Tytuł: Kotwica
Prompt:
tutaj.Pairing: Spike/Buffy
Spoilery: Dzieje się w połowie mniej więcej 6 sezonu BtVS.
Dedykowane:
magdalith, która wczoraj miała urodziny, a dzisiaj skończyła 7 sezon Buffy.
Ostrzeżenia: No aż tak pornograficzne jak miało być to nie jest, ale widać nie było temu fikowi pisane. Niemniej jednak, zupełnie niewinny fik też nie jest. Głęboki też niespecjalnie.
Słów: 446
Buffy wkrada się do własnej kuchni nad ranem. Niebo szarzeje na horyzoncie; czas, by stworzenia mroku poszły spać. Spike, z ręką w kieszeni jej spodni, oznajmił, że wybaczy mu, że nie odprowadzi jej do domu. Odwróciła głowę i trzasnęła potem za sobą drzwiami, prawie wyrywając je z zawiasów.
W domu, pod prysznicem, patrzy, jak siniaki na udach, z wcześniej, bledną.
*~*~*
Opowiedzieć wam coś? Była sobie pogromczyni, która pieprzyła się z wampirem. Nie skończyło się to dobrze.
Nie mówiłam, że to przyjemna historia.
*~*~*
Przykuł ją kajdankami do łóżka, a potem stanął przed nią, nagi i zadowolony z siebie. Nie wie, skąd w nim ta piekielna czelność - ten zupełny bezwstyd. Czy to część jego demonicznej czy ludzkiej natury. Może to po prostu kwestia bycia facetem.
Nie wie, i nie wie, czy chce wiedzieć.
- Chcesz go, kotku, prawda?
- Jesteś obleśny. - Skrzywiła się z niedowierzaniem.
- Ton, Buffy, ton, albo nie będzie deseru.
- Pieprz się.
- Za chwilę, i coś ci się pomyliło z tym „się”.
Wziął ją raz tak przykutą i częściowo unieruchomioną, a potem tak jak mu kazała, od tyłu, na czworakach, kładąc rękę na jej karku; chude palce niemal gorączkowo gładziły jej ciepłą skórę, a te jego wystające kości nabijały jej siniaki.
- Masz szczęście, że to nie sezon bikini.
- Lepiej już się nie odzywaj.
*~*~*
Zasadnicze pytanie nie brzmi jednak, czy historia jest przyjemna, ale czy jest dobra.
*~*~*
Leżeli na zmiętym prześcieradle. Buffy oddychała ciężko, Spike wcale. Leniwie gładził jej udo, aż zaczęła przysypiać.
- Obudzisz mnie, Spike? Tylko na chwilę się zdrzemnę.
Kiedy już postanowiła zasnąć, za nic nie mogła zmusić powiek do zamknięcia się. Spike leżał nieruchomo, z ręką pomiędzy jej nogami, jakby zapomniał, po co tam właściwie sięgał. Palce miał rozgrzane ciepłem jej ciała. Zdawały się pasować do niej, jakby do tego zostały stworzone. Przez moment miała ochotę odwrócić się twarzą do niego i powiedzieć coś milszego, ale się powstrzymała. Nie chciała karmić jego głupiej nadziei.
Zanim wstała złapał ją jeszcze za rękę i ścisnął ich dłonie razem, jakby chciał powiedzieć: zobacz, do tego też możemy ich użyć.
Gdy wyszła na zewnątrz, zacisnęła pięści, aż paznokcie wbiły jej się w dłoń.
*~*~*
Bohaterowie dobrych historii rzadko bywają szczęśliwi.
*~*~*
Buffy wkrada się do własnej kuchni nad ranem. Niebo szarzeje na horyzoncie; czas, by stworzenia dnia wstawały.
Bierze szybki prysznic, włosy owija ręcznikiem, wciąga na siebie piżamę we wzorek przedstawiający sushi, a potem wchodzi do łóżka i otula się kołdrą. Może jeszcze złapie ze trzy godziny snu.
Zasypia z dłonią zaciśniętą na włożonym pod poduszkę gładkim, drewnianym kołku. Śni jej się, że trzyma w ręce kotwicę. Rano nie jest pewna, czy był to dobry, czy zły sen.