Wszystkiego najlepszego, Nilc!

May 19, 2007 17:26

Wszystkiego najlepszego, a nawet znacznie bardziej zajebistego niż najbardziej zajebistego, skoro nie jesteś już nastolatką, le_mru!!!! :P
Przede wszystkim życzę Ci szczęśliwego życia, dude, wyjazdów, spełnienia marzeń, przyjaciół i zajebistego faceta/samochodu u boku. Nie wspominam o tym, jak miło wspominam wszystkie nasze wspólne eskapady, szaleństwa, pogaduchy, popijawy i fandomy (wreszcie mamy wspólne otp!!!!1)

Poniższy fik nie zawiera, niestety, Twojego otp, w jego skład wchodzi za to duża zawartość patosu i wysokiego C. Tak, tak, mój standardowy problem przy wgłębianiu się w nowy fandom, musisz mi wybaczyć, potrzebuję czasu, by się wyrobić. XD

Drugi prezent wkrótce.

Dziękuję kubis za betę! ♥
Fandom: Battlestar Galactica (yay!)
Tytuł: Dowódca
Postacie: Adama, Tigh, Roslin, Starbuck, Abinell
Ostrzeżenia: Spoilery do 2x16 Sacrifice włącznie. Patos i wysokie C. Acha, no i to mój pierwszy raz w tym fandomie. :P
Ilość słów: 1377


Dowódca

Wzięli zakładników.

Poza tym nic się nie zmieniło.

Wciąż podejmowali trudne decyzje.

Wciąż kierowali się przed siebie i wciąż nie mieli pewności, czy następny dzień nie okaże się tym ostatnim.

Wciąż walczyli z agresorami, wciąż zmagali się z samymi sobą, a także ze złością, strachem i poczuciem bezradności, które toczyły flotę niczym nowotwór.

Admirał Adama zdecydował się na żaden krok, którego nie podjąłby również wtedy, gdyby w tej przeklętej sali bankietowej znajdowali się tylko cywile, zamiast ludzi, którzy pod nim służyli.

Wykonał kilka telefonów, nakazał zamknąć port na Cloud 9, skontaktował się ze Starbuck i przekazał jej dowodzenie nad oddziałem marines, a wszystkiego tego dokonał na czysto i bez emocji, tak, jak należało postąpić. Chociaż Saul wciąż rzucał mu niespokojne spojrzenia i widać było, że nie jest w stanie podejść do sprawy obiektywnie, to musiał też wiedzieć, że starsza niż Dwanaście Kolonii zasada nie negocjowania z terrorystami nie podlega dyskusji, gdyż są rzeczy, których należy się wystrzegać, nawet jeżeli twoje ręce mogą zostać splamione krwią.

Terroryści wkrótce spostrzegli, że zaczyna brakować im tlenu i zagrozili, że jeżeli sytuacja się nie zmieni, zaczną zabijać zakładników. Admirał milczał, gdyż miał przed oczami salę bankietową, pogrążoną w półmroku, lśniącą w blasku przygaszonych lamp, pełną przerażonych, niezdolnych do jakiegokolwiek oporu ludzi, którzy ratunku upatrywali właśnie we flocie.

Właśnie o tym myślał, kiedy twardo oznajmił, że w takim razie pozwoli, by się podusili, by zabił ich nadmiar dwutlenku węgla, niewidzialnego wroga, przed którego zabójczym działaniem mogłoby uchronić ich otwarcie włazu.

Wszyscy straciliśmy kogoś bliskiego.

Sesha Abinell musiała doskonale zdawać sobie sprawę z tego, że Admirał blefuje, przecież nie pozwoliłby na śmierć kilkudziesięciu zakładników, z których większość znał osobiście, z których część żyła, walczyła i pracowała na jego statku, z których część zdążył niemalże zaadoptować już pierwszego dnia, w którym postawili stopę na pokładzie Galactici.

Wiedziała, że słabym punktem Adamy są właśnie jego ludzie, więc w końcu wyciągnęła swojego asa, królewską kartę, by pokazać Admirałowi, że tym razem przewaga jest po ich stronie i proszę, niech się przekona, że jest gotowa zginąć, by zobaczyć, jak ten Cylon umiera, a czy Adama właśnie tego pragnie dla swojego syna?

