This is the sixth chapter (as I promised). I don't think there is need for more words, so please, enjoy.
Rozdział VI
Hermiona powróciła do Azkabanu trzy dni później. Śpieszyła się, idąc kamienną ścieżką. Pochyliła głowę pod naporem wściekłego wiatru, który rozwiewał jej włosy przy twarzy. Szaty powiewały dziko wokół jej drobnej sylwetki. Tego dnia akurat nie padało, za co była wdzięczna, ponieważ nie miała pewności, czy wówczas byłaby w stanie to znieść. Nie osłoniła twarzy kapturem płaszcza i zaczęła tego żałować w momencie, gdy opuściła łódkę. Oczy jej łzawiły i szczypały, gdy przechodziła pod mroczną opuszczaną kratą. Znalazła się przed imponującymi nabitymi ćwiekami drzwiami, które były głównym wejściem do więzienia.
Czekała zaledwie kilka minut, gdy drzwi otworzyły się i ukazały tego samego strażnika więziennego, którego poznała w trakcie poprzedniej wizyty. Mężczyzna próbował ukryć na twarzy wyraz zaciekawienia i irytacji.
- To znowu ty? - zapytał z lekkim niedowierzaniem.
- Tak - Hermiona odpowiedziała ponuro i weszła do holu wejściowego. Zaczekała aż drzwi się za nią zamkną. Wówczas, bez rozkazu podała strażnikowi swoją różdżkę. - Gdzie on jest?
- Poczekaj chwilę! - Strażnik wyglądał na zdenerwowanego. - Nie możesz po prostu wpaść go odwiedzić, istnieją pewnie protokoły!
Usta Hermiony były zaciśnięte w wąską linię.
- To sprawa poufna - wysyczała. - Dlaczego nie pójdziesz zatwierdzić tego z Ministrem?
Strażnik przyjrzał się jej trochę dokładniej.
- Zrobię to - powiedział wzburzony i oddalił się wystarczająco szybkim krokiem, by Hermiona zorientowała się, że jej ponowna obecność w więzieniu była nie na rękę niespokojnemu mężczyźnie. Westchnęła, a jej oczy pociemniały. Czekała.
Strażnik powrócił niecałe pięć minut później, sprawdził ją czujnikiem tajności, według Hermiony robiąc to z niezwykłym pośpiechem, i popchnął ją w kierunku innych drzwi, niż te, które wskazał jej poprzednio. Otworzyły się, ukazując spiralną klatkę schodową, która zdawała się kręcić w nieskończoność. W końcu zatrzymała się, ukazując najwyższe piętro więzienia. Hermiona zauważyła, że wyglądało ono tak samo, jak reszta budynku. Strażnik poprowadził ją do celi w połowie korytarza, bez słowa zajrzał do środka przez judasza i otworzył, zanim ponownie spojrzał na kobietę. Mężczyzna wydawał się walczyć z samym sobą.
- Jest tutaj - powiedział w końcu. - Będę czekać…
- … Na końcu korytarza, tak. Dziękuję.
Odchrząknął, patrząc się na nią, i odszedł. Gdy zniknął, Hermiona zamknęła na chwilę oczy i potarła koniec swojego nosa. Tak bardzo chciała nie być w tym miejscu. Nie robić tego, co właśnie miała wykonać. Ale nie mogła tego powstrzymać. Nie było na to sposobu.
Otworzyła na oścież drzwi do nowej celi, a jej podkrążone czerwone oczy natychmiast podążyły do Severusa Snape’a. Ponownie spał, ale tym razem na wyścielonej szarym materacem wystającej ze ściany pryczy. Leżał na boku, z twarzą zwróconą w jej stronę. Jego szczupłe ciało było zwinięte w pozycję embrionalną - ramiona miał owinięte wokół swoich kolan, żeby utrzymać ciepło, chociaż w tej celi było wyraźnie cieplej niż w tamtej kilka pięter niżej.
Hermiona zauważyła, że był czystszy. Jego włosy zostały ścięte do ramion, chociaż zrobiła to niezręczna i niedoświadczona ręka, która w niektórych miejscach je zniszczyła i obcięła nierówno. Twarz Snape’a, którą mogła dostrzec pod zasłoną włosów, była wykrzywiona w grymasie niewyobrażalnego bólu.
