Jeśli dziś czwartek, to jesteśmy razem

Oct 15, 2008 23:20

Title: Jeśli dziś czwartek, to jesteśmy razem
Author: nickygabriel
Fandom: Starsky & Hutch
Characters/Pairing: Starsky & Hutch (gen)
Rating: R
Warnings: none
Word Count: 1319
Notes: in Polish

Hutch zatrzymał samochód przed domem przyjaciela i przez chwilę siedział w bezruchu z dłońmi na kierownicy. Chociaż przez cały ostatni tydzień spędzał u niego wieczory, to czwartek był ich szczególnym dniem od prawie dwóch lat, kiedy to skończyli Akademię i zostali zatrudnieni w policji. Siedząc w ciszy, Hutch wpatrywał się w okna domu kolegi, gdzie w salonie paliło się światło i starał się zebrać siły przed konfrontacją z nim.

Ostatni tydzień był najtrudniejszym w życiu Hutcha. Pomimo tego, że przez ostatnie dwa lata los go nie rozpieszczał i nawet jeśli miał za sobą szczególnie ciężki rozwód, problemy mieszkaniowe i na koncie zestaw najgorszych partnerów jakich mógł sobie wyobrazić, był przekonany, że to co przeżywał Starsky biło na głowę wszystkie jego własne problemy. A jeśli Starsky cierpiał, to Hutch cierpiał tak samo. Czasami nawet bardziej.

Od dwóch lat co czwartek spotykali się w którejś z knajp lub w swoich domach, żeby pogadać o pracy, dziewczynach lub by po prostu pobyć razem, bo mało kiedy ich praca pozwalała na częstsze spotkania. Oczywiście, każdego innego dnia dzwonili do siebie i Hutch już był tak uzależniony od tych rozmów, że teraz nawet nie wyobrażał sobie bez nich życia. Przez ostatnie kilka miesięcy obaj przygotowywali się do egzaminu na detektywa - teraz Starsky już zdobył ten stopień, a Hutch miał podchodzić do testów za dwa tygodnie. Wydawało się, że życie nareszcie zaczęło wyglądać tak, jak powinno - obaj byli szczęśliwi, a małe niedogodności w postaci porucznika Fergusona, który utrudniał Hutchowi życie na każdym kroku, czy nocy zarywanych przez Starskiego przy odnawianiu baru, który właśnie kupił Huggy, były nic nieznaczącymi niuansami.

Aż do zeszłego tygodnia, kiedy to partner Starskiego - Frank Neland, który zajął się nim zaraz po ukończeniu Akademii - został zastrzelony podczas pościgu za sprawcami napadu na bank. Dla Starskiego był koniec nie tylko jednej z najlepszych przyjaźni, jakie go spotkały, ale również cios, na jaki mimo wszystko nie był przygotowany. Starsky - w przeciwieństwie do Hutcha - jeśli już angażował się w jakiś związek, to angażował się całym sercem i duszą. I jeśli ten ktoś odchodził, zabierał ze sobą tę część Starskiego, której nikt nigdy już nie mógł odzyskać.

Hutch wziął głęboki oddech i wysiadł z auta. Wiedział, że zniesie wszystko, ale ból w oczach przyjaciela łamał mu serce, więc musiał zebrać wszystkie siły, żeby móc mu w jakiś sposób pomóc. Ruszył więc chodnikiem do domu i po chwili położył rękę na klamce, na moment zamykając oczy. Wreszcie jednak wszedł do mieszkania Starskiego i zobaczył, że kolega siedzi na kanapie, z zamkniętymi oczami i głową odchyloną na oparciu.

- Cześć, Hutch - powiedział Starsky, kiedy tylko jego gość przekroczył próg.

Hutch przystanął na moment, ale zebrał się w sobie utwierdzając się w przekonaniu że jeśli Starsky go potrzebuje, to będzie tam dla niego bez względu na wszystko.

- Hej - rzucił i podszedł do fotela, naprzeciwko kanapy.

Starsky na niego nie spojrzał, właściwie to nawet się nie poruszył, ale Hutch niczego takiego nie oczekiwał. Dzisiaj kolega miał się dowiedzieć, kogo przydzielili mu jako nowego partnera, a Hutch wiedział doskonale, że Starsky nie był jeszcze na to gotowy.

Hutch stał przez chwilę przy fotelu, ale wreszcie podjął decyzję i usiadł obok przyjaciela na kanapie. Nie oczekiwał wcale, że będą rozmawiali, ale mimo to chciał z nim spędzić ten wieczór, bo rozumiał doskonale co go łączyło z Nelandem. Mężczyzna był dla niego jak starszy brat, jak ojciec nawet. I teraz, tak samo jak jego prawdziwy ojciec - zginął tak samo na służbie i tak samo od kuli. Hutch nawet sobie nie wyobrażał, co przyjaciel teraz czuł. Przez pierwsze kilka dni Starsky nie powiedział o tym ani słowa. Z żelazną determinacją zajął się żoną Nelanda i jego dwoma synami. Hutch wiedział, że tylko dzięki niemu, tamta trójka jakoś przetrwała pogrzeb i wszystkie formalności związane z tym wydarzeniem. Hutch wiedział, że Starsky nie robił tego z poczucia winy, czy obowiązku. Obaj zdawali sobie sprawę, że Starsky nie mógł nic zrobić, żeby uratować swojego partnera, ale jeśli chodziło o lojalność, to Starsky nie miał sobie równych. Hutch miał już na koncie czterech 'towarzyszy niedoli', jak ich nazywał, i z żadnym z nich nie był tak silnie związany emocjonalnie, jak Starsky z Neladnem. Nie dlatego, żeby nie chciał. Po prostu Hutchowi zawsze trafiał mu się ktoś, kto nie był w stanie odwzajemnić tego, co mężczyzna miał do zaoferowania, aż wreszcie pogodził się z tym faktem i każdego czwartku jedynie wysłuchiwał opowieści Starskiego, który pozwalał mu w ten sposób zakosztować strony życia jemu niedostępnej.

