«And don't tell me you're sorry cuz you're not. 2/2

Oct 30, 2011 22:35

Musiałam obciąć post, bo był za długi. Oto część 2.
1 tutaj.

Opowiadanie: Szalona Rzeczywistość
Tytuł rozdziału: Coś, co wydaje się być daleko, tak naprawdę jest całkiem blisko.
Rozdział: 19/?
Ilość słów: 1806
Data pierwszej publikacji: 22.07.2010
Występują: Aqila, Elena, Carla, Azzurra, Bartolomeo.




Na zegarze powieszonym na ścianie mediolańskiego dworca Milano Centrale wskazówki układały się w godzinę siedemnastą trzydzieści. Aqila, Carla, Azzurra i Elena z plecakami tudzież torbami stały na peronie numer dziewięć, czekając na pociąg do Genui.
- Azza, a tak w ogóle to gdzie my będziemy spać? - ciszę przerwała Elena.
- Na strychu - odparła Azza z szerokim uśmiechem, ściągając na siebie trzy zdumione spojrzenia przyjaciółek. - Dom Lette ma trzy poziomy; parter czyli salon, łazienka, kuchnia; pierwsze piętro; gdzie są sypialnie; i strych; gdzie ja i Lette kilka lat temu miałyśmy swój azyl do zabawy, a teraz ona tam ma swój pokój, bo ten poprzedni musiała dzielić z siostrą - wyjaśniła trochę pokrętnie Azza.
- To wszystko tłumaczy - stwierdziła Aqila.
- Ej, chyba pociąg jedzie - wtrąciła Carla, wskazując na zbliżający się pojazd. Wszystkie cztery jak na komendę wzięły do ręki swoje bagaże by potem wybuchnąć niepohamowanym śmiechem.
Wchodząc do pociągu, starały się uspokoić, co tylko doprowadzało do kolejnej fali śmiechu i ściągało na nie pełne dezaprobaty spojrzenia innych osób.
Kilka minut zajęło im szukanie wolnego przedziału, kiedy im się udało, ułożyły bagaże na górne półki, a same rozsiadły się wygodnie w fotelach.
- Co robimy? - zapytała się Azzurra, gdy pociąg ruszył.
- Pogadajmy o czymś - powiedziała Aqila.
- A o czym? - Carla spojrzała na nią.
- Tego jeszcze nie wymyśliłam - odparła Grossi na co dziewczyny wybuchnęły śmiechem. - No, bardzo śmieszne - dodała ironicznie, ale mimo to uśmiechnęła się lekko.
Niemal w tej samej chwili dało się słyszeć piosenkę Negramaro „Solo per te” z kieszeni bluzy Azzurry. Dziewczyna wyjęła telefon komórkowy i nie spoglądając na wyświetlacz, przekonana, że któreś z rodziców, odebrała połączenie.
- Słucham.
- Cześć. Tu Vic - usłyszała. „Eh, następnym razem, będę patrzeć na wyświetlacz.”
- Cześć. Co tam?
- Nic ciekawego. Dzwonię, żeby się zapytać czy będziesz na treningu albo na meczu?
- Nie będę, bo weekend spędzam w Genui. Ale życzę powodzenia i liczę na to, że zdobędziecie komplet punktów.
- I że strzelę gola?
- Jeśli dzięki temu wygracie, to owszem.
- To nie dziękuje, żeby nie zapeszyć. Miłego weekendu. Trzymaj się.
- Nawzajem. Pa - powiedziała, naciskając czerwoną słuchawkę.
- Azza? To był Vicenzo? - zapytała się Aqila, podnosząc zaciekawiona lewą brew ku górze.
- Owszem.
- Właściwie dlaczego się wtedy nie zgodziłaś na pójście do kina, bo ja nadal tego nie rozumiem. Przystojny jest - uśmiechnęła się szeroko Grossi.
- Może i jest, ale co z tego? - wzruszyła ramionami Azza.
- Skoro nie masz teraz nikogo na tapecie to… - przerwała. - Nie masz, prawda?
Azza poczuła delikatne rumieńce na policzkach i szybko niby niechcący wypuściła telefon z rąk, żeby spadł na podłogę.
- Nie mam - odparła, schylając się po komórkę, starając się ukryć rumieńce wpływające na twarz. Ona wpadła już tak głęboko w Adrianolandię, że to już niebyła tylko tapeta.
