Weekend minął bez odzewu z mojej strony, więc postanowiłam to nadrobić.
Harry Potter. Sugerowany slash.
To lustro nie dostarcza nam jednak ani wiedzy, ani prawdy.
Ludzie tracą przed nim czas, oczarowani tym, co widzą,
albo nawet wpadają w szaleństwo,
nie wiedząc, czy to co widzą w zwierciadle,
jest prawdziwe lub choćby możliwe (...)
Naprawdę niczego nie daje
pogrążanie się w marzeniach i zapominanie o życiu.
Albus Dumbledore o zwierciadle Ain Egarp w HPiKF
- Świat się kręci, porusza.
Astoria zatrzymała się w połowie kroku, niepewna czy podjeść do mężczyzny. Draco siedział w fotelu, odwróconym tyłem do drzwi i zapewne nie zdawał sobie sprawy z tego, że pojawiła się w pomieszczeniu. Jej mąż był ekscentryczny. Czasem, tak jak teraz, mówił coś czego nie rozumiała - wtedy albo decydowała się na angielski odwrót (zanim ją spostrzegł) albo kiwała głową, udając, że wie o co mu chodzi.
- I odkrył to mugol.
W jego głosie nie było ani cienia szacunku dla niemagicznych, co do tego nie miała wątpliwości. W końcu był Malfoyem. Raczej pobrzmiewało w nim niezadowolenie, że ktoś nieobdarzony magią mógł dokonać takiego przełomu. Westchnęła, kiedy zdała sobie sprawę, że musiał usłyszeć jej kroki. Draco czasami zdawał się zapominać, że nie mówi się do siebie - wygłaszał zdanie lub słowo, poczym milkł, jakby się bał, że ktoś przyłapie go na jego dziwactwie. Mówienie do siebie było tak niepożądane jak słyszenie głosów. Teraz za to kontynuował - jeśli można było tak to nazwać. Podeszła powoli, lewitując przed sobą tacę z porcelanowym czajniczkiem i jedną filiżanką. Postawiła je ostrożnie na stoliku, stojącym przy fotelu.
Zbliżała się piąta. O tej porze Draco zawsze życzył sobie herbaty. Mocnej Earl Grey bez żadnych dodatków. Zawsze pił ją w salonie, w fotelu do czytania, umieszczonym naprzeciwko dużego okna wychodzącego na ogród. Nie przyjmował do wiadomości, że herbata o tej godzinie to zwyczaj przyjęty przez Malfoyów od mugolskiej arystokracji. W dodatku to ona musiała mu ją przynosić, a nie skrzat, który bardziej nadawał się do wykonywania takich zadań. Nie lubiła tego robić. Nie lubiła mu przeszkadzać… cokolwiek by nie robił.
Obserwowała jak wyciąga bladą, szczupłą dłoń i zdejmuje wysoką filiżankę ze srebrnej tacy, na której wygrawerowany był wizerunek Anteriusa Malfoya w trakcie walki z trollem. To też należało do jego rytuału, nigdy nie nalewał herbaty, jeżeli filiżanka, bez spodka zresztą, nie znajdowała się na blacie okrągłego, mahoniowego stolika z piętnastego wieku. Astoria przymknęła oczy, widząc, że podnosi czajniczek. Wiedziała, co się za chwile stanie. Draco naleje herbatę, odczeka kilka minut, a potem podniesie filiżankę. Na stoliku znajdować będzie się czarna obwódka w kształcie podstawy naczynia. Miała wrażenie, że wiedział jak ją to irytowało i dlatego właśnie rezygnował z jakiejkolwiek podstawki. Musiał być świadomy tego, że nie powierzyłaby drogocennych, pamiątkowych mebli skrzaciej magii. Gdy tylko widziała gdzieś kubek, filiżankę, szklankę, wiedziała co zobaczy pod nią. Nawet jeśli Draco piłby zwykłą wodę.
Otworzyła oczy, gdy tylko usłyszała stuk porcelany o srebro, i spojrzała na stolik. Czajniczek stał znowu na tacy, filiżanka obok. Na krawędzi blatu leżała książka, która wyglądała jakby miała za chwilę zlecieć. Była odwrócona okładką do dołu, tak, że nawet gdyby Astoria chciała, nie dojrzałaby jej tytułu. Nie chciała. Pamiętała jak ten tom, oprawiony w smoczą skórę, pojawił się na stoliku jakiś miesiąc temu. Od tamtej chwili nie zmienił swojego położenia.
