...a ściślej biorąc, tym razem winię
Owcę, która ma na mnie cudownie deprawujący wpływ. :3 Fani gatunku wchodzą na własną odpowiedzialność, za tą granicą jest strefa skrajnego subiektywizmu i nisko latające opinie bardzo prywatne.
Ustalmy sytuację od razu: mój stosunek do genre'u superbohaterskiego leży na skali między 'meh' a 'prych' w tonacji nieprzystojnego rechotu z nutką obrzydzenia, natomiast do komiksu amerykańskiego w ogólności - między obojętnym a skrajnie alergicznym, zależnie od stylu graficznego. Zatem moja reakcja na konkretny przypadek na ogół jest wypadkową powyższych. W praktyce więc:
To jest bardzo fuj.
Natomiast, dajmy na to, Frankowi Millerowi czasem z szaconkiem uchylam kapelusza, po czym jednakowoż idę dalej, nie zatrzymując się na dłużej niż jeden kadr.
Zarazem wciąż miałam świadomość, że:
A. istnieją świetne literacko komiksy amerykańskie, w tym superherosowe, sądząc po ilości fanów między ludźmi, których mam za kumatych i kulturowo wysoce ogarniętych;
B. istnieją też amerykańscy graficy nie przyprawiający o zeza i ból zębów, tylko ja na nich nie trafiam.
Problem leży/leżał w szczęśliwym, dla mnie, pożenieniu jednego z drugim...
Long story short, fandom Hawkeye ma fajne fanarty leżące w towarzystwie czegoś, co się okazało całkiem strawną grafiką kanonu, a potem dostałam tajny wełnisty cynk, że scenarzysta Matt Fraction umie pisać. Wynik tego leży poniżej i nie jest recenzją, jest garścią bardzo luźnych myśli na podstawie Hawkeye - My Life as a Weapon (2012-2013, zeszyty 1-5) + Young Avengers Presents #6 (2008) oraz Little Hits (2013, zeszyty 6-11) i Rio Bravo (2015, zeszyty 12-13, 15, 17, 19, 21-22). Pominęłam L.A. Woman (2014).
Jak widać, porządek i jasny układ to jest coś, co się zdarza innym kanonom, ale uczciwie próbowałam. Potem dałam sobie spokój i szłam wyłuskując tylko jednego grafika, Davida Aja, po przecierpieniu paru innych z niższej ligi...
Alan Davis jest na mojej skali bliżej końca 'prych i fuj'. Skondensowana duża część tego, co mnie w Typowym Amerykańskim Stylu odstręcza, nawet jeśli widywałam dużo gorsze (i słabsze technicznie).
Javier Pulido jest bardzo przeciętny, a obok Aja żałośnie słaby.
Steve Lieber i Jesse Hamm są lepsi od Pulido, ale też rozczarowują po Aja.
Annie Wu chce być zabawna na siłę, co się jak dla mnie sprawdza tylko w pewnych pojedynczych, gościnnych kadrach.
Francesco Francavilla jest stosunkowo najlepszy, ale nie na tyle, aby się nie cieszyć, że to Aja dostał większość.
Stosunkowo minimalistyczny David Aja na pierwszy rzut oka ma dość klasyczną, precyzyjną, ale nieszczególnie wyróżniającą kreskę. Trzeba drugiego i trzeciego rzutu na przynajmniej parę plansz, żeby odkryć, że jest jednym z najlepszych rysowników, jakich spotkałam, bo jego najmocniejszą stroną jest reżyseria całych sekwencji kadrów.
Generalnie przyzwyczajona jestem do komiksów w formatach 'powieściowych' albumów i podejścia, że postać jest autorskim, wyłącznym tworem i własnością danej pary scenarzysta + grafik, nieraz w jednej osobie. Natomiast Marvelowy format zeszytowy i żonglerka zespołami twórców z jednej strony robią sieczkę z kanonu, ale wygląda na to, że z drugiej pozwalają na swobodę artystycznego eksperymentu, bo pojedyncza jednostka serii jest obciążona o wiele mniejszym ryzykiem niż duże albumy. Poniżej też Aja, oba przykłady.