- Więc dlaczego?
- Daj spokój. To, że ktoś jest przystojny nie oznacza, że od razu trzeba się z nim umówić. - wtrąciła się Carla.
- Ale można.
- Ale jak ktoś nie chce to nie musi.
- Ale…
- Możecie przestać? - przerwała im Elena, niemal warcząc. Ta sytuacja powoli zaczynała ją irytować. Wszystkie trzy Włoszki spojrzały na nią ze szczerym zdumieniem. Elena jeszcze chyba nigdy nie zwróciła się do nikogo w taki sposób. - Idę do toalety - mruknęła nieco speszona. Nim ktokolwiek zdążył coś powiedzieć już jej nie było. Dobrze wiedziała dlaczego się tak zachowuje. Bądź, co bądź brat Azzurry cały czas siedział w jej głowie i nie zamierzał zniknąć. Co dla niej było nie tyle irytujące, co po prostu wprawiało ją w niezbyt radosny nastrój. W dzień w którym spotkała go w parku była szczęśliwa i głupi uśmiechnie schodził jej z twarzy. Szkoda tylko, że następnego dnia euforia przeszła i zastąpił ją paskudny racjonalizm, który na pewno nie doprowadzał ją do szczęścia. Wręcz przeciwnie. Oparła się o ścianę i wzięła głęboki wdech. Ech, ta pieprzona faza dojrzewania i głupie hormony.
- Hej, co jest? - Głos Azzurry wyrwał ją z zamyślenia. No cóż, gdyby nie to, że chodziło o jej brata pewnie by jej powiedziała. Mimo, że znała ją krócej to jednak zdobyła jej zaufanie w bardzo krótkim czasie i wiedziała, że nie zareaguje tak jak Aqila - „Też problem, ubierz się ładnie, pomaluj i udaj, że idziesz do Azzy pod jakimś pretekstem, oczywiście wtedy, gdy jej nie będzie, a będzie Cesare”. Albo Carla - „O kurwa, weź lepiej zapomnij, z zabujaniem są tylko problemy”. A jak ona mogła zareagować? Nie miała pojęcia. Szczególnie, że chodziło o jej brata.
- Nic, ale Aqila mnie czasami denerwuje - mruknęła.
- Mnie też. Jakbym przecież chciała to bym się z nim umówiła, ale nie chce.
- W sumie dlaczego?
- Bo - zamyśliła się na chwilę - to dość skomplikowane.
Elena zaśmiała się cicho.
- Wymijająca odpowiedź, ale za język cię ciągnąc nie będę - stwierdziła, co Azza skwitowała  uśmiechem pełnym ulgi. - Chodźmy już tam, bo one nie mogę być za długo same, jeszcze się pozabijają i będziemy mieć je na sumieniu - zaśmiała się, ruszając w kierunku ich przedziału.
- W sumie nie byłoby to takie złe - stwierdziła Azzurra, szczerząc zęby w uśmiechu.
- Jak możesz być taka okrutna? - odparła Elena, wchodząc do pomieszczenia w którym, o dziwo, panował spokój. Aqila z delikatnym uśmiechem klikała w klawiaturę telefonu komórkowego, a Carla ze znudzoną miną wpatrywała się w zaokienny widok. Elena i Azzurra bez słowa zajęły swoje miejsca i przez kilka dobrych minut, które ciągnęły się w nieskończoność, w przedziale panowała cisza i nuda.
- Aqi, co ty tam klikasz? - zapytała zaciekawiona Azzurra.
- Nie mówiłam wam? - odpowiedziała pytaniem na pytanie. - Poznałam takiego jednego chłopaka na czacie.
- Na czacie?
- Chłopaka?
- Poznałaś? - Trzy różne pytania naleciały z trzech różnych stron. Momentalnie nuda odleciała, zajmując miejsce czystej ludzkiej ciekawości.
- Owszem, na czacie. Owszem, chłopaka. Owszem, poznałam - powiedziała na co wszystkie lekko się zaśmiały. - Powiem więcej, ale muszę mu odpisać - dodała, wracając do przerwanej czynności. Po chwili schowała komórkę do kieszeni bluzy.- Więc, ma 15 lat, lubi piłkę nożną…
- Komu kibicuje?
