Spadek (CM ff)

Nov 27, 2009 00:19

W trakcie oglądania 5x01 padł jeden tekst, który sprawił, że wpadłam w szał (twórczy) i stwierdziłam, że MUSZĘ napisać fika na ten temat. Nie wyszło do końca tak jak chciałam, stworzyłam już lepsze rzeczy (unsub!Reid, hello), ale z kilku scen/pomysłów tutaj też jestem bardzo zadowolona i przy okazji to też tekst do tabelki. :P To czysty przypadek, że wklejam to dzisiaj, naprawdę.

Tytuł: Spadek
Fandom: Criminal Minds
Postacie: Głównie Jack i Haley, a także Hotch i Prentiss.
Ilość słów: 5223
Ostrzeżenia: Spoilery do 5x01 Faceless, Nameless, dalej au i futurefik. Postać właściwie dość własna ;). Straszna (według magdalith druga osoba. XD Ewentualnie subtelne wskazówki dotyczącego jednego pairingu, znacie mnie.
Dedykuję kubis za fantastyczną betę, naprawdę. <3



Spadek

A million lies to sell yourself
Is all you ever had

Ojciec jest tylko wspomnieniem.

Pamiętasz go jako postawnego, milczącego mężczyznę z ciemnymi włosami, zawsze w nienagannie skrojonym garniturze. Może to nie są słowa, którymi opisałbyś go wtedy, ale właśnie o to w nich chodzi. Tata z upływem czasu staje się tylko zarysem, konturami człowieka, którego twarz, wzrok i uśmiech (pamiętasz, że rzadko się uśmiechał, ale wystarczyło, że pociągnąłeś go za rękaw i jego twarz rozjaśniało szczęście, takich widoków się nie zapomina) rozmywają się wśród setek innych, znacznie świeższych wspomnień.

W twoje czwarte urodziny nie widzisz się z tatą (jesteście wtedy w Milwaukee, plac zabaw jest pusty, a huśtawka kolorowa, a po wszystkim mama i ta miła pani w okularach zabierają cię na lody, dostajesz nowy samochodzik-zabawkę i zasypiasz pod miło pachnącą granatową kołdrą w gwiazdki) i wszyscy usiłują ci to wynagrodzić, zupełnie, jakbyś miał się zaraz załamać. Nie rozumiesz, dlaczego nie możesz wrócić do swojego starego pokoju i spotkać się z kolegami, ale przede wszystkim tęsknisz za tatą.

Zasypiasz z palcami zaciśniętymi na pluszowym łosiu od ojca.

Nie zauważasz stojącej w progu twojej sypialni mamy i tego, że znowu płacze.

Dwa dni później wywożą was do Topeki.

*

W ciągu następnych sześciu miesięcy jeszcze trzy razy zmieniacie miejsce pobytu, z różnych, nieznanych ci powodów. Przyzwyczaiłeś się już do tych nieustannych wyjazdów, nowych miejsc i nowych ludzi, ale jest ci smutno, bo mama wciąż płacze i często kłóci się z tym panem, który wam towarzyszy (nauczyłeś się go lubić, bo Sam, tak właśnie się nazywa, jest dla ciebie bardzo miły, zabiera cię do kina i na huśtawki, a na jakiejś stacji benzynowej kupuje ci pluszowego hipopotama, takiej zabawki nie masz jeszcze w swojej kolekcji.)

- Nie martw się, Jack, będzie dobrze - mówi Martin, jego kolega. Zdążył się już nauczyć, żeby nie zwracać się do ciebie per „mały”, wie, że od razu wtedy pochmurniejesz (przecież tata powiedział ci ostatnio, że sporo urosłeś). Odwraca twoją uwagę i wyciąga cię na spacer do parku, tak, by zostawić za wami podniesiony głos twojej matki. Wśród drzew znajduje się mały, zadbany plac zabaw, są huśtawki, zjeżdżalnia i piaskownica, która stoi pusta, ale ty przecież jesteś już za duży, by do niej wskoczyć i wziąć do ręki jedną z porzuconych w piasku zabawek. W powietrzu unosi się zapach końcówki lata, dzieci, starsze od ciebie trzy dziewczynki i chłopiec, bawią się korzystając z ciepłego popołudnia. Wspinając się po jaskrawozielonej drabince, widzisz, jak turla się do ciebie piłka, chwytasz ją i rzucasz dziewczynce z czerwoną spinką we włosach. Dzieciaki wreszcie pozwalają ci bawić się ze sobą, mimo że uważają cię za smarkacza. Biegniesz, potykasz się i zaraz wstajesz, a później, z piaskiem we włosach i zielonymi smugami na kurtce pozwalasz się zaprowadzić z powrotem, gdzie czeka na was mama i dwie spakowane walizki. Na wierzchu mniejszej z nich tkwi pluszowy łoś, jedna z nielicznych zabawek, które zdążyliście wziąć z domu.

Tego prawdziwego domu.

- Kiedy zobaczymy tatę? - pytasz, gdy wjeżdżacie na autostradę 29, zmierzającą w kierunku Minnesoty.

Mama zaciska usta, ale przyciąga cię do siebie, przytula i całuje twoje włosy. Mówi, że nie jest pewna, kiedy będziecie mogli spotkać się z ojcem, ale „musisz pamiętać, Jack, że tata bardzo cię kocha”. Myślisz, że skoro nie może nawet zadzwonić, to może stało się coś złego albo jest na ciebie o coś zły. Mama stara się, żebyś zrozumiał, że tata ma do wykonania ważne zadanie i dla jego bezpieczeństwa nie może się z wami kontaktować. Nie pytasz, czemu to wy, a nie on, wciąż zmieniacie miasto i nazwisko.