- Hutch? - odezwał się Starsky, kiedy Hutch siedział przez chwilę w ciszy, pozwalając koledze zadecydować kiedy i o czym i jak chce mówić.

- Hm?

- Wiesz, pozwolili mi wybrać sobie partnera - to było prawie jak szept, a Hutch zauważył również, że Starsky mówił z jakąś dziwną niepewnością. Otworzył więc oczy i zobaczył, że przyjaciel patrzy na niego z uwagą.

- Bo masz stopień detektywa? - zapytał Hutch z zaciekawieniem.

- Aha - potwierdził Starsky i odwrócił głowę, tak że patrzył teraz na swoje dłonie.

- I? To chyba dobrze, prawda? Nie będziesz musiał...

- Hutch - Starsky przerwał mu w połowie zdania, ale nie spojrzał na niego.

- Tak? - zapytał, kiedy nie wyglądało na to, że będzie coś więcej.

Starsky przez chwilę jeszcze wpatrywał się w swoje dłonie, ale wreszcie zapytał:

- Pamiętasz, co sobie przyrzekliśmy, kiedy kończyliśmy Akademię?

Hutch zmarszczył brwi, ale odpowiedział od razu. Nie zapomniał ani chwili z tamtego wieczoru i był granitowo pewny, że nigdy ich nie zapomni.

- Że ten, kto pierwszy zrobi detektywa, napisze podanie o przeniesienie dla drugiego z nas - odpowiedział bez wahania. - Starsk... ty po-poprosiłeś o mnie?

- Nie - Starsky potrząsnął głową, a Hutch poczuł się nieco ogłuszony tym wyznaniem. Nie dlatego, że miał nadzieję na inną odpowiedź, ale dlatego, że Starsky wyglądał jakby się bał kontynuować swoją wypowiedź. Ale brunet schylił głowę i mówił dalej, nadal jednak na niego nie patrząc.

- Nie poprosiłem o ciebie, bo chciałem najpierw... z tobą porozmawiać. Wiesz, nie chcę... w końcu mogłeś... to było dawno, mogłeś zmienić zdanie, prawda? Nie chcę, że-żebyś... to nie tak miało być. Rozmawiałem o tym z Nelem... kiedy mi pomagał... przed tym egzaminem. Chciałem, żeby... Hutch, powiesz wreszcie coś, czy pozwolisz mi nadal robić z siebie idiotę? - Starsky spojrzał na niego niepewnie, a Hutch zamrugał, bo coś go zapiekło w kącikach oczu.

- Starsk, czy ty..? - znowu zaczął się jąkać, czego nienawidził, ale przed Starskim nigdy nie próbował się powstrzymywać. - Ja nie... Rozmawiałeś o tym z Frankiem?

Starsky skinął głową, a Hutch zamrugał z niedowierzaniem.

- Starsk, miałeś najlepszego partnera na świecie i chciałeś..? Mnie?

Starsky - nie wiadomo dlaczego - uśmiechnął się lekko po raz pierwszy od tygodnia a Hutch uświadomił sobie, jak bardzo mu tego brakowało.

- Hutch, on był moim przyjacielem. Wiedział ile dla mnie znaczysz - powiedział po prostu.

Hutch złapał go za rękę i zmarszczył brwi.

- Jak możesz w ogóle myśleć, że miałbym coś przeciwko? - zapytał z urazą.

Starsky tylko wzruszył ramionami i spojrzał na niego ostrożnie.

- Już powiedziałem, że to było dawno. Znaliśmy się tylko kilka miesięcy. Od tamtego czasu minęły dwa lata. Przypuszczam, że znasz mnie teraz lepiej - dokończył pasywnie.

Hutch nie wytrzymał i objął go, przyciągając bliżej.

- Starsk, to najdurniejsza argumentacja, jaką w życiu słyszałem - powiedział zdławionym głosem, ale Starsky odsunął się od niego i spojrzał mu w twarz.

- Hutch, jeśli... jeśli się zgodzisz... wiesz, że to może być dopóki, któregoś z nas...

Hutch nie mógł dłużej patrzeć na jego ból i znowu go przyciągnął bliżej, a tym razem przyjaciel nie protestował. Wręcz przeciwnie - Hutchowi wydało się, że zaraz połamie mu żebra, ale postanowił nie zwracać mu na to uwagi. Może z tego powodu, kilka chwil później poczuł jego łzy na plecach. Po raz pierwszy odkąd Neland zginął.

- Hutch? - usłyszał jego szept po bardzo długiej chwili. Dopiero wtedy Hutch poczuł, że jego uścisk zelżał.

- Hm?

- Możesz mi coś obiecać? - nadal jego głos bardziej przypominał błaganie niż normalne mówienie.

- Cokolwiek zechcesz... partnerze - oświadczył Hutch i wiedział, że zrobi wszystko, żeby dotrzymać tej obietnicy.

- Nie umieraj, dobrze?

Hutch zacisnął zęby, bo doskonale wiedział, co kryło się za tymi słowami. Starsky - w najczystszej postaci.

- Starsk?

- Hm?

- Też cię kocham.

KONIEC

fikaton, fandomstories

Previous post Next post
Up