nsp, dzień 3: Tentegowanie

Aug 24, 2009 19:40

Tytuł: Tentegowanie
Autor: Marchew panna-marchewka
Typ tekstu: fanfiction
Fandom: Mulan
Postaci: Li Szang
Liczba słów: 1006
A/N: Ponieważ kocie-pisanie marudziła, że tylko ona bierze wskazówki dosłownie, to postanowiłam się poświęcić, żeby było jej miło i przyjemnie. Z uwag technicznych: nie mam pojęcia, czy Fa Mulan mieszkała w dzisiejszej prowincji Hunan, ale załóżmy, że tak ;)
Miłego czytania.

TENTEGOWANIE

Po długim i żmudnym procesie tentegowania w głowie...
Król Julian XIII, Madagaskar

- Należy wykorzystać zalety terenu - mruknął, przesuwając palec po sporządzonej odręcznie mapie. - Na przykład duże miasta i dobre trakty. Przypuśćmy, że będę sobie jechał tym właśnie dobrym traktem na północ. - Postawił na kartce mały czerwony kamyk i przesunął go odrobinę w lewo. - I wjadę do miasteczka, żeby napoić konia przy studni. - Kamyczek znów powędrował kawałek dalej. - Nagle jednak poczuję się niepewnie i uznam, że należy zapytać o drogę. Dobre rozpoznanie to podstawa! No więc zapytam: „Czy ktoś mógłby mi wskazać drogę do Zhengzhou, o czcigodni mieszkańcy?” A wtedy... - Na kartce pojawił się kolejny kamyk, tym razem żółtawy. - Wtedy przyjdzie Mulan i powie: „O Szangu, pozwól, że najpierw wskażę ci drogę do mojego serca...” Albo nie, powie raczej: „O Szangu, zostań lepiej moim mężem”. Albo powie... No dobra, to beznadziejne!
Obydwa kamyki - żółty i czerwony - wylądowały pod stołem. Szang złapał się za głowę i na jakiś kwadrans pogrążył się w otchłani rozpaczy.
Sytuacja nie przedstawiała się dobrze. Mówiąc precyzyjnie, sytuacja przedstawiała się fatalnie. Postanowił dogonić Mulan i powiedzieć jej kilka miłych rzeczy, a przy tym w sposób dyskretny zasugerować, że mogłaby zostać jego żoną. I jeszcze najlepiej, żeby udało mu się to zrobić, zanim ona wróci do domu. Wiedział, że z samą Mulan będzie ciężko; Mulan w tłumie jakiś babć, matek, ciotek, sióstr, kuzynek i zupełnie przypadkowo przechodzących tamtędy przyjaciółek to wyzwanie dla całej armii Chin. Szang natomiast zdecydowanie nie czuł się jak cała armia Chin. Czuł się raczej jak samotny idiota na dnie otchłani rozpaczy.
- No i co ja mam zrobić? - zapytał trzech różowych małpek, siedzących na czarnej gałęzi. Obraz malowany tuszem był wyjątkowo starożytny i wybitne paskudny. Małpki też. Pierwsza w ogóle nie chciała na niego patrzeć, druga udawała, że go nie słucha, a trzecia wyglądała, jakby zbierało się jej na wymioty. - Nie gapcie się tak, tylko pomóżcie! No dobra, ten pomysł z wyjazdem do Zhengzhou był do niczego, każdy wie, że tam jest tylko jedna droga... Ale jakoś przecież muszę do niej zagadać!
Druga i trzecia małpa patrzyły na niego z politowaniem. Szang wzruszył ramionami, wyłowił spod stołu swoje kamyki i usiadł tak, żeby nie patrzeć na obraz.
- Więc... Może przypadkiem spotkam Mulan tuż przed bramą jej domu. - Kamyki stuknęły o siebie. - I powiem jej: „Witaj Mulan, jak ładnie dziś wyglądasz, dużo lepiej niż w męskim ubraniu, chociaż w tamtym też było ci ładnie, i o, jaki masz piękny miecz, ja też mam miecz, i...”
Małpy litościwie milczały, chociaż Szang czuł na plecach ich świdrujące spojrzenia. Przez chwilę rozkoszował się myślą, że mógłby po prostu zerwać obraz ze ściany, podrzeć go metodycznie na cienkie paseczki i potem je spalić, popiół wyrzucić za okno, a rano zamieść dziedziniec zajazdu. Ale uznał to za mało rycerskie, więc postanowił znieść swój upadek z godnością.
