Wszystkiego najlepszego,
le-mru! Owocnej pracy, promiennej prokastynacji, dobrych ludzi, wesołych zabaw i żeby Katee Sackhoff dostała własny serial!
Poniżej prezent inspirowany jedną z lj-owych dyskusji o Buffy. W naiwności swojej postanowiłam napisać akurat to, bo stwierdziłam, że mam mało czasu, a takie Spuffy to na pewno wyjdzie krótkie...
Tytuł: Impulsy
Fandom: Buffyverse
Spoilery: BtVS 7x22, AtS 5x22, chociaż jeśli chodzi o Angela, to lekkie AU; wykorzystałam pewne informacje z komiksów, ale tylko bardzo ogólne, albowiem nigdy nie miałam tych komiksów w ręku
Ilość słów: 2797
A/N: futurefik post-Chosen, AU do komiksów, których nie czytałam; ostrzeżenia: standardowy zestaw Spuffy;
pellamerethiel dziękuję za betę i wsparcie moralne!
Impulsy
- Pani Summers, ten tutaj...
- On...
- Złapałyśmy go, kiedy zakradał się pod dom. Nalegał, żeby się z panią zobaczyć - oznajmiła w końcu jedna z dziewcząt, przekrzykując dwie pozostałe pogromczynie. - Stwierdziłyśmy, że może będzie pani go chciała zakołkować osobiście.
- Cholera jasna, uważaj na płaszcz, wariatko! - warknął Spike i z lubością spostrzegł, jak na dźwięk jego głosu Buffy unosi głowę znad raportów, a potem blednie jak trup.
- Ty nie żyjesz...
- Od kwietnia tysiąc osiemset osiemdziesiąt, miło mi, że pamiętasz.
Był na siebie naprawdę wściekły i miał ochotę walić głową w ścianę. Zupełnie nie tak sobie to wszystko zaplanował. Kiedy wkurzeni przez Angela Starsi Partnerzy zaczęli wytaczać ciężką artylerię, Spike postanowił uciec do Europy, przyczaić się gdzieś i walczyć ze złem jako wolny strzelec. Zawędrował do Wielkiej Brytanii i przez dwa miesiące dzielnie trzymał się południa, krążąc między Anglią a Walią, aż pewnego pięknego wieczoru, wiedziony impulsem, obrócił się na pięcie i wsiadł do autobusu do Aberdeen zamiast do Manchesteru. Rzecz jasna plan był taki, że pokręci się trochę, demonstracyjnie nie zje haggisu, będzie się trzymał jak najdalej od siedziby Buffy i wróci do Anglii. No, co najwyżej podkradnie się na chwilę i zobaczy, jak sobie radzą, ale pod żadnym pozorem nie da się złapać.
Spike znowu szarpnął się, zmierzył złym wzrokiem wykręcającą mu rękę na plecach pogromczynię i po raz nie wiadomo który w swoim długim nie-życiu przysiągł sobie, że już nigdy więcej nie będzie robił żadnych planów.
- Jak? - zdołała w końcu wykrztusić Buffy.
- Amulet. Działał w dwie strony. Wiesz, wessało mnie, a potem wypluło w innym miejscu. Taka wańka - wstańka.
- Lily, Amy, Celine, mogłybyście zostawić nas samych? Proszę, to ważne.
- Ale pani Summers...
- Lily, proszę. Poradzę sobie.
Trzy młode pogromczynie wyszły bardzo niechętnie, rzucając na odchodnym złe spojrzenia w stronę niedoszłej ofiary. Spike nawet nie zadał sobie trudu, żeby wstać z klęczek. Na tym etapie potrafił grać już tylko na bezczelność.
- Czy teraz dostanę buzi na powitanie? - zapytał z paskudnym uśmiechem. - Ech, zero względów dla poległych bohaterów. Twój narybek nawet mnie nie rozpoznał, wstyd.
- Przez piętnaście miesięcy myślałam, że jesteś martwy. Co się z tobą działo? - Głos Buffy był nieco zbyt wysoki, zupełnie jakby ktoś uderzał w szklanki.
