Kiedyś napiszę wszystkie zaległe wpisy. Czają się w różnych plikach, rozsypanych po całym dysku. Co jakiś czas otwieram któryś z nich, dopisuję parę zdań i parę słów notatki o tym, co ma być dalej. Tymczasem czytam. I mam czasami przemyślenia, którymi chcę się podzielić.
O Jimie C. Hinesie po raz pierwszy dowiedziałam się, gdy trafiłam na link do
Striking a Pose zaciekawiło mnie, jak pisze ktoś, kto podjął takie przedsięwzięcie. Wybrałam zbiór opowiadań "Sister of the Hedge and Other Stories". Odczucia po lekturze? Mieszane.
Pierwsze opowiadanie w zbiorze jest retellingiem baśni o Śpiącej Królewnie z perspektywy bohaterki, którą z królewną łączy pewne podobieństwo. Drugie to zaskakujące i oryginalne podejście do tematu zombie (moje ulubione w zbiorze). Pozostałe oscylują wokół urban fantasy i są podszyte ludowymi baśniami, przetwarzają motywy z osadzonych współcześnie seriali fantastycznych lub sięgają po tematykę bardziej przyziemną, jak walka z rakiem. Hines każde opowiadanie opatrzył krótkim komentarzem, wyjaśniającym okoliczności powstania i jego własne odczucia wobec danego tekstu.
W moim odczuciu niewątpliwą zaletą jest to, że każde z tych opowiadań skupia się na pewnym problemie, który można łatwiej lub trudniej powiązać z naszą rzeczywistością społeczną. Nawet gdy Hines pisze o zmiennokształtnej nimfie polującej na grupę jaguarołaków, jest to jednocześnie tekst o poszukiwaniu własnej tożsamości i definiowaniu siebie poprzez relacje z innymi. W mocno nawiązującym do IIWŚ i rasizmu w Ameryce opowiadaniu o elfiej inwazji i społeczności budującej getta dla "długouchych" kluczowe są emocje kobiety, która odkrywa przekonania swojego syna o świecie. Elementy będące bardziej dodatkiem do fabuły niż jej esencją także prowokują do myślenia, niekiedy budzą wręcz w czytelniku poczucie dyskomfortu. To zdecydowanie coś, co w literaturze lubię.
Niestety, to właśnie wyraźne pomysły są też wadą tego zbioru. W moim odbiorze są aż zbyt wyraźne w tekście. Wszystkie opowiadania są krótkie (zawierają średnio nieco ponad 4000 słów), tło wydarzeń jest proste, by nie rzec uproszczone, i często przypomina kartonową dekorację, postawioną "żeby było". Odniosłam wrażenie, że każdy z tych tekstów to szkic, wart pogłębienia i rozbudowania. Postaci poboczne zwykle pełnią bardzo określoną funkcję, plot devices za bardzo rzucają się w oczy. Choć Hines potrafi napisać przejmujący opis pościgu lub walki - i wzbudza szczerą niepewność co do tego, czy protagoniści poradzą sobie i przeżyją - tak przeżyciom wewnętrznym postaci przez niego opisanym brak trochę autentyczności. Znów, jest to raczej pochodna pomysłu niż coś, co odwołuje się do emocji czytelnika. Na tej skrótowości cierpią też fabuły, czasami pretekstowe. Bardzo. (Miałam pewne wątpliwości, czy przyznawać się, że opowiadanie o zombie podobało mi się najbardziej. Pod względem fabularnym jest, hmm, bolesne. Jeśli rozpatrywać je jako kryminał/thriller, to jego konstrukcja sama w sobie jest zbrodnią. Ale dalej uważam, że jest najlepsze.) Szalenie lubię teksty oparte na koncepcie. Jednak jeszcze bardziej lubię, gdy konceptowi towarzyszy intrygująca fabuła, a postaci wydają się choć trochę "żywe".
Czy warto sięgać po ten zbiór? Moim zdaniem, tak. Szczególnie, gdy lubi się czasem przeczytać coś niepokojącego, nawet jeśli skutkiem ubocznym jest pewna dawka kiczu i pretekstowości.
(...Torchwood, anyone? ;))