Draco chwilami ją przerażał; nigdy by się do tego nie przyznała, ale nienawidziła przychodzić do salonu. Czasem, gdy wchodziła, zajęty był czytaniem książki - wtedy nie zauważał ani jej ani całego świata, co chwilę próbując założyć za uszy kosmyki włosów, które były na to zdecydowanie za krótkie; jednak częściej siedział, niewidzącym wzrokiem wpatrując się w ogród za oknem, słuchając miarowego tykania antycznego zegara - swojego zdawałoby się najlepszego towarzysza. Przerażał ją, swoją statycznością, głębokim oddechem, ale najbardziej bała się tego, gdzie wtedy jest. Bo nie ulegało wątpliwości, że nie z nią w salonie.
Draco rzadko z nią bywał, częściej koło niej i to raczej wtedy, kiedy wymagała tego sytuacja. Na to jedno nie mogła narzekać. Nie zdarzały mu się towarzyskie faux pas. Otoczony ludźmi był czujny - kontrolował się, nie skąpiąc fałszywych uśmiechów i kpiących spojrzeń. Grał, nabierając ją na swoje sztuczki do tego stopnia, że potem w domu dziwiła się jego stagnacji i obojętności.
Odczekała jeszcze chwilę, jakby upewniając się, że nic więcej nie powie. Odczuła na to prawdziwą ulgę - myśl, że za chwilę ukryje się przed nim w jednym z licznych pokoi rezydencji, dodawała jej sił. Ciszy też nie lubiła. Ale wolała ją od niezrozumiałych półsłówek, które zazwyczaj kierował w jej stronę. Wyszła z pokoju, a jej krokom towarzyszyło miarowe tykanie antycznego zegara.
Scorpius spał spokojnie w kołysce. Oczywiście zanim go uśpiła, musiała nieźle się namęczyć. Bolały ją plecy od noszenia go w tą i z powrotem, po ciasnym pokoiku - jej starej garderobie, przerobionej po jego narodzinach. Pokój dla syna - dziedzica, znajdował się w innym skrzydle domu. Krzywiła się na samą myśl, że mogłaby nim zajmować się mamka, albo skrzat. Westchnęła, przymykając oczy. Oszukiwała sama siebie, nie bała się powierzyć syna komuś innemu, szczególnie, że jej stara mamka była cudowna kobietą, a skrzat na pewno dobrze opiekowałby się młodym paniczem. Nienawidziła myśli, że w tej ogromnej rezydencji, zostałaby pozostawiona sama sobie - bez zajęcia, bez towarzystwa. Z Draco.
- Świat się kręci, Scorpi - powiedziała cichutko, pilnując, żeby go nie zbudzić. - I odkrył to mugol.
Pochyliła się i poprawiła niebieski kocyk, którym był okryty. Czerwony smok uciekł przed dotykiem jej palców i wrócił na swoje miejsce, gdy tylko zdjęła dłonie z tkaniny. Kocyk należał do Draco, znajdowały się na nim cztery smoki: czerwony, zielony, niebieski i czarny. Cztery smoki, cztery wróżki, cztery dobre cechy - odwaga, spryt, inteligencja i uczciwość.
- Kiedyś przeczytam Ci bajkę o śpiącej królewnie. To dobra bajka, obudzić mógł ją tylko książę - wyszeptała, zdając sobie sprawę, że mugolskie bajki to ostatnie na co zgodziłby się pan domu. Gdyby zauważył, gdyby chciał się rozglądać.