Kiedy się rozłączyli, Admirał wydał rozkaz naprawienia uszkodzonego systemu powietrza, a następnie spojrzał w oczy swojemu XO i stwierdził, że ma nadzieję, że Saul wie, iż przecież nie mogą wydać im Sharon?

- A tak przy okazji... To nie Sharon, to pieprzony Cylon - stwierdził Saul. Adama podniósł wzrok znad szkiców, planów i schematów ukazujących rozkład pomieszczeń na Cloud 9, zmarszczył brwi i odparł, że przecież wie, że nikt nie musi mu tego powtarzać.

Cylon.

Którego wciąż nazywasz Sharon.

Wydanie jej w ręce terrorystów nie wchodziło w grę.

Nie chodziło nawet o to złudne, oszukańcze podobieństwo, proste, nieskomplikowane zjawisko, które sprawiało, że maszyna była w stanie wyglądać, mówić, a nawet poruszać się jak tamta Sharon, jak Boomer, która koniec końców udowodniła, że ludzie nie mylili się w ocenie Cylonów. Tak, Saul miał rację, gdy mówił, że Adama wciąż widział w ich więźniu tego młodego rekruta, który zameldował się tutaj ponad dwa lata temu. Nie miał też większego znaczenia fakt, że gdyby to zrobili, mogliby stracić Helo, wciąż wiernego wobec floty, załogi i swojego dowódcy, myślącego też jednak o rodzinie, którą zaczął już widzieć w tej cylońskiej dziewczynie i ich nienarodzonym dziecku.

Admirał nie miał złudzeń, wiedział, że Helo jest szczerym, lojalnym i praworządnym oficerem, ale rozumiał też, że to wszystko może zniknąć, kiedy oddadzą Sharon w ręce tych szaleńców.

Miłość sprawia, że reakcje najrozsądniejszych stają się nieobliczalne.

Adamę w pewnym sensie cieszyło to oddanie, rozumiał jednak, że prędzej czy później przysporzy im ono kłopotów.

Powodem, który tak naprawdę sprawiał, że Admirał nie zamierzał prowadzić negocjacji, był cel, dla którego zamachowcy chcieli pozbawić flotę istotnej przewagi militarnej. Zemsta była tylko pustą, bezsensowną chwilą triumfu, która sprawiała, że chwilę później człowiek czuł się jeszcze bardziej samotny i wypalony.

Adama pragnął położyć temu kres, pokazać, że takie postępowanie jest niedopuszczalne, dzieli flotę, niszczy zaufanie i sprawia, że osłabiani od środka stają się jeszcze łatwiejszym łupem dla Cylonów.

Nie potrzebowali takich mącicieli.

Nie zmienił zdania nawet po tym, jak zadzwonili, by powiadomić go, że w ich ręce wpadł także jego syn.

Jednakże wtedy właśnie nakazał, by naprawiono system powietrza, gdyż tak samo, jak nie mógł pozwolić, by w ręce tych desperatów wpadł Cylon, tak samo nie chciał dopuścić do tego, by zakładnicy, część ich wielkiej rodziny poumierali.

Saul wciąż na niego patrzył, a on odwrócił wzrok, wciąż mając przed oczami wielką, wystawną salę bankietową, gdzie niegdyś wznosili toasty za prezydenturę Roslin, a nieco później za wielce szczęśliwy fakt, że wiceprezydentem został Gaius Baltar.

Wtedy zadzwoniła Starbuck.

*

- Jakieś ofiary?

- Dwóch marines, prawdopodobnie nie żyją. Jeden zamachowiec. I Lee.

Lee.

- To był nasz ogień. Lee został trafiony przez naszych. Myślę... Myślę, że to byłam ja.

*

Właśnie takie chwile decydują o tym, jakim jesteś dowódcą.

Liczy się każdy gest.

Jak zareagujesz, co powiesz, co zrobisz.

Czy przedłożysz Lee nad przewagę militarną, waszą tajną broń, czy też nie zdecydujesz się pójść na żadne ustępstwa i w ten sposób pozwolisz, by twój syn wykrwawił się na śmierć, narazisz życie kolejnych zakładników. Rozum może toczyć batalię, chociaż serce wie lepiej i od ciebie zależy, czy pozwolisz mu dojść do głosu.

