Jan 28, 2009 00:12
... ale i tak mam zalkę.
Naprawdę, zrobiłam wszystko, co w mocy studenta. Nie przygotowałam się, byłam nieprzytomna, najęczałam na to magistrowi, oznajmiłam mu, że właściwie nie wiem, co robię na tym zaliczeniu, bo jestem zmęczona i w ogóle ja protestuję przeciwko takiemu traktowaniu, na kilka pytań odpowiedziałam bezczelnie "nie wiem", chichotałam z odpowiedzi koleżanki (na moje usprawiedliwienie - ona też chichotała), na kilka innych pytań niekompletną odpowiedź wymyśliłam na poczekaniu i niemalże wystartowałam z rantem na temat tego, jak to prawo instytucjonalne UE jest największym chaosem tego świata, książka rzuca klątwę-modyfikator -5 do inteligencji i w ogóle nie wiem, po co my się tego uczymy, skoro i tak w ostateczności zamiast tego stada traktatów będziemy mieli jeden traktat lizboński. Czy go tak nazwą, czy inaczej.
A on i tak dał mi zalkę.
A potem, wychodząc o 21:30 z katedry, z wpisem zabezpieczonym w indeksie i karcie obiegowej, ostatnia z całeeego długieeego ogonka, życzyłam mu miłego wieczora.
I zorientowałam się dopiero na samym dole.
Ale on chyba się roześmiał po tym moim pożegnaniu. Chyba.
sesja,
studia,
win