- Czy jak tata się z tym upora, to nas znajdzie? I będziemy mogli wrócić do domu? - pytasz z nadzieją. Zaciskasz palce wokół pluszowej łapki łosia, na ciemnobrązowym futerku zabawki widać ślad po twoim ulubionym twarożku.

- Tak, kochanie - odpowiada mama. Towarzyszący wam mężczyźni siedzą z przodu i przez większość czasu milczą. Czasem tylko któryś z nich wciśnie przycisk na odtwarzaczu, żeby zmienić płytę bądź piosenkę, Mark wykonuje też ze trzy telefony, ale nie słyszysz żadnej z rozmów. Przytulasz się do mamy, wyczuwasz bicie jej serca i nieobecność perfum, które tak lubiła.

Nie zauważasz nawet, kiedy zasypiasz.

Nigdy się nie dowiesz, czy już wtedy Haley, twoja mama, ostatecznie wyzbyła się nadziei na normalne życie. Koniec końców lądujecie w Minneapolis, zamieszkujecie w miłym, niebieskim domku z ogródkiem, zmieniacie nazwisko (twoja mama także imię, ale tego prawie nie zauważasz, dla ciebie zawsze była „mamą”) i nagle z Jacka Hotchnera i Haley Brooks stajecie się Jackiem i Harriet Banks. Wynieśliście się z Richmond w Virginii, by zacząć wszystko od nowa i zostawić za sobą problemy, o których Harriet, twoja matka, nie lubi mówić. Ojciec Jacka, twój ojciec, pewnego dnia wyjechał i nigdy nie wrócił, taka jest oficjalna wersja, ale mama uważa, żeby nie powtarzać jej za często przy tobie (nawet nie zauważasz, kiedy zaczynasz traktować to jako coś, co naprawdę się zdarzyło, a mama przestaje cię poprawiać). Nie chce, żebyś stracił nadzieję, chociaż dla niej samej jest już zdecydowanie zbyt późno, gdyż mijają kolejne dni, miesiące i lata, a twój ojciec wciąż nie daje znaku życia.

W ten sposób mija następnych trzynaście lat.

*

Kiedy masz sześć lat ojciec z kogoś, kto cię kąpał, tulił, kładł do snu i wstawał pierwszy, gdy tylko zaczynałeś płakać w nocy, czyli w skrócie z postaci pierwszoplanowej, staje się kimś, kto nie jest wart nawet wzmianki w napisach końcowych. Babcia, koledzy, ciocie i wujkowie, dla nich też nie ma już tam miejsca (i to też nie jest ich wina).

W czołówce zostaje tylko mama.

Wtedy w waszym życiu pojawia się Robert, bezdzietny rozwodnik, który mieszka tuż za rogiem i jest po prostu zwyczajnym, porządnym facetem. Gdy mamie psuje się samochód, przez dwa tygodnie zawozi ją codziennie do pracy, a ciebie zabiera na mecze. Uczysz się od niego gry w piłkę, to on po raz pierwszy wsadza cię na prawdziwy rower i pewnego dnia myślisz, że chciałbyś mieć takiego tatę. Wszystko dzieje się spokojnie i naturalnie, Robert zaczyna zastępować ci ojca i nawet nie zauważasz kiedy to jemu, nie mamie, skarżysz się najpierw na nauczycielkę matematyki. Jest świetnym kumplem, chociaż jest przecież tyle od ciebie starszy, ale to nie szkodzi, ważne, że masz kogoś takiego przy sobie.

Osiem miesięcy po tym, jak poznałeś Roberta, mama przeprowadza z tobą poważną rozmowę i kiedy upewnia się, że naprawdę bardzo go polubiłeś i nie masz nic przeciwko temu, żeby z wami zamieszkał, wydaje się być bardzo zadowolona. Przytula cię później i długo nie chce cię puścić, a ty, mimo że jesteś już dużym chłopcem i nie chcesz, żeby ktoś okazywał ci tyle czułości, pozwalasz jej na to (masz tylko sześć lat, ale dostrzegasz, jak bardzo jest samotna).

W październiku Robert się wprowadza.

*

Rok później biorą ślub.

*

Kiedy masz osiem lat, mama i ojczym przynoszą do domu brzydkiego, pomarszczonego chłopczyka, którego nazywają Richard Harris. Ten mały, krzykliwy intruz zajmuje nagle najważniejsze miejsce w sercu twoich rodziców i zabiera czas, który wcześniej poświęcali tobie. Zamykasz się w swoim pokoju, grasz w gry komputerowe, bawisz się samochodzikami i trzymasz z daleka od kołyski tego małego, który albo wciąż płacze i męczy wszystkich dookoła albo wręcz przeciwnie, uśmiecha się, co wywołuje w nich wręcz ekstatyczną radość. Mama usiłuje zainteresować cię braciszkiem, ale ty wciąż masz mu za złe, że zgarnął dla siebie tak dużą część uwagi rodziców. Próbujesz się do nich uśmiechać, ale najwyraźniej jesteś już zbyt duży, a twój uśmiech utracił sporo z tej magii, która potrafi zaklinać dorosłych.