Nie była pewna, jak długo tam stała i patrzyła na niego, gdy spał. Serce waliło jej głośno w piersiach, kiedy uklękła obok pryczy. Niepewna, gdzie go dotknąć, na wypadek gdyby na nią naskoczył, wyciągnęła dłoń. Martwiła się na zapas, ponieważ, gdy jej drżąca ręka była nad jego ramieniem, jego oczy nagle się otworzyły.
Odsunął się od niej, powoli prostując sylwetkę.
- Auror… Granger? - zamruczał, zgarniając włosy ze swojej twarzy, żeby lepiej ją widzieć. Pozostał w poziomej pozycji.
- Witaj, Severusie - wyszeptała Hermiona i poczuła się zawstydzona, gdy łzy niespodziewanie wypełniły jej oczy. Odwróciła głowę od jego wzroku i walczyła ze swoimi uczuciami, które niebezpiecznie wymykały się spod kontroli. Oddychała ciężko, a jej dłonie zacisnęły się w pięści. Gdy w końcu mogła na niego spojrzeć, zobaczyła, że on wiedział, co miała mu powiedzieć.
- Tak mi przykro, Severusie - wykrztusiła. - Tak mi przykro.
Wyraz jego twarzy pozostał niewzruszony, a ona znalazła siłę, żeby kontynuować.
- Zrobiłam wszystko, co mogłam. Próbowałam wszystkiego, ale nikt nie słuchał. Kingsley Shacklebolt z miejsca zlekceważył wszystko, co mu powiedziałam. Odmówił nawet przekazania mojej sprawy Ministrowi Magii, a gdy sama próbowałam mu powiedzieć…
Hermiona przypomniała sobie okropną awanturę z sekretarką Ministra poprzedniego popołudnia. Głupia kobieta była niewzruszona, twierdząc, że Minister wyjechał na Węgry na „bardzo ważną” konferencję dotyczącą smoków i absolutnie nikt nie możne mu przeszkadzać. A zwłaszcza jakaś „obłąkana aurorka z bezmózgą teorią”, która robiła z niej „hańbę wydziału”.
- Zostawiłam mu prośbę o szybki kontakt ze mną, próbowałam nawet do niego zafiukać, ale nie mogłam! Wydział Aurorski zabronił mi jechać na Węgry, żeby porozmawiać z nim bezpośrednio. Minister będzie za granicą co najmniej do przyszłego tygodnia - skończyła ciężko.
- Porozmawia wtedy z tobą? - Snape zapytał cicho, bez entuzjazmu. Oczy Hermiony się rozszerzyły.
- Obawiam się, że nawet jeśli to zrobi, to będzie… - nie dokończyła.
- To będzie co? - dopytywał po chwili ciszy, którą Hermiona wykorzystała, żeby zakryć twarz dłońmi.
- … Będzie za późno, Severusie. - Jej głos był przytłumiony. - Zeszłej nocy Ministerstwo ustaliło datę twojej egzekucji. Zamierzają ją przeprowadzić za trzy dni i nic - zabrała ręce, ukazując przerażony wyraz twarzy - nie mogę na to poradzić.
- Przypuszczam, że nie powinienem o tym wiedzieć? - Twarz i głos Snape’a nie wyrażały żadnych emocji, a Hermiona nie miała pojęcia, jak mu się to udało. Pokręciła głową.
- Przysłali mnie, żebym ci powiedziała - wyszeptała. - Mam ze sobą zawiadomienie… Minister Magii osobiście je podpisał przed wyjazdem z Anglii. Zamierzają zabrać cię do Departamentu Tajemnic w Ministerstwie i … chcą, żebyś przeszedł przez zasłonę, Severusie! Jeśli tego nie zrobisz dobrowolnie, wtedy zostaniesz… jak powiedział Shacklebolt, „zmuszony”.
Powoli usiadł, krzywiąc się nieznacznie, zanim oparł się o ścianę. Hermiona spojrzała na niego desperackim wzrokiem, siedząc na podłodze.
- Niech pani ze mną usiądzie, panno Granger - powiedział ciężkim głosem. Zrobiła to i odwróciła się, żeby spojrzeć na jego twarz, która była przerażająco pusta.
