ucieczka

May 14, 2013 23:32

zabawilismy dwa ostatnie dni w okolicach miasta fethiye ktore jest
slynne ze swojego targu rybnego na ktorym dziala pewien system.
centralna czesc placu zajmuja stoiska rybne gdzie kazdy zachwala swoj
towar a po negocjacjach i kupnie ryby zostaje ona wrzucona do miski i
patroszona.wokol znajduja sie restauracje do ktorych wlascicele
przscigaja sie w zapraszaniu potencjalych konsumentow wypatroszonych
ryb i za oplata dwunastu zl od osoby ryby zostaja usmazone oraz podane
z chlebem salatkami i przystawkami . wszytko to na zastawionych
stolach z zastawa iscie krolewska i serwisem unizonych bardzo milych
klaniajacych sie w pol kelnerow. palce lizac.po dwoch dniach na
kempingu w Oludeniz ucieklismy z wybrzeza . w czasie naszych
peregrynacyj pewien turek pokazal nam sliczna i nieznana nikomu
plazebyla pokusa by pokampowac na niej jeszcze jakis czasale podczas
wedrowki po gorach spotkalismy niemca z ktorym wypilismy pozegnalne
piwo i z ktorym wyjechalismy z tej miejscowosci. spotkany po drodze
policjant zatrzymal nam samochd z starymi anglikami ipojechalismy
w dal. dal byla nie tak daleka ale wieczorem podczas wcinania kolacji
w knajpce wlasciciel zaproponowal nam nocleg na jednym wielu tarasow.
ludzie podpowoedzieli ze w niedalekich gorach jest turkusowe jezioro z
ktorego regularnie co roku 5 maja zaczyna wyplywac woda w innym
kierunku niz plynie zazwyczaj. rankiem odbilismy od glownej szosy
i przez przelecze gorskie dotarlismy do miasteczka z ktorego mozn
dojsc do tego cudu przyrody. niestety juz tam bylo zimno i wietrznie a
3 tysieczne szczyty tonely w chmurach i sniegu. po drodze do jeziorka
nadciagnely chmury i zaczelo padac zimnym deszczem. zwatpilismy.
iucieklismy. udalo sie dotrzec do miasta elmali gdzie naprawilismy
hanlinowego welura a ze lalo niemilosiernie wtrzachelismy po 2 kebaby
i w przeciwdeszczowych katankach wyszlismy na trase. chwile pozniej
juz siedzielsmy w tirze do Ankary. gory i pagory aantolii zostawaly
wtyle a my kombinowalismy gdzie wysiasc. rozlalo sie straszliwie i
kierowca byl zmartwiony ze chemy wysiadac w nocy po drodze. nam tez
sie to nie bardzo usmiechalo. szczesciem podczas kolacji jakies 20
km pzed miejscemnaszej wysiadki wlasciciel kafejki mowiacy po rusku
ia ngielsku powiedzial ze nas zabiera do siebie do domu. w
.iedzyczasie kierowca tez powieddzial ze mamy znim jechac do ankary
i pobc u niego. to jednak bylo kilaset kilometrow wiecej wiec
skorzystalismy z zaproszenia lokalnego w nadzieji ze jutro rano
bedzie ladna pogoda i dotrzemy nad jeziora w ktorych okolicy
chcielismy
sie pokrecic. teraz gasimy swiatelko wnaszym pokoiku i... do uslyszenia
Previous post Next post
Up