Siedziała przy stole naprzeciwko Draco w wielkiej jadalni Malfoy Mannor. Kolacja to jedyny posiłek, który jej mąż uznawał za stosowne jeść z nią. Zakończenie dnia nie może się odbyć bez zgody pana domu, jedna ze starych zasad Malfoyów. Teraz jednak Draco nie wyglądał na człowieka, który żyje według jakichkolwiek zasad. Nieruchomo trzymał srebrną łyżkę, częściowo zanurzoną w zupie, tak jakby miał zamiar jej nabrać, ale nagle zaczął się nad tym zastanawiać, albo co gorsza zapomniał. Jasne kosmyki przysłaniały mu twarz, a wzrok utkwiony miał w chłodniku z groszku pilijskiego. Astoria zauważyła, że jedna ze spinek przy mankiecie szaty była przypięta nierówno. Sama już skończyła jeść, ale to on musiał zasygnalizować nadejście kolejnego dania. W jadalni panowała cisza, pełna jej napięcia i jego nieobecności. Wolno popijała wino, zaciskając zbyt mocno rękę na nóżce kieliszka; czekała, aż Draco wróci, zastanawiając się na tym, czy powinna się odezwać.
Nagle mężczyzna drgnął i odłożył sztuciec. Popatrzył na nią, chłodnym, niebieskim spojrzeniem.
- Jak Scorpius? - Zapytał spokojnym głosem, jakby nic dziwnego się nie stało. Takie rzeczy dawno przestały być dziwne.
- Dobrze.
Kiwnął głową i wstał od stołu, kończąc posiłek. Wyszedł nie pytając ani o kolejne dania, ani deser. Mimo wszystko odetchnęła z ulgą. Wszystko było lepsze od przebywania z Draco; i od ciszy.
Było późno w nocy, kiedy zajrzała do swojego syna. Dwulatek spał, ściskając mocno szmacianego Merlina w tęczowej pelerynie. Smoki ganiały się po kocyku. Czarny gonił czerwonego, który co chwilę się zatrzymywał, celowo zmniejszając odległość między nimi, a potem szybko uciekał spoza dostępu ciemnych łap. Niebieski trzymał się na pewną odległość, gotów uskoczyć w każdej chwili, gdyby nastała taka konieczność. Tylko zielony cały czas znajdował się w jednym miejscu, w tym w którym został naszyty i ział ogniem, jeśli tylko którykolwiek ze smoków spojrzał w jego kierunku.
- Tata się o ciebie pytał, Scorpi. Tata Cię bardzo kocha, ja też Cię bardzo kocham.
Peron był zapełniony, ludzie pchali się jeden na drugiego, szukając swoich znajomych i machając im z dala. Podekscytowane dzieci krzyczały, trudno rozróżnialne w ogólnym rozgardiaszu, słowa. Astoria wciągnęła głęboko powietrze i uśmiechnęła się do Diany Ferent. Jej mąż rozmawiał z nowym wiceministrem o sytuacji politycznej w kraju. Ona czuła się tu nieco nie na miejscu. Dużo słyszała o Hogwarcie, ale i tak była podenerwowana na myśl, że Sorpius będzie tak daleko od domu. Jej mały synek.
Złote włosy chłopca mieniły się w słońcu, gdy rozmawiał z Augustem Ferentem o ceremonii przydziału. Młody Krukon śmiał się cicho, kiedy jej syn stwierdził, że Ravenclaw nie jest taki zły. Miała cichą nadzieję, że nie zostanie przydzielony do Slytherinu. Minęło sporo czasu od wojny, ale i tak dom węża wciąż uznawany był za wylęgarnię czarnoksiężników. Oczywiście, co innego było życzeniem jej męża.
Draco widocznie postarzał się przez te lata, kiedy byli razem. Wokół ust i oczu widziała wyraźne ślady zmarszczek, a platynowe włosy uległy przerzedzeniu z biegiem lat. Tylko uśmiech nie stracił na sile, ciężko było nie zauważyć poczucia wyższości w wykrzywieniu jego ust. W życiu nie odgadłaby, że to ten sam człowiek, który niemal zapomniał o dzisiejszym rozpoczęciu roku szkolnego.
- Pociąg niedługo będzie ruszał - powiedziała, patrząc na zegarek umieszczony na kolumnie stacji, którego wskazówka przesunęła się na „pora wsiadać”.
Chłopcy odwrócili się w ich kierunku, a jej syn popatrzył wyczekująco na Draco.
- Trzymaj się z daleka od Potterów, Scorpiusie. Kontakty z nimi nie wyjdą ci na dobre.