- AC Milanowi - odpowiedziała Grossi - Słucha rocka i metalu…
- O, czyli ma dobry gust - przerwała jej Carla - To właściwie nie powinien z tobą gadać - zaśmiała się.
- Wredna baba. - Aqila wystawiła jej język. - Ma na imię Ulisse.
- Ulisse? - przerwała jej zdumiona Azza. - To ten z GN?
- Myślisz? - zamyśliła się Aqila, wcześniej nie zauważając podobieństw, które teraz trochę się nasiliły. AC Milan, piłka nożna…
- Nie wiem. Może… - wzruszyła ramionami Azza, zamyślając się na chwilę - Mam jego numer w telefonie wiec można to sprawdzić - uśmiechnęła się szeroko.
- Daj telefon! - Aqila niemal podskoczyła na swoim siedzeniu.
Elena, Azza i Carla zgodnie wybuchnęły śmiechem.
- Nie ma tak łatwo - powiedziała Azzurra, gdy już się powoli uspokajała. Wyjęła telefon z kieszeni i włączyła katalog kontaktów. - Czytaj jego numer.
- Siedem osiem jeden pięć dwa osiem cztery cztery pięć. - Spojrzała na Azzę, ale z jej twarzy nie dało się nic wyczytać. D’Addio podniosła głowę i spojrzała na przejętą Grossi, nie mogąc opanować wybuchu śmiechu.
- Hahahahahahahahahah, gdybyś widziała swoją minę, hahahahahahahahahaha - śmiała się cały czas i nie przestała nawet wtedy, gdy upadła na podłogę. Wszystkie trzy spojrzały na nią jak na istną wariatkę.
- Eee, no tak, ona nie jest normalna - stwierdziła Carla, podczas, gdy Aqila sięgnęła po telefon Azzy, który wyleciał jej z ręki. Po chwili uśmiechnęła się szeroko. -To on, prawda? - zapytała się Vico z kpiącym wyrazem twarzy.
- Hahahahahahaha, jak chcesz, hahahahahaha, możesz iść, hahahahaha, ze mną na mecz albo trening, hahahahhah, to go lepiej poznasz, hahahaha. - wydukała, nadal się śmiejąc Azzurra.
- Całe życie z debilami - skomentowała jej zachowanie Carla.
- Bardzo chętnie się z tobą wybiorę.
- Ja też idę. Bardzo chcę zobaczyć jak Aqila będzie robić z siebie wariatkę - zgłosiła się również Carla.
- To ja też bardzo chętnie się wybiorę - powiedziała Elena.
- Hahahahahaha, to będzie, hahahahahaha, ciekawie, hahahaha - śmiała się dalej Azzurra. Carla niewiele myśląc wyjęła z plecaka butelkę wody.
- A niech stracę - mruknęła i wylała trochę na Azzurrę.
- Ty głupia babo! - krzyknęła Azzurra, na co Aqi i El wybuchnęły śmiechem.
- No co? Jakoś musiałam cię uspokoić. Jeszcze byś nam tutaj zeszła ze śmiechu -usprawiedliwiła się Carla, robiąc niewinną minę.
- Aleś ty troskliwa - zaśmiała się Aqila.
- No ba.

*** 
Barto siedział przed komputerem, przeglądając oficjalną stronę AC Milanu w poszukiwaniu najnowszych wiadomości o jego ulubionym zespole. Co rusz jednak coś odwracało jego uwagę. Za każdym razem, gdy odzywał się dźwięk komunikatora spoglądał w tamtą stronę. Wiedział dokładnie dlaczego tak robi i to go najbardziej irytowało. Wiedział, że ona teraz nie będzie przy komputerze. Wiedział,że jedzie do Genui, ale jednak co rusz patrzył czy przypadkiem jej nie ma. To było takie głupie, że aż załamywał nad sobą ręce. Teraz już zgadzał się z Carlą - miłość to głupota. Tak głupie, że aż brakuje słów. Przynajmniej wtedy, gdy wiesz o czymś, masz stuprocentową pewność to i tak sprawdzasz, bo może jednak coś. Tak, to głupota w czystej postaci.
