Click to view
A więc najpierw moment 1:06~1:10, gdzie zdycham na "catch me on fire" poprzez zamianę w kałużę. A potem moment 1:16~1:20, gdzie Tabi postanowił zrobić ze swojego nieziemskiego głosu coś jeszcze bardziej... nieziemskiego. A jeszcze potem cała reszta, która jest epickością nad wszelkimi epickościami. Dziękuję, koniec przekazu. PS. CHCĘ JUŻ KONCERT. Dacie wiarę, że już za parę miesięcy TO będę miała na żywo?
O piątej rano oficjalny comeback w Inkigayo.
Zgadnijcie kto dzisiaj nie idzie spać? Tak, tak.