Byłam wczoraj o 22 w cinema na filmie (na szczęście z napisami). Ogólnie mówiąc podoba mi się, choć pierwsze części były robione lepiej (z drugiej strony może dlatego tak myślę, że byłam młodsza, tamte książki są cieńsze, więc łatwiej je zekranizować (nie wspominając o jedynym prawdziwym Dumbledorze i uroczym młodym Feltonie) i są ciekawsze).
Moje wrażenia (trochę chaotycznie napisane):
Cieszę się, że nie odbiegli za daleko od książki. Piękna była rezydencja Malfoyów. Jednak oni sami mnie rozczarowali. Felton to już nie to samo kiedy dorósł. Nie wspominając o Lucjuszu z ZAROSTEM. Narcyza filmowa w ogóle mi nie pasuje. Nawet Bella mogła być lepsza. Bill też mi się nie podobał. A jeśli chodzi o patronusa na weselu uważam, że mogli zrobić to lepiej.
Świetne były niektóre scenki: tańczący Harry, kilku Potterów, całowanie się z Ginny w obecności brata. Nie wspominając Rona całującego w Ministerstwie. Moody oczywiscie niepokonany.
Nie podoba mi się jak kreują Toma (w książce jest zresztą to samo). Za bardzo przypomina szaleńca. Chcę zamiast tego prawdziwego Mrocznego Pana! ( Nie wspominając, że od początku uważałam, że powinni go trochę inaczej przedstawić. Zgredek jest kompletnie niewiarygodny. Wolny skrzat swoją drogą, ale jak on się zachowywał bezczelnie!
A scena kiedy uciekali z ministerstwa wyszła niewiarygodnie. Zupełnie tak, jakby gonił ich tylko jeden facet! No i niestety zabrakło sceny śmierci Potterów. Najbardziej nie mogę przeboleć jednak końcowej sceny u Malfoyów.
Ciekawe jak zrobili scenę pocałunku Harry'ego z Hermioną, nie? :D
A Wy co myślicie?