A kto był jego obiektem westchnień? Ech, bynajmniej nie była to panna Vico. Nie rozumiał dlaczego ludzie nie wierzą w przyjaźń damsko-męską. Jego z Carlą łączyło tylko to. Chodziło o jedną z jej przyjaciółek. Tą pozornie najmniej wyróżniającą się. Tą cichą i trochę nieśmiało. Tą uwielbiającą latać z lustrzanką w ręce i robić innym zdjęcia. Tą brunetkę z niesamowicie zielonymi oczami.
-Taa, strzelę sobie w łeb za chwilę - stwierdził, gdy po raz kolejny włączył okno komunikatora. Wyłączył go po krótkiej chwili wpatrywania się w opis Eleny -„Un passo avanti e il cielo, è blue e tutto il resto non pesa più”*
Zastawiał się czy to ma jakieś ukryte znaczenie czy po prostu wpisała to, bo piosenka przypadła jej do gustu.
- Barto! - Krzyk jego starszej siostry wyrwał go z zamyślenia.
Wstał i ruszył w kierunku źródła dźwięku.
- Co? - zapytał, widząc jego siostrę
- Widziałeś moją niebieską sukienkę? Pakuje się, jutro mam samolot.
- Czyli jedziesz? - zapytał nieco retorycznie. Co ta miłość robi z ludźmi…
- Tak, jadę i będę studiować w Lille - stwierdziła protekcjonalnie. Przez kilka minut patrzył jak krąży bezsensownie po pokoju. - Myślisz, że dobrze robię? -zapytała, siadając na kanapie. - Może rodzice rzeczywiście mają rację, może powinnam sobie odpuścić. Ech, już sama nie wiem.
- Kochasz go? - zapytał.
- Tak - odpowiedziała bez żadnego dłuższego zastanowienia.
- To jedź. - Wzruszył ramionami. - Zawsze jest ryzyko. Tak naprawdę każde działanie ciągnie je za sobą - dodał.
- Wiem, ale boję się, że słowa rodziców się spełnią, a ja wrócę tutaj ze złamanym sercem i tak dalej.
- Ale może być też tak, że będzie żyli długo i szczęśliwie z gromadką dzieci. Matko, Giulia, wolisz zostać w Mediolanie i zastanawiać się co by było, gdybyś jednak pojechała? Jedź, masz moje błogosławieństwo - zakończył żartobliwie. Giulia spojrzała na niego i zaśmiała się cicho.
-Dzięki, Barto - uśmiechnęła się.
-Spoko - odparł, wracając do swojego pokoju.
-Zakochałeś się, co? - krzyknęła za nim.
-Co? - zakrztusił się własną śliną.
-To widać, braciszku. Powodzenia ci życzę.
-Nie dziękuje - mruknął i zniknął w swoim pokoju.

Opowiadanie: Szalona Rzeczywistość
Tytuł rozdziału: Po prostu ci zależy i miejscami tracisz zdrowy rozsądek.
Rozdział: 20/?
Ilość słów: 1623
Data pierwszej publikacji: 01.12.2010
Występują: Aqila, Elena, Azzurra, Nicolette, Carla, Adriano, Sveva, Alberto.





Liguryjska stolica nie przywitała dziewczyn szczególnie ładną pogodą. Szare, zachmurzone niebo z którego z coraz większą intensywnością spadały kropelki deszczu oraz zimny wiatr nie sprzyjał szczególnie wizytom nad morzem. Jednak pogoda nie była tutaj, na ich szczęście, najważniejsza.
Azzurra rozglądała się po genuińskim dworcu w poszukiwaniu swojej przyjaciółki.
- Widzisz ją gdzieś? - zapytała się Aqila, podążając za wzrokiem D’Addio.
- No właśnie nie! - powiedziała z odrobiną wkurzenia w głosie dziewczyna, pocierając dłońmi o ramiona. - A kurtkę mam na dnie torby.
- Hahaha, Azza, to ty nie wiesz, że takie rzeczy się kładzie na wierzch? - zaśmiała się Carla, poprawiając rękawy od ciepłej polarnej bluzy.
- Ale ty jesteś wredny babsztyl. - Azza zmroziła ją spojrzeniem, na co Vico uśmiechnęła się niewinnie.
- Cóż, Azz, Carla ma trochę racji. Takie rzeczy rzeczywiście kładzie się na wierzch. Co sprawiło, że aż zapomniałaś o sztuce pakowania? - zadała pytanie Elena, uśmiechając się szeroko.
