Moje wakacje się powoli kończą. Z listy rzeczy które chciałam zrobić niewiele wyszło. Jednak jestem coraz bardziej biegła w angielskim (ach te seriale...) co nawet zaskoczyło moją siostrę (starszą). Nigdzie za bardzo nie wyjeżdżałam, oprócz Litwy (opis na dole strony).
Na uczelnię wyjeżdżam niedługo, na zajęcia już się zapisałam. Mieszkam w tym samym miejscu.
Mam jednak mały problem z komputerem - może ktoś pomoże? Miałam niedawno przeinstalowany komputer m. in. dlatego, że nie chciał czytać płyt. Nie wyświetlała się w ogóle ikona tego dysku. Gdy go dostałam z powrotem początkowo wszystko działało, jednak teraz znowu nie chce. Płyta była kilka dni w komputerze - czy to dlatego?
Ostatnio strasznie zaniedbywałam żurnala. Przepraszam i obiecuję poprawę.
Tylko o jednym wydarzeniu naprawdę warto wspomnieć, mianowicie byłam na Litwie. Dokładniej mówiąc od środy późnym wieczorem do soboty (od 4 do 7 VIII). Po nocowaniu u kuzynki pojechałyśmy do Bydgoszczy, skąd samochodem z wujem na Litwę. Byłam tym wyjazdem bardzo podekscytowana - pierwszy wyjazd za granicą (tak, wiem) do tego Litwa, Wschód - czyli państwo o którym się uczę (jestem na specjalizacji wschodniej). Momentami był aż strach siedzieć obok chrzestnego (potrafił jechać 160!), ale dojechaliśmy szczęśliwie i w miarę wcześnie ( byliśmy o 23 w Kownie, a wyjechaliśmy o 3 z Bydgoszczy). W czwartek pojechaliśmy do Troków. Nie wiem ile osób to wie, ale Wilno jest trzecią stolicą Litwy. Troki są dość niedaleko (zresztą tam wszystko jest dość blisko siebie). Największa atrakcja to oczywiście zamek książęcy. Został zbudowany solidnie, wyglądał przepięknie (ciekawe ile wydano na budowę!). Jeszcze tego dnia byliśmy w Wilnie. Najbardziej mnie zaskoczyło, że nie czułam jakby to była stolica. O wiele mniejszy ruch niż u nas, do tego dość ptroste skrzyżowania, brak tramwajów (!). Najwięcej (jak zwykle zresztą) zwiedziłam świątyń. Najwięcej katolickich (oczywiście z obrazem Maryji Ostrobramskiej), ale i zdarzyły się prawosławne, a nawet luterańskie. Byłam na baszcie Giedymina, Muzeum Narodowym, niedaleko murów, w celi Konrada Mickiewiczowskiego, oczywiście centrum i wiele innych rzeczy. Trochę zdjęć mam z pobytu, może kiedyś zamieszczę.
Większość z tych zabytków zwiedziłam w piątek. Miałam przewodniczkę, koleżankę która była na pracy wakacyjnej na miejscu (dzięki Asiu!). W stolicy byłyśmy same (wuja był raczej zadowolony, że się nas pozbył xD). Najbardziej pamiętam to, że było tak strasznie gorąco, a miałam długie spodnie, bo nocleg w hotelu był niezaplanowany (więc nie miałam za dużo rzeczy). Najbardziej żałuję, że nie była na cmentarzu Rosa. Wróciłyśmy pociągiem (w dodatku orżnęli nas sprzedając jeden bilet więcej). Strasznie się trudno było dogadać z kasjerkami. O ile jazda była dość przyjemna, to przez ostatnie 20 min miałam wrażenie, że przegapiłam swoją stację. Na szczęście niepotrzebnie (zresztą jak się później okazało było to dość trudne z uwagi na to, że Kowno to była ostatnia stacja).
W sobotę zwiedzaliśmy Kowno (po litewsku Kaunas). Jest tam duże muzeum Mickiewicza, akurat zamknięte w sob, ale trafiliśmy do kilku kościołów i muzeum technicznego. Piękna jest tam aleja - bardzo długa z darmowym internetem. Tego dnia wracaliśmy.
Zdecydowanie mam niedosyt tą krótką wycieczką. Cieszę się, że udało mi się pojechać. Tym bardziej jestem zadowolona, że umiem mówić po angielsku, a wcześniej mnie coś zatykało. W dodatku byłam wtedy trzeźwa! Największa strata, to nie obejrzenie chippendalesów. A miałam okazję, gdybym tylko miała odpowiednie ciuchy (był wieczór panieński i każdy uczestnik musiał być ubrany na biało).
Jeśli chodzi o języki, to dośc łatwo jest się porozumieć po angielsku, ale pewnie jeszcze łatwiej po rosyjsku (jak żałowałam wtedy, że nie umiem go dośc dobrze!). Język polski można spotkać głównie w Wilnie.
Jeśli chodzi o jedzenie, to muszę przyznać, że pokochałam chłodnik. Do tego też spróbowałam cepeliny (podobne są do pyz z mięsem) .
Litwa ma piękne lasy (to jednak nie to samo co wielkie Bory, które kiedyś powstrzymywały Krzyżaków przed natarciem) i drogi - jednak tylko te główne. Gdy raz zjechaliśmy na drogę poboczną była dość mierna. Najbardziej mnie zdziwiło na samym początku, że gdy pomiędzy pasami ruchu pojawiała się mała wysepka ze znakiem "nakaz jazdy z prawej strony" dookoła niej były małe słupki (może z 50 cm). Litwo - do zobaczenia! Może w następne wakacje pojadę gdzieś indziej na wschód. Ktoś jeszcze się wybiera?