[fic] HINABN: The Worst Vampire In The World (PL only)

Nov 01, 2010 20:22

Sorry, only in Polish now :< my friend will help me with translate it, then I will add an English version.

Tytuł: Najgorszy wampir na świecie
Fandom: Hanna Is Not A Boy's Name
Pairing: Worth/Conrad
Grupa wiekowa: PG-13
Liczba słów: ~2 000
Ostrzeżenia: trochę przekleństw, trochę dwuznaczności, krew, krew, krew
Streszczenie: Conradowi kończą się zapasy krwi, Hanna nie ma czasu, a on sam nie ma zamiaru odwiedzić Wortha i prosić o pomoc~
Podsumowanie: to mój pierwszy fik wysłany w świat. W sumie nic specjalnego, takie tam fluffy bez większego sensu :) Gdyby było coś nie tak, proszę dać znać, bo pisałam go i sprawdzałam po nocach XD Nie przywykłam do pisania fików, ale ten fandom jest jakiś przyswajalny i niezbyt wymagający. Miłego czytania~ (o ile to ktoś przeczyta, bo chyba mało jest polskich fanów XD)



Jeżeli o wampirach można mówić w kategoriach profesjonalizmu, to Conrad z pewnością profesjonalistą nie był. Można było o nim powiedzieć wiele rzeczy, ale na pewno nie to, że był przerażającą bestią wyrwaną prosto z najgorszego koszmaru. Niefortunna przemiana w wampira niewiele zmieniła jego charakter. Poza kilkoma regułami, do których po prostu musiał się stosować chcąc przeżyć, starał się wieść normalne życie. Ach, no tak. "Nieżycie" lub jak kto woli to nazywać.
Nie dało się jednak ukryć, że Conrad przejmował się opiniami innych. Oczywiście nigdy nie dawał tego po sobie poznać, ale to było przecież do przewidzenia. "Wampirzy nie profesjonalizm" Conrada był dość często tematem żartów jego nowych znajomych. Reagował na to jak zawsze, agresją. Zbyt szybko dawał się prowokować, łatwo wpadał w szał, co tylko dowodziło tego, że jednak zwracał na to uwagę. A mistrzem grania na jego nerwach był oczywiście nie kto inny, jak Doktor Worth. Nawet Casimiro i Finas razem wzięci nie umywali się do niego.
Worth. Na samo wspomnienie tego dziwnego osobnika Conradowi robiło się niedobrze. Sam nie rozumiał czemu się tak katuje i jeszcze utrzymuje z nim kontakt. Ale to był rodzaj przymusowej symbiozy. Worth dostarczał mu pokarm, dzięki czemu nie musiał polować na ludzi. Ani żywić się szczurami zza śmietnika. Znoszenie jego uwag było chyba tego warte.
Zazwyczaj Conrad miał szczęście, bo w pobliżu znajdował się Hanna. Przy nim Worth nie był aż tak uszczypliwy i zapewne to też nie raz uratowało doktora przed śmiercią z rąk rozjuszonego wampira. Niestety, tego dnia Hanna był zajęty, a niezadowolony z obrotu spraw Conrad musiał radzić sobie sam. Na samą myśl skręcało go w środku, przez długi czas patrzył tępo na telefon, przez który rozmawiał z Hanną jakieś dwie godziny temu. Słońce już zaszło, w mieszkaniu panował przyjemny dla jego nowych, wampirzych oczu mrok. Nie wiedział, co ma zrobić. Nie miał ochoty rozmawiać z Worthem, ani tym bardziej płaszczyć się przed nim i błagać o kroplę krwi.
Poirytowany dźwignął się z kanapy i ruszył w kierunku kuchni. Otworzył lodówkę jakby licząc na to, że w magiczny sposób sama się napełniła. Doskonale wiedział, co zobaczy. Jedną, jedyną torebkę, którą zwykle zostawiał na czarną godzinę. Westchnął ciężko, wziął ją do ręki i długo krążył w kółko po kuchni. Dopiero, kiedy zaczął odczuwać duży głód, przeciął róg torebki i wlał jej zawartość do kubka. Bardziej eleganckie niż przysysanie się do foliowej ścianki.
Właśnie wtedy, kiedy w zamyśleniu pił czerwony płyn, rozległ się dzwonek do drzwi. Conrad zdziwił się, ale pomyślał, że to pewnie jednak Hanna zdecydował się wpaść. Może przyniósł trochę zapasów od Wortha? Pocieszony tą myślą, poszedł otworzyć.
