Szpitale to bardzo radosne miejsca - można w nich spać!

Mar 01, 2012 17:27

Narawdę, caly czas spać = cudowność <3
A teraz poważniej, ekhm, od razu mówie, że ze względu na mój stan ten wpis zapewne będzie zaiwerał takie literówki, jakich jeszcze nie robiłam i w stężeniu wielkim (zwalam to na dużą utratę krwi, a co XD)

A oto krótkie (prawdopodobnie) sprawwozdanie z pobytu w szpitalu do teraz czwartku wieczorem.



Dzień Pierwszy: niedziela (26 lutego 2012).
Dzień pełen niepowodzeń i niemiłych rozczarowań. Zaczeło się, kiedy rano na uczelni pani dr nie pojawiła się na swoim dyżurze i nie wiem co będzie z moja oceną.
Udało nam się zdążyć do szpitala na czas. Tam jednak okazało się, że nie będe tam tylko trzy dni, ale 'na pewno więcej' a operacja nie jest w poniedziałek tylko we wtorek. Niby niewielka różnica, ale jednak. Trochę się tym przejełam, bo nie bylam na to gotowa i jakoś tak mi się zrobiło źle. Nie mogłam się dowiedzieć kiedy będzie moj lekarz, net z komórki nie chciał się połączyć i odkryłam, że zapomiałam zrobić sobie kanapek więc UMIERAM z głodu. Na głód podziałal zamówiona na oddzial pizza, a i od razu zyskałam sympatię, bo się podzieliłam z innymi pacjentami :D
Noc była długa i bardzo samotna...

Dzień Drugi: poniedziałek (27 lutego 2012).
Całkiem niezly dzień. Obudzili mnie o 6 rano a badanie krwi, pobrali ze 4 fiolki i kazali wracać do pokoju. Potem dostałam dobre śniadanko i drzemałam sobie dalej. Potem jeszcze pare badań, pozaglądali mi do nosa, uszu, oglądneli krtań. Wypełnilam milion ankiet dotyczących zdrowia i w sumie tak minęło sobie do wieczora.
Potem pięlęgniarka próbowała założyć mi wenflon (pierwsza próba byla boslena i nieudana - podobno za mała żyła) i udało jej się za drugim razem \o/. Przed snem dostałam anybiotyk i sterydy, a młody anestezjolog zarządził, że nie wolno mi jeść ani pić od 22. To było ciężkie, ale do przeżycia.

Dzień Trzeci: wtorek (28 lutego 2012).
The Day! Obudziłam się rano STRSZLIWIE spragiona (i chyba też głodna, ale pragnienie wypierało wszystko inne). Musiałam być twarda i na szczęście nie musiałam długo czekać bo przed 8 zjawiły się pielęgniarki, dały mi kroplówkę i premedykacje (chyba tak to nazwały) a po tym zrobiło mi się sennie i błogo (fajowe uczucie :D) i jakos ok 9 (?) zabrali mnie na sale operacyjną. Tam poprzypinali mi elektrody, chwilę ze mną pogadali i przyłożyli maseczkę. Usnęłam cudownie *__*
Następne co pamiętam to kiedy budzi mnie pielęgniarka i pyta czy ją słyszę. Ja przez mgłę mowię, że tak i że chce spać dalej. Na szczęście mogę ^^. Nie jest już tak błogo, ale nic nie boli a ucisk na nosie nie jest taki strszny. Niestety przypominam sobie o straszliwym pragnieniu, które teraz jest jeszcze bardziej straszliwe. Dowiaduję się, że będę mogła pić dopiero za 6 godzin. Postanawiam je przespać jak największą cześć z nich, na szczęście nawet się udaje.
Potem pije pó lyczku, żeby nie było mi niedobrze, ale jest ok. Mimo, że myślalam, że będe chciała wypić od razu cała butelkę wcale tak nie jest i popijam sobie powoli. Mogłam już też zjeść kolacje. Potem przyszedł mój lekarz i poweidział, że wszystko poszło dobrze, mam do niego przyjść za tydzień i wypisują mnie w piątek YAY :) Cały czas podali mi znieczulenie i czułam jeszcze efekty narkozy, więc było calkiem spoko, ale kiedy powoli trzeźwiałam zaczynałam zdawać sobie sprawę, że następny dzień może być najcięższym. Nie myliłam się.

