(no subject)

Aug 20, 2007 00:54


Wszystkiego najlepszego!

Z okazji tego, że jesteś teraz ode mnie znacznie, znacznie starsza.

Znacznie. Straszliwie.

Żyj jeszcze długo i cały czas bądź ode mnie starsza,

kubis-iu.

John Winchester zawsze wraca.

Większość łowców to zwierzęta samotne, jeśli nie z wyboru, to z konieczności. Trudno utrzymać przy sobie kobietę, gdy do domu częściej przynosi się otwarte złamania niż wypłatę. Trudno mężczyznę, z przyczyn, które pewna szczupła brunetka o twarzy pooranej bliznami kiedyś Johnowi wyłożyła, ale których nie pamięta. Był wtedy bardzo zmęczony i usiłował nie wjechać Impalą w jakieś Bogu ducha winne drzewo.

Posiadanie dzieci jest zupełnie z tym zawodem niekompatybilne. To jak jazda samochodem z zamalowaną przednią szybą - można oczywiście próbować, ale tylko do pierwszego zakrętu.

John wie to wszystko. Wie też, że pośród wszystkich łowców ma na swój sposób szczęście. Sammy i Dean, nad wiek dorośli, są dla niego bardziej podporą niż ciężarem. Żywymi istotami, które czekają, żeby wrócił do domu. Zupełnie inaczej idzie się wypędzać kolejnego poltergeista, gdy wie się, że zwyczajnie nie ma innej opcji niż wyjść z tego cało. John musi wrócić do nich domu, część zdania zaczynająca się od "bo inaczej" nie ma miejsca w jego myślach.

Ale to nie oni zawsze są przy nim, w każdej chwili jego życia. To Mary, Mary na którą czasem jest wściekły, że nie zostawi go w spokoju, nie pozwoli zacząć normalnego życia w którym chłopcy chodziliby do dobrej szkoły, Sam dostałby stypendium do college'u, a Deana złym nawykom trzeba by wypowiedzieć wojnę. To Mary nigdy go nie opuszcza, w snach ani na jawie, Mary o której wciąż jeszcze czegoś nie wie, która  tam w płomieniach chciała mu coś powiedzieć (a przynajmniej tak mu się wydaje), ale było za mało czasu.

Z powodu Mary wychodzi z domu.

birthdays

Previous post Next post
Up