- Ratowałem świat. Z Angelem, jak by to głupio nie brzmiało.
- Nie uważasz, że należy mi się jakieś wyjaśnienie?
W tonie Buffy było coś, co odebrało Spike'owi ochotę do żartów. Z przyjemnością podrażniłby się jeszcze trochę z wściekłą pogromczynią, ale nigdy, nawet za swoich najmroczniejszych dni, nie lubował się w kopaniu leżących. Zgoda, może czasem to robił, ale to zawsze było przy okazji i z całą pewnością nigdy się tym nie lubował.
- Nie za bardzo jest co wyjaśniać - westchnął. - Kiedy się spaliłem w Sunnydale, amulet magicznie wrócił do Wolfram & Hart w Los Angeles i przywrócił mnie do życia. Nie pytaj jak, nie mam pojęcia. Na początku byłem bezcielesny i nie mogłem się stamtąd ruszyć, a potem byłem im coś winien i nie mogłem ich tak zostawić.
- Kiedy zamierzałeś mi dać znać, że żyjesz?
- W sumie to nigdy - powiedział, drapiąc się z zakłopotaniem w potylicę. - A wyszło jak zwykle.
Wstał nonszalancko i włożył ręce do kieszeni płaszcza. Kiedy nie mógł być bezczelny czy agresywny, zawsze czuł się trochę zagubiony. Doskonale wiedziałby, jak wyjść z siedziby pogromczyń, trzaskając drzwiami i obrażając wszystkich dookoła, ale nie do końca miał pomysł, jak to zrobić w miarę uprzejmie.
- Poproszę Xandra, żeby znalazł ci tu jakąś kwaterę - powiedziała cicho Buffy. - Póki co na górze, jutro dowiem się, czy możemy zająć coś w piwnicach. Dam ci kilka kocy do zasłonięcia okien, dobrze?
- Dobrze - odparł Spike ku własnemu zaskoczeniu.
***
Zamek Ballindalloch był ogromny i bardzo stylowy. Pan Macpherson, emerytowany obserwator, zgodził się udostępnić pogromczyniom jedno skrzydło swojej wychuchanej siedziby i tym sposobem wpuścił pod swój dach szarańczę. Na widok wiktoriańskiego wyposażenia Spike'a ogarnął pusty śmiech. Dostał pokój możliwie daleko od Buffy i traf chciał, że była to wyjątkowo gustowna i stuprocentowo kobieca sypialnia z wygodnym łóżkiem, toaletką z orzecha i mnóstwem bibelotów. Dla samego podkreślenia absurdalności sytuacji pierwszego ranka Spike przyniósł sobie z łazienki dzban z gorącą wodą i przed pójściem spać umył się w misce.
Przez następne dni (lub, technicznie rzecz biorąc, noce) dużo obserwował i raczej trzymał się na uboczu. Buffy i Dawn unikały go bardzo starannie, a młode pogromczynie przyglądały mu się z pewnym lękiem i perwersyjną ciekawością. Kiedy szedł korytarzami, wpadły mu w ucho strzępy opowiadanych gorączkowym szeptem historii o jego spłonięciu wraz z Wrotami Piekieł w Sunnydale. Sam fakt, że przekazują to sobie jako sensacyjną nowinę, dużo powiedział Spike'owi o tym, co przez ostatni rok działo się z Buffy.
Osobnym rozdziałem był rozgoryczony, ponury Xander Harris. Nieobecność Anyi w Ballindalloch wyjaśniała to i owo, ale z pewnością nie wszystko. Dopiero na czwarty dzień Spike'owi udało się dowiedzieć od Dawn, kto oprócz niego zginął podczas wielkiej bitwy w szkole. Tego wieczoru przeprowadził się wreszcie do lochów i, korzystając z tego, że nie będzie tam złym przykładem demoralizował młodzieży, wlał w siebie nieco więcej whisky, niż powinien.