Dzień Czwarty: Środa (29 lutego 2012).
Zły, zły dzień! Skutki otępienia po narkozie już całkiem wyparowały, a środki przeciwbólowe dostawałam rzadziej. Ale nie chodziło o ból - tak naprawdę wprawie wcale nie bolało - chodziło o tej KOSZMARNY ucisk w nosie. Wiedziałam ze wewnątrz mojego nosa i zatok siedzi milion km liny i wyjmą mi to dopiero następnego dnia. Niestety dawalo to o sobie znać - zaczynało brać mnie na kichanie (NOT FUN)wiercic, suszyć od oddychania wyłacznie przez usta i krawiwć trochę. Wieczorem już praktycznie nie mogłam mówić, bo sprawiało to, że wszystko mi się tam w środku ruszało i nie było to przyjemne. Marzyłam o momencie, aż t wyjmą.
Wieczorem dostałam kroplówke przeciwbólową i wyblagałam tablektę na sen. Trochę pomogło :)

Dzień Piąty: Czwartek (1 marca 2012)
Obudziałam się rano i od razu zaczęłam odliczać czas do 10, bo mniej więcej wtedy mieli mi sciągać opatrunek. Nie moglam doczekać się tej chwili, bo ucisk był goraz mniej znośny, a wacik zewnętrzny coraz mocniej przeciekał. Ble i w ogóle. Niestety okazało się, że nie będzie tak łatwo (XD) bo jakiś dziś natłok opracji i żądnego lekarza nie było w pobliżu, żeby mi ulżyć w cierpieniu. Już zaczynało być naprawdę źle, ale przyszła pielęgniarka z czymś dobrym w kroplówce. Przespałam się po tym jakieś pół godziny i dostalam kopniaka energetycznego :D praktycznie przestało mi przeszkadzać, że mam to dalej w nosie (fajna gra frazeologiczna, prawda? XD) pogadałam z paniami z sali. Popowiadałyśmy sobie o zakochaniach, pracach na wśi, dzieckach, domach i ogólnie bylo calkiem symaptycznie (w ogóle panie na sali mam bardzo fajne od początku :) i tak jakoś nam zeszlo do obiadu. Po obiedzie kiedy pooli energia zaczęła ze mnie uchodzić w końcu pojawił się lekarz i obiecał uwolnić mnie z tamponady (kic: trampoliny).
Przyznaję, że najbardziej bałam sie tej części, bo jest robiona na żwyca. Całkiem niepotrzebnie! Cały proces był szybki, bezbolesny i tylko troche nieprzyjemny (w końcu wyciągali mi miliony km grubaśnego tamponu z nosa). Po wyjęciu podstawiono mi miseczkę nerkową z wacikami i tak wylałam z siebie 3 litry całkiem sporo krwi. Ulga była niesamowita! Pozbyć sie tego całego cholerstwa z nosa, no bosko! :D Poczułam się troche slabo więc było skrzyp!Cody (ZAWSZE CHCIALAM TO NAPSIAC!!!) i na sali mialam siedzieć spokojnie i kapać do miseczki. Tak kapałam przez ok 3 godziny, a potem dostałam specjalny plyn i mam nim plukać nos co godzinę. Po pierwszym płukaniu (wciągam mocno przez nos aż wyleci przez gardło) już czuję ulgę i mogę wziać oddech nosem. Oczywiście powoli i niepełny, bo dalej jest trochę zatkany, ale to już pikuś :)
Po tym dostaliśmy kolacje, a panie postanowiły wykupić TV (złe zło) więc ucieklam napisać te notkę do pokoju dziennego.

Pewnie ominełam część rzeczy, jak zwykle. Jakby ktoś był czegoś ciekaw to proszę dopytywać :) A ja tymczasem sprawdzę dyskretnie czy się już telewizja skończyła, bo chętnie bym się zdrzemnęła chwile.

życie

Previous post Next post
Up