Żałujesz wtedy, że nie masz własnego tatusia albo własnej mamusi, którzy kochaliby tylko i wyłącznie ciebie. Masz wrażenie, że kiedyś tak było, jeszcze zanim w twoim świecie pojawili się nie tylko Richard, ale także i Robert. Czasem śnisz o wielkim domu, w którym pachnie naleśnikami i słodkim, lepkim syropem klonowym (Robert nie znosi syropu klonowego), a ojciec, wysoki, ponury mężczyzna, przyrządza ci owsiankę, uśmiecha się, dotyka twoich włosów, łapie za teczkę i wychodzi z domu.

Rozpaczliwie usiłujesz przypomnieć sobie jego twarz, upewnić się, że to nie tylko wytwór twojej wyobraźni, że pewne rzeczy to nie tylko sny i dziecięce marzenia. Prawdę odkrywasz dopiero, gdy w czwartkowy wieczór mama Simona odwozi cię do domu i zaczynasz szukać czegoś w szufladach. Na dnie jednej z nich, między srebrnymi papierkami po cukierkach, kilkoma pogryzionymi ołówkami (przynajmniej przestałeś już obgryzać paznokcie) i pięcioma figurkami dinozaurów, znajdujesz poplamione zdjęcie mężczyzny. Nie mówisz o tym mamie. Są takie rzeczy, którymi nawet sześciolatek nie chce dzielić się z matką, takie fotografie i wspomnienia właśnie do nich należą.

To zdjęcie będzie tylko twoje.

Sypiasz z nim pod poduszką.

*

Kiedy masz dziesięć lat i otwierasz Firefoxa na laptopie mamy, widzisz, że wśród otwartych stron znajduje się też główna strona FBI. Wpadasz w panikę, bo przypominają ci się te wszystkie filmy o zbiegłych przestępcach (wiesz, że nie powinieneś był ich oglądać, ale Matthew cię namówił, a jego rodzice i tak nie mieli pojęcia, jakie filmy ogląda ich syn) i myślisz, że może twoja mama zrobiła coś strasznego i teraz was za to ścigają.

Harriet dostrzega twoją przerażoną minę i pyta o co chodzi, a ty wszystko jej opowiadasz. Jest wyraźnie zdenerwowana tym, że wiesz, iż przeglądała główną stronę FBI, ale spokojnie tłumaczy ci, że nie, nie jesteście ścigani, a mama musiała sprawdzić coś do pracy (pracuje w szkole, ale nie zastanawiasz się wtedy, czego nauczycielka trzecioklasistów mogłaby szukać na stronie FBI). Jesteś zadowolony, jak każdy dziesięciolatek, któremu właśnie nie zawalił się świat.

Wszystko wydaje się być w porządku.

*

Kiedy masz piętnaście lat, szukasz czegoś na półce w kuchni i na głowę spada ci kilka grubych, wypełnionych dokumentami teczek. Mamy i Roberta nie ma akurat w domu, Dick jest w przedszkolu, a ty masz jeszcze dwie godziny wolnego przed treningiem. Zerkasz z ciekawości do pierwszej z brzegu teczki i widzisz coś, co wprawia cię w straszne zakłopotanie, więc zaczynasz kopać głębiej. Znajdujesz wszystkie dokumenty i siadasz na podłodze w kuchni, gdzie padają na ciebie ciepłe, czerwcowe promienie słońca, i dowiadujesz się tego wszystkiego, czego miałeś się nigdy nie dowiedzieć. Wśród papierów, które są dowodem na to, że wcześniej nazywaliście się inaczej (Brooks, Hotchner, później znowu Brooks, aż wreszcie Banks), mieszkaliście też gdzieś indziej i wszystko w ogóle było inaczej. Twoją prawdziwą mamą była Haley, nie Harriet, a wasz świat tutaj miał najwyraźniej stanowić nowy, lepszy początek.

Miałeś też ojca.

„Aaron Hotchner, urodzony 28 lutego 1966 roku, agent FBI, były szef sekcji BAU w Quantico”, znajdujesz w Internecie te strzępy informacji, a także kilka zdjęć wysokiego, poważnego mężczyzny w garniturze i pod krawatem, którego kojarzysz z tej pojedynczej, zagubionej gdzieś fotografii (ze wstydem przypominasz sobie, że jakieś trzy lata wcześniej zapomniałeś wyjąć je spod poduszki, a później zniknęło, pewnie znalazła je twoja matka). Ślady w dokumentach z teczki urywają się dawno temu, ostatnie pochodzą sprzed ponad trzynastu lat. Uważnie przyglądasz się wyświetlonej na ekranie komputera fotografii. Człowiek na tym zdjęciu kojarzy ci się z agentami, których czasem oglądasz w telewizji, ale nigdy nie powiedziałbyś, że mogliby mieć coś wspólnego z twoim życiem. Co takiego się stało, że twój prawdziwy ojciec stracił z wami kontakt?

Mieszkaliście kiedyś w Waszyngtonie.

Dopiero, gdy docierasz do papierów związanych z uczestnictwem w programie ochrony świadków koronnych (są na samym dole, pewnie mama założyła, że nawet jak wpadniesz na tę teczkę, to nie będzie ci się chciało sięgać tak głęboko), prawda uderza w każde zakończenia nerwowe w twoim ciele. Znajdujesz też nazwisko Foyeta i swój stary adres, i jak w amoku dopadasz laptopa, gdzie wpisujesz w wyszukiwarkę dane człowieka, który tak bardzo zmienił wasze życie. Czytasz o wszystkich tych rzeczach, które zrobił swoim ofiarom i czujesz, jak ciarki przechodzą ci po plecach. „Atak i zadanie dziewięciu ciosów nożem agentowi federalnemu” to ostatnia, mocno nieaktualna (jedenaście lat wydaje się w twoim wieku prawie wiecznością) wiadomość o Foyecie (przez chwilę myślałeś, że może musieliście uciekać przed ojcem. Teraz ci głupio, ale to przynajmniej znaczy, że tata chciał dla ciebie jak najlepiej, prawda?).