- A… - w ostatnim momencie ugryzła się w język. Osz, cholera! - aaa, nawet nie wiem - dodała po chwili, czując, że na twarz wpływa jej ogromny rumieniec, palący jej policzki jeszcze bardziej niż zazwyczaj.
Elena spojrzała na nią podejrzliwie, ale nic nie powiedziała, tymczasem Carla i Aqila nie zwróciły uwagi na dziwny rumieniec na policzkach Azzy.
- Oo, widzę ją! - powiedziała po krótkiej chwili Grossi, pokazując ręką w stronę biegnącej Nicolette, ubranej w skórzaną niebieską kurtkę, jasnozieloną sukienkę i czarne konwersy. Gdy była bliżej mieszkanek Mediolanu z łatwością można było zauważyć zaróżowione z wysiłku policzki, szeroki i radosny uśmiech oraz pełne iskierek w niebiesko-zielonych tęczówkach.
- Czeeeść - powiedziała Sonnchie, przytulając po kolei każdą z dziewczyn. - Sory, że musiałyście czekać, ale inteligentnie zasiedziałam się przed komputerem. - Słysząc ową wymówkę dziewczyny zgodnie wybuchnęły śmiechem.
- A cóż takiego interesującego tam było? - zapytała Carla z typowym dla siebie uśmieszkiem.
- Oglądałam kabareton - uśmiechnęła się szeroko Lette.
- No, popatrz, wystarczyło, że wyjechałam, a już kabaret jest ode mnie ważniejszy. - Pokręciła głową Azza z udawanym niedowierzaniem.
- No ba. - Wyszczerzyła zęby w uśmiechu Sonnchie. - Dobra, nie będziemy tu tak stały, chodźcie do wyjścia. Zimno trochę.
- No co ty nie powiesz? - zapytała się Azzurra ze złością w oczach, na co jej przyjaciółka odpowiedziała pełnym zdziwienia spojrzeniem. Po chwili spojrzała na jej ubranie i wybuchnęła razem z Carlą, Eleną i Aqilą głośnym śmiechem. D’Addio obdarzyła je pełnym dezaprobaty spojrzeniem, prychając głośno co, oczywiście, wywołało kolejną salwę śmiechu. Westchnęła ciężko i prychając, podniosła z ziemii swoją torbę, wyminęła roześmiane przyjaciółki. Te po chwili do niej dobiegły, cały czas się śmiejąc.
- No sorry, Azz, ale ty mnie rozbrajasz! - powiedziała Nicolette, starając się uspokoić. - Autentycznie!
- Wieeem, ja siebie też - wyszczerzyła się D’Addio.
Carla już otwierała usta, żeby coś powiedzieć, ale po chwili zrezygnowała, co wywołało nieco ironiczne spojrzenie Aqili. Elena od razu to zauważyła i żeby zapobiec, bardzo prawdopodobnej, ostrej wymianie zdań.
- Mamy zaplanowane coś na dzisiejszy wieczór?
- Niee, lecimy na spontanie - odparła Lette. - Nie no, żartuje. Jest za zimno na wieczorny spacer więc pozostaje siedzenie w domu. Proponuje jakiś film, muzyka, karty czy coś.
- Cóż, jest nas pięć, nudzić się nie będziemy - stwierdziła Aqila.
- No w to żadna z nas chyba nie wątpi.

*** 
Alberto siedział w parku Perottini na jednej z nieco zniszczonych ławek. Rozglądał się wokół w poszukiwaniu bardzo znanej sylwetki. Wiedział od Adriano, że Sveva lubiła spacerować przez owy park, obserwując panujący tutaj rozgardiasz. Pełno krzyczących dzieci, szczekających psów i donośnie rozmawiających o stanie włoskiej piłki dorosłych. Nie do końca rozumiał co takiego było w tym, że wybierała się na takie spacery, ale musiał przyznać, że dzięki temu coraz bardziej mu się podobała. Nie znał chyba jeszcze takiej dziewczyny, która byłaby takim specyficznym połączeniem.
