Recenzja książki: Magdalena Tulli "Włoskie szpilki"
„Włoskie szpilki” Magdaleny Tulli to zbiór opowiadań o życiu dziewczyny włosko-polskiego pochodzenia w czasach powojennych. To są opowiadania o dzieciństwie, ale o takim, którego główna bohaterka była pozbawiona. Życie małej dziewczyny, która się urodziła po II Wojnie Światowej było pełne bólu i otruto przez tą tragiczną historię. Zaczęła żyć dopiero kiedy wojna się skończyła, ale na tyle te dzieję wpłynęły na nią, że już w dzieciństwie dużo rozumiała i jakby miała niezwykle duże doświadczenie.
Akcja mogła się odbywać gdziekolwiek: „Umowność początku będzie nam na rękę. Wbijmy chorągiewkę w to miejsce, do którego po wojnie wraca moja matka. Wraca bez pomysłu, co by tu zrobić z niespodziewanie ocalonym życiem - potem dopiero, po dziesięcioleciach, okaże się, że życia jednak nie sposób ocalić. Mówimy o dużym mieście, zniszczonym mniej niż inne, niegdyś od świtu do nocy niezmordowanie goniącym za pieniędzmi. Niech to będzie Łódź”. Chyba autorka chcę pokazać, na ile ta historia, te losy były rozpowszechnione. Przeszłość tutaj nie została przechowana, bo nie da się złamać ludzi. Ale te tragiczne wydarzenia zmieniły ludzi: „Żałoba na nikim już nie robiła wrażenia, słabość budziła zażenowanie, w cenie była nienawiść i pogarda, zaciśnięte pięści sugerowały godną szacunku siłę charakteru”. Żeby zapomnieć przyszłość, trzeba było zostać mniej wrażliwym. Świat wewnętrzny tych ludzi, przetrwawszych przez tragedię jest pokazany przez matkę bohaterki. Ona uważała, że trzeba się zachowywać, jakby nie było w ogóle przeszłości, po prostu normalnie żyć: „Trzeba było spać, jeść i chodzić do pracy, nic więcej”.
Są opisy historyczne, opisy tego, jak wyglądało życie w różnych dziedzinach tych czasów, na przykład, opowiadanie o pracy powojennej poczty; to, o czym pisano w gazetach.
Książka ma złożoną kompozycję. Po opowiadaniach o życiu dziewczynki nagle dowiadujemy o dwóch braci, Fillipo i Adolfo, które żyli w „bajkowych” czasach zjednoczenia kraju. To przodkowie głównej bohaterki książki. Na początku życie rodziny wydaję się naprawdę bajkowym, ale po tym ta wojna, która wpłynęła na wszystkich, złamała życie przodków dziewczyny. I ten los znów jest takim znajomym, jakby takim, o których już czytaliśmy w innych opowiadaniach o ludzkich dolach tych czasów.
Ta cała historia ma istotne znaczenie na nieszczęśliwe życie głównej bohaterki. Przecież „wojna, jeśli już się zacznie, nie ma końca”. Autorka uzasadnia to, jak wojna przechodzi na własność potomnych.
To, jakimi słowami autorka opisuje bolesne istnienie dziewczyny i ludzi tych czasów, jest wzruszające: „Niemowlęta mają słabą pamięć, tak samo jak starzy ludzie. Fakty, nawet te najważniejsze, ulatniają się, obrazy nikną jak na prześwietlonej fotografii, daremny wysiłek pamięci przynosi tylko ból”.
Robi wrażenie to, jak autorka opisuje tą tragiczną działalność historii: „To ona, energia żalu i nienawiści, pamięć poniżenia, bierze nas w obroty i nie wiemy już sami, za kogo mamy się uważać”.