Cieszysz się, że Aaron Hotchner przeżył ten opisany na stronie Washington Times zamach, ale boisz się wpisać do wyszukiwarki jego nazwisko. Nie wiesz, czy wciąż żyje, czy nie wziął ponownie ślubu i nie ma nowych dzieci, które miałyby zastąpić mu ciebie, tak jak Robert miał zastąpić ci ojca. Wreszcie się na to decydujesz (mija godzina, o której powinieneś rozpocząć trening, ale to teraz nieistotne), znajdujesz numer do siedziby BAU i zamierasz tak z telefonem w ręce i laptopem na kolanach.

Harriet (Haley) znajduje cię, zanim zdążysz zadzwonić.

*

Myśl o tym, że nawet teraz, kiedy poznałeś już prawdę, nie możesz skontaktować się z własnym ojcem, przejmuje cię buntem, ale wyjaśnienia matki przyjmujesz z czymś na kształt zrozumienia.

- Robert wie? - pytasz, celowo używając jego imienia, wiesz, że jej się to nie spodoba.

Harriet (Haley) kiwa tylko głową i więcej nie poruszacie tego tematu. Jej odpowiedź sprawia, że masz ochotę skopać tkwiący w rogu pomieszczenia kosz na śmieci, głupota, ale nie widzisz innego sposobu na rozładowanie tych wszystkich kłębiących ci się pod czaszką emocji. W końcu wychodzisz na rower, a później uciekasz z Simonem nad rzekę i wracasz grubo po północy. Mama siedzi wtedy w salonie, twierdzi, że i tak oglądała coś w telewizji, ale ty wiesz, że to nieprawda (zazwyczaj o tej porze już dawno śpi, zresztą, nienawidzi Discovery Channel i tych wszystkich programów kryminalnych, a to właśnie leciało, kiedy wszedłeś do salonu) i mówi tak tylko, żeby cię dodatkowo nie zdenerwować. Myślisz, że takie gesty są ważne.

Wciąż jednak czujesz się oszukany.

To niesprawiedliwe, że Robert, który nie jest przecież nawet z tobą spokrewniony, wie więcej o waszej sytuacji i twoim ojcu niż, no właśnie, ty, syn tamtego mężczyzny, którego nie widziałeś od ponad dziesięciu lat. To jeszcze bardziej nie w porządku, że Robert zna cię lepiej niż rodzony ojciec, że to tego drugiego nie było przy tobie, gdy uczyłeś się rozpoznawać gwiazdy, majsterkować, naprawiać rower i tworzyć strój na Halloween, najpierw dla siebie, później także dla twojego brata. Posiadasz jedynie strzępy wspomnień, zdecydowanie za mało, by złożyć z tego wspólną całość i obraz człowieka, który kiedyś, podobno, bardzo cię kochał.

Odsuwasz się jeszcze bardziej od Roberta i więcej czasu spędzasz z siedmioletnim już Dickiem, który uwielbia klocki lego i wszędzie ciągnie za sobą pluszowego żółwia. Jak przez mgłę pamiętasz łosia-maskotkę, którą tuliłeś do siebie, gdy jechaliście gdzieś samochodem (teraz chyba już wiesz, dokąd). Nie wiesz, co się z nim stało, ale podejrzewasz, że mama w końcu wyrzuciła go na śmietnik, podobnie jak większość rzeczy związanych z waszym poprzednim życiem.

Wciąż nie wiesz, co stało się z tamtym zdjęciem taty.

Patrzysz, jak Dick układa zamek z klocków i wciąż intensywnie myślisz o tym, czy masz też inne rodzeństwo, małych braci i siostry, których twój ojciec może wozić samochodem, zabierać do parku i kochać zamiast ciebie.

Przygnębia cię fakt, że może nigdy się tego nie dowiesz.

*

Kiedy masz siedemnaście lat, wiesz już, że jesteś znakomity w fizyce, college stoi przez tobą otworem, a Cynthia Wallace naprawdę chce się z tobą spotykać, więc świat wydaje się wspaniały. Większość wieczorów spędzasz na treningach albo kując, w końcu bardzo chcesz dobrze zdać końcowe egzaminy, ale co wtorek i czwartek wychodzicie gdzieś razem z Cynthią. Jest starsza od ciebie, bardziej wysportowana i doskonale wie, jak się malować i ubierać. Przegląda się w lusterku i poprawia szminkę, później cię całuje, a ty myślisz, że dzisiaj chyba znowu nie wrócisz wcześniej do domu. Wnętrze jej pokoju przypomina puderniczkę, jest całe w fioletach i różach, a jej rodzice wyszli z mieszkania i wrócą prawdopodobnie dopiero nad ranem. Na półkach piętrzy się mnóstwo książek, pod sufitem wisi brązowy łapacz snów.

Cynthia wyjmuje z torebki coś, co okazuje się trzema jointami.

Pierwszego wypalasz sam, jest ci trochę niedobrze, ale trzymasz się i nie wymiotujesz, a trzeciego jointa wypalacie wspólnie. W momencie, gdy wsuwasz go między wargi, dzwoni twój telefon. Patrzysz na wyświetlacz, mama, odbierasz i kiedy słyszysz jej roztrzęsiony głos, wiesz, że właśnie stało się coś bardzo ważnego.

