisał: Ed Brubaker
narysowali: Lee Weeks, Stefano Gaudiano, Rick Hoberg
treść: Taki sobie nostalgicznie Christmasowy standalonik ze strzelaniną i mordobiciem, norma. Plus retrospekcje, Brubaker niezmiennie kocha retrospekcje. Plus oczywiście standalonik po Marvelowemu w istocie oznacza przybudówkę do (komiksowej) Civil War z przyległościami.
grafika: No żeby trzech musiało rysować niecałe czterdzieści stron... I jeszcze czwarty kładł kolor. Może jeden trzepał ogólne plany, drugi postacie, a trzeci retrospekcje? Ogólny styl znów jak wyjęty z serii CA.
plusy dodatnie
+ konwersacje Bucka z Furym XD
+ Kate, bardziej na zasadzie „o, cześć” niż za jakieś szczególne zalety
minusy ujemne
- roboczy mundurek Hawkgirl nawet mi się podoba, ale NIE w nowojorskiej zimie O______O
- więcej świecącego gumą x
- Namor :P
WINTER SOLDIER: THE BITTER MARCH
2014
5 zeszytów (całość)
napisał: Rick Remender
narysował: Roland Boschi
treść: Miała początek, koniec i mniej więcej wynikające z siebie kawałki pomiędzy. Ten olbrzymi i rzadki komplement będzie musiał pozostać jedynym... Bucky tym razem po stronie villainowej, gdy protagonistą jest jakiś bondopodobny agencina, skutkiem czego ten ostatni musiał dostać plot armor grubości pancerza przeciwatomowego, wspomagany Buckowymi eksplozjami skrupułów, żeby dożyć do czwartego zeszytu, w którym następuje wzajemne zawieszenie broni i sztama przeciw źlejszemu złemu.
grafika: Przeciętna z mocnym odchyłem w kierunku dennej, z kompozycją znów biustocentryczną. Do tego Boschi bardzo chce być straszszsznie szokująco makabryczny, tylko że najbardziej makabryczna w tym jest jego własna kreska... :) Grafik okładkowy (stylistycznie sprawniejszy, choć niekoniecznie przyjemniejszy) szczęśliwie skupił się na zabawach liternictwem, dzięki czemu zostało mu mało miejsca na obrazki, uff. Stosunkowo najlepsze z tego wszystkiego są okładki alternatywne by In-Hyuk Lee, choć mocno zalatują wylizaną gładkością wschodnich fanartów.
plusy dodatnie
+ Bucky znów we właściwej wersji wizualnej, chociaż kreska itede…
minusy ujemne
- Marvel w formie, w sumie czterech mwahahaczy na pięć zeszytów
1872
2015
4 zeszyty (całość)
napisał: Gerry Duggan
narysowała: Nik Virella
treść: Kurza melodia, western! :) Steve jest szeryfem, jakżeby inaczej, Tony rusznikarzem, przynajmniej w momentach, gdy łomem oderwać go od flaszki, Bruce lekarzo-aptekarzem, Vision mechaniczną zabawką na monety, wypluwającą papierowe wróżby, Bucky tradycyjnie nie żyje, a Natasha nadal jest wdową, tylko tym razem wdową po. Dodatkowo w charakterze egzotycznej osobliwości feministyczny (sufrażowy?) protest, który fabularnie ma się nijak do czegokolwiek i wynika znikąd, a jedynym czytelniczym zyskiem z niego jest jedna kwestia Red Wolfa. Co prawda, wątkowi brakuje początku, ale ma skutek - jest skąd wziąć burmistrzynię. Wnioskuję z tego, że wystąpił w roli imperatywu narracyjnego, żeby burmistrzyni potem nie wydawała się tak całkiem rozpaczliwie deusem, eee, to jest deą ex machina.
grafika: Hej, to jest ładne. I to całkiem „europejską”, ostrą kreską. W bonusie nieszczególnie piękny, ale steampunkowy Iron Man, którego najlepszą częścią był Tony w kalesonach na całego człowieka.
plusy dodatnie
+ grafika
+ Tony w wersji rekordowo pacyfistycznej i przez to urokiem rywalizującej z filmową :)
+ Red Wolf. Pewnie gdziekolwiek indziej go teraz spotkam, już będę zawiedziona...
minusy ujemne
- plot armor nie dla wszystkich działa, a akurat tym razem żal...
- Bucky jest konsekwentny w nieżyciu
- parę otwartych wątków, bezczelnie przyznających, że są przynętami do kontynuacji-nie-wiadomo-gdzie
Okazało się, że w poniższym.
RED WOLF
2016
6 zeszytów (całość)
napisał: Nathan Edmondson (wheee!)
narysował: Dalibor Talajić
treść: Szeryf Red Wolf zalicza podróż w czasie, czyli gwarantowana przynęta na Aletheię. Do tego dali to Edmondsonowi. :) I jestem w kolejnym szoku, bo tym razem zrobił nie tylko dobre postacie, ale i fabułę. Nie, ale taką prawdziwą, nie Marvelową. Nadal jest dobra tylko relatywnie, ale przynajmniej da się ją zakwalifikować jako fabułę. I nawet wciąga, niebywałe.
grafika: Osobliwie nierówna - ludzie na ogół wyglądają jak ludzie, ale krowy albo wilki jawią się dziwnie borsuczo... Całość jednak z tych stosunkowo lepszych.