W nowej sytuacji czuł się lekko zdezorientowany. Już samo obserwowanie Buffy odgrywającej rolę generała - szkoleniowca było nieco surrealistycznym doświadczeniem. Nie walczyli z jakimś konkretnym Wielkim Złym, zamiast tego systematycznie tępili okoliczne demony i prowadzili coś w rodzaju ośrodka treningowego. Większość z dziesięciu przebywających w Ballindalloch pogromczyń stanowiły bardzo młode, świeżo powołane dziewczyny, rotacja była duża. Juniorki były w dużej części młodsze nawet od Dawn, między nimi a Buffy wytworzył się dystans, którego jeszcze rok wcześniej nie wyczuwały potencjalne w Sunnydale (nawet po dłuższym czasie na sam dźwięk pełnego szacunku pani Summers Spike odruchowo rozglądał się, czy aby nie stoi za nim Joyce). Drugie miejsce w hierarchii zajmował Xander, który był teraz czymś w rodzaju domorosłego obserwatora. Spędzał całe dnie wśród książek i raportów, próbując jak najściślej skoordynować pracę grupy z Ballindalloch z innymi ekipami rozsianymi po całym świecie. Dawn była jedynym w swoim rodzaju łącznikiem między dowództwem a szeregowcami i, należąc do obu grup, tak naprawdę nie należała do żadnej. Każdy znał swoje miejsce i Spike nie miał pomysłu, jak mógłby dołączyć do tej dobrze naoliwionej maszyny. Buffy najwyraźniej też nie miała żadnego planu, bo od czasu ich pierwszej rozmowy zauważała go tylko o tyle, że w kolektywnej lodówce zaczęły się pojawiać butelki z krwią. On sam uważał, że nadaje się co najwyżej na sparing-partnera do treningów, ale jakoś nie był w nastroju na wyskakiwanie z inicjatywą.
Kiedy zaczęło mu przeszkadzać siedzenie w czterech ścianach, z nudów poszedł z młodymi na kilka obław, podczas których pogromczynie bezwzględnie wykorzystały to, że demony gardzą internetem i innymi tego typu nowomodnymi środkami przekazu. Wszystkie sabotaże ze Spike'em w roli głównej udawały się znakomicie, najwyraźniej plotka o wampirze z duszą sprzymierzonym z siłami wroga nie zdążyła się jeszcze przedostać na Wyspy Brytyjskie. Obieg wieści był dodatkowo utrudniony przez Atlantyk, który był bądź co bądź poważną barierą dla istot smażących się na skwarki za dotknięciem promieni słonecznych (Spike coś o tym wiedział - żeby dostać się do Europy, spędził miesiąc w ładowni statku towarowego, a zaraz po wyjściu na ląd był tak głodny świeżej i ciepłej krwi, że, gardząc samym sobą, wszedł do sklepu zoologicznego, kupił chomika i natychmiast spożył go w najbliższym ciemnym zaułku; miał wielką nadzieję, że nikt nigdy się o tym nie dowie, w przeciwnym razie jego reputacja ległaby w gruzach i nie mógłby już nigdy więcej drwić z Angela i jego szczurzej diety).
Przełamanie izolacji nastąpiło po piątej z kolei wyprawie, kiedy Dawn, przy milczącej dezaprobacie Xandra, nie pozwoliła Spike'owi na samotne lizanie ran w czeluściach lochów. Zamiast tego zaciągnęła go do kuchni, gdzie Lily dość brutalnie nastawiała Sophie zwichnięte ramię, kazała mu zdjąć koszulę i z zadziwiającą wprawą zaszyła głębokie rany na plecach. Spike trochę ponarzekał, choć bardziej pro forma niż z autentycznej potrzeby.
- Trzeba było z większym wdziękiem skakać po graniach - skwitowała bezczelnie Lily. - Jakbyś się nie spieprzył ze skały, to nie wyglądałbyś teraz jak ofiara stada wilkołaków.