*

- Foyet nie żyje - mówi mama.

Stoi w drzwiach waszego wielkiego domu.

- Och - mówisz tylko. Jeszcze dwa lata temu skakałbyś pod sufit na dźwięk takiej wiadomości, dzisiaj nie bardzo wiesz, jak powinieneś zareagować. Myślisz o Cynthii, którą zostawiłeś w różowo-fioletowym, przesiąkniętym zapachem trawki pokoju i o tym, co mogło stać się później. - Jak zginął? Wreszcie go dopadli? - pytasz bardziej obojętnym tonem, niż się spodziewałeś.

- Nie zdążyli. Rak był szybszy. - Mama patrzy na ciebie w dziwny, nieodgadniony sposób. Znasz ją na tyle dobrze, żeby móc stwierdzić, że nie płakała, ale nie aż tak, by wiedzieć o czym w tej chwili myśli. Czy jest zła na swojego eks-męża za to, że nie zabił tego mężczyzny, wcześniej, wiele lat temu, kiedy miało to jeszcze znaczenie? Czy może wdzięczna, bo dzięki temu poznała Roberta i założyła nową, wspaniałą rodzinę?

Wspaniała rodzina, myślisz. Klocki lego, wykradzione zdjęcia i ukryte teczki pełne informacji o obcych ludziach.

- Och. I co teraz? - pytasz, bardziej z grzeczności, niż z ciekawości, chociaż przecież wiesz, co się teraz stanie.

Harriet (Haley, teraz jest nią bardziej niż kiedykolwiek wcześniej) przez chwilę nic nie mówi.

- Rozmawiałam już z twoim ojcem - oznajmia w końcu. - Przyleci tutaj pojutrze rano.

O kurwa, myślisz i czujesz, jak nagle pocą ci się dłonie. Masz ochotę powiedzieć: Nie jestem gotowy, wcale nie chcę go widzieć, proszę, proszę, odwołaj to mamo ale wiesz, że musisz stawić temu czoła. Tak naprawdę chcesz poznać mężczyznę, dzięki któremu jesteś na świecie i który sprawił, że musieliście uciekać aż tutaj.

Zastanawiasz się, jak zareagował twój ojciec, gdy dowiedział się, że przez ostatnie kilkanaście lat dzieliły was tylko trzy godziny lotu.

Kilka kresek na zegarku to czasem odległość nie do przebycia.

*

Wygląda inaczej niż sobie wyobrażałeś.

Wiesz, że to straszna klisza, ale na zdjęciu sprawiał wrażenie bardziej niezniszczalnego. Wyglądał tam na kogoś, kto rzadko się uśmiecha, ale też nie poddaje żadnym przeciwnościom losu. W twoich wyobrażeniach ojciec zawsze przypominał skałę, ale to była przecież wypadkowa wspomnień i tych nielicznych zdjęć, które widziałeś. W rzeczywistości jest dużo starszy (trzynaście lat to mnóstwo czasu) i znacznie bardziej zmęczony.

Mama bierze tego dnia wolne i mówi, że zawiezie cię na miejsce spotkania, a jakbyś chciał wrócić wcześniej do domu, to wystarczy, żebyś do niej zadzwonił. Mruczysz coś pod nosem o tym, że siedemnaście lat to dość dużo, by dać sobie radę we własnym mieście, ale wiesz, że to dla niej ważne, a sytuacja i tak jest już bardzo trudna. Wysiadasz z samochodu, uśmiechasz się do mamy, a kiedy odjeżdża, spoglądasz na zegarek. Cholera, jesteś piętnaście minut za wcześnie. Kręcisz się trochę po okolicy, zaglądasz do ulubionej księgarni, którą opuszczasz z książką pod pachą, a wtedy pod skwer podjeżdża srebrny chevrolet i wysiada z niego Aaron Hotchner. Za kierownicą siedzi jakaś kobieta, ale odjeżdża, zanim zdążysz się dobrze przyjrzeć.

Patrzycie na siebie przez chwilę w milczeniu.

- Hej, Jack - mówi wreszcie mężczyzna (twój ojciec), a ty zmuszasz się, żeby odpowiedzieć:

- Hej.

- Myślisz, że znajdziemy tutaj jakieś miejsce, gdzie moglibyśmy usiąść? - pyta po chwili i stara się uśmiechnąć, a ty myślisz, że nie widziałeś tak smutnego uśmiechu odkąd zmarła matka Roberta (masz teraz problem z nazywaniem drugiego męża matki ojcem, chociaż to nie wasza rzeczywistość się zmieniła, tylko sytuacja wokół) i wracaliście z jej pogrzebu. Aaron Hotchner wygląda, jakby chciał jeszcze o coś zapytać, ale powstrzymuje się i w końcu nic nie mówi.

Robi ci się go żal (człowiekowi nigdy nie powinno być żal własnego rodzica) i zanim zdążysz pomyśleć, stwierdzasz:

- Pewnie. Możemy iść do U Mabel, tuż za rogiem i podają tam naprawdę świetne hamburgery.

Podejrzewasz, że twój ojciec przystałby dzisiaj na każdą twoją propozycję, niezależnie od tego, czy wymieniłbyś McDonalda, KFC czy Disneyland na Florydzie (które dziecko nie marzy o tym, by rodzic spełnił każde jego życzenie? Prawdopodobnie takie, które prawie go nie pamięta). Widzisz, że jest stary, znacznie starszy niż na zdjęciach, nie tylko pod względem wieku, ale w kącikach jego ust i oczu widać coś, czego nie potrafisz do końca rozszyfrować.

