Noc z 22 na 23 maja na długo pozostanie w mojej pamięci. Mimo wielu przeszkód (głównie pogodowych) po raz trzeci mogliśmy usłyszeć muzykę, która już przeszła do historii. Około 300 artystów wykonało na żywo muzykę, która przeniosła nas do Śródziemia. Pod wrażeniem były nie tylko tłumy widzów, ale chyba przede wszystkim gość specjalny, długo wyczekiwany w Krakowie, Howard Shore.
![](http://s6.tinypic.com/vzhlxi_th.jpg)
Ostatni tydzień był bardzo ciężki dla Krakowa, jak i dla całej południowej Polski. Nadal trwa w całym kraju walka z wielką wodą, która przeobraziła Wisłę nie do poznania. Po tym jak od poniedziałku każdy z Krakowian spoglądał w kierunku tej dobrze znanej nam rzeki, która w ciągu kilku dni zmieniła się nie do poznania, w sercach wielu fanów muzyki wkradł się także niepokój o realizację 3 Festiwalu Muzyki Filmowej. W poprzednich dwóch latach koncerty odbywały się na Błoniach. Już rok temu pogoda niemalże uniemożliwiła realizację koncertu finałowego, czyli drugiej części Trylogii Tolkiena. Jednakże upór organizatorów, ale także fanów sprawiły, że mimo tych przeciwności muzyka Howarda Shore’a rozbrzmiała w sercu Krakowa. I tym razem miało być podobnie. Organizatorzy wiedzieli, że nie mogą się poddać kapryśnej pogodzie i postanowili przenieść festiwal, na tydzień przed rozpoczęciem, do centrum Nowej Huty.
Odkąd po raz pierwszy ujrzałam Władcę Pierścieni i usłyszałam muzykę skomponowaną do tego filmu, marzyłam o tym aby usłyszeć ją na żywo. To marzenie mogło się już spełnić 3 lata temu. Niestety z przyczyn losowych nie mogłam pojawić się na krakowskich Błoniach. Jednakże wysłuchania muzyki do Dwóch Wież nie mogłam już przepuścić i rok temu spełniłam swoje marzenie. Wielka przygoda, bo tak można to nazwać, nie skończyła się jednak na tym. W tym roku na finałowym koncercie festiwalu muzyki filmowej miał pojawić się ten, na którego czekali od 3 lat wszyscy fani Trylogii. Jadąc więc wczoraj w stronę Nowej Huty w Krakowie, miałam cichą nadzieję na ujrzenie jednego z największych kompozytorów muzyki filmowej. Jeszcze wtedy nie wiedziałam, że moje kolejne marzenie się spełni ;).
Centrum Nowej Huty. Nad nami (jestem razem z moim bratem i jego narzeczoną) wielki napis „Huta im. T.Sendzimira wita”, a przed nami wielka kolejka, wypełniona rozentuzjazmowanymi ludźmi. Po standardowej kontroli wchodzimy do autobusu, który ma nas zawieźć w centrum samej huty, pod halę ocynowni ArcelotMittal Poland, gdzie ma mieć miejsce punkt główny tego dnia. Po pełnej wrażeń przejażdżce (jeszcze nigdy nie jechałam autobusem linii Festiwal Muzyki filmowej :), w dodatku pomiędzy potężnymi halami i innymi dziwnymi budynkami huty) dotarliśmy pod miejsce docelowe i po kolejnej kontroli (tym razem już tylko biletów ;)) zaczynamy szukać sobie miejsca. Po drodze podziwiamy rozmiary i wygląd samej hali, która robi niezwykłe wrażenie swym rozmachem a także klimatem. Na wyobraźnię działa obraz pracujących tu kilkadziesiąt lat temu hutników i maszyn hutniczych. W końcu znajdujemy dla siebie idealne miejsce i możemy rozejrzeć się wokół. Jest godzina przed rozpoczęciem koncertu, ale już ponad połowa miejsc jest zajętych.
![](http://s6.tinypic.com/of7rli_th.jpg)
![](http://s6.tinypic.com/16jn82g_th.jpg)
Każdy stara się jak najprzyjemniej spędzić tą godzinę, robiąc pamiątkowe zdjęcia, zabijając głód lub pragnienie ;). W końcu jednak na ekranie pojawia się wielki napis „The Lord of the Rings”, a na scenę wkracza chór oraz skład orkiestry Sinfonietta Cracovia.
![](http://s6.tinypic.com/kb5283_th.jpg)
Zaraz po nich pojawiają się prowadzący koncert, a wśród nich Bartosz Kasprzykowski, który wita wszystkich cytatem z filmu. Jednakże to co nastąpiło po chwili było jak eksplozja - Howard Shore został przywitany burzą oklasków i zawołań. Sam kompozytor nie ukrywał swojego wielkiego zaskoczenia dla skali jego popularności a przede wszystkim dla poziomu wykonania poprzednich dwóch części Trylogii. Po za tym nie ukrywał, że żałuje, iż nie pojawił się na wcześniejszych edycjach festiwalu, obiecując zarazem, że przyjedzie ponownie do Krakowa, który najwyraźniej przypadł mu do gustu ;).