- Uspokój się, Hermiono - powiedział bezbarwnym głosem. - Nie oczekiwałem, że ci się uda znieść mój wyrok. Zaakceptowałem to jako mój los. Wielki czarodziej powiedział mi kiedyś, że dla dobrze zorganizowanego umysłu śmierć jest tylko nową przygodą. - Pojedyncza łza spłynęła po policzku Hermiony. Ze złością wytarła ją rękawem szarej szaty. - Wierzę mu, panno Granger, i jestem gotowy podążyć za nim dalej, dokądkolwiek to prowadzi.
- Ale ja nie chcę… - wykrzyczała załamana. - Nie zasługujesz na śmierć!
Cień uśmiechu pojawił się na twarzy Snape’a.
- Jest pani taka młoda, panno Granger, i ma pani tyle przed sobą. To, co chcesz, jest tutaj nieistotne… Nieważne jak bardzo tego chcesz, a co do zasługiwania na śmierć… Powiedziała to pani podczas naszego poprzedniego spotkania. Skoro Ministerstwo uważa, że powinienem zostać ukarany za to, co zrobiłem, wówczas zostanę ukarany. A jeśli tą karą jest moja śmierć, to zaakceptuję ją, choć nie tak chętnie, jak zapewne powinienem.
- Ale Ministerstwo nie wie, co zrobiłeś! - Teraz płakała już bez żadnych oporów i nie próbowała ukryć swojego strapienia. Nagle Snape chwycił ją za ramiona i lekko nią potrząsnął.
- Panno Granger… Hermiono… To już nieważne. Nie… - W jej oczach zobaczył sprzeciw. - Zrobiłaś więcej, dużo więcej, niż bym kiedykolwiek przypuszczał, że zrobisz… Powinnaś wiedzieć, że to nieważne, że ci się nie udało, ważne jest to, że próbowałaś. Niekiedy śmierć jest karą, często darem, a dla wielu łaską.*
- Nie… proszę… - Opadła na niego, nie zważając na zagrożenie, które jej koledzy uznaliby za niewątpliwe. Poczuła jak przez moment zawahał się, zanim objął rękoma jej drżące ciało i trzymał ją. Wypłakała gorące łzy wściekłości na jego znoszone szaty i ponownie zacisnęła dłonie w pięści, kładąc je na jego szczupłej klatce piersiowej. Nic nie mówił, tylko mocno trzymał ją w uścisku. Nie wiedziała, ile czasu upłynęło w ten sposób. Gdy ból i szok zaczęły znikać, zmniejszyły się również jej łzy. W końcu odsunęła się od niego. Puścił ją bez oporów, a jego twarz wyglądała na zamyśloną.
- To jest złe - powiedziała miękko, ale jej słowa brzmiały wyraźnie i stanowczo. - To, co zamierzają zrobić… to jest bardzo złe.
Snape otworzył usta, by odpowiedzieć, gdy usłyszeli stukotanie na korytarzu na zewnątrz jego celi. Hermiona zidentyfikowała dźwięk jako kroki. Pośpiesznie wstała i wytarła zapłakaną twarz rękawem swojej szaty. Lekko dotknęła ramienia nagle wystraszonego mężczyzny i szybko podeszła do drzwi celi. Na korytarzu prawie zderzyła się ze strażnikiem więziennym. Był zaczerwieniony, oddychał ciężko i znajdował się w stanie jakiegoś pobudzenia.
- Aurorze Granger… - zasapał. - Minister Magii… jest tutaj!
Hermiona natychmiast się poczuła, jakby zrzucono ją z dużej wysokości. Westchnęła przejmująco.
- Jest tu TERAZ? - zapytała natarczywie. Strażnik pokiwał głową.
- Przyszedł ze mną po schodach.
Hermiona nie miała czasu, aby cokolwiek zrobić. Nie żeby miała jakikolwiek plan ułożony w głowie już na początku. Nawet gdy strażnik przemawiał, słychać było kolejne kroki uderzające o podłogę. Minister Magii podążał w jej kierunku z marsową twarzą i zielonymi oczami pełnymi wściekłości. Nie spoglądając do tyłu na celę ani jej mieszkańca, pełna panicznego strachu patrzyła na Ministra.
- Hermiono! - Harry Porter, najmłodszy Minister Magii w historii, był biały ze wściekłości. W jego prawej dłoni Hermiona ujrzała swoją pośpiesznie napisaną prośbę, którą zostawiła jego sekretarce poprzedniego dnia. - W co ty, na Merlina, sobie pogrywasz? Ściągnęli mnie z powrotem z Węgier z tego powodu!