Mężczyzna kiwa głową.

- Chodźmy - mówi.

*

Zauważasz obrączkę na jego palcu. Jesteś ciekawy, czy twój ojciec jest jednym z tych facetów, którzy nawet w kilkanaście lat po rozwodzie nadal noszą pierścionek, zupełnie, jakby nie pogodzili się jeszcze z tą stratą albo uważali się wciąż za żonatych mężczyzn. Rozumiesz jednak, że to pytanie z gatunku tych, których nie masz prawa zadać.

Nie bardzo wiesz, co masz powiedzieć.

- Stephen King. Kiedyś też bardzo go lubiłem - mówi twój ojciec, a kiedy podnosisz głowę znad swojej bułki, widzisz na jego twarzy coś na kształt uśmiechu. - Zwłaszcza „Miasteczko Salem” i „Misery”. „Lśnienie” też było niezłe - dodaje. Zaskakuje cię, że wcale nie próbuje wypytać cię o wszystko. Sprawia wrażenie zrezygnowanego, ale to może być tylko kolejne kłamstwo. Kiedy jakieś dwa lata wcześniej zainteresowałeś się kryminalistyką i kryminologią, wśród książek, które pochłaniałeś, trafiło się też kilka z zakresu profilowania. Skoro zabroniono ci się kontaktować z ojcem, to chciałeś przynajmniej dowiedzieć się, czym żył, co sprawiło, że go straciliście i musieliście zostawić przeszłość za sobą. Wyszukiwałeś w Internecie w jakich sprawach brał udział twój ojciec i czym aktualnie się zajmuje. Dowiedziałeś się wtedy, ale nie powiedziałeś tego mamie (zawsze dokładnie kasowałeś historię przeglądarki), że Aaron Hotchner nie pracuje dłużej w BAU. Na którejś stronie natrafiłeś na wzmiankę o jakimś skandalu i błędnych decyzjach, ale to wszystko, czego byłeś się w stanie dowiedzieć. Z zainteresowaniem czytałeś w nocy wydruki artykułów, które sprawiały, że czułeś się trochę bliżej swojego ojca (dzięki nim miałeś wrażenie, że trochę lepiej go znasz).

Z tych wszystkich wzmianek wyłaniał się obraz kogoś, z kogo mogłeś być dumny (nawet, jeżeli tylko skrycie). Nigdy nikomu o tym nie powiedziałeś, nawet Simonowi, nawet Matthew, nawet Cynthii. Dick wciąż był za mały, żeby to zrozumieć, zresztą, to i tak go przecież nie dotyczyło. Przez ostatnie dwa lata strasznie żałowałeś, że nie miałeś (aż do teraz) okazji by lepiej poznać swojego rodzonego ojca (a teraz, gdy wreszcie się spotkaliście, nie bardzo wiesz, co powinieneś powiedzieć, przecież chyba nie: „Hej, tato, wiem, że prawie się nie znamy, ale chciałbym dowiedzieć się o tobie wszystkiego).

Poruszasz się niespokojnie, a następnie wreszcie decydujesz się odezwać:

- Wolę „Cujo”. I myślę, że spodoba mi się „Lśnienie”.

Tym razem twój ojciec naprawdę się uśmiecha.

- Wcale mnie to nie dziwi - mówi.

*

Aaron Hotchner traktuje cię ciepło, ale z dystansem, jakby nie był pewien, na ile może sobie pozwolić (powinien wiedzieć, że odwzajemniasz to uczucie). Pyta cię o szkołę, zainteresowania i przyjaciół, o nic, czego nie powiedziałbyś Robertowi albo którejś z ciotek ze strony ojczyma (z rodziną matki nie macie od lat kontaktu, gdyż, no właśnie). Domyślasz się, że chciałby dowiedzieć się tego wszystkiego, co zdarzyło się w przeciągu ostatnich trzynastu lat. Najgorsze, że chociaż naprawdę bardzo chciałbyś podzielić się z nim tymi straconymi latami (opisać każdy szczegół, opowiedzieć o każdym zadrapaniu i sińcu, jakie nabiłeś sobie grając w piłkę, każdej książce, jaką przeczytałeś, a także o wszystkich dziewczynach, którym rzekomo złamałeś serca), to nie bardzo wiesz, jak zacząć.

Trzynaście lat, trzynaście zmian kalendarzy.

Pytasz o jego pracę (nie zamierzasz przyznawać się do tego, że czytałeś o nim w Internecie wszystko, co udało ci się znaleźć) i siedzący przed tobą mężczyzna milknie na chwilę, a następnie z trudem przyznaje, że od jakichś czterech lat nie pracuje już w BAU. Nie musisz być profilerem, żeby zobaczyć, że to wyjątkowo drażliwy temat, szybko milkniesz, zły na siebie, że o coś takiego zapytałeś, zwłaszcza, że i tak znasz już odpowiedź. Zauważa to i mówi, że masz prawo wiedzieć, więc kiwasz głową i słuchasz o tym, jak sześć lat temu Aaron Hotchner stracił dwójkę swoich ludzi. Oczami wyobraźni widzisz zimny, grudniowy poranek warstwę śniegu na samochodach i zablokowane przez policję centrum Waszyngtonu, wszędzie barierki i biało-niebieskie sylwetki radiowozów. Zagrożenie terrorystyczne, mówili, profil wskazywał na ekstremistyczną, powołującą się na powiązania z Al Kaidą grupę, która miesiąc wcześniej zabiła trzynaście osób w Idaho, i o której było wiadomo, że nie cofnie się przed niczym. Agenci nie mogli jednak przewidzieć, że powtórzy się historia z Nowego Jorku, gdy Aaron Hotchner, twój ojciec, i Kate Joyner, eks-gwiazda Scotland Yardu, prawie zginęli w wybuchu podłożonej pod toyotą bomby.