![](http://s6.tinypic.com/73fhh5_th.jpg)
Około godz. 21.10 nastąpił moment, na który czekaliśmy najbardziej. W hali ocynowni zabrzmiały pierwsze takty muzyki do Powrotu Króla i tym samym rozpoczęło się blisko 4 godzinne widowisko, które obfitowało we wzruszenia, chwile radości, ale także grozy.
![](http://s6.tinypic.com/2edocau_th.jpg)
The Return of the King w wykonaniu Sinfonietta Cracovia, chóru Pro Musica Mundi i chóru chłopięcego z Bochnii, Kaitlyn Lusk oraz Stefana Leadbeatera i pod batutą Ludwiga Wickiego był czymś niezwykłym. Wielokrotnie podłoga drżała od monumentalnych dźwięków, a śpiew solistów i chóru wprawiał zarówno w zdumienie jak i wzruszenie. Szczególnie kilka fragmentów wywołało we mnie mocne uczucia:
• scena wjazdu Gandalfa z Pippinem do Minas Tirith - potężna, podniosła i monumentalna muzyka robi wrażenie na płycie, ale słyszana na żywo potęguje te wrażenia kilkakrotnie,
• scena zapalenia wici przez Gondorczyków i przekazania ich do Rohanu - coś kapitalnego, ściany drżały i aż czuło się tą wagę sceny w powietrzu,
• scena w tunelu Sheloby - jeszcze bardziej można było odczuwać strach przed nadchodzącym zagrożeniem,
• scena kiedy Sam bierze Froda na ramiona - coś wspaniałego, piękna, podniosła muzyka,
• scena w samej Górze Przeznaczenia - chór dał tutaj takiego czadu, że wszyscy byli pod największym wrażeniem, a do tego pięknie zaśpiewane partie przez Kaitlyn Lusk, coś niezwykłego,
• i piosenka końcowa w wykonaniu Kaitlyn Lusk - Annie Lennox spokojnie mogłaby pozazdrościć tego wykonania :) (oczywiście Annie wykonała ten utwór równie pięknie).Ponad 5-cio minutowa owacja na stojąco wskazuje na jakość całego widowiska. Każdy był pod głębokim wrażeniem tego czego dokonali, krakowscy i nie tylko, artyści. Myślę, że mimo późnej pory każdy z tam obecnych mógłby na drugi dzień znowu odbyć tą niezwykłą podróż do Śródziemia. Mam nadzieję, że krakowski festiwal wróci jeszcze kiedyś do tolkienowskiej trylogii, bo tamtejsza muzyka jest niezwykła i warto aby inni, którzy nie mogli przybyć teraz, też mogli przenieść się w ten magiczny świat.
A wracając jeszcze do samego Howarda Shore’a ;). Nie sądziłam, że będę mieć zaszczyt widzieć jego reakcje z bliska. Otóż okazało się, że nie zasiadł on wśród początkowych miejsc, ale bardziej z tyłu. Mogłam osobiście zauważyć jego reakcje po pierwszej części „Powrotu Króla”. Mistrz stał i z uznaniem bił brawo wykonawcom. Następnie zrobił wielką niespodziankę wszystkim fanom i postanowił rozdawać autografy. Niestety wielkie kolejki i krótki czas przerwy pomiędzy częściami nie pozwoliły mi na dostanie się do Howarda, ale mogłam obserwować z boku jak podpisuje tym nielicznym szczęśliwcom płyty, książki (i w ogóle wszystko co się dało:)), robiąc przy tym zdjęcia (ale niestety tutaj po raz kolejny przegrałam bitwę, tym razem ze sprzętem i aparat mojego brata okazał się niezwykle nieposłuszny). Po skończonym koncercie zaś po raz kolejny mogliśmy poczuć bliskość kompozytora kiedy to przeszedł między widzami (siedzieliśmy zaraz przy przejściu więc można powiedzieć, że był na wyciągnięcie ręki) w stronę sceny aby złożyć gratulacje wykonawcom. Na jego twarzy ujrzałam tylko jedno - podziw, uznanie i wielki szacunek dla tych, którzy podjęli się tego niełatwego zadania, jakim było zagranie jego muzyki na żywo.
Niestety nie udało mi się zdobyć ani autografu, ani zrobić wyraźnego zdjęcia :). Ale czy to jest tak naprawdę najistotniejsze? Zawsze pozostają wspomnienia, niezwykłe wrażenia i poczucie, że kilka z marzeń już się spełniło, a skoro tak to czemu więcej nie może się spełnić ;). Może już za rok, dołączą do tej listy następne? :)
![](http://s6.tinypic.com/rsuaok_th.jpg)
![](http://s6.tinypic.com/154g5te_th.jpg)
![](http://s6.tinypic.com/2hwjleo_th.jpg)