- Witam, Ministrze - powiedziała zdenerwowana. Zmarszczka na czole pogłębiła mu się, niemal uwypuklając jego bliznę.
- Prosiłem cię, żebyś mnie tak nie nazywała, Hermiono. To jest głupie! Tak samo jak to! - Potrząsnął papierem, żeby podkreślić swoje słowa. - Ty tak naprawdę - jego głos wyraźnie się obniżył, gdy strażnik do nich podszedł - w to nie wierzysz, prawda?
Hermiona gwałtownie wciągnęła powietrze przez nos, a następnie złapała Harry’ego za przód szaty i wepchnęła do najbliższej celi. Wciąż wyglądał na wściekłego, ale teraz również na zdezorientowanego. Aurorka nie dała mu szansy na skargi.
- Harry, ja to napisałam. Dałam to tobie. Oczywiście, że w to wierzę.
- Co on ci zrobił? - Harry był nieprzyjazny. - Czy ty chociaż jesteś prawdziwą Hermioną… - Wyciągnął dłoń, żeby ją dotknąć, ale wściekle ją odepchnęła.
- Harry, przestań! Jestem sobą, dobrze?
Spojrzał na jej wyraz twarzy i nie zaprzeczył. Zamiast tego ponownie zwrócił uwagę na jej prośbę.
- On kłamie, Hermiono, żeby uniknąć tego, co ma nastąpić.
- Nieprawda! Wiem, że ty tego nie rozumiesz, ale…
- … To jest warte planowania przez siedem lat, siedem lat snucia najbardziej prawdopodobnej opowieści, jaką mógł wymyślić!
- Nie, Harry. Też tak na początku myślałam, ale ty go nie widziałeś, nie rozmawiałeś z nim… On nie kłamie.
- On jest parszywym tchórzem! - wypluł. Oczy Hermiony ponownie wypełniły się łzami.
Harry wyglądał na przerażonego.
- On nie jest tchórzem… Harry, proszę, posłuchaj mnie! Musisz z nim porozmawiać… on nie zasługuje na to, żeby umrzeć!
Minister Magii wyglądał jakby brakowało mu słów, gdy jego najlepsza przyjaciółka usiłowała nie płakać nad mężczyzną, którego nienawidził każdą komórką ciała.
- Nie rozumiem cię - powiedział chłodno, gdy Hermiona ponownie się pozbierała. - Jesteś najmądrzejszą wiedźmą, jaką kiedykolwiek poznałem i…
Hermiona grzebała w kieszeniach swojej szaty, szaleńczo czegoś szukając. W końcu wyciągnęła rękę z ukrytej kieszonki i na rozłożonej dłoni pokazała Harry’emu jej zawartość.
Była to mała szklana zakorkowana buteleczka, zawierająca niewielką ilość całkowicie przeźroczystego płynu. Wsadziła ją w ręce Ministra.
- Masz. To Veritaserum. - Zgodnie z ministerialnymi wytycznymi aurorzy odwiedzający Azkaban mieli pozwolenie na posiadanie ze sobą małej ilości serum prawdy, w „celu przesłuchania”. Podczas procesu Snape’a nigdy go nie użyto, ponieważ przyznał się do winy; nie było potrzeby z niego skorzystać.
Harry spojrzał na nią oszołomiony.
- Nie sugerujesz, żebym ja…
Kiwnęła głową.
- Właśnie to sugeruję. Harry… - jej głos był łagodny. - Musisz znać prawdę, musisz wiedzieć, co naprawdę wydarzyło się tamtej nocy. Jeśli go zapytasz, on ci powie, wiem, że to zrobi.
Wyraz twarzy jej przyjaciela pozostał niepewny.
- Harry, proszę. Nie masz nic do stracenia.
Twarz Harry’ego Pottera stała się ponura. Delikatnie włożył Veritaserum z powrotem do jej dłoni.
- Dobrze więc, zrobię to. Ale nie będę tego potrzebował.