- Morgan i Rossi wsiedli do samochodu. Poza nimi było tam jeszcze trzech komandosów. Nie zdążyli wyjechać z podziemnego parkingu, gdy ich SUV wyleciał w powietrze - mówi spokojnym głosem, a ty spoglądasz na niego z zakłopotaniem. Nie bardzo wiesz, co masz powiedzieć, znowu, wszystkie słowa wydają się być w tym momencie nieadekwatne, a ty masz tylko siedemnaście lat i dość niewielkie pojęcie o świecie. Zamach terrorystyczny, w którym zginęło kilku agentów FBI, odbił się głośnym echem w mediach. To była naprawdę bardzo znana sprawa i przypominasz sobie teraz, że miałeś zaledwie jedenaście lat i siedziałeś z mamą, która oglądała wtedy telewizję. Wspólnie wysłuchaliście wiadomości o bombie i szczątkach czarnego samochodu (z ludzi zostało tylko tyle, że z trudem dało się potwierdzić ich tożsamość) i nie wiedziałeś, czemu ona płacze.

Nie potrafisz sobie wyobrazić tego, przez co musiał przejść twój ojciec - utrata rodziny, śmierć współpracowników, zmiana stanowiska, aż wreszcie świadomość, że śmiertelna choroba zdążyła dopaść Foyeta przed nim.

Nawet nie chciał o tym myśleć.

Mówisz ojcu, że ci przykro, on kiwa głową, widać, że nawet, jeżeli z niektórymi rzeczami wciąż się nie pogodził, to zdążył je sobie przynajmniej trochę poukładać. W takim momencie chciałbyś umieć dotknąć jego ramienia, a później pozwolić, żeby cię przytulił (na pewne sprawy nigdy nie jest za późno, ale to chyba nie jest jedna z nich), ale Aaron Hotchner wciąż sprawia wrażenie kogoś zbyt odległego, byś mógł się na coś takiego odważyć (szkoda).

Zaczyna się ściemniać.

- Twoja matka nie chciała ze mną o tym rozmawiać, ale musisz wiedzieć, że nigdy nie przestałem go ścigać - wyznaje nagle twój ojciec. - Nawet, gdy wraz z upływem kolejnych lat wszyscy rezygnowali i mówili, że Foyet przepadł jak kamień w wodę i szkoda czasu na dalsze poszukiwania, mój zespół nigdy się nie poddał. Pomiędzy poszczególnymi sprawami moi agenci zawsze potrafili poświęcić swój czas na przejrzenie związanych z tym akt, nigdy mnie nie zawiedli. Żałuję, że nie mogę powiedzieć tego samego o sobie. - Aaron Hotchner milczy przez chwilę, ale wraca do przerwanego wątku: - Przepraszam, Jack - dodaje, a ty zaczynasz lekko panikować, bo nie wiesz, jak powinieneś na to zareagować.

- Wiem, że chciałeś dla nas jak najlepiej - odpowiadasz po chwili milczenia, ale nie jesteś w stanie spojrzeć mu w oczy. - To naprawdę nie twoja wina, że przez tyle lat nie zostawił za sobą żadnego śladu - dodajesz. Znowu czujesz się znacznie starszy, niż wskazywałaby na to twoja metryka ()Jack Banks, nie Hotchner). Dopijasz swoją colę i wbijasz wzrok w blat stołu. Wydaje ci się, że upływa conajmniej godzina, ale to nie może być więcej niż kilka minut.

Ojciec zostawia cię w spokoju. Prawdopodobnie też musi sobie przemyśleć kilka rzeczy.

- Twoja mama prosiła, żebym odwiózł cię do domu - stwierdza wreszcie po dłuższej przerwie. Spogląda na zegarek, wykonuje krótki telefon, a następnie płaci rachunek i mówi, że muszą jeszcze chwilę poczekać (nie bardzo wiesz, na co, ale nie szkodzi), więc, żeby zabić czas, mówisz mu o swoich treningach i wtedy kątem oka zauważasz, że ktoś wchodzi do baru i podchodzi do waszego stolika.

- To Emily Prentiss, pracowaliśmy kiedyś razem - przedstawia ją Hotch, a ty nie mówisz, że poznajesz ją z tych samych zdjęć, na których szukałeś niegdyś swojego ojca. Stała tam pomiędzy wyraźnie przygnębioną blondynką w zaawansowanej ciąży (Jennifer Jareau) a wysokim, czarnoskórym mężczyzną (Derek Morgan, który wiele lat później zginie w eksplozji w podziemnym parkingu). Kobieta ma teraz chyba trochę krótsze włosy (mama mówi, że masz fotograficzną pamięć) i ubrana jest podobnie jak na tamtym zdjęciu. Sprawia też wrażenie niewiele starszej, a przecież upłynęło już tyle lat, odkąd ją zrobiono. Wydaje się też nieco smutniejsza, ale to chyba wszystko.

- Dzień dobry - mówisz trochę onieśmielony.