- Dość długo każesz na siebie czekać, księżniczko - usłyszał znajomy głos, który potrafił od progu wprawić go w irytację.
- Worth? - W pytaniu Conrada dało się wyczuć nutkę zaskoczenia, rozczarowania, no i oczywiście złości. Blond-włosy mężczyzna był chyba jedyną osobą na ziemi, na którą Conrad miał wręcz uczulenie.
- A kogo się spodziewałeś? Pierdolonego Van Hellsinga? - parsknął doktor, po czym rzucił dogasającego papierosa na ziemię i go przydeptał. Sam otworzył drzwi szerzej i minął w progu Conrada. Rozejrzał się po ciemnym mieszkaniu. Zerknął na pozostawiony w kuchni kubek i uśmiechnął się. Zajrzał nawet do lodówki, jakby był u siebie w domu. Wampir patrzył na to z nienawiścią w oczach i zaciskał zęby, by powstrzymać się od komentarzy. Nie, teraz byłyby to rękoczyny.
- Czego chcesz Worth? - warknął Conrad zamykając drzwi.
- Oziębły jak zawsze. - Zadrżał teatralne. - Nie zjawiałeś się, więc sam przyszedłem.
- Po co?
- Głupie pytanie. Przecież nie masz co jeść.
Wyraz twarzy Conrada nieco złagodniał. Skrzyżował ręce na piersi i oparł się o blat kuchenny.
- Hanna do ciebie dzwonił? - zgadł.
- Dzwonił - skinął doktor. - Uprzedził, że nie będzie mógł przyjść. Domyśliłem się więc, że uniesiesz się honorem i prędzej zdechniesz tu z głodu niż ruszysz swój seksowny tyłek i pofatygujesz się do mnie.
Conrad zrobił obrażoną minę i wywrócił oczyma.
- Więc przyniosłeś mi kolację?
- Nie - odparł krótko.
- Nie?
- Nie.
Wampir zamrugał zaskoczony i wlepił w niego pytające spojrzenie. Worth miał na twarzy uśmieszek, ale nie taki jak zwykle. Nie był pełen kpiny i wyższości ale jakiegoś dziwnego rozbawienia, zadowolenia z siebie. Blondyn zbliżył się, niebezpiecznie blisko, patrzył na niego tak intensywnie, że Conrad musiał aż odwrócić wzrok. Wampir poczuł zapach nikotyny z domieszką wody kolońskiej. Dopiero teraz zauważył, że Worth się ogolił, co chyba niezbyt często mu się zdarzało robić.
- Więc po cholerę przylazłeś? - wypalił w końcu Conrad, czując, że musi przerwać tą ciszę.
- Pomyślałem - zaczął Worth nachylając się nad nim. - że zrobię z ciebie prawdziwego wampira.
Conrad parsknął w odpowiedzi.
- Cokolwiek to znaczy. Nie, dziękuję.
- Nie masz wyjścia - westchnął doktor. Zerknął w stronę kubka i nim wampir zdążył się zorientować, jego jedyny zapas krwi spłynął do zlewu.
- Co... CO TY...?! - warknął rozwścieczony Conrad. Tego było już za wiele. W dodatku ten paskudny uśmieszek Wortha...
- Mówiłem, że nie masz wyjścia - odparł zadowolony z siebie doktor. - A teraz pozwól, że się rozgoszczę.
Worth zsunął z siebie biały płaszcz i powiesił go na oparciu krzesła. Miał na sobie czarny podkoszulek. Conradowi od razu rzuciły się w oczy zabandażone ręce mężczyzny, od nadgarstków, aż po ramiona. Nie widział tego wcześniej. Powstrzymał się jednak od pytań. Przecież to go nie obchodziło.
Worth zapalił papierosa i wyjął z kieszeni płaszcza kilka płyt.
- Zobacz, co dla ciebie mam. Kilka filmów instruktażowych.
- Worth, jeśli to jest to, o czym myślę... - burknął zażenowany Conrad.
Blondyn popatrzył na niego po czym się roześmiał.
- A o czym myślisz? Oj, skarbie, nie posądzałbym cię o TAKIE myśli. - Wyszczerzył zęby, a wampir przejechał ręką po twarzy. - To filmy o krwiopijcach.
- No nie, nie zaczynaj. Uwzięliście się na mnie? - jęknął Conrad i poirytowany przeszedł do salonu.