W książce znajdują się także zwykłe wspomnienia takich zjawisk, których teraz trudno wyobrazić, ale o których czytaliśmy i słyszeliśmy od ludzi, żyjących w czasach komunizmu - to jak dwa razy w roku w sklepach pojawiały się pomarańcze, jak była doceniana „twarda waluta” i kolejkach. Do dotyczy także wspomnień gumy do żucia. Ta guma - to jak zderzenie z inną kulturą. Coś, czego się chcę, ale niewiadomo dlaczego. Bohaterka chciała, żeby ojciec przywiózł ten smakołyk zza granicy, ale on nie chciał: „Budziła w nim niezrozumiałą odrazę”. Pewnie dla dziewczyny i dla jej ojca ten, teraz zwykły dla nas przedmiot, znaczył coś innego.
Pewnego dnia dziewczynka trafiła do dziwnego przedszkola. Jak inne podobne miejsca wychowania dzieci, ono wałczyło z zasikiwaniem, ale w zaskakujący sposób - u dzieci zbierano majtki. I jakaś grupa ludzi krzyczała: „Do spalenia!” Biedne dziecko nie wiedziało, co to znaczy. A ja nie wiem, nie mogę zrozumieć, czy naprawdę to było? Nawet po wojnie? W przedszkolu? Z niewinnymi dziećmi? Dociekliwe dziecko pytało matkę, czy można palić ludzi, i ta mówiła, że nie, matka „nie wiedziała o tym, co nie było tajemnicą dla nikogo, nawet dla dzieci w przedszkolu”.
Straszna historia II Wojny Światowej robiła takie wrażenie na dziewczynę, że nawet śnili jej się Niemcy. Całe te sny - jak metafora tego, co się działo w tych okropnych czasach: „Była to najprawdziwsza sytuacja bez wyjścia”. Sny odgrywają ważną rolę w książce. Ta ból dziewczyny pozostawała z nią nawet we śnie, ale niby się nie czuła tam: „Ona prawie nie czuje bólu. To ból tak mały, że trudno nawet dociec, skąd promieniuje. Z żołądka, z głowy czy z serca. Prawdziwy ból, ten zbyt wielki, został wypchnięty poza kadr”.
Autorka dotyka problemów internacjonalnych dzieci, odrębności bilingów, pomieszania języków u takich ludzi: „Od początku należały do mnie dwa komplety słów. Były to pierwsze w moim życiu słowa i nikt mnie nie ostrzegł, żeby z nimi uważać. Dwa światy, w których żyłam jednocześnie, nie stykały się horyzontami, ale skąd miałam o tym wiedzieć?” Narratorka opowiada o tym, jak próbowała radzić sobie z tymi językami, podkreślając istotne znaczenie słów w życiu, w odbieraniu rzeczywistości.
Oprócz problemów z językiem dziewczynka miała problem poukładania w głowie swego życia w różnych światach, w rożnych krajach: „Wydawało się, że z dwóch światów, z których jeden był piękny, drugi brzydki, jeden uprzejmy, drugi nieprzyjazny, prawdziwy może być tylko jeden”. Mimo tego porównania okazuje się, że nie wszystko z tym „pięknom” i „brzydotą” jest tak oczywiste.
Opowiadając o szkolnym życiu, narratorka omawia problemy, z którymi prawdopodobnie może się zderzyć każde dziecko ale i tutaj widzimy powojenne dziedzictwo: wyobcowanie, pogodzenie z życiem i niechęć życia wyjątkowego: „Radziłam sobie jak umiałam: każdą rzecz robiłam bardzo powoli i zupełnie bez ambicji. Czułam, że tylko bez ambicji mam szansę przetrwać”. Szkolne życie jest jakby metaforą stroju totalitarnego, życiu polskiego społeczeństwa po wojnie: „Wychowałam się w kraju, w którym poniżanie obywateli było głównym sposobem komunikowania się z nimi w szkołach, w zakładach pracy, w urzędach i na ulicy”.
Bohaterka książki nie chciała pogodzić z tak mocno wpływającą na nią tragiczną historią. Ona czuła ból i chciała pozbyć się ją: „Urodziłam się, kiedy było dawno po wszystkim, i dlatego moje pragnienia i starania, jeden czy drugi akt desperackiej odwagi, romanse, porody i rozwody obracają się w fakty bez znaczenia. Nie chcę na to pozwolić. Mam prawo do własnego losu, jak inni”.