Title: Nadzieja
Author:
nickygabrielFandom: Starsky & Hutch
Characters/Pairing: none
Table: Law and Order
Prompt: #Guilty
Rating: PG-13
Warnings: none
Word Count: 300
Hutch nigdy wcześniej nie czuł się tak bezsilny i samotny. Jasne, nie po raz pierwszy czuwał przy łóżku swojego ciężko rannego partnera, ale po raz pierwszy, tak niewiele brakowało a straciłby go na zawsze.
Przez ponad trzy minuty świat istniał bez Starskiego. Trzy minuty, sto osiemdziesiąt sekund. To dłużej niż wieczność. Mimo że Hutch nawet nie był przy tym obecny, czuł się jakby to jemu ktoś wyrwał serce. Ale przecież nie powinno go to dziwić - jego sercem zawsze był Starsky.
Hutch nie wierzył już lekarzom. Powiedzieli, że stan przyjaciela jest stabilny, ale jak mógł mieć do nich zaufanie, kiedy jeszcze kilka godzin wcześniej mówili, że Starsky nie przeżyje? Uwierzył im wtedy. Naprawdę im uwierzył. Stracił nadzieję. Poddał się. Był przerażony perspektywą przyszłości bez przyjaciela. Był tak przerażony, że w pierwszym momencie bał się go nawet dotknąć. Bał się, że Starsky zniknie, kiedy tylko Hutch zbliży się na tyle, żeby sprawdzić czy naprawdę jeszcze istnieje. Ale mężczyzna przemógł ten irracjonalny lęk i teraz siedział przy łóżku przyjaciela i trzymał go za rękę tak jakby od tego zależała przyszłość całego świata. I czuł się samotny, oszukany, zdradzony.
Wszyscy, których kochał opuszczali go, zostawiając jedynie pustkę i ból. Odkąd jego własny ojciec go odepchnął, Starsky był jedną 'stałą' w jego życiu. To jemu wypłakiwał się na ramieniu, kiedy życie było nie fair, to na niego mógł krzyczeć, kiedy już nie potrafił dłużej hamować furii na cały świat. A teraz Starsky również dołączył do grona tych, którzy go zostawili.
Nie! Tym razem to Hutch go zostawił. Zdradził go, kiedy uwierzył, że tamte trzy minuty naprawdę będą trwały wiecznie. Oparł czoło na dłoniach, w których nadal trzymał rękę Starskiego i zamknął oczy, modląc się o zmartwychwstanie nadziei.
Nagle poczuł czyjąś dłoń na ramieniu. Zmęczony do granic możliwości, odwrócił głowę. Zamrugał, nie wierząc własnym oczom.
- Tata?