Chciała bym picać długie, lekkomyślne, całkowicie niepoważne notatki, coś w rodzaju stenografii kobiecego świergotania przez telefon - o jagnięcinie i naleśnikach, o zamarzającym pod śniegiem Sankt Petersburgu, o Russkim museum, o kinie, o kobiecych pogadankach „o rozmiarach” w kolejce do toalety, o lakierze do paznokci, o kocie Czeszyrskim, o jasno-mandarynkowym światle lataren i różnobarwnym oświetleniu zimowego miasta, o domu z kolorowymi okienkami co na prospekcie Ligowskim się znajduje... Ale w dolnym prawym kącie monitora mróga błękitna malutka koperta. List z miasta Aszdod. W blogowym „liscie przyjatioł” są nowe wpisy.
Tu niby wszystko w porządku jest, oprócz kryzysa finansowego, śnieg pada za oknem, swiatło w domu i błękitna kopertka mruga...
Bolą mi przyjacele. Bolą ich listy i wiadomośći. U nich zaś boli Izrael. Boli walka „Cich, co chcą żyć” z „Tymi, które chcą zabijać i umierać”. Boli mi to. Boli mi ich uczucie nagiej bezbronnośći, kiedy są wystawiane na obejrzenie zdjęcia ich żołnierzy, ich matek z dziecmi w czasie alarmu bombowego. Boli mi, kiedy przesycony motłoch, w życiu nie zaznawszy co to jest - alarm bombowy i 15 sekund po nim, z bezmyślnym lenistwem rozprawia o winnych i ofiarach.
Boli mi ich pragnienie wytłumaczyć się. Bo uważam że nie warto. Mam takie przekonanie. Oni mają inne. I dla tego boli mi jeszcze bardziej uczucie pozpaczy, kiedy po wielosetnej próbie wyjaśnić swoją rację tu i tam, otrzymują uwagi w rodzaju :”Cześć, jestem publicznośćą docelową. Nie macie racji tu i tu, i w ogóle.”. I oni znowu tłumaczą, tłumaczą, tłumaczą...
Boli mi ich pragnienie się podobać, być zrozumiani. Boli mi ich pragnienie żyć i cieszyć się wolnośćią na swojej ziemi - jedyne ich pragnienie, śpiewane w hymnu narodowym, cichym i krótkim.
Boli mi ich rozpacz z powodu rzekomej „dostojewskiej”„łzy dziecka” oraz europejskiej humanistycznej troski o nieszczęsnej „ludnośći cywilnej”, którą wytykają im ich winy, robiąc z nich potworów. „Potworów”, które nie potrafią przebić się przez tą ścianę. Lecz, jak tylko spoleczność międzynarodowa przerwie na chwilę swój płacz o nieszczęsnych dzieciach i ludnośći cywilnej, to do kogo owi „cywile”, owi dzieci będą strzelali pod dopingujące wrzaski swojich matek? Między innymi, do Cich które robili im opatrunki. Ten tylko zrozumie ich rozpacz, kto chociaż by przez chwilę odczuję siebie będąc na wyspie wśród morza nienawiśći i jednego jedynego życzenia - że by ani Ciebie, ani Twojich dzieci, a nawet ślada po twojim istnieniu nie zostało na źiemi.
W tym dalekim północnym mieście, w tym względnym „dziennikowym” dobrobycie boli mi ich napięte wsłuchiwanie się w wiadomośći, bolą mi ich telefony do blizkich, bolą mi ich modlitwy i życzenia jak najszybszego powrotu, bolą mi ich słowa, ich zmęczone głosy, ich bezsenne oczy.
A u nich boli Izrael.
http://metusbekhet.livejournal.com/343662.html