Diabeł tkwi w szczegółach, jak mówią, może po prostu jeszcze żadnej nie poznał tak, jak ją. Choć nie mógł powiedzieć, że zna ją bardzo dobrze, że przejrzał ją na wylot. Bo tak nie było. Na pewno, nie znał jej tak dobrze, jak Adriano. Nie wiedział jak zachowuje się, jak jest zdenerwowana. Przy nim zawsze była taka, jak opowiadał mu Pico. Szczera, uśmiechnięta, pomocna, kreatywna, sympatyczna. Nie usłyszał właściwie nigdy od niego złego słowa na jej temat. Nie dziwiło go to zupełnie, ale chciał poznać ją ze wszystkich stron. Nie tylko tej jednej, kreowanej na niemal idealną. Być może to był znak, że naprawdę bardzo mu się podobała i szalenie ją lubił.
Przez chwilę siedział nieruchomo, przetwarzając te wszystkie myśli w swojej głowie. Dopiero, gdy przechodziła obok niego kobieta z wózkiem w którym dziecko głośno płakało, wyrwał się z tego stanu zamyślenia.
Rozejrzał się wokół i dopiero po kilku minutach zauważył patrzącą na parkowy staw Svevę. Uśmiechnął się szeroko i prędko ruszył w jej kierunku. Stanął za nią i bez najmniejszego szmeru położył swoje dłonie na jej biodrach. Przestraszona aż podskoczyła i spojrzała w jego stronę z wymalowanym na twarzy przerażeniem. Ten, widząc jej wyraz twarzy wybuchnął szczerym i spontanicznym śmiechem bowiem wyglądała wprost komicznie.
- Bardzo śmieszne. Ja tu prawie zeszłam ze strachu, a ty się śmiejesz! Jesteś okropny. - Dźgnęła go palcem w klatkę piersiową, ale jednak twarz rozjaśniła jej się leciutkim uśmiechem. Miło było widzieć kogoś, kto nawet bez takich akcji potrafi doprowadzić do szybszego bicia serca, delikatnych rumieńców na policzkach i dziwnych przewrotów gdzieś pomiędzy żołądkiem, mostkiem, a żebrami.
- Ale i tak się do mnie uśmiechasz - powiedział, patrząc prosto w jej hipnotyzujące zielone oczy.
- Bo na ciebie nie umiem się obrażać, a nawet udawać, że się obraziłam - odpowiedziała cicho, uciekając wzrokiem. Ten w odpowiedzi uśmiechnął się delikatnie, schował jej rękę w swojej i przyciągnął do siebie na niewielką odległość.
- Wiem, mam dokładnie to samo - szepnął. Cisnęło mu się na usta jeszcze wiele różnych zdań, które choć w kilku aspektach oddałyby to co czuł, ale nie potrafił tego powiedzieć. Strach wdarł się w każdą komórkę jego ciała i nijak nie potrafił go pokonać. Odsunął się od niej na bezpieczną odległość.
- Aaaaa. - Przeciągnęła samogłoskę Sveva, próbując doprowadzić się do stanu używalności. Bo akurat teraz zupełnie wytrącił ją z równowagi. - Co właściwie robisz w moim ulubionym parku? Nigdy wcześniej cię tu nie widziałam i na dodatek mieszkasz trochę daleko stąd.
- Wiesz zaczął się weekend, trening dopiero o 18, bo mecz mamy dopiero w poniedziałek.
- A z kim gracie? Adriano ostatnio rzadko wspomina o piłce. - Westchnęła ciężko na myśl o przyjacielu.
- Nic dziwnego. Też bym nie wspominał, kiedy przez jakiegoś pedała zostałbym wykluczony z gry na dwa miesiące to nie wiem co bym zrobił.
- No, przechlapane - „Na dodatek jeszcze Azzurra. A on prawie nic nie chce mówić” dodała w myślach. - No to skoro on mi nic nie mówi to ty coś powiedz. Jak tam u Giovannisimich?

*** 
Adriano leżał na łóżku z laptopem na kolanach, przeszukując przeróżne strony internetowe w celu zabicia nudy. Dodatkowo jeszcze na niemal pełną głośność słuchał swojej „hip-hopowej rąbanki”, jak mówi Leila.
Siedziałby tak zapewne jeszcze długo, ale nagle rozdzwonił się jego telefon. Zerknął kątem oka na wyświetlacz i widząc napis „Sveva dzwoni” sięgnął po komórkę i nacisnął zieloną słuchawkę. Zanim jednak zdążył cokolwiek powiedzieć, dotarł do niego zniecierpliwiony głos przyjaciółki:
- Czy ty jesteś głuchy czy głupi? Stoję przed twoim domem, dzwonię i dzwonię, a ty mi nie otwierasz. A wiem, że tam jesteś!