Wojskowi nie mają serca.

Nie powinni mieć.

Wtedy pewne wybory przychodzą łatwiej.

Ludzie by zrozumieli, ludzie by cię poparli, w końcu, tak jak słusznie wskazała Roslin, każdy ze znajdujących się tam zakładników jest czyimś synem, żoną, matką. Straciłbyś jednak coś, czego nie potrafisz w tej chwili nazwać, ten rys charakteru, który sprawia, że byłeś w stanie działać, myśleć i iść naprzód nawet wtedy, gdy zginął twój młodszy syn, Carolanne odeszła, a w wasze życie ponownie wkroczyli Cyloni.

Wtedy zadzwoniła Abinell.

*

- Co z moim synem?

- Żyje. Ale mój przyjaciel nie, tak samo jak wasi dwaj żołnierze. A twój syn umiera.

Twój syn umiera.

*

Pojawiły się wątpliwości, pierwsze rysy, drobne szczeliny w murze, który wznieśli wokół siebie, by z czystym sumieniem móc podejmować takie właśnie decyzje. Admirał wyczuwał, że Saul się łamie, rozumiał, że tak naprawdę złamał się już dawno temu, podczas, gdy Prezydent Roslin uparcie twierdziła, że nie mogą im wydać Sharon, dlatego, że właśnie o to tutaj chodzi, o pokazanie, jak zachowają się w danej sytuacji, czy mają na tyle silne kręgosłupy, by nie ugiąć się przed żądaniami terrorystów, w których rękach znalazły się bliskie im osoby?

- Tu chodzi o przetrwanie. Przetrwanie ludzkiego gatunku - powtórzyła twardo Laura. Adama spojrzał na nią w milczeniu, nie przyznając, jak bardzo wdzięczny był za samą jej obecność tutaj, chociaż podjął już swoją decyzję.

Kiedy do niego zadzwonią, po raz kolejny posłucha, co mają do powiedzenia, a następnie obieca, że odda im Cylona.

Nadmieni, że będzie martwa.

Nie wspomni tylko, od jak dawna.

Musiał działać, musiał zrobić coś, coś, co sprawiłoby, że wszystko wróci do normy, a Lee, jego syn, wyjdzie z tego cało.

Musiał działać, gdyż był dowódcą.

Musiał działać również dlatego, że Apollo był jego synem, ostatnim, którego miał, i któremu powiedział zaledwie parę miesięcy wcześniej, że gdyby to on zginął na tamtym księżycu, nigdy by nie odlecieli. Bo przecież jeżeli zapomną o więzach rodzinnych, o wszystkich, co tworzyło z nich ludzi to jakże odróżnią siebie od Cylonów?

Umiejętność odczuwania szczerej, prawdziwej radości, zmartwień, bólu i strachu, a także poczucie straty były wszystkim, co czyniło z nich ludzi i czego Cyloni w żaden sposób nie zdołaliby im odebrać. Może o to tu właśnie chodziło, o wielką, ważną i ponadczasową bitwę o terytorium, o prawo do zdefiniowania uczuć, emocji, prawo do wyznaczenia nowych reguł, prawo do świeżego startu, drugiej szansy, nowego początku.

Jakże Cyloni mogli cenić życie, skoro dla nich każda śmierć była okazją do ponownych narodzin? Dla nich wiązała się ona tylko z prostym, mechanicznym wciśnięcie przycisku, restartem komputera, podczas, gdy dla człowieka śmierć jego bliskich była zawsze ogromną tragedią.

Właśnie szacunek dla życia czynił z nich ludzi.

Nie wolno im tego zaprzepaścić.

Nie wolno.

- Oddam wam Cylona. Ale będzie martwa.

- A jakie to ma znaczenie?

Żadne.

Żadne, jeżeli zaczniemy zabijać się między sobą.

Admirał odłożył słuchawkę, spojrzał po stojących kawałek dalej Saulu i Roslin, a następnie zmrużył oczy i znów sięgnął po telefon.

Czas zacząć działać.

birthdays, friends::nilc, fanfiction, ff::bsg, character::bill adama, fandom::bsg

Previous post Next post
Up