- Czy ja wyglądam na kozę? - zapytał ponuro wampir.
- Naprawdę chcesz usłyszeć odpowiedź?
Dawn roześmiała się głośno, a Lily triumfalnie wzięła się pod boki, nawet obolała Sophie zdobyła się na blady uśmiech. Przesiedzieli tak aż do południa, pogryzając czekoladowe ciastka i opowiadając sobie historyjki z polowań na demony. Kładąc się potem spać, Spike skonstatował, że Buffy nawet nie zajrzała do kuchni. W Ballindalloch Buffy nigdy nie zaglądała do kuchni.
***
Z czasem życie na zamku wróciło do jako takiej normy. Wprawdzie Xander nadal nie mógł znieść widoku Spike'a (i trudno było go za to winić), a młode pogromczynie chichotały w grupkach, gdy tylko spostrzegły gdzieś chociaż kawałek czarnego płaszcza, ale ogólnie można było powiedzieć, że nastąpiło coś na kształt normalizacji.
Dwa tygodnie po pamiętnej nasiadówce w kuchni Buffy zaprosiła Spike'a do swojego gabinetu. Poczuł się trochę jak podczas audiencji u królowej, ale postanowił dać sobie spokój z kpinami, dopóki nie dowie się, o co chodzi. Pogromczyni najwyraźniej nie była w nastroju.
- Pojedziesz na rekonesans pod Aberdeen - oznajmiła krótko. - Niedawno zlikwidowałyśmy tam sporą grupę wampirów, a od tygodnia znowu pojawiają się w gazetach doniesienia o zaginięciach. Chcę wiedzieć, czy to robota demonów, czy ludzi.
Spike pochylił się nad mapą. Zakreśony przez Buffy obszar był dość duży, porządne przeczesanie go mogło mu zająć nawet tydzień.
- Zabiorę ze sobą kilka dziewczyn - zaproponował. - Trzy albo cztery powinny wystarczyć.
- Nie. Chcę, żebyś jechał sam. Dziewczęta są... One się rwą do walki, a ja potrzebuję informacji. Nie chcę, żebyś rozbijał ten gang, po prostu dowiedz się, kto to jest i skąd się wziął pod Aberdeen.
- Jasne - parsknął Spike. - Bo ja jestem powszechnie znany z rozsądku, powściągliwości i niepakowania się w burdy bez potrzeby.
Buffy nie zareagowała na zaczepkę. Sięgnęła do szuflady i wyciągnęła z niej kilka gazet z pozaznaczanymi na czerwono nagłówkami.
- Pojedziesz czy nie?
- Przecież wiesz, że pojadę.
***
Spike nawet nie spostrzegł, kiedy zadomowił się w Ballindalloch. Jeszcze przez jakiś czas próbował demonstracyjnie fraternizować się z małolatami, ale robił to bez większego przekonania. Kiedy Lily, jedyna z drużyny, która miała na tyle ikry, żeby mu się postawić, dostała przeniesienie do Andaluzji, ostatecznie zrezygnował. Musiał przyznać, że brakuje mu w zamku charakterów pokroju Faith czy Kennedy. Niestety, taka była rzeczywistość - rozłożenie odpowiedzialności na wiele pogromczyń zamiast jednej Wybranej nie było czysto ilościową zmianą. Dziewczyny coraz bardziej przypominały karne oddziały wojska, w którego ramach nie mieściły się czupurne indywidualistki. Nieliczne naprawdę silne osobowości szybko awansowały i opuszczały Ballindalloch.