Kiwnął głową i pozwolił na krótki, mocny uścisk. A potem z widoczną niechęcią na wycałowanie przez nią policzków.
- Zachowuj się dobrze i… spraw, żebyśmy byli z ciebie dumni - dodała.
Scorpius wyprostował się na jej stwierdzenie. Koło nich przebiegł rudowłosy chłopiec, rozpychając się pomiędzy tłumem. Lokomotywa zagwizdała nagląco. August, który widocznie również pożegnał się z rodzicami, wziął rączkę kufra młodszego kolegi.
Patrzyła jak chłopcy odchodzą, potem wsiadają do pociągu. Jej mały synek w Hogwarcie. Czasami żałowała, że Draco nie dał się przekonać do Gertnerzong w Niemczech. Chyba czułaby się spokojniej, gdyby jej syn chodził do tej samej szkoły co ona.
- Panie ministrze - usłyszała z boku.
Jej wzrok trawił na wybawcę czarodziejskiego świata. Ciemne niegdyś włosy przyprószone były teraz mocno siwizną, a twarz pokryta była siatką zmarszczek, z rzadka widoczne były na niej drobne blizny.
- Pani Fernet. Pani Malfoy. Malfoy.
Skinął im uprzejmie po czym zwrócił się do Friderica, mówiąc mu coś cicho. Widziała jak jej mąż mruży oczy, w których dostrzegła dużo więcej żywotności, niż kiedykolwiek przez kilka ostatnich lat.
- Świat się kręci. Oscyluje - powiedział, podchodząc do czarnego, skórzanego fotela, na którym, jak przypuszczał, siedział jego ojciec. Odstawił tacę z czajniczkiem i dwoma filiżankami, na zabytkowy, okrągły stolik z piętnastego wieku.
Draco skinął głową, zdejmując obie filiżanki ze srebrnej tacy, na której Anterius Malfoy szamotał się z trollem górskim. Wziął imbryk i nalał ciemnej, gorzkiej herbaty do wysokich filiżanek. Dochodziła piąta, o czym przypominało mu stukanie antycznego zegara. Spojrzał na swojego syna. Piętnastoletni Scorpius przypominał mu jego samego, kiedy był w jego wieku. Może tylko jego włosy były bardziej złote, niż platynowe.
- Usiądź - polecił, wskazując na pufę, stojącą niemalże przy samym oknie.
- Wiesz co to znaczy, prawda? - Zapytał jego syn, spuszczając nieco głowę. Zacisnął dłonie w pięści. - Świat się kręci. Wokół Potterów.
- Lilly? - Zapytał z nadzieją, choć jego myśli podążyły do czarnowłosego chłopca, o przeszywającym, zielonym spojrzeniu. Wiernej kopi swojego ojca. Przynajmniej pod względem wyglądu. Pamiętał jak po raz pierwszy zobaczył go na peronie dziewięć i trzy czwarte. Uznał wtedy, że los robi sobie z niego niesmaczne żarty.
- James.
- James? - Spytał zaskoczony. Najstarszy syn Potterów bardzo różnił się od swojego ojca. Czasem zastanawiał się, czy Weasleyowie nie postanowili rozmnażać się między sobą.
Jego syn nic nie odpowiedział.
„James”. Słyszał, że Albus jest bardzo spokojnym chłopcem, czego na pewno nie można było powiedzieć o głównym postrachu Hogwartu. „James”.
- Trzymaj się od nich z daleka. Nic dobrego nie wyjdzie z kontaktów z Potterami.
Jego syn kiwnął głową i wziął filiżankę ze srebrnym herbem Malfoyów na przedzie. Pod filiżanką, na antycznym stoliku, utworzyła się czarna obwódka. Dołączyła do zbioru poprzednich, których sprzątaniem od dawna nikt się nie zajmował.
- Matka prosiła, żebyś ją odwiedził na dworze w Bawarii.
Jego syn wzruszył ramionami, po czym wziął cieniutką książkę, która leżała na samym brzegu stolika.
- Będziesz czytał?
- Nie.
Scorpius oparł się o ścianę, przy której stała pufa, otwierając książkę i rozpoczynając lekturę. Draco popatrzył w okno, a tykanie antycznego zegara przenosiło go do innego świata - tego, który się kręcił.