Nie mógł powstrzymac szerokiego uśmiechu, który cisnął mu się na twarz.
- Nie słyszałem.
- Nie powiem ci gdzie możesz sobie wsadzic to wytłumaczenie. Wypad z pokoju i, do cholery, otwórz te drzwiiiii. - Nim zdążył coś odpowiedzieć, już dał się słyszeć dźwięk rozłączonego połączenia. Zaśmiał się cicho i nie śpiesząc się, odłożył laptopa, wstał z łóżka i ruszył w kierunku przedpokoju. Otworzył drzwi i Sveva znowu go zaatakowała:
- Człowieeku, ja tutaj przeżywam katusze, a ty przemierzasz jeden metr przez minutę. Zlituuj się. Ja muszę pogadaac!
- Po pierwsze zluzuj, uspokój się i chodź do mnie do pokoju. Tam sobie w spokoju pogadamy - odparł, patrząc nieco zdziwony na zwykle spokojną Zotti.
Dziewczyna wzięła głęboki oddech i uśmiechnęła się leciutko do Pico.
- Przepraszam - mruknęła i ruszyła w kierunku pokoju. Niemal od razu jak weszła, podeszła do laptopa i wyłączyła muzykę. - Już się nie dziwię, że nie słyszaleś, że dzwonię. Aż dziw, że telefon odebrałeś.
- Miałem na łożku i zaczął wibrowac to się skapnąłem.
- Aaa - mruknęła, nerwowo skubiąc płaszczyk, którego zapomniała ściągnąc.
- Chciałaś o czymś pogadać? - powiedział po chwili ciszy, zauważając odrobinę dziwne zachowanie przyjaciółki.
- Nie rozumiem Alberto - stwierdziła szybko, wypuszczając powietrze ze świstem.
- Poważne, poważne, nie ma co - stwierdził ironicznie, zanim rzeczywiście zdążył zastanowic się nad swoimi słowami.
- Ciarrapico, no! - spojrzała na niego morderczym wzrokiem. - A może ciebie nie męczy Azzu…
- Dobra, nie ważne. - Przerwał jej natychmiastowo - Mów dlaczego nie rozumiesz Alberto.
- Bo jest dziwny.
- A może coś konkretniej?
- No, bo jest miło, fajnie. Świetnie mi się z nim spędza czas. Ale czasami mam wrażenie, że jemu nie zależy na mnie w ten sam sposób w jaki mi zależy na nim. Łapiesz? Bo potrafi zrobić coś, przez co wydaje mi się, że tak jest, ale potem stawia krok wstecz i ja zaczynam wątpić.
- Łapię. I nie wiem jakim cudem dochodzisz do takich wniosków. Przecież on się na twój widok cieszy jak dziecko widzące prezent pod choinką. - Spojrzała na niego z lekkim po wątpieniem. - Nie patrz tak na mnie, bo ci coś zrobię. Ty na jego miejscu też nie skakałabyś, wrzeszcząc „podobasz mi się” czy coś w tym stylu. Daj sobie na wstrzymanie. Trochę czasu.
- Uważasz, że panikuje? I że jestem niecierpliwa?
- Uważam, że po prostu ci zależy i miejscami tracisz zdrowy rozsądek.
Sveva uśmiechnęła się szeroko. Oj, tą cechę naprawdę w nim lubiła, umiał sprawić, że na jej twarzy pojawiał się grymas radości, ot tak, bez mrugnięcia okiem.
- A jak z twoim zdrowym rozsądkiem? Nadal ci ucieka?
Adriano roześmiał się cicho.
- Ucieka. A mi się nawet nie chce go gonić.

* Negramaro "Un passo indietro: (tłum. Jeden krok naprzód i niebo staje się niebieskie, i wszystko inne nie ma już znaczenia)

szalona rzeczywistość, pisanie, szalona rzeczywistość:rozdziały, orginal character:adriano ciarrapico, orginal character:nicolette sonnchie, orginal character:elena campironi, orginal character:bartolomeo dante, orginal character:azzurra d'addio, orginal character:sveva zotti, orginal character:aqila grossi, orginal character:alberto spolletti, orginal character:carla vico

Previous post Next post
Up