Jestem tak zachwycona tym tekstem, że naprawdę nie potrafiłam się powstrzymać przed komentowaniem. Z góry przepraszam za chaotyczność, ale po prostu nie umiem inaczej. Pierwszy raz czytałam Hobbita prawie dziesięć lat temu, stąd podeszłam do filmu z czystą kartą, praktycznie nie pamiętając fabuły książki, a zwłaszcza zakończenia. Po obejrzeniu "Niezwykłej podróży" postanowiłam to wszystko naprawić i odświeżyć swoją pamięć. Bardzo tego żałowałam, bo jak mam spokojnie oglądać dwie kolejne części, gdy wiem, jaki los czeka trójkę moich ulubieńców? W książce śmierć Filiego i Kiliego była potraktowana trochę po macoszemu, uważam, że zasłużyli na coś więcej, z drugiej jednak strony, zdaję sobie sprawię, że Hobbit jest jednak książką dla dzieci itd. To wydarzenie złamało mi serca, ale Twój tekst, Twój tekst je rozszarpał. To było strasznie przygnębiające i nawet nie potrafię stwierdzić, co zasmuciło mnie bardziej- opis takiej... oziębłości Thorina czy historia braci. I jeszcze to podkreślenie zdrady Bilbo i Gandalfa, zawsze się staram o tym zapomnieć, jakoś to zneutralizować, bo w przeciwieństwie do Froda, Bilbo naprawdę lubię i już sama nie wiem, czy zawdzięczam to Martinowi czy jednak książce, ale jednak Thorina i braci pokochałam.
Serce Thorina, dawniej wypełnione przez ogień kuźni Aulëgo, jak serce każdego krasnoluda, i przez to skłonne do gwałtowności uczuć, ze spotkania ze smokiem mogło zostać kupką popiołu, którego żar z dnia na dzień będzie słabł i gasnął, albo też diamentem, kryształowym i twardym i zimnym zimnem, którego nie sposób ogrzać.
Ciągle nie mogę ocenić, który z tych losów jest gorszy. Poza tym, bardzo ładny fragment, w ogóle ma ciekawy i piękny język z nutą takiej niewymuszonej poetyckości.
Ogólnie uwielbiam tytuł tego tekstu, ponieważ jestem lekko skrzywionym biochemem. Pozdrawiam i życzę Weny! :)
Ja też specjalnie jeszcze raz czytałam książkę po filmie, żeby się upewnić, czy może jednak mi się nie pomyliło, że i Fili, i Kili umierają na koniec razem z Thorinem, ale niestety. :( Nie wiem, jak ja przeżyję trzeci film, skoro już po pierwszym mnie to dręczy.
Dziękuję ślicznie za komentarz, w ogóle miło mi Cię poznać! :) A co do tytułu, ha ha, właśnie też mam trochę naukowego skrzywienia i po prostu to zjawisko idealnie oddaje, o czym chciałam napisać ten tekst.
Ja byłam załamana na "Powrocie króla", gdy Frodo wszystkich zostawił i odpłynął, a tutaj, tutaj oni zginą. I chociaż Thorin, mimo jego licznych wad, jest moim ukochanym krasnoludem, to śmierć braci jest o wiele gorsza. Traktuje ich (podobnie zresztą, jak w LOTR Merry'ego i Pippina) praktycznie jak takiej urocze dzieci i to jest po prostu straszne. Oni nie powinni zginąć! W tym momencie mam ochotę krzyczeć: "To niesprawiedliwe!" i tupać nogą jak pięciolatka. Tolkien jednak też bywał okrutny, może nie tak bardzo, jak np. Martin, ale mimo wszystko. Mam nadzieję, że jeszcze coś stworzysz do tego fandomu. :)
Mi również i chyba nie będziesz miała nic przeciwko, jeśli się tu trochę pokręcę? :)
Serce Thorina, dawniej wypełnione przez ogień kuźni Aulëgo, jak serce każdego krasnoluda, i przez to skłonne do gwałtowności uczuć, ze spotkania ze smokiem mogło zostać kupką popiołu, którego żar z dnia na dzień będzie słabł i gasnął, albo też diamentem, kryształowym i twardym i zimnym zimnem, którego nie sposób ogrzać.
Ciągle nie mogę ocenić, który z tych losów jest gorszy. Poza tym, bardzo ładny fragment, w ogóle ma ciekawy i piękny język z nutą takiej niewymuszonej poetyckości.
Ogólnie uwielbiam tytuł tego tekstu, ponieważ jestem lekko skrzywionym biochemem. Pozdrawiam i życzę Weny! :)
Reply
Dziękuję ślicznie za komentarz, w ogóle miło mi Cię poznać! :) A co do tytułu, ha ha, właśnie też mam trochę naukowego skrzywienia i po prostu to zjawisko idealnie oddaje, o czym chciałam napisać ten tekst.
Reply
Mi również i chyba nie będziesz miała nic przeciwko, jeśli się tu trochę pokręcę? :)
Reply
Leave a comment