tytuł: Przymierzalnia
autorka:
kubisfandom: Incepcja
postacie/pairingi: Phillipa Cobb, Eames, Artur, Dominic Cobb; Artur/Eames
ilość słów: 720
ostrzeżenia/uwagi: ogólne spojlery do filmu. Kontynuacja fika
Mosty z pierwszego dnia fikatonu, ale nie trzeba go znać, żeby zrozumieć dzisiejszy.
Dziękuję
lunatics_word za betę i uwagi. Ponownie: co złe, to ja, nie zawsze się słuchałam. ;)
- Wiem, że nie chciałaś, żeby było za łatwo, ale nie trzeba było od razu wybierać niemożliwego. - Eames uśmiechnął się do niej, podnosząc się z leżaka. - Nikt nie podrobi Artura tak, żebym się nie zorientował.
Artur uniósł brwi i spojrzał najpierw na niego, a potem na Phillipę.
- We śnie spotkałem skrzyżowanie ciebie i Johna Constantine'a - wyjaśnił Eames, całując go koło ucha. - I Phillipy.
- Wiedziałam, że mnie rozpoznasz - wzruszyła ramionami Phillipa, pocierając nadgarstek. - Nie chodziło o to, żeby cię oszukać.
- Skarbie, w fałszerstwie zawsze chodzi o to, żeby kogoś oszukać. To lekcja na dziś dla ciebie. Dla mnie - Eames odwrócił się i objął Artura w pasie - brzmi ona następująco: musimy kupić ci długi, czarny płaszcz.
Prawy kącik ust Artura drgnął.
- Czyżby?
- Sam bym ci go kupił, ale wiem, jakie jest twoje zdanie na temat niedopasowanych ubrań.
- Oraz jakie jest moje zdanie na temat twojego gustu.
- Uwierz mi, zobaczysz się w tym płaszczu i sam będziesz chciał się przelecieć.
- Nie byłby to pierwszy raz.
- Stop, stop! - przerwała im Phillipa. Mogli tak ciągnąć bez końca, a ona i tak wiedziała już zbyt wiele na temat ich życia seksualnego.
Całe szczęście, że wyleczyła się wreszcie z zadurzenia w Arturze, inaczej nie byłaby w stanie z nimi wytrzymać.
A poza tym, że byli jej rodziną, byli też najlepsi w branży.
.
- Nie ma mowy - tata wstał od stołu i podszedł do kanapy. Usiadł. Wstał. Podszedł do okna. Odwrócił się.
- Tato, ja wiem, że...
- Nie wiesz. Uwierz mi, nie wiesz - powiedział zmęczonym głosem, zaciskając dłoń na karku. - Wydaje ci się, że to rozumiesz, całkowita wolność, łamanie praw fizyki, nieskończenie wiele możliwości. Wiem, jak to brzmi, wiem, jakie to jest kuszące.
- Robiłeś to przez tyle lat. Artur i Eames wciąż to robią. Mama...
Tata usiadł z powrotem na krześle koło niej.
- Twoja mama nie jest dobrym przykładem, żeby przekonać mnie, że to dobry pomysł - powiedział cicho.
Phillipa zagryzła dolną wargę.
- Możesz stracić kontakt z rzeczywistością, przestać rozróżniać jawę od snu. Możesz zdecydować, że wolisz...
- Tato - Phillipa zacisnęła palce na jego dłoni. Przymrużył oczy.
- Mam nadzieję, że to nie przez Artura. Myślałem, że ci przeszło...
- Tato - tym razem jęknęła i poczuła, że się czerwieni. Nigdy jej tego nie zapomną. - Przeszło mi. Słowo.
- Nie musisz robić tego, co Artur, mama albo ja. Jest tyle innych rzeczy, którymi mogłabyś się zająć.
- Wiem, że nie muszę. I szczerze mówiąc, nie mogę ci powiedzieć, że nie ma to nic wspólnego z wami, bo gdyby nie wy, nie miałabym pojęcia, że takie rzeczy są w ogóle możliwe. Ale nie robię tego dla was. No i nie mam zamiaru rezygnować ze studiów.
Tata zmarszczył brwi.
- Gdybyś rozważała rezygnację ze studiów, w ogóle byśmy o tym nie rozmawiali.
- Nie rozważam. Czy to znaczy, że się zgadzasz?
- Nie, to znaczy, że o tym rozmawiamy.
.
- Tata was do tego namówił - stwierdziła oskarżycielsko znad sterty notatek i książek. - Chcecie, żebym się znudziła i zrezygnowała.
- Chcemy, żebyś rozumiała w co się pakujesz i wiedziała, jak nie skończyć w limbo - odparł Artur, wchodząc do pokoju i stawiając przed nią szklankę z sokiem. Usiadł na kanapie obok niej i sięgnął po pomarańczową teczkę podpisaną Londyn. - Sen to dopiero końcowe stadium. Musisz znać wszystkie, a ta - wskazał na teczkę - jest kluczowa, zwłaszcza, jeśli chcesz zajmować się fałszerstwami.
- Wiem, wiem. Mówiliście mi to setki razy.
- W takim razie ujmę to inaczej: im lepiej jesteś przygotowana, tym mniejsza szansa, że będziesz musiała strzelić w głowę komuś, kogo znasz.
.
- Powinnaś mieć kilka swoich postaci - tłumaczył jej Eames, kiedy szli pustą ulicą jakiegoś małego miasta. - Nie fałszerstw, ale kostiumów.
Phillipa uśmiechnęła się szeroko. Zawsze chciała być aktorką.
.
- Mogę się przysiąść? - zapytała niska, piegowata dziewczyna, na oko dwudziestoletnia, wskazując na krzesło, na którym leżał plecak i czarny płaszcz. - Czekam tylko na kawę, ale kolejka jest ogromna, a wszystkie stoliki są już zajęte.
- Oczywiście, nie ma problemu. Już to zabieram.
- Dzięki. - Usiadła na pustym teraz krześle, opierając łokcie na stoliku i nachylając się bliżej. - Jestem Marie, tak w ogóle.
- John. Tak w ogóle.
_____