(Kategorycznie NIE wstawiam nic z zeszytu 'telewizyjnego', ale o rany, tamten to ryje mózg.)
Z punktu widzenia fandomowego, to musi mieć nietypowy skutek uboczny: trudno mówić o kanonicznej spójności danej postaci. W zależności od grafika, cała ekspresja postaci zmienia się tak bardzo, że w skrajnych przypadkach Clint i Kate częściowo zamieniają się charakterami.
U góry Alan Davis, na dole David Aja. Chyba jasne, kogo wolę. ^^
Razem wziąwszy to ma nietypowy skutek z kolei dla mnie: komiksem jestem zachwycona i właśnie dlatego NIE zamierzam kontynuować. Bo wcześniej ani później w serii już nie ma zespołu Fraction-Aja. Choć nie wykluczam, że sprawdzę jeszcze gdzie indziej parę innych rzeczy, które wyglądają na też dobre, choć inne. Przy tym, paradoksalnie, jednak nie da się powiedzieć, że przekonałam się do gatunku, bo Hawkeye 2012-2015 podobał mi się akurat właśnie odmiennością od superherosowej reszty...
...czyli zawartością spandexu i patosu zredukowaną do homeopatycznej, a śmieszył i irytował w elementach wiążących tę odnogę z resztą uniwersum - maskach, kostiumach i villainach zwędzonych z Bonda i zrobionych, no, bardziej (oczywiście nie wliczam tu dresowej mafii, która miała pewien surrealny urok, seriously, bro. :)
Pomniejsze uwagi, przeważnie spoilerowe:
# Wbrew temu, czego można by oczekiwać, łuki stosunkowo rzadko są w robocie i co gorsza, jeszcze rzadziej wiszą na nich punkty zwrotne fabuły.
# Najlepszy scenariusz ma zeszyt Christmasowy. Mówię to ja, na ogół kochająca skoki chronologiczne jak pies kąpiel.
# Najlepszy cytat przypada Kate: Together, Clint, I think you and me are the person we both wish we could be.
# Nadal nie jestem pewna, dlaczego mamusia(?) Polaka(?) zwyzywała Clinta od swołoczy cyrylicą... Może Kazio był Polakiem tylko po mafijnym tatusiu?
# No dobra, przy całej graficznej jakości, to był zgrzyt...
Albo narysujcie normalnie, bez głupawych wlepek, albo - wyjście preferowane, jeśli chcecie utrzymać niski rating - ustawcie kompozycję tak, żeby wlepki nie były potrzebne, szczególnie, skoro parę kadrów dalej jednak się da:
# Ruda jest idiotką z gatunku zwalającego własne idioctwa na innych. Kod ukryła tak uberszprytnie, że sama się przechytrzyła. Jak nie chciałaś, żeby otwierał i czytał, co do niego wysłałaś, to, nie wiem, taka tam śmiała myśl, może trzeba go było uprzedzić, że ma nie czytać? :P
# Clint za to jest wprawdzie rozbrajającym, niemniej jednak idiotą z gatunku pozwalającego się wykorzystywać. Ja idę kraść na zaplecze, a ty idź sprać całą melinę z obstawą. Jasne, co może pójść źle...
# Fragment z wkręceniem dresów, żeby zawołali Barneya, zasługuje na jakąś osobną nagrodę, bro.
# Właściwie dlaczego dresmafia wzięła się do rozgruzowywania gratów na poddaszu, zamiast wrzucić parę zapałek i iść na piwo? Przecież chodziło o działkę, nie o budynek.
# Trzymam headcanon, że na te aparaty słuchowe Clintowi ściepnęli się sąsiedzi. :)
------------------------------------------------------------------------------------
Można komentować także przez Disqus,
tutaj.
It's okay to comment in whatever language fits you best, as long as I get it. Don't mind the entry's language.
Można komentować w języku, który najbardziej ci odpowiada, o ile go zrozumiem. Nie przejmuj się językiem notki.