Worth niezbyt się tym przejął. Poszedł za nim i wsunął jedną z płyt do odtwarzacza. Wziął pilota do ręki i rozsiadł się na kanapie obok wampira, który krzywo na niego spojrzał, kiedy poczuł za swymi plecami wyciągnięte ramię doktora.
- Popatrz. Klasyka. Nosferatu. Hrabia Dracula. Pieprzony Lestat. Żaden z nich nie pił krwi z torebek. No, nie liczę tego przydupasa Louisa, który żarł szczury.
Conrad spojrzał na niego znudzony.
- No chyba nie chcesz mi powiedzieć, że smakuje ci ta zimna papka?
- Worth, czego ty ode mnie chcesz? - mruknął Conrad, który powoli zaczął tracić cierpliwość.
- Wiesz, że torebki to dobry zamiennik, ale TYLKO zamiennik?
Wampir syknął coś pod nosem w odpowiedzi.
- Proszę cię, wyjdź, zanim cię uduszę... - warknął.
Ale Worth tylko się uśmiechnął. Conrad był bardzo głodny. Czuł narastającą wściekłość, to nie był najlepszy moment na takie dyskusje.
- Powinieneś słuchać swojego lekarza.
- Nie jesteś moim lekarzem - odparł czarnowłosy.
Worth był wyraźnie usatysfakcjonowany faktem, że widzi w oczach Conrada czerwone iskierki. To była jego ulubiona zabawa. Zaciągnął się dymem i bezczelnie zagasił papierosa o blat ławy.
- Nie rozumiesz, księżniczko? - Wyciągnął się wygodnie i rozłożył ramiona na oparciu. Conrad złapał się na tym, że gapi się na jego szyję. Na pulsującą tętnicę, która była tak apetyczna, że nie dało się temu oprzeć. To było jak dobre zaproszenie do stołu. - Nie przyszedłeś po swoją kolację, więc kolacja przyszła do ciebie.
Conrad resztkami świadomości próbował zmusić się do jakiejś ucieczki, ale nie na wiele się to zdało. Nie mógł się poruszyć. Poczuł dłoń Wortha, która zakradła się koło jego ucha i złapała go za tył głowy. Doktor przysunął go bliżej. Gdyby serce Conrada jeszcze biło, równie dobrze mogłoby właśnie stanąć. Albo przynajmniej wyskoczyć z piersi.
- Och, Connie - mruknął Worth z podstępnym uśmiechem. - Nie daj się prosić i chodź tu - mówiąc to nie musiał zbytnio się wysilać, by zmniejszyć dystans między nimi. O ile Conrad początkowo czuł się kompletnie sparaliżowany, o tyle teraz Worth mógłby sterować nim jednym palcem, jakby miał pełną władzę nad wampirem. Dłoń doktora przeniosła się z jego szyi, przez ramię, aż do krawata schowanego pod kamizelką. Złapał za niego i pociągnął do siebie. Teraz dzieliły ich już tylko centymetry. Conrad był kompletnie zdezorientowany i chyba nie docierało do niego to, co się z nim dzieje. Słyszał bicie serca Wortha, które tłoczyło krew do każdej części jego ciała. Do tej pory nie miał takiej ochoty spróbować świeżej ludzkiej krwi.
Dopiero kiedy coś zamknęło mu usta, zdołał zorientować się, że to nie jest w porządku. Nigdy wcześniej nie czuł czegoś takiego, a jako wampirowi tym bardziej wydawało mu się to niezwykłe. Wargi Wortha były ciepłe i właśnie kradły jego pierwszy pocałunek. Conrad otrząsnął się i chciał jak najszybciej to zakończyć. Odchylił się do tyłu, ale ręka doktora skutecznie go powstrzymała. Worth nie poddał się tak łatwo i pociągnął wampira prosto na swoje kolana. Dobrze wiedział, że istnieje tylko jeden sposób, by zatrzymać go przy sobie. Niemalże siłą wsunął język między jego usta, a potem zahaczył dolną wargą o jego ostry kieł. Conrad rozchylił powieki. Najpierw zadziałał smak, potem węch. Próbował już raz krwi Wortha na początku ich niefortunnej znajomości, co z resztą było następstwem złamania doktorowi nosa, ale to było już tylko zamglonym wspomnieniem. Nie mniej jednak, tych kilka kropel wystarczyło, by pobudzić Conrada, jego głód i instynkt. Do tego stopnia, że wampir w końcu oddał i pogłębił pocałunek. Kiedy się od niego oderwał spojrzał na Wortha groźnym wzrokiem. A przynajmniej tak miało to wyglądać, bo nawet w takiej chwili Conrad nie był przerażający. Oblizał wargi w milczeniu.