- Cześć, Jack - uśmiecha się Emily. Zachowuje się wobec ciebie bardzo przyjaźnie i to sprawia, że trochę się uspokajasz. - Podobno mamy cię odwieźć do domu? - dodaje, a ty kiwasz głową. Wciąż nie bardzo wiesz, co powiedzieć, ale łapiesz się na myśli, że dopóki znasz ludzi tylko na zdjęciach, to wszystko jest znacznie prostsze.

- To chodźmy - mówi kobieta.

Kątem oka zauważasz, że twój ojciec też się uśmiecha.

*

Jazda trwa zaledwie kilkanaście minut. Emily Prentiss i Aaron Hotchner siedzą z przodu, ona prowadzi i mówi, że Minneapolis jest piękne i że mieszkała tutaj z rodzicami przez kilka miesięcy, zanim jej matka nie została wysłana do placówki dyplomatycznej w Rumunii. Twój ojciec co jakiś czas coś wtrąca, ale przez większość czasu milczy, i dobrze, tak jest łatwiej dla was obu. Zastanawia cię, dlaczego właściwie przylecieli tutaj razem, ale w tym momencie najbardziej na świecie pragniesz znaleźć się we własnym domu.

Wtedy uderzają cię wczesne, głęboko zagrzebane wspomnienia z tamtych kilku miesięcy - szare, zlewające się wstęgi autostrad, drażniący zapach benzyny i rozwodniona cola na stacjach benzynowych. Przypomina ci się srebrny samochód, spanie w motelach i to, że twoja mama wpadła w histerię, gdy upadła jej puderniczka. To nie było tak, że ciągle uciekaliście, zresztą, wtedy przecież nie zdawałeś sobie z tego sprawy. Jeżeli ta podróż różniła się czymkolwiek od innych, w które cię kiedyś zabierano, to chyba tylko tym, że ojciec się z wami nie kontaktował. Nie mógłbyś też powiedzieć, że miałeś złe dzieciństwo. Najwyraźniej każdy w którymś momencie swojego życia dochodzi do wniosku, że coś z jego szczenięcymi latami było nie tak, ale wtedy zazwyczaj jest już za późno.

Kilka minut później wysiadasz z samochodu, dziękujesz i uśmiechasz się do Emily, która odwzajemnia się tym samym, a później czekasz, aż ojciec się z tobą pożegna (wiesz, że ten moment cię nie ominie). Widzisz, że spogląda w kierunku domu, jakby także w ten sposób chciał dowiedzieć się o tobie czegoś więcej, a może sprawdzić, w jakich warunkach żyłeś przez tych ostatnich trzynaście lat. Jesteś prawie pewien, że mama wygląda w tej chwili przez okno i zastanawiasz się, czy wyjdzie do was, ale mocno w to wątpisz.

Nie wychodzi.

Aaron Hotchner też chyba nie jest pewien, co dalej, ale stara się tego po sobie nie pokazać. Spogląda na ciebie jak na coś, co stracił już zbyt dawno temu, by móc to w pełni odzyskać, a następnie mówi:

- Mam nadzieję, że wkrótce znowu się spotkamy. Jeżeli miałbyś ochotę, to zastanów się nad terminem i przyleć do nas do Waszyngtonu - dodaje z wahaniem, a ty kiwasz głową i udajesz, że nie zauważyłeś tego, że użył liczby mnogiej.

- Bardzo chętnie - odpowiadasz i z zaskoczeniem odkrywasz, że naprawdę tak myślisz.

Twój ojciec się uśmiecha.

- Jestem pewien, że znajdziemy jakąś dogodną datę - dodaje i zanim zdążysz się zorientować, znajdujesz się w jego mocnym uścisku. Pozwalasz się przytulić i sam przyciągasz go do siebie, chociaż to takie dziwne, myśleć, że ostatni raz Aaron Hotchner żegnał się z tobą w ten sposób, gdy miałeś niespełna cztery lata (nie pamiętasz prawie nic z tego okresu, ale zmusiłeś w końcu matkę, żeby ci to opowiedziała). Później mówicie sobie „cześć” i „trzymaj się, synu”, a następnie samochód odjeżdża. Znajdujesz się sam przed domem, w którym mieszkasz dlatego, że, kilkanaście lat temu Foyet zaatakował twojego ojca i sprawił, że musieliście się ukrywać.

Kiedy wchodzisz do przedpokoju, widzisz, że matka tam na ciebie czeka. Roberta i Dicka nie ma nigdzie w zasięgu wzroku, a ty myślisz, że to dobrze, że musi minąć trochę czasu, zanim poukładasz sobie to wszystko, a obecność twojego młodszego brata na pewno by ci w tym nie pomogła. Wiąże się z tym za dużo straconych i zyskanych szans, a także kilka spraw, nad którymi wolisz się zastanowić później, w zaciszu własnego pokoju.

- Wszystko w porządku, Jack? - pyta Harriet (Hailey), która dla ciebie była zawsze mamą. Podchodzi bliżej i przytula cię równie mocno jak wcześniej ojciec, a ty myślisz, że to straszne, że to wszystko musiało się tak zacząć, żeby mieć takie zwyczajne zakończenie (a właściwie początek zupełnie nowej historii.)

- Tak, wszystko jest w jak najlepszym porządku - kłamiesz.

Wiesz, jak to robić.

W końcu miałeś ojca profilera.

genre::au, character::hotch, genre::futurefik, criminal minds, ff::cm, fanfiction

Previous post Next post
Up