Odwrócił się, a Hermiona słuchała jego kroków, gdy się od niej oddalał i przybliżał do celi Snape’a. Zapadła cisza, a ona czekała. Nie wiedziała, jak długo Harry rozmawiał ze Snape’em. Usadowiła się na pryczy w celi i oparła o ścianę, usypiając, gdy dźwięk kroków zupełnie ją rozbudził. Harry wszedł do celi i usiadł obok niej. Jego twarz była koloru popiołu.
- Nigdy nie myślałem, że to powiem - mężczyzna potrząsnął głową - ale mu wierzę.
Zapanowała cisza, a Hermiona odetchnęła, tak jakby wstrzymywała oddech od wielu godzin. Twarz Harry’ego była obrazem niedowierzania i szoku, rewelacje Snape’a na pewno mocno go uderzyły. Cały się trząsł.
- To słuszna decyzja, Harry. - Uścisnęła jego ramię, a on wyglądał na nieprzekonanego.
- Tak? Wolałbym raczej widzieć go martwego za wszystkie rzeczy, które zrobił… Myślę, że Wizengamot również… Ale pozbawienie go życia za śmierć Dumbledore’a nie jest już ważne, wydaje się… cóż, bezcelowe.
- Co zamierzasz zrobić? Zostawić go tutaj? - Hermiona czuła lekkie poruszenie uczuć, które rozpoznała jako nadzieję.
Harry zmarszczył brwi.
- Nie.
- Nie?
- Zamierzam skazać go na wygnanie - skrzyżował ramiona.
- Wygnanie?
- Będzie miał wybór, jeśli można tak powiedzieć, żeby wybrać życie, jakie sobie życzy. Ale nie pozwolę mu żyć tutaj. Może wybrać kraj i chcę, żeby wyjechał przed wieczorem, Hermiono. Nie chcę go nigdy więcej widzieć, ale jednocześnie wolałbym nie mieć jego śmierci na sumieniu.
Hermiona myślała, że rozumie. Snape i tak nie mógł marzyć o spokojnym życiu wśród magicznego społeczeństwa Wielkiej Brytanii. To, co proponował Harry, było prawdopodobnie lepsze, niż mógł się spodziewać.
- Czy zgodził się na twoje warunki? - zapytała cicho.
- Tak. - Harry wstał. - Wysyłam go teraz. Nie mogę ci powiedzieć, jaki kraj wybrał, rozumiesz? Nie będziesz go również szukać - ostrzegł ją. Kiwnęła głową. - Chodź.
Razem poszli z powrotem do celi, w której mieszkał Severus Snape. Chodził po całej szerokości pomieszczenia. Spojrzał na Hermionę wzrokiem, który był pełen uczuć, których nie potrafiła w pełni zinterpretować, ale łatwo zrozumiała jego główne przesłanie.
Dziękuję.
Obok niej Harry wyczarował świstoklik z chusteczki do nosa i patrzył się na niego. Był wyraźnie zagubiony w myślach. Potrząsnąwszy głową, podał świstoklik Snape’owi, który wziął go bez wahania. W tym samym czasie Harry wyjął jego różdżkę i przekazał mu ją bez słowa. Snape zaledwie spojrzał na drewniany patyk i schował do kieszeni.
- Panie Potter - zaczął.
- Nie chcę twoich podziękowań. - Harry nie mógł na niego spojrzeć. - Bierz swoją wolność. Idź.
Oczy Snape’a po raz ostatni napotkały wzrok Hermiony. Uśmiechnęła się lekko, myśląc o słowach, które Harry powiedział jej zaledwie kilka minut temu. Pomyślała, że to, że już nigdy nie spotka Severusa, było wystarczającym ustępstwem w zamian za jego życie.
Świadomość, że żył gdzieś na świecie, od tego momentu będzie wszystkim, co będzie wiedziała.
To będzie wystarczające.
Musi być.
Dziesięć sekund po wzięciu świstoklika, Severus Snape zwyczajnie się rozpłynął z miejsca, w którym stał. Trudno było uwierzyć, że kiedykolwiek tam był.
Hermiona była pewna, że zanim zniknął na dobre, widziała jak się uśmiechnął.
Żegnaj, Severusie.
Odwróciła się do swojego wstrząśniętego przyjaciela i delikatnie wzięła go pod ramię.
- Chodź, Harry - jej głos był mocny. - Pora iść.
CDN.
* „Niekiedy śmierć jest karą, często darem, a dla wielu łaską.” - Seneka Młodszy