plusy dodatnie
+ Red Wolf jednak nie został spaprany, wręcz przeciwnie
+ Skottie Young w alternatywnych :)))
minusy ujemne
- zakończenie otwarte jak wrota od stodoły, razem z tamtymi wątkami z 1872 :P
WNIOSKI OGÓLNE
# Bucky komiksowy ledwo istnieje, a to, co istnieje, z rzadka się do czegokolwiek nadaje. Nie ma nawet potencjału wersji filmowej. Jednocześnie podtrzymuję moje zdanie (wyrażone przy innej okazji), że mógłby obdzielić osobowością większość pozostałych postaci, w szczególności Steve’a, i jeszcze by mu zostało. Pozostawiam do rozwagi Czytelników, co to mówi o jakości tychże pozostałych. :P
# Natasha komiksowa, dla odmiany, istnieje bardziej niż filmowa i nie jest to kwestia scenariusza, bo ta druga w porównaniu do rysowanej wypada blado nawet tam, gdzie dostaje (liczne) okazje.
# Wniosek z dwóch powyższych: weszłam w ten interes dla Bucka, wyszłam z Natashą. Oraz Red Wolfem, jako niespodziewanym bonusem.
# Działa mi na nerwy amerykański nawyk równoległego prowadzenia dialogu i narracji siekanej na kilkuwyrazowe urywki, szczególnie, gdy ta ostatnia próbuje być Głęboka & Znacząca (rzadko wiadomo, co konkretnie znacząca). Stosunkowo najstrawniej wyszło to Edmondsonowi, który wydaje się znacznie mniej zakochany w nadmuchanym pustosłowiu niż większość pozostałych. Duety Samnee&Waid oraz Edmondson&Talajić odpuściły sobie narrację z offu całkowicie, z zyskiem dla czytelności.
# Amerykańsko-superherosowy - czyli zeszytowy - tryb wydawniczy wciąż odbieram... próbuję znaleźć mniej snobistyczne słowo niż „ambiwalentnie”. Z jednej strony podoba mi się powodowana tym (i większą niż w Europie rotacją zespołów twórczych) swoboda artystycznego eksperymentu, wynikiem czego David Aja mógł narysować ciszę albo percepcję psa, a jeśli grafika jest odstręczająca, to zawsze jest nadzieja, że w następnej serii będzie lepsza. Oczywiście to też oznacza, że jeśli grafika jest dobra, to potem może być gorsza. Z drugiej strony, zeszytowy format rwie fabułę i nawet jeśli dany scenarzysta nie szaleje z milionem zaczynanych, przeplatanych i porzucanych(?) storyarców (Brubaker, wstań, jak do ciebie piję), wciąż jest to mniej spójne i trudniej za tym nadążyć niż za komiksem albumowym. Możliwą analogią byłoby „serial a film”, ale pojedynczy zeszyt na ogół mieści nawet mniej treści niż odcinek serialu, robiąc raczej wrażenie zlepka dwóch-trzech scen, czasem tylko jednej długiej. Rysowane haiku...? Nie aż tak, jak bardzo nieliczne znane mi mangi/doujinshi, ale blisko. Nie wyobrażam sobie czytania, do jakiego tryb zeszytowy jest teoretycznie przeznaczony, czyli odcinkach przez cały rok. A może scenarzyści też piszą z zeszytu na zeszyt, zamiast wymyślić całość na początku i potem tylko stopniowo realizować? To by wiele wyjaśniało. :P Ogółem zeszytowce, nawet zakończone i dostępne w całości, czyta się jak webkomiksy - pamiętając, jak się zaczęło i widząc, co się ma przed nosem, ale gubiąc większość tego, co pomiędzy.
# To ostatnie z kolei nasuwa mi podejrzenie, że może Whedonowe kawałki MCU nie są tak po prostu słabymi filmami. One są słabymi filmami w specjalny sposób. Może to (świadome?) odtworzenie szacownej komiksowej tradycji ciągu osobnych akcyjnych scen, luźno zlepionych homeopatyczną fabułą. W każdym razie zostaje po nich to samo wrażenie „ale o czym to właściwie było?”.
# Nic jak dotąd nie okazało się komiksowym must-readem w perspektywie ponadMarvelowej i ponadgatunkowej, ale gdybym już koniecznie musiała polecać...
fabuła
Edmondson&Talajić, Red Wolf
...
...
(długo, długo nic)
...
...
Samnee&Waid, Black Widow 2016-
postacie
Edmondson&Talajić, Red Wolf
Edmondson&Noto, Black Widow 2014-2015
Fraction&Aja, Hawkeye 2012-2015
Duggan&Virella, 1872
Samnee&Waid, Black Widow 2016- (z zastrzeżeniami)
grafika, w tej kolejności
Edmondson&Noto, Black Widow 2014-2015 (bez ostatnich zeszytów)
Fraction&Aja, Hawkeye 2012-2015
Liu&Acuña, Black Widow 2010-2011 (tylko pierwsza część)
Duggan&Virella, 1872
Edmondson&Talajić, Red Wolf (z zastrzeżeniami względem zwierząt)
Kot&Rudy (aw... XD), Bucky Barnes: The Winter Soldier 2014-2015 (ostrożnie, jednym okiem i z mnogimi zastrzeżeniami)
NIE należy uważać, że Red Wolf jest najlepszy, bo łapie się z wszystkich trzech paragrafów. Co najwyżej wygrywa na punkty.
#
Oby Skottie był wiecznie Young. ------------------------------------------------------
DisqusIt's okay to comment in whatever language fits you best, as long as I get it. Don't mind the entry's language.
Można komentować w języku, który najbardziej ci odpowiada, o ile go zrozumiem. Nie przejmuj się językiem notki.