Zapach i smak przeszłości (HoMM)

Apr 29, 2011 19:54

Kolejny tekst rozgrywający się w uniwersum mojej ukochanej gry -  Heroes of Might & Magic. Gry, w której natknąć się można na różne dziwne istoty: żywiołaki ognia, ifryty oraz Władców Mroku...



Zapach i smak przeszłości

Fryne było słodkim, podawanym w małych szklankach ulepkiem. Zamówiłem je ze względu na mojego gościa - sam nie przepadałem za tym naparem, podobnym w smaku do zbyt mocnej herbaty zmieszanej z ogromną ilością cukru. Parę dekad temu na fryne była moda: dodawano je do wszystkiego, od słodyczy aż po alkohole i drogie perfumy. Neug Meiz z pewnością pamiętał te czasy - i lubił je, choćby w ten sposób, przywoływać.

Patrzyłem na niego już od prawie godziny i wciąż nie mogłem się nadziwić, jak pospolicie wygląda: dziesiątki takich jak on mijam co dzień na ulicach Chrysalis. Neug był niskim, niezbyt barczystym mężczyzną, człowiekiem, być może z niewielką domieszką żywiołaka ziemi lub skalnego golema. Nosił okulary - które co jakiś czas zdejmował i polerował, tak odruchowo, że sam chyba tego nie zauważał. Był kancelistą - i cały czas podczas naszej rozmowy trzymał na kolanach dokumenty, skórzaną i bardzo pękatą teczkę, do której ciężaru musiał już przywyknąć.

- Za miesiąc minie czterdzieści sześć lat - powiedział, przysuwając bliżej swoją szklankę fryne i obserwując pływający w niej brunatny osad.

Tak, za miesiąc będziemy mieli maleńką rocznicę - a za cztery kolejne lata jubileusz, o którym władze miasta przypomną sobie pewnie w ostatniej chwili. Przez ostatnie lata Chrysalix przećwiczyło już liczne formy rządów - od „władzy ludu” po nieco zamordystyczną monarchię. Zawsze wracało jednak do tego samego - do nieco bałaganiarskiej demokracji, z wybieralną radą, w której mniej więcej równoważyły się wszystkie strefy wpływów. Chrysalix było większe niż niejedno księstwo i z jego zarządzaniem wiązało się mnóstwo bieżących problemów. Najrozmaitsze stronnictwa zajmowały się przede wszystkim podgryzaniem siebie nawzajem, zbyt gorliwie, być mieć czas na czynienie jakichś dalekosiężnych planów.

Neug widział powstanie ich wszystkich - przypuszczalnie był na świecie już wtedy, gdy pradziadowie obecnego zarządu miasta leżeli jeszcze w kołyskach. Urodził się w średnio zamożnej rodzinie jako jeden z sześciu synów - i w jego życiu długi czas nie działo się nic niezwykłego. Wraz z resztą rodzeństwa pobierał podstawowe nauki i podobnie jak oni nie pomyślał nawet o uniwersytecie. W wieku dziewiętnastu lat zaczął pracować jako skryba.

A potem Ayestein, Władca Mroku, Pan Piorunów, zapragnął przejść na Ziemię i wywrócił na głowę wszystko.

Nigdy nie widziałem Władcy Mroku, ale oglądałem ich na tysiącach obrazów, rycin, czytałem książki, słuchałem opowieści.  Spowici w czerń rycerze przybywali ze swojego świata tylko w razie ataku Złego i pozostawali na ziemi do chwili jego ponownego schwytania. Żeby jednak się zjawić, potrzebowali „kotwic” - ludzi, którzy trzymaliby ich w świecie żywych.

Neug Meiz był właśnie jednym z nich.

Stał się bramą dla Ayesteina sto sześćdziesiąt dziewięć lat temu i od tego momentu nie postarzał się nawet o dzień. Nigdy nie osiwiał, a jego wygląd, sposób wyrażania się przypominały o Chrysalix sprzed wielu dekad. Był żywą skamieliną - w świecie, który potrzebował go raz na kilkadziesiąt lat, a potem beztrosko porzucał. „Kotwic” - rozsianych po całej Erathii, a także w innych królestwach - żyło parę tysięcy. Przy każdym kolejnym starciu ze Złym ujawniało się trochę nowych; część ginęła lub w inny sposób traciła życie. Tak było zawsze, odkąd Chrysalis zaczęło prowadzić kroniki.

Raz odesłany Władca Mroku nigdy nie wracał.

Neug był… oczarowany, absolutnie oddany Ayesteinowi - to dawało się dostrzec bardzo szybko. Podobne zapatrzenie i fascynację spotykałem u wszystkich „kotwic”, z którymi miałem okazję przeprowadzić wywiad. W różnym natężeniu - od zaciekawienia po stan bliski szaleństwu. Niektórych eud  - „kotwice” -  trzymano pod kluczem, w zakładach dla obłąkanych.

W słowach Meiza czuć było przede wszystkim tęsknotę. Gdy rozmowa zeszła na mniej oficjalne tory, opowiedział mi o poprzedniej kampanii - tej, w czasie której fryne było ostatnim krzykiem mody. Opowiedział o dniach, w których niebo zrobiło się szare, skażone oddechem Złego. O czasie, który spędził na polu walki, czy raczej w pobliżu miejsca, gdzie walka się rozpoczęła - wtedy, gdy zgromadziła się tam wystarczająca ilość Władców.

Opowiedział mi też o swym pierwszym Przyzwaniu  -  o uczuciu, że stoi przy nim ktoś, kto nie pozwoli go skrzywdzić, kto sprawił, że Meiz wyzbył się całego strachu przed nadejściem Złego. O tym, jak - nie rozumiejąc, czemu - spokojnie patrzył na ciemniejące w oddali niebo, nie zwracając uwagi na uciekających z miasta mieszkańców wszystkich ras i gatunków. O uczuciu uniesienia, gdy obok niego pojawił się nagle portal. O momencie, gdy widmowa postać po raz pierwszy dotknęła go i zestaliła się w kształt rycerza.

Neug jest jedynym ze znanych mi eud, który potrafi opisać twarz swego Władcy Mroku; chyba jedynym, który widział tego rodzaju istotę bez hełmu. O tym jednak, widzę, woli nie opowiadać.

Dowiedziałem się i tak wiele.

autor: gokuma, fantasy, urbane fantasy

Previous post Next post
Up