- Początek był niezły - powiedział dość głośno. Od razu poczuł się lepiej. Niech wiedzą, małpiszony jedne, że umie myśleć trzeźwo i ocenić sytuację. - Muszę tylko lepiej zaplanować rozmowę. No więc, hmmm... Powiem jej: „Witaj, Mulan”, a ona powie: „Witaj, Szang”. I już, proszę, mały kroczek do przodu. Potem powiem jej, że ładnie wygląda, a ona się zdziwi... Albo nie, najpierw ona się zdziwi, co ja tu robię, a potem jej powiem, że ładnie wygląda, a potem... Nie wiem, co. Skąd ja mam wiedzieć, co się mówi dziewczynie?!
Sprawę należało postawić jasno. Szang nie bardzo wiedział, jak się do tego zabrać. Owszem, czuł się dosyć kompetentny, jeśli chodzi o przerabianie nieudanych synów małorolnej prostoty na dzielnych wojaków. Przeprawianie się z tymiż dzielnymi wojakami przez skute lodem i obsadzone Hunami przełęcze - żaden problem, mógłby prowadzić wykłady. Odbijanie Nieśmiertelnego Cesarza z rąk psychopaty - w tym był najlepszy, dostał nawet medal i tytuł Obrońcy Niebios. Ale dziewczyny? To zupełnie inny kosmos. One chichoczą. Są czyste i ładnie pachną. Przemieszczają się stadami. Haftują parawaniki. I są takie, takie... kobiece.
- Każdy ma prawo być nieśmiały - ogłosił czterem ścianom. Wcale nie zwracał się personalnie do małp; to ich sprawa, jeśli coś usłyszą. - I nie mieć pojęcia, jak się rozmawia z dziewczętami. I czuć się trochę nieswojo przed oświadczynami.
Wróć. Nie będzie żadnych oświadczyn, jeżeli nie wymyśli, co ma powiedzieć Mulan. A nic nie wymyśli, jeśli będzie tak siedział i użalał się nad sobą. Przecież jego motto to być jak szalona rzeka, względnie jak tajfun, który obali mur. Dlaczego więc czuje się raczej jak jakiś wymoczek? On, bohater cesarstwa?
- To jest myśl! Pójdę i powiem jej, że jestem bohaterem, uratowałem Chiny i dostałem medal! Tylko że ona też uratowała Chiny... I ma fajniejszy medal. I spławi mnie! Powie: „O nie, przecież nie ufałeś Mulan, wolałeś Pinga! Jesteś największym głupcem w historii cesarstwa, Szang!” I... będzie miała rację.
To będzie dyshonor dla całej rodziny. Pierwsza małpa w ogóle nie mogła na to patrzeć. Szang też nie bardzo. Ale namalowana tuszem gałąź podsunęła mu pewien pomysł.
- Nic nie powiem, po prostu dam jej kwiatek. Kilka kwiatków. Z kokardą. A reszty już sama się domyśli.
Pomysł wydawał się sensowny, teraz musiał jeszcze tylko wymyślić, jak się do niej przebije przez nieokiełznane zastępy istot rodzaju żeńskiego. Może każdej dać kwiatek? Nie, lepiej nie, jeszcze któraś domyśli się zamiast Mulan i będzie chciała się za niego wydać, a on jej nie odmówi, bo to przecież niegrzeczne. Ewentualnie mógłby tam wejść, udając nieprzystępnego gościa: plecy proste, wypiąć pierś, nogi szeroko, głowa i marsz. Poświęciłby się nawet i splunął na ścieżkę. Tylko, nie wiedzieć czemu, wzbudziłby zapewne jeszcze większe zainteresowanie. Przynajmniej Jao tak twierdził, więc lepiej nie ryzykować.
Westchnął, rozciągnął się i nagle doznał olśnienia. Na stercie jego rzeczy błyskał sobie wesolutko hełm Mulan. Czy też właściwie ojca Mulan, ale to już szczegóły. Po prostu pojedzie tam, z władczą miną zapyta, czy Fa Mulan jest w domu, potem odda jej hełm, a potem... A potem się zobaczy. Tak! To świetny plan. Improwizacja, to jest to! Będzie jak szalona rzeka, a co mu tam.
Biegiem zgarnął swoje rzeczy, wrzucił do kieszeni dwa kamyki na szczęście, przycisnął do siebie hełm opiekuńczym ruchem i wybiegł z pokoju. Różowe małpy uśmiechały się do siebie.

nsp - dzień 3, fandom: mulan, autor: panna-marchewka, nieromantyczna sztafeta programowa

Previous post Next post
Up