- Smakuje ci, księżniczko? - spytał blondyn z pełnym wyższości uśmiechem. Jego dłonie zatrzymały się na biodrach Conrada, który nadal walczył z pokusą.
- Jesteś pieprzonym masochistą... Aż tyle przyjemności sprawiają ci dwa ukłucia na szyi?
- To tylko dla TWOJEGO dobra, Connie - odparł.
Conrad spojrzał na niego przenikliwym wzrokiem.
- Taki egoista jak ty... - zaczął, ale przerwał mu Worth, który położył palec na jego ustach. Potem sięgnął wyżej i zdjął okulary z jego nosa.
- Martwiłem się, więc przyszedłem. Myślisz, że normalnie by mi się chciało? Przecież jestem tylko egoistą.
- Hah... Martwiłeś się...?
Worth odpowiedział mu takim mniej złośliwym uśmiechem, po czym odchylił głowę odsłaniając szyję. Conrada znów zaatakował głód.
- Jedz, bo się rozmyślę. A zanim pójdziemy do mnie po torebki, możesz zemdleć z głodu.
Conrad przełknął ślinę. Nie dało się ukryć, Worth miał rację. I chyba nie miał wyjścia. Chociaż miał takie opory, a to co przed chwilą doktor zrobił spowodowało mętlik w jego głowie, nie mógł dłużej z tym walczyć. Pochylił się do przodu i rozchylił usta, by po chwili przyssać się do szyi Wortha i zatopić w niej swe kły. Życiodajny płyn popłynął wprost do jego gardła i rozgrzał żołądek. Pił uznając, że to najwspanialsze uczucie, jakiego do tej pory doświadczył i to nie mogło się równać ze spożywaniem zimnej krwi z torebek. Musiał jednak w porę się otrząsnąć i przestać. Niechętnie oderwał się od szyi blondyna, który uśmiechał się półprzytomnie i miał nieco zamglony wzrok. Conrad zorientował się, że Worth obejmował go przez ten czas.
- Worth? - spytał i sam zdziwił się, że w jego głosie dało się wyczuć troskę.
Doktor spojrzał na niego wyraźnie zadowolony. Conrad miał czerwone od krwi wargi, dwie strużki spływały po jego brodzie. Doprawdy, nieprofesjonalne.
- Mówiłem ci, że to będzie dużo lepsze.
Conrad nie mógł zaprzeczyć. Ale też z przekory nie potwierdził. Otarł brodę wierzchem dłoni i zabrał mu swoje okulary. Czuł się znacznie lepiej, wstąpiła w niego nowa energia, która z pewnością wystarczy mu na tą noc.
- Jesteś idiotą. Teraz nawet nie masz siły, by wstać i...
- ...I muszę zostać tu na noc - dokończył uradowany Worth i przycisnął go do siebie tak, że twarz Conrada znów znalazła się bardzo blisko. W mroku dało się jednak zobaczyć rumieńce na policzkach wampira. Przez ten krótki czas, kiedy krew ogrzewała martwe ciało, jego skóra przybrała bardziej ludzki odcień.
- Mogę się założyć, że to też miałeś w planie... - burknął Conrad.
- Jestem przygotowany na każdą ewentualność, kwiatuszku.
- Na nagłą śmierć również?
- I na to jest recepta, czego jesteś żywym... och przepraszam, MARTWYM przykładem.
- Worth... - westchnął sięgając po chusteczkę i delikatnie przyłożył ją do dwóch nakłuć na szyi blondyna. - Jesteś najgorszym lekarzem na świecie.
Starszy mężczyzna uśmiechnął się szerzej i odchylił głowę by ułatwić mu ten czuły i jakże uroczy zabieg. Przez chwilę zastanawiał się, czy powinien mu powiedzieć o dwóch torebkach krwi, które przyniósł ze sobą w kieszeni płaszcza. Ale jednak nie. Może później. Tak będzie zabawniej.
- Och nie, księżniczko. To TY jesteś najgorszym wampirem na świecie.

conrad, worth, hinabn, fanfic, hanna is not a boy's name

Previous post Next post
Up