Jako że Spike naturalnie ciążył w stronę osób, które potrafiły tak kopnąć go w piszczel, żeby bolało przez dwa tygodnie, jakoś samorzutnie zaczął na nowo zbliżać się do Buffy. Ani się obejrzał, a został kimś w rodzaju pomocnika do specjalnych poruczeń. Po rekonesansie koło Aberdeen przyszło polowanie na miłośników zombie z zatoki Firth of Forth, walka z czcicielami potwora z Loch Ness i ciężka przeprawa z wywodzącymi się z pobliskich klanów góralskich demonami wróżdy rodowej. W przerwach między kolejnymi zadaniam Spike pomagał trenować juniorki, ale od odejścia Lily podobało mu się to dużo mniej, niż się spodziewał. Ku własnemu rozbawieniu stał się nawet czymś na kształt lokalnego guru do spraw istot mroku. Którejś nocy nieopatrznie (i nie do końca na trzeźwo) przyznał się Buffy, że trzy czwarte jego wiedzy to zapamiętane z dzieciństwa bajki szkockiej gospodyni. Nazajutrz żałował nieco swojej niewczesnej szczerości, ale na szczęście pogromczyni nie pisnęła nikomu ani słówka i jego reputacja pozostała nienaruszona.
***
- Buffy, to nie jest plan! To jest jakieś szalone na trzy-cztery wszyscy biegiem!
- A masz jakiś lepszy pomysł? Wiesz, że nie mamy innych opcji!
- Nie no, najlepiej w ogóle wyślijmy tam Spike'a i on na pewno znowu uratuje świat!
Dawn wzniosła oczy ku niebu, wyciągnęła z mikrofalówki czarny kubek z Darth Vaderem i postawiła go na stole. Dwuosobowy sztab generalny z Ballindalloch zapominał czasem, że drzwi gabinetu Buffy nie są aż tak dźwiękoszczelne, jak by się chciało.
Spike wzruszył ramionami i wychylił duszkiem prawie całą porcję krwi. Dopiero co wrócił z kilkugodzinnego polowania na sukkuby w przyzamkowym parku i był wściekle głodny. Miał zamiar jeszcze zajrzeć do szefowej i podrzucić jej garść najnowszych informacji, ale po namyśle dał sobie spokój. Nie zamierzał nawet próbować mieszać się w konflikt na szczycie. Demonstracyjnie trzymał się z daleka od wszystkiego, co miało związek z wielkimi planami, dalekosiężnymi celami i długofalowymi strategiami, dużo lepiej sprawdzał się w sprawach, które trzeba było załatwić tu i teraz. Dopóki nie przeszkadzali mu w tłuczeniu tylu demonów, na ile miał ochotę, generał Summers i pułkownik Harris mogli drzeć koty do upojenia.
- Druidzi w zachodniej Francji - wyjaśniła bez pytania Dawn. - Xander i Buffy kłócą się o to od tygodnia. Przyrzekam, jeszcze dwa dni i wyprowadzam się do ciebie do lochów.
- Druidzi? Myślałem, że wymarli.
- Aham. Tak jak wielkie, demoniczne robale, wampirze bractwo pojedynkowe i sukkuby?
- Touché...
Drzwi gabinetu Buffy trzasnęły donośnie i, sądząc po tym jak zatrzęsły się mury, to pogromczyni we własnej osobie postanowiła zakończyć w ten sposób debatę o strategii. Dawn pokręciła z powątpiewaniem głową.
- Teraz będzie trenować do upadłego, potem pójdzie spać, a jutro zaczną od początku. Ach, już nie mogę się doczekać. Wiesz, jak wszyscy ci teraz zazdroszczą kwater w lochach?
Spike nie skomentował. Automatycznie umył kubek, odłożył go na suszarkę, po czym, wiedziony jednym ze swoich zupełnie bezsensownych impulsów, skręcił w korytarz zamiast na klatkę schodową.
***
W sali do ćwiczeń zastał samotną Buffy uderzającą z dziką furią w worek bokserski. Natychmiast przestał iść cicho, nie chciał się zakradać. Wiedział, że go zauważyła, więc oparł się o manekina i czekał na reakcję.
- Co ty tu robisz, Spike? - zapytała wreszcie, nie przerywając treningu.
- Przechodziłem i usłyszałem, że tu jesteś, więc pomyślałem, że może będziesz chciała spuścić trochę pary.
- Słucham?
