Jak w tytule.
Kiedy
pellamerethiel była osttanio w Warszawie (wczoraj) wyrzuciła mi zauważyła z troską, że od bardzo dawna nie robie wpisów na LJu oraz że warszawski LJ nie wie w ogóle co u mnie. Cóż, nie dziwie się, a oto dlaczego.
Jak część z Was wie, z twittera lub facebooka jakiś czas temu rozpaczliwie szukałam pracy. Byłam już zdesperowana, bo dlugi narastały, więc kiedy pojawiła się okazja wzięłam pierwsza pracę, w której mnie zechcieli.
Pracuję tam od połowy stycznia i marzę, żeby znaleźć inna pracę.
Jestem recepcjonistką w ośrodku szkoleniowym wraz z miejscami noclegwymi. Moja praca i obowiązki nie są trudne, właściwie przez większość czasu nie ma tam co robić, jednak to jest chyba nawet gorsze, niż gdybym cały czas miala coś do roboty. Zmiany 12/24 mnie wykańczają. Normalnie działa to tak - idę do pracy na dzień 8-20. Następnego dnia mam noc 20-8. Po nocy są dwa dni wolnego. Z tych dwóch dni ma się tak naprawdę jeden normalny, bo większość tego pierwszego się przesypia. Da się żyć, chociaż 12-godzinne zmiany są ciężkie, a noce nieprzyjemne. W tym momencie (od 8 stycznia) jedna z Pan jest na urlopie, co w konsekwencji znaczy, że zmiany zmieniły się - nie mamy dodatkowego dnia wolnego po nocy. W tym momencie moja zmiana wygląda tak: dzień 8-20, następnego dnia noc 20-8, dzień na odespanie i znów na 8 rano. I tak w kółko.
LEDWO ŻYJĘ, nie mam na nic czasu, praktycznie w ogóle nie ma mnie w domu. Prawie nie widuję się z Sewem, bo się mijamy. Kiedy ja wracam z nocki, on jest już w pracy i mamy tylko krótki wieczór, następnego dnia nie ma mnie do 20:00 a potem znów na nocke, więc mamy dla siebie moze godzinke.
A to wszystko za 7,20 za godzinę...
Ta praca mnie wykańcza, marzę, żeby znaleźć coś gdzie miałabym normalne godziny i wolne weekendy. Wysyłam CV, ale wiecie jak z tym jest - czekam aż ktoś się odezwie.
Ten wpis w ma nie tylko poinformować co u mnie, ale chcialabym też przeprosić warszawską część, że w ogóle się do Was nie odzywam, ale nie mam teraz kiedy, prawie w ogóle nie siedze przy własnym kompie, czasem na fb czy twitterze w pracy (nic więcej tam nie działa, a komp i net są tak wolne, że to aż boli).
Co tam jeszcze? A, tak - operacja.
Paru osobom już mówilam, że po 20 latach w końcu ktoś zdiagnozował mój chroniczny katar. Laryngolog z Enel-Medu od razu wyczuł, że coś jest nie tak i skierował mnie na tomografię zatok (jakieś dwa miesiące temu). Kiedy pokazałam mu wyniki od razu powiedział, że to chroniczne, wieloletnie zapalenie zatok. Wszystkie zatoki poza czołowymi mam praktycznie niedrożne, błpny śluzowe i jakieś kanaliki, których nazwy nie pamiętam zmienione chorobowo oraz zalegająca wydzieline (bleh). Doktor od razu mi powiedział - operacja. Nie ma innego wyjścia - za późno na leczenie antybiotykami, czy płukanie.
Wystraszyłam się, nie powiem. Nie tylko samego faktu, ale też tego, że pewnie nie będzie mnie stać na taką operacje (i nie byłoby - koszt endoskopowej operacji zatok to ~6000 zł) a na NZFtowską czeka się 1,5-2 lat.
Miałam mega szczęście, że ten laryngolog pracuje nie tylko w ENEL-MEDzie, ale tez w szpitalach, z czego w jednym może przyjmować pacjentów z poza listy i wykonywać operacje na NZF. UFF! Minusem jest to, że szpital jest w Siedlcach, to jest ok 100km od Warszawy. Ale bilet jest tam tani, jedzie się ok 2h. Może uda się załatwić transport samochodem kiedy będę wychodzić.
Operacje mam 27 lutego. Dzień wcześniej jade już do szpitala. Wychodzę najprawdopodobniej w środę rano.
Operacja będzie pod narkozą (mój pierwszy raz :D) i w ogóle podobno to super nowoczesna i bezpieczna metoda :)
To chyba tyle na razie. Chciałam pokazać, że żyję, tylko ledwo. Głownie w pracy, a jak nie będę w pracy to w szpitalu. Zwolnienie z pracy mam do 5 marca, więc jakby ktoś chciał mnie odwiedzić to zapraszam :)