- No dalej, pogromczyni. Przecież mam oczy. Dowodzisz drużyną zza biurka, rzadko chodzisz na patrole, a młode się ciebie boją i biją się z tobą na pół gwizdka. Ile jeszcze zamierzasz tłuc ten worek?
- Chcesz ze mną walczyć?
- A bo to pierwszy raz?
Popatrzyła na niego tym swoim wzrokiem małej dziewczynki, która zaraz tupnie nogą, a potem bez ostrzeżenia uderzyła tak, że zakręciło mu się w głowie. Zachwiał się lekko, ale po chwili stanął mocno na ziemi, nogi miękko w kolanach, uniesione ręce. Po drugim ciosie roześmiał się głośno i kopnął z całej siły. Tańczył.
Szumiało mu w uszach, jakby dopiero co napił się ludzkiej krwi. Buffy zacietrzewiła się tak, że gdyby zrobił jeden nieostrożny ruch, wbiłaby mu kołek w serce, zanim zdążyłaby sobie przypomnieć, że to tylko trening. Pierwszy raz w tej sali naprawdę coś ryzykował, więc kolejne uderzenia adrenaliny niemalże unosiły go pod sufit. Nawet nie wiedział, kiedy pogromczyni rozbiła mu lewy łuk brwiowy.
Mocno popchnął Buffy na ścianę, ale kiedy do niej doskakiwał, podcięła go jednym ruchem nogi. Kotłowali się przez chwilę po podłodze, wymieniając ciosy i kopniaki. W pewnym momencie Spike poczuł silne uda zacisnające się na jego biodrach, a drobna dłoń przygwodziła jego ramię do posadzki. W ostatniej chwili zdążył złapać wymierzony w swoje serce kołek.
- Musisz przyznać, że to było coś - powiedział radośnie, po czym demonstracyjnie puścił dłoń pogromczyni. Kawałek drewna zawisł w powietrzu, kilka centrymentrów nad żebrami wampira.
Spike przez ułamek sekundy miał wrażenie, że Buffy pochyli się i go pocałuje, ale zamiast tego dziewczyna błyskawicznie podniosła się z podłogi, rzuciła kilka zdawkowych zdań i uciekła. Nie za bardzo się tym przejął. Pod pewnymi względami ryzyko nie za bardzo różniło się dla niego od seksu, więc nawet czuł się w jakimś stopniu zaspokojony.
***
Wróciła godzinę później, kiedy siedział w lochach i niezdarnie usiłował opatrzyć sobie brew. Bez pukania wślizgnęła się do jego pokoju, pokiwała z politowaniem głową i wyciągnęła rękę po apteczkę.
- Będziesz miał drugą bliznę do kolekcji.
- Nie pochlebiaj sobie, skarbie, ta pierwsza jest zrobiona porządnym, chińskim mieczem. Trudno ci będzie przebić coś takiego.
Buffy roześmiała się i zaczęła delikatnie przemywać Spike'owi skaleczenie. Nadal pachniała walką, świeżym potem i adrenaliną. Cała sytuacja była dziwnie znajoma, choć przecież nigdy nie zdarzyło im się nic podobnego. Z drugiej strony - może właśnie wszystko to, co się między nimi działo, sprowadzało się właśnie do tego?
W gestach pogromczyni było coś, co sprawiło, że Spike poczuł, jak jeżą mu się włoski na karku. Uczucie było niepokojące i nieokreślone, ale od zawsze kojarzyło mu się z walką, szumiącą krwią, wyzwaniem i poczuciem przynależności. W związku z tym posłuchał impulsu i, ignorując obolałe mięśnie, przechylił się w stronę Buffy i i mocno pocałował ją w usta. Jedną ręką mocno przygarnął dziewczynę do siebie, a drugą bezczelnie włożył jej pod spódnicę i położył na wewnętrznej stronie uda.
- Nadal cię nie kocham.
Zatrzymał się, ale nie cofnął, palce nadal na nodze, szyderczy uśmiech tuż przy twarzy